środa, 24 lipca 2024

Deadpool & Wolverine - Pusta walizka



Kultura geeków doprowadziła marki do nieuleczalnej katastrofy. Tam, gdzie jedni zachwycali się wiernością, jakoby adaptacja podążała za oryginałem, jak antybohater w masce przeklinał, przebijał czwartą ścianę i schlebiał własnym przywarom, to jako zagorzały przeciwnik traktowania postaci, jak nieomylnych nieśmiertelników, musiałem opuścić pokład i szukać własnego lądu ze skarbem oraz przygodami. ,,Deadpool'', to nie jest żadne wydarzenie kulturowe, ani wiekopomna premiera dla świrów filmowych. Problemem tej serii, od początku, jest odcinanie kuponów, płytki scenariusz, gdzie meta-filmowe odnośniki są ważniejsze od historii. To tak, jakbyś zaprosił dziewczynę na randkę, ale zamiast do kunsztownego zoo, wybrałeś hałaśliwe kino, w którym nie masz czasu ani siły, żeby porozmawiać z dziewczyną. Dookoła coś rozprasza, a to widownia, a to wiwaty, a to szklany ekran wypchany trocinami energii.

Najnowsza produkcja o superhero, to sucha komedia zaliczająca bezwstydne falstarty w opowiadaniu żartów. Mity o wielkości MCU można włożyć między bajki, a metatekstowa składanka uznanych antybohaterów w świecie Marvela, jak Logan, który narodził się jako tajna broń eksperymentalna w opowieści z lat 90., jak ,,Weapon X'', to jawny policzek dla konserwatystów zakochanych w ponurych historiach o implikacji genetycznej. Deadpool jest wodzirejem, a w trakcie seansu ogłasza się ,,Jezusem Marvela'', co dla partii przeciwnej, na przykład wyznawców Avengers - brzmi jak bluźnierstwo. To zadowolona z siebie kukiełka wielkiego studia, która chce uchodzić za symbol nowej kinematografii - kinematografii przegranej, która przegrała z rzeszą zwolenników komiksowych adaptacji, którzy zepsuli święto w kinie, chcąc więcej i głośniej, gdzie prawdziwe opowieści ulegają chorym maniakom oraz narcyzom zakochanym we własnej osobie (a Deadpool, to niewątpliwie osobowość narcystyczna, do tego socjopata z chorym humorem). 

Najemnik z brzydką gębą skrywaną pod maską, to zarozumiały bywalec serii, który kontynuuje swój los smutnego klauna, który musi bawić publikę, bo inaczej publiczność wyszłaby z sali kinowej. Jest jak jubilat superbohaterów, którzy mają zgromadzenie, jak w tych animacjach od DC, gdzie oglądasz przy stole Batmana, Martian Manhuntera, Wonder Woman czy Hawkgirl. Wulgarny Deadpool kontynuuje swoje przedszkolne wyzywanie (nawet żarciki o gejach wydają się wstecznie stępione, pomimo użycia R-ki, czyli seansu dla dorosłych), jakby nie mógł rzucać uwagami w stylu ,,Hej, pedały, którędy do klubu z męskimi torsami?''. Film zaczyna się od Wade'a Wilsona (imię i nazwisko śmiercionośnego Deadpoola pod maską), który odnosi się do przejęcia Foxa przez Disneya, co próbuje odmienić swoje życie, ubiegając się o tytuł Mściciela (próbując powtórzyć wydarzenia z "Logana", w którym ukochany bohater Jackman poświęcił się, aby uratować młodego mutanta). Minęło trochę czasu od ostatniego kumpelskiego spotkania, więc rozstał się z Vanessą (Morena Baccarin) i próbuje znaleźć nowy cel w życiu, aby nie popadł w gnuśność. 

Tak jest, dopóki nie zostaje schwytany (czy tam porwany) przez dziwaków w trykotach, przez agencję, która ma zabezpieczać oś na linii czasu, aby zapieczętować Multiwersum przed rabunkiem. Jak widać - fabuła skręca w znane rejony, które w ostatnich latach są notorycznie powtarzane przez kontinuum czasowe, jak w przygodach z ,,Flashem'' czy ,,Spider-Manem''. Żeby Multiwersum zostało utrzymane w równowadze Deadpool pędzi na akcję chcąc odnaleźć legendarnego Logana, który nie przypomina wersji strapionego starca z komiksu ,,Wolverine: Staruszek Logan'', lecz podstarzałego bohatera kina akcji, który musi asystować zarozumiałemu głupkowi z czerwoną maską. I chociaż autorzy sprytnie bawią się liniami alternatywnej rzeczywistości (bliźniaczo podobnej do trylogii z ,,Powrotu do przyszłości''), to traci impet, kiedy zdajemy sobie sprawę, że fabuła jest pretekstem do ponownego spotkania dwóch kultowych jednostek z uniwersum Marvela. Prezentując ohydny, tani fanserwis (zwłaszcza dla nerdów, którzy pamiętają, że kiedyś Wolverine latał w jasno-żółtym kostiumie i z kaskiem na głowie, jak w starych kreskówkach z lat szczenięcych). Żongluje znanymi gagami, aby przypodobać się podstarzałym fanom superbohaterów, którzy nie wyrośli z zabawek dla dzieci.  


Jeśli nie jesteś fanem popkultury, i nie widziałeś poprzednich odsłon z Deadpoolem - radzę omijać seans z daleka, a to dlatego, iż ilość nawiązań czy meta-komiksowych odniesień przyprawi przeciętnego zjadacza chleba o zawał oraz minę na twarzy w stylu ,,Co?''. Najemnik z paskudną gębą zaczyna jako sprzedawca używanych samochodów, z lokatorem wyniszczającej narkomanii, by przeglądać portfolio z Wolverinem, gdyż na ścieżce spotkamy multiplikacje Logana znane ze świadomości kulturowej. Akcja nieustannie jest łamana kiepskimi żartami, krzykliwą amplitudą i toną zbędnego fanserwisu, który rozwadnia tę opowieść o przyjaźni, dwóch nieprzystających kolesi, do niemrawego kina chodzonego po czasoprzestrzeni wydarzeń, w dodatku z czarnym charakterem, który nie robi żadnego wrażenia. Mam wrażenie, że moje żarty na poczekaniu, bardziej ożywiłyby seans, jak wycieczka Deadpoola do krainy martwych prezydentów (był taki komiks, gdzie najemnik zaszlachtował dumnych gubernatorów Stanów Zjednoczonych, bo Avengersi nie chcieli brać udziału w bratobójczej wojnie ze znanymi prezydentami, jak Lincoln). 

W tym sektorze bezprawia, gdzie niechciani (nieopłacani) bohaterowie z Marvela idą na śmierć, w czyśćcowym koszmarze wyłania się Cassandra Nova, co niegdyś współpracowała z X-Menami, a teraz pozostała pokręconą siostrą Xaviera (wiecie, tego doktorka na wózku inwalidzkim, i nie, nie mówię do Ciebie, ty znawco Marvela!). Takie żarty z poprzednich odsłon, ,,Czy wyłączyłem piekarnik?'' w środku akcji - miały w sobie jakąś niewinną, dziecięcą twarz, ale w tym pustosłowiu zaczyna przytłaczać fakt, że Deadpool jest nieznośnym pozorantem, mizdrzącym się do publiczności intrygantem, który musi orbitować wokół głównych wydarzeń, bo inaczej popłakałby się, jak dziecko sąsiada, które upadło na pupę. Bohaterowie kłócą się bez przerwy, żeby podkręcać radosny nastrój opowieści, żarty lecą wściekle na parszywym ekranie, aby przypomnieć widowni ,,Hej, jesteśmy śmieszni'', ,,Czemu cię to nie bawi, sztywniaku?'', ,,Hej, żyjesz, poważny widzu, który ogląda Bergmana w stanie depresji?''. Nie oczekuję od Deadpoola wysokiej klasy humoru, czy analizy dramatu, tylko dobrej rozrywki, która goni w piętkę, i pozostawia po sobie suchy dowcip, jakby sucha karma dla widzów, którzy faszerują się odgrzewanym obiadem sprzed tygodnia. A jedyne, co chcę powiedzieć po filmie ,,To zamknij japę, Wade, i zacznij pisać lepsze żarty, bo minęła godzina, a ty walisz sucharami, jakby twoja dziewczyna zapomniała ściągnąć majtki podczas stosunku, zamieniam się w piaskową mumię na myśl o twoim fetyszu na własnym punkcie, i czekam łaskawie, kiedy zaczniesz bawić publikę, a nie ciumkać, przez słomę, wyrazy''. Jak to jest możliwe, że tworzysz komedię, która nie jest zabawna i trwoni czas na mielizny?

Onanizuje się przed ekranem swoimi easter-eggami, wskrzesza Wolverine'a, przywraca do łask seanse dla dorosłych, ale co z tego, jak wszystko jest sklecone z beznamiętnej iteracji? Gdzie każda próba przypodobania się widzowi, kończy się strzałem w pysk. To taki sparing z obserwatorem, gdzie ja, po drugiej stronie ekranu, siłuję się z mięśniakami z kreskówek, żeby odbębnić sparing, kiedy ktoś rzuci bardziej żałosnym, wulgarnym dowcipem ,,Ty to jesteś mięczak, wiesz?'', ,,Tak? A ty, to ośla stopa, która tupta po kamienistych brzegach, wazeliniarzu ekranowy''. Wade Wilson, to najbardziej nikczemny anty-bohater filmowy, nieśmieszny, jak jego żarty o skarpetkach, które podrzuca na ekranie. To Wolverine jest jedynym ratunkiem od zgniłego filmu, który nie ma nic ciekawego do zaprezentowania, gdzie fabuła jest zagłuszającą wymówką, aby wybrać się do kina, bo Logan, to ostatnia maskotka z Marvela, która rozumie, że jest cienka granica między błazenadą, a szykownym strojem. 

USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Wielka Brytania, 2024, 127'

Reż. Shawn Levy, Sce. Rhett Reese, Paul Wernick, Zdj. George Richmond, Muz. Rob Simonsen, prod. 20th Century Studios/21 Laps Entertainment/Bona Film Group, wyst.: Ryan Reynolds, Hugh Jackman, Emma Corrin, Rob Delaney, Karan Soni, Morena Baccarin





0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz