sobota, 3 sierpnia 2024

Starve Acre - Zgroza choroby

 


,,Starve Acre'', to raczej tytuł skazany na niszę, i to taką odległą, jak ciemny las w puszczy. To nadto subtelny horror, niemal szeptem pisany, który dzieje się w wiejskim Yorkshire. W przeciwieństwie do obrzydliwego ,,Rodzaju życzliwości'' (nowy film Lanthimosa, to paniczna próba szukania atencji) korzysta z soczystego czarnego humoru, przeglądając ludzkie człowieczeństwo przez mroczne lusterko, które krzywi się na widok naszej twarzy. To hipnotyczna, mglista opowieść z folklorystycznym żywiołem, gdzie korzenie oddychają pod powierzchnią, niebo sygnalizuje złowieszczy nastrój, a obłęd wzrasta w imię wpisanego szaleństwa w ludzki gatunek. Co prawda - film nie spodoba się masowej widowni, ani nie stanie się hitem na Zachodzie, a już na pewno nie podnieci miłośników grozy, to sprawił symboliczną niespodziankę. To klasyczny przypadek pogańskiego horroru, który dzieje się na dzikich terenach, a dzicy ludzie giną w okowach własnej słabości psychicznej.

To powolnie spalający się trud rodzicielstwa, w delirycznej atmosferze, gdzie synek z poczętego małżeństwa o imieniu Owen cierpi na Astmę, i prawdopodobnie ulega mocom starożytnego dębu w okolicach drzewa na posesji. Zaczyna się niewinnie, bo rodzina przeprowadza się z miasta na wioskę, żeby ulżyć płucom młodzieńca. Richard, czyli mąż - niegdyś wychowywał się w leśnym zakątku, na farmie, więc zna tutejszą okolicę, gdzie mieszkańcy rokrocznie wybierają się na targ. Choć z pewnością miłośnicy wielkich macek czekają na nową premierę ,,Obcego'' (w kinach od 15 sierpnia), to sieć korzeni przypomina zlepek oplatających tuneli, które ożywają na widok rozchorowanego chłopca. Już pierwsze sceny zapowiadają dziwny, makabryczny i psychodeliczny horror z twoich koszmarów, gdzie kucyk umiera na naszych oczach z oczodołem zalanym od krwi. Jakby to choroba przyspieszyła proces zbliżającej się zarazy, czarcich pomiotów i demonów z otchłani. Sytuację przedrzeźnia ojciec Richard, bo jest wziętym akademikiem oraz archeologiem, więc bada posesję na własne ryzyko odkrywając pulsujące jednostki pod ziemią. 

Dom wydaje się zabytkiem starożytnego ludu, a ludowa mitologia wciąż odzywa się echem we współczesnej, ukierunkowanej, ustabilizowanej cywilizacji. Nad tą wiejską Sekwaną rozwija się ponura, gorzka atmosfera oraz grobowa deska. Napięta sytuacja, gdzie syn poważnie cierpi przez ucisk w klatce piersiowej, dom mami symbolami, ludowymi wierzeniami z przeszłości, a matka zaczyna myśleć, że syn przeobraża się w zwierzęcy totem. Jego kameralny, stonowany, wręcz zimny ton sprawia, że usypia czujność, a okrucieństwo ujawnia się w zaskakujących plikach na osi czasu, choć fabuła głupieje od ludowej mitologii, a skostniała, jesienna aura prowadzi do zatrucia - sprytnie przełącza się między komediową hucpą z wszelkich wierzeń w magię, a śladem starożytnej grozy, grozy ukrytej, bo niewidocznej dla ludzkich oczu. Na pewnym etapie, to natura gra pierwsze skrzypce, a ludzie są kukiełkami w sidłach ponurej gry dawnych żywiołów. Jeśli na plakacie oglądasz zająca, to wiedz, że zagra ważną rolę, nie mniejszą niż ludzki odcisk na Yorkshire. Jego pojawienie się, to niczym objawienie pierwotnej natury, która bierze w kleszcze ludzki rozum. 


W trakcie rozwijającej się fabuły dużo dowiadujemy się o Richardzie, który odkrywa stare zapiski ojca, podziemne tunele, przez co zaczynamy odczytywać drzewo jako symbol dawno zapomnianej religii. Wrzosowiska na starej farmie są równie ponure, co ponure jest niebo za dnia - czuć następujący po sobie fatalizm, zbliżający się tragizm ludzkiej niewiedzy, która walczy z czymś, co jest odległe, jak gwiazda Supernowy. Choć mój opis może brzmieć ekscytująco, to twórca rozwija się wolno, jak żółw, a jego ograniczona paleta kolorów potrafi wpłynąć negatywnie na nasz wskaźnik zainteresowania. W dodatku operuje śliską, wiejską mitologią, wisielczym humorem i ma dwuznaczne zakończenie, które może wybić z rytmu oraz uczynić niezadowolenie z finału. ,,Starve Acre'' raczej stara się grać detalami, niż trwać jako pełnoprawna opowieść o dawnych osadnikach, którzy wierzyli w pogańskie bóstwa. Kręci się wokół niezrozumiałych mitów, nawiązując romans z paranormalnymi zjawiskami o niewytłumaczalnych ripostach. 

Jego największą wadą (a może zaletą) jest niewyjaśniony świat, który przedstawia na naszych oczach, struga ludową pieśń pod ziemią, trwając w ponurych wizjach i w zastygłej, kameralnej pozie, gdzie zło nadchodzi cichymi krokami. W tym gotyckim horrorze, gdzie izolacja prowadzi do obłędu, astma do wyjazdu, a zwierzęta cierpią przez ludzkie narzędzia, to wydaje się jakimś paranormalnym, anormalnym zjawiskiem, gdzie przydałby się egzorcysta, mocniejsze, pełniejsze tempo, bo chociaż doceniam jego konsekwencję, jak jednostajny nastrój zbliżającej się wichury zmian w rodzinnej osadzie, to gdzieś ucieka jego domniemane piętno zagrożenia, bo ukradkowo próbuje zastraszyć, ale chwilami robi to nieudolnie, i w sposób zbyt subtelny, żeby uwierzyć, iż jesteśmy w potrzasku. Nie mniej, to ciekawy przypadek, kiedy horror jest tak wyciszony, że niemal niedostrzegalny. Jakby cichy zabójca z nożem czyhał za tobą za kobiercem. Przerażająca wizja, prawda?

Wielka Brytania, 2023, 98'

Reż. Daniel Kokotajlo, Sce. Daniel Kokotajlo, Andrew Michael Hurley, Zdj. Adam Scarth,
Muz. Matthew Herbert, prod. BBC Film, BFI, Access Entertainment, wyst.: Matt Smith, Arthur Shaw, Morfydd Clark, Sean Gilder, Erin Richards



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz