środa, 24 lipca 2024

Lupin the 3rd vs. Cat's Eye + wzmianka o Detektywie Conan



 ,,Lupin'' przypomniał mi, dlaczego przestałem oglądać japońskie animacje pełnometrażowe. Wystarczy spojrzeć na kobiece sylwetki. Seks-maszyny dla męskiej publiki. Gorące sztuki - z dużym, krągłym biustem oraz długimi nogami. Rudy płomień zlewający się z kruczoczarnym natężeniem. Mężczyźni bywają równie przerysowani - są gwałtowni czy namiętni, do tego stopnia, że wymachują bronią nieustannie, a ich porywczy charakter przestaje odróżniać bandę towarzyszy od wrogów. Są zamroczeni przemocą, a jego kreskówkowość podkreśla absurd świata przedstawionego. To przepompowany, przegrzany ster sensacyjny, gdzie akcja nakręca spiralę wzmagającej się bitwy pomiędzy poszukiwaczami skarbów. 

Trudno odetchnąć od chaosu wrażeń, a nie będę udawał, że znam tę serię od lat, więc nie spodziewałem się ostrej dynamiki od pierwszego ujęcia. Potrafi to zgubić autorów, bo skupiając się na bombastycznej utopii, gdzie eksplozje poszerzają eskapistyczny triumwirat nitrogliceryny - prowadzi opowieść na zatracenie. To niebezpieczna dawka galopującej rozwałki, która przedwcześnie wyczerpuje swój limit kreatywności. O czym opowiada? Tytułowy Lupin, to młody detektyw (bardziej złodziej), który wplątuje się w serię mitów o podróżnikach, gdzie ukryte skarby czekają na śmiałków, w tle niezobowiązujące romanse, pościgi, wybuchy i dziecięca pogoń za wartką sensacją. Dzieje się dużo, zdecydowanie za dużo - przesyt gangsterskimi maniakami, armią wojskowych palantów, którzy niszczą dzielnice po to, aby złapać jednego gościa z szelmowskim uśmiechem. To standardowy przykład rozbuchanego anime, gdzie pojazdy toną, po pociągach przejeżdża nieobliczalny szaleniec w samochodzie (!). Kpi sobie z zasad fizyki czy logicznych posunięć, bo od stoickiej wyprawy woli niepoprawną rozróbę w centrum miasta. 

Mam pewien problem z pełnometrażowymi filmami opartymi na seriach, które trwają od dziesięcioleci. Podobnie, jak detektyw Conan, co pierwotnie pojawił się w 1994 r. - jest postacią kultową w Azji. Osobowość serialowa, występująca w krótkich, proceduralnych odcinkach. Debiutująca w latach 60. na łamach Shukan Manga Action. Mangowy charakter wzorowany na Arsenie Lupin, to jedna z najdłuższych opowieści w historii japońskiej popkultury, co sprawia, że podczas trwającego pokazu nie wiedziałem, kto jest kim, i musiałem douczyć się poza ekranem, co nie wpływa dobrze na mój odbiór. 

Poza tym, jak wskazałem na wstępie, to maniakalna kraksa, gdzie od fabularnej cegły ważniejsza jest sensacja goniąca za potworniejszą sensacją. Naprawdę ciężko przejąć się losami postaci, które trafiają do pretekstowego scenariusza, gdzie historia jest rozwodniona, rozmemłana, pościnana, na tyle mocno, że przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Sama akcja również kuleje, bo od tej nieskrępowanej zabawy popada w kuriozalną memiczność. Jeden z bohaterów, w białym garniturze, biega po scenie z kataną - odbijając kule z pistoletów (!). Rozumiem, że w Japonii uwielbiają hiperbolę, przesadność i karykaturę, ale to jest komiczne, nawet jak na animację dla młodszych odbiorców. Autorzy popadają w totalną rozpadlinę, gdzie gorzeje od atrakcji wyjętych z gier wideo - jak lokomotywa rozpadająca się w powietrzu, leniwe zwroty, gdzie od śmierci towarzysza ratuje dłoń w ostatniej chwili (to jest naprawdę tani, starożytny chwyt!).


Podobnie było z wcześniej wspomnianym ,,Detektywem Conan: Pentagram za milion dolarów''. Nazewnictwo broni czy nazewnictwo postaci pojawia się w charakterze zbiorowym, co irytuje, bo ja nie wiem, kto jest kim, i dlaczego wszyscy naparzają wszystkich - dla amatorów (jak ja), którzy nie znają serii, jest to prawdziwe utrapienie, a nie przyjemność. I chociaż fabułą nie muszę się przejmować, podobnie, jak z ,,Detektywem Conanem'', który zaliczył 27-film z serii o małym, dzielnym śledczym, to ,,Lupin III'' zaznacza się jako niepoważny, pełnometrażowy cud akcji, a nie kryminalny ekscentryzm, jak w ukochanej serii o Sherlocku Holmesie, a mimo to, życzyłbym sobie odrobinę magii oryginału. Taki z niego detektyw, jak ze mnie baletnica! To przerysowany twór, z przewidywalnymi zwrotami w narracji, gdzie bohaterowie są cudaczni, odpychający i zwyczajnie kuriozalni w działaniach, aby zyskać jakiś tam skarb III rzeszy. To złe anime, w złym guście, z tekturową, płaską reżyserią, gdzie scenariusz leży i kwiczy, dla początkujących, którzy nie znają serii, to strzał w stopę! Znów porównam to z ,,Detektywem Conan'', gdzie żeby wiedzieć, kto jest kim, wyobraź sobie, że musisz znać. A) Detektyw Conan kontra widmowy złodziej dzieciak (2024), B) Rozdroże w starożytnej stolicy (2023), C) Karmazynowy list miłosny (2017), no ludzie kochani, przecież to nie jest fizyka kwantowa. Dlaczego doszło do takiego absurdu, że muszę znać poprzednie odsłony serii?!

Na zakończenie, nie wiem, komu to polecać - fani serii, to pewnie znają, ich nie trzeba zachęcać, ale jako laik czuję się podle, bo to okropny seans. Źle przedstawiony główny bohater, który w połowie seansu liczył na prawy sierpowy od widza (!), nadmiar atrakcji, głupia fabuła, kryminału nie ma żadnego, choć miało być o detektywie, ilość absurdu, która mnie spotkała, to jakaś kara za to, że próbuję oglądać wszystko, co wpadnie mi w ręce. Absolutnie, na jakiś czas, zapomnę, że istnieje ktoś taki, jak Detektyw Conan czy Lupin. O zgrozo, co za mętny kawałek kina. 

Japonia, 2023, 92'

Reż. Hiroyuki Seshita, Kôbun Shizuno, Keisuke Ide, Sce. Monkey Punch, Tsukasa Hojo, Shuji Kuzuhara, Muz. Yuji Ohno, Kazuo Ohtani, prod. Shueisha, TMS Entertainment, Toho, wyst.: Keiko Toda (głos), Kan'ichi Kurita (głos), Chika Sakamoto (głos), Miyuki Sawashiro (głos)



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz