czwartek, 25 lipca 2024

Trzy na jednego #24

Kadr z filmu ,,The Royal Hotel''. 

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

 Love Lies Bleeding

Kino postmodernistyczne powinno dawno zdechnąć, ale jak widać, twórcy uważają, że ich produkcje, to ósmy cud świata. Jestem przeciwny tezie, iż twórcy są nieomylni. To wykąpana w sensacyjnej bieli alegoria zabójstwo widza na zlecenie, który godzi się na skrajną, destrukcyjną przemoc. Na queerową politykę, oraz na tanie wybryki w sosie makabry, gdzie czerwona farba schnie na naszych ubraniach, bo przyglądamy się przemocy, na którą nie mamy wpływu. Nowy Meksyk, neonowe światła, siłownia, stylowy seks dwóch kulturystek, gangi przestępcze i kiczowata rzeczywistość, która oplata swoim hałaśliwym tańcem kul. To film pochłonięty przez szerzącą się nienawiść, gdzie jedność ciała splata się w uścisku broczącej krwi, gdzie zabójstwo wychodzi przestępcom na sucho, a handel bronią kwitnie, zaś Meksyk, to miejsce wszelkiej niegodziwości. Furiacka akcja, gdzie motorem napędowym są mięśnie, a historia zmierza nieodwracalnie ku abstrakcyjnym obrazom, gdzie przemoc znieczula na kolejne uderzenia w płuco. 


Męczący ukrop, nihilizm społeczny, sprowadzanie surrealizmu do dętych scen skopiowanych z japońskiej kultury (ostatnia scena przypomniała mi o wspaniałej mandze ,,Giant'' autorstwa Hiroya Oku). To kobiece spojrzenie na kino zemsty, niepasujące do kobiecej ręki, do kobiecej wrażliwości, jakby zaprzeczenie własnej naturze. Pulpowy sensacyjniak dla spragnionych krwi oraz potu. Bezdennie pusty, bezduszny i okrutny bez argumentów. Kampowa, ekstrawertyczna bzdura dla niewyżytych lesbijek, które wolą mięśnie od pompującego serca. Jeśli to miał być sprzeciw przeciwko męskiej dominacji mięśniaków w filmowej kulturze, to misja nieudana, droga pani. 

Wielka Brytania, USA, 2024, 104'

Reż. Rose Glass, Sce. Rose Glass, Weronika Tofilska, Zdj. Ben Fordesman, Muz. Clint Mansell, prod. A24, Film4, Escape Plan Productions, wyst.: Kristen Stewart, Dave Franco, Anna Baryshnikov, Jena Malone, Ed Harris



The Royal Hotel

Dwie nastolatki uciekają od dawnego życia do Australii, aby prowadzić pub w odizolowanej od świata dziurze, w której nie ma perspektyw, nadziei na lepsze jutro czy wykształconych dżentelmenów. To brudny, niekomfortowy biznes połączony z szowinistyczną hałastrą, gdzie mieszkańcy są wulgarni, chłopcy obsceniczni, a dziewczyny niegrzeczne. Zaczyna się jak wiarygodny dramat młodych kobiet, które utkwiły w mentalnej wiosce, która nie zeszła z drzewa, co zachowuje się pazernie na odmowę. Gdzie alkohol leje się strumieniami, zagraniczne dziewczyny wkręcają się w niepohamowany, perwersyjny seks, a lokalni faceci to zwyczajni, stuknięci frustraci, którzy czują wyższość nad stłumionymi popędami młodych dziewcząt, które trafiły do koła czarowników. Misternie budowany klimat - w cienistych korytarzach, w lokalnym barze zamienia się w niezrozumiały, krawędziowy, bombastyczny film sensacyjny, co psuje odbiór kameralnej zaściankowości. To tytuł nie tyle nieprzyjemny, co zwyczajnie wykastrowany z urody. Ujęcia są brzydkie - kręcone w nocy, w ciasnych blokach pokojowych, a rozmowy sprowadzają się do telegraficznych skrótów. Jakby krytyka wyzwolonej młodzieży, która robi co chce, jakby krytyka na wolność jednostki. 



Najlepsze, co ma do zaprezentowania, to pierwsze pół godziny, potem się stacza, a zakończenie jest niewiarygodne. Australia, to ponure miejsce, do którego nie chcesz przyjeżdżać, gdzie noc spędzona w sypialni przyprawia o alarmujące sygnały, czy na pewno jesteś bezpieczny, gdy w okolicy kręcą się zboczeni panowie? Ilość obraźliwych słów zmiotłaby niejednego płatka śniegu. Alkohol wylewa się za kołnierz, do nieprzytomności. Nawet seksualne aluzje są brudne, niegościnne i mdłe, jak słodki syrop do słodkich ciasteczek. Liv - jedna z bohaterek - wydaje się szczęśliwa i chętnie flirtuje, ale ponosi ją chwila, więc zatraca się w błogiej nieświadomości własnej niewiedzy na temat świata. Hanna z kolei czuje się podle, nie potrafi wykrzesać z siebie uśmiechu (o co prosi ją pracodawca). Łatwo się domyśleć, że jako pierwsza będzie chciała wyjechać i zapomnieć o górniczym osiedlu, gdzie w pubie siedzą mizogini o nieogolonych twarzach. To thriller, gdzie przemoc seksualna czy przemoc na tle natury psychologicznej jest ukryta, i czeka, by ją uwolnić, gdy reszta nie patrzy. Nie powiem - intrygujący wstęp, ale zdeptany przez niepowodzenia fabularne oraz monotonię miejsca oraz akcji. 

Australia, Wielka Brytania, 2023, 91'

Reż. Kitty Green, Sce. Kitty Green, Oscar Redding, Zdj. Michael Latham, Muz. Jed Palmer, prod. Uniwersal Pictures, Screen Australia, The South Australian Film Corporation, wyst.: Julia Garner, Jessica Henwick, Herbert Nordrum, Dylan River, Alex Malone



El Bus De La Vida (Autobus życia)

Inspirowany prawdziwą historią panaceum na niedostatki niezrealizowanego życia. To lekki, komiczny film drogi, dziejący się na obrzeżach Bilbao. Wybieramy się do krainy Basków, ale w nieco mniej optymistycznych nastrojach niż początkowo zakładaliśmy, ponieważ każdy wycieczkowicz cierpi na raka, lecz spokojnie - choroba chorobą, a humor to najlepsza rzecz, aby dorysować uśmiech na twarzy losu. Pasażerowie autobusu wybierają się w podróż, która ma uleczyć ich zmartwione dusze, a filmowca z Baskonii jest czuły na niesprawiedliwości pokręconego świata. Zabiera na przejażdżkę nieuleczalnych pacjentów, ale wspólnie przeżyjmy tę chwilę, żeby napawać się optymizmem i łapać dzień, zanim nadejdzie zmrok. Jeden z naszych bohaterów jest rozkochany w muzyce, która odgrywa ważną rolę. To niejako marzenie wokalisty, który może rozkołysać środek lokomocji i dopomóc w przejściu na drugą stronę. Choć Andres jest w centrum wydarzeń jako kompozytor, to pozostali wydają się nieco odrętwiali. Jakby zepchnięci na drugi koniec siedzenia, lecz istotą ,,Autobusu życia'' jest jego przestrzeń wypełniona poczuciem przynależności do grupy. Wsiadamy, dobrowolnie, do pary ,,przegranych'', którzy nie chcą się poddać, a wszelkie troski udzielają na forum, więc, w rzeczy samej - autobus stanowi swego rodzaju spowiedź, koło zwierzeń, połączenie z ludźmi i wzajemne wsparcie w niedoli.


Kręcony w Orduna ,,El Bus De La Vida'', to radosne pogodzenie się ze stratą, ale też możliwość wybrania się w nieznane, aby zasmakować pierwszej miłości, zatańczyć na odludnej wiosce, wybrać się daleko w góry, aby spojrzeć na wodospad Nervion. Jest w tym jakaś czutka realizmu magicznego, ponieważ kierujemy się w stronę Bilbao, ale poza turystyczne miasto, jakby czas stanął w miejscu, a my możemy zapomnieć o strapionych sumieniach, pędząc po lepsze jutro, które nam odebrano. To przyjemny, niespieszny okaz, dla całej rodziny. Można powiedzieć, że to uniwersalna historia, o seksualnej otwartości, wokalności narodzin, odporności na ciosy życia czy uczciwości wobec drugiej osoby, gdzie nikt nikogo nie ocenia za to, kim jest i z jakimi talentami się urodził. Rzadki przykład kina, po którym czujemy się spokojniejsi, pełni optymizmu i radości z tego, że trwasz w okaleczających ramach rzeczywistości. 

Hiszpania, 2024, 98'

Reż. Ibon Cormenzana, Sce. Eduard Sola, Ibon Cormenzana, Zdj. Albert Pascual, Muz. Paula Olaz, prod. Aixerotta Films, Arcadia Motion Pictures, Euskal Irrati Telebista, wyst.: Dani Rovira, Susana Abaitua, Javier Tolosa, Elena Irueta, Araia Diaz, Karmele Larrinaga




0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz