wtorek, 20 sierpnia 2024

Skincare - Na oparach



 ,,Skincare'' jawi się jako rozhisteryzowany thriller, gdzie spoglądamy na różowaty bulwar w Los Angeles. Elizabeth Banks pojawia się w kadrze w stylowym Cadillacu, co skrywa pod twarzą maseczkę oraz ostry, wyzywający makijaż (wymalowane usta, wytuszowane, podkreślone rzęsy, puder przykrywający niedoskonałości na cerze, zabarwione powieki), a wszystko tonie w neonowym świetle hollywoodzkiego blichtru, gdzie influencerzy dają wskazówki przez internet czy media, jak mają żyć, jakbyśmy sami nie wiedzieli, dokąd pędzimy w chaosie zatłoczonych ulic. To niereformowalne dziwadło dla hipsterów zakochanych w bogatych dzielnicach, którzy uważają, że bycie gwiazdą to komfort czy podwyższony standard, a sława jest jego uzupełnieniem. 

W głównej roli Elizabeth Banks, która wciela się w przedstawicielkę makijażu o imieniu Hope Goldman, która notorycznie będzie prześladowana przez, kogo? Paparazzi, niepoprawnych fanatyków jej urody, zboczeńców zafiksowanych na punkcie celebrytów? Odpowiedzi nie gwarantuję, ponieważ nie chcę zdradzać niespodzianki, choć produkcja wielokrotnie podkreśla ton satyryczny, a opowieść płynie na falach wzburzonej niewiedzy, kto próbuje upokorzyć czy zniszczyć utalentowaną Hope, która ma talent do handlu i ukrywania zmarszczek pod makijażem. Eli Banks znana raczej z komedii niż dramatów całkiem nieźle sobie radzi jako bizneswoman, która przechodzi przez piekło napiętnowania bycia kimś, kto wyróżnia się w tłumie. Los sprawi, że niebawem na monopolowym zakątku pojawi się Angel - zawzięty konkurent, samiec, który zna się na tonikach i złotej urodzie, jak same kobiety, które obnoszą się ze swoim wdziękiem. 

Oboje są operatorami butików z wymyślnymi kosmetykami, dla których biznes to podstawa, aby utrzymać się w kosztownym L.A., gdzie kalifornijskie słońce piecze w plecy, a opalenizna dokucza nieskazitelnej skórze. Sęk w tym, że Hope zostaje wyśmiewana przez jakieś pisemka na łączach internetowych, jakoby promowała seksualne usługi, przez co dochodzi do kuriozalnych scen, gdy jeden z kierowców za przysługę oczekuje przyjemności oralnej z ust atrakcyjnej kobiety o blond włosach, w zamian dostanie gorący wywiad na żywo w publicznej telewizji. Najśmieszniej wypada Jordan - fantazyjny przedstawiciel dzisiejszego internetu, który chce ci sprzedać obietnicę lepszego życia, jak masz się odżywiać i jak podchodzić do interesów, żebyś osiągnął sukces. Typowi bumelanci, którzy zbierają pieniądze na naiwnych, zagubionych ludziach po drugiej stronie ekranu. Jordan, to klasyczny przypadek narcystycznego mężczyzny, który uwielbia oglądać swoje bicepsy w lustrze, a najchętniej sam by dał sobie buziaka, za to, jaki jest czarujący i seksowny (!). 


Niby jest intryga, niby wzorowany na prawdziwych wydarzeniach (skupia się wokół sprawy Dawn DaLuise, która została oskarżona o planowane morderstwa, co trafiła do paki na dziesięć miesięcy), ale to wypłowiała opowieść o próżności, gdzie thriller jest znikomy, choć niewątpliwie wyraża prześmiewczy wyraz sprzeczności, jak piękni, zdolni, optymistyczni ludzie giną we własnych kłamstwach i matactwach pod przykrywką jakieś zabawy czy zgubnej idei. To katalog wybrakowanych truizmów - otrzymujemy miękki, komediowy kontent patologii środowiska kalifornijskiego miasta, które uwielbia wzajemnie się wyniszczać, gdzie prezenter telewizyjny, to pajac w krzywym zwierciadle, który pochwala wojnę płci w internetowym świecie bzdur. W zasadzie, brakuje tej historii pazura, mimo że próbuje ostrzem przejeżdżać po skórze i drwić ze społeczeństwa zachwyconego własnym pięknym oraz biznesem. Jego histeryczna postawa, maniakalne wrzaski gryzie się z komediową kpiną na temat makijażystów w kiczowatych ozdóbkach, gdzie ekstrawaganckie twarze skrywają skrzywienie umysłowe.

Brakuje tu podstawy gatunkowej: konkretnego, opalizującego napięcia, utalentowana Banks stara się grać zagubioną kobietę po trzydziestce, która chce robić karierę w salonie urody, ale przeważnie wypada na niezaradną, pogrążoną w rozpaczy biedaczkę, która utknęła w epoce trolli, męskich ignorantów, nieuczciwych kolegów ze szkoły z dawnych lat, przez co, jako kryminał, przestaje działać i zamienia się w jednostajny trip o pomyłkach, a rozwiązania fabularne grzęzną w przewidywalnych okolicznościach po faktach dokonanych. Jego struktura jest przedziwnie rozwleczona: zaczyna się, jak standardowy sitcom o trudnościach w branży kosmetycznej, drenując niechybnie w elementach prześladowczego thrillera, by zakończyć jako farsa nieporozumień. To tytuł niezdecydowany, który nie potrafi naśmiewać się z rynku pracy, ani budować sensownej dramaturgii (a mógł pójść w stronę ,,Bulwaru zachodzącego słońca'' z 1950 r. i wykazać przykrą diagnozę, jak skupianie na sobie uwagi wyniszcza umysł), ale wolał być bezpiecznym produktem, który ma zaspokoić delikatną publikę. Jego kremowa rozbudowa przepada na rzecz płytkiej komedii pomyłek. 

To raczej film z kategorii: przeciętniak. Posiada wyrazistą aktorkę na pierwszym planie, ale musi sama ratować spektakl przed katastrofą, a z tym ołowianym makijażem jeszcze bardziej podkreśla lęk postaci przed starzeniem. Sama DaLuise została aresztowana 5 marca 2014 roku i oskarżona o nakłanianie do popełnienia morderstwa. Sms, którego wysłała przyjacielowi jako żart, trafił w ręce policji z West Hollywood, która potraktowała go poważnie i uwierzyła, że planuje wynająć płatnego zabójcę, aby zlikwidować właściciela konkurencyjnego studia depilatorskiego w West Hollywood. Ta błaha sytuacja poskutkowała odsiadką, a autorzy postanowili uczynić z niego wybrakowany film, luźno bazowany na wydarzeniach w Los Angeles, ale jak widać, jeśli masz temat i narzędzia - nie znaczy, że spełnisz misję i zrobisz to dobrze.

USA, Włochy, 2024, 96'


Reż. Austin Peters, Sce. Sam Freilich, Austin Peters, Deering Regan, Zdj. Christopher Ripley, 
Muz. Fatima Al Qadiri, prod. Jalapeno Goat, lervolino & Lady Bacardi Entertainment, wyst.: Elizabeth Banks, Lewis Pullman, Luis Gerardo Mendez, Erik Palladino, Jesse Saler



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz