piątek, 9 lutego 2024

Sleep - Kto został opętany?

 


Pozostając jeszcze w sferze debiutantów (w pełnometrażowym świetle) trafiło na trzeciego kandydata z Korei, gdzie otrzymujemy przedziwną mieszankę komedii z horrorem. Przedestylowany czarnym humorem z otchłani, gdzie złe moce nocnych upiorów budzą się ze snu, aby nieść krużganek domysłów, kto został wpędzony w kompleks winy. ,,Sleep'', to specyficzny tytuł, gdzie małżonkowie oczekują na nadejście dziecka, a mąż lunatykuje, przez co sen zostaje zaburzony, a przyszłość ląduje pod znakiem zapytania, czy ktoś, przypadkiem, nie zwariował.

Nowożeńcy wiodą nieupoukładany staż domowy. Pierwsze scena niejako zapowiada schizofreniczny pokaz - mąż sepleni przez sen, że ktoś znajduje się w mieszkaniu. Żona śmieje się przez krótką chwilę, ale słyszy jakieś głosy zza ściany. Idzie sprawdzić, czy zagrożenie jest realne. To kapeć ,,starego'' blokował drzwi oraz powodował szum w domu, a piesek krzątał się w pudłach, aby wzniecić alarm. Niewinne chrapanie zamieni się w ciąg chodzenia po mieszkaniu z zamkniętymi oczami, więc w wyniku zagrożenia małżonka wybiera się z partnerem do lekarza, aby zbadać przyczyny niekontrolowanego ruchu. Wyniki badań potwierdzą, że Hyeon-soo ma wycieczki w nocy przez nadpobudliwą aktywność mózgową w fazie REM, dlatego chodzi po mieszkaniu, myszkuje po lodówkach i zachowuje się, jak mały świrus z cyrkowego objazdu. Jest to zabawne, na krótką metę, bo sytuacja nabiera coraz poważniejszych znaków. Razem z bohaterami zaczynamy podejrzewać Hyeona o sztuczki magiczne, czy zdolności ponadnaturalne. Jego wyskoki w środku nocy budzą niemal demony, dlatego para zakochanych ptaszków będzie szukać pomocy u wróżki? 

Fantazjuję, jak fantazjują nowożeńcy, bo oboje wprawiają się w cykliczną paranoję. Żona - Soo-jin - martwi się, że jej dziecko ulegnie przykrej każe przez otępionego męża, który nie kontroluje własnych wycieczek, gdy gasną światła. Martwi się, więc czuwa w nocy - niemal doprowadzając się do stanu półświadomego pacjenta, który lada chwila straci przytomność. Soo-jin zastanawia się, czy to leki są za słabe, czy chłopak jest nawiedzony, czy sytuacja wymaga użycia drastyczniejszych środków? Twórca bawi się tropami kulturowymi oraz gatunkowymi - podstępnie wzywa ,,czarodziejkę'' (szamankę), która odkrywa, że mętny, zrzędliwy duch psuje atmosferę w domu, więc mąż staje się podejrzany o paktowanie z siłami nieczystymi. Rzecz jasna, debiut przerzuca humorystyczne odcienie na zmęczone barki wywołane przez klisze z kartoteki grozy, bo nadnaturalne istoty, przypadkowe opętanie, ile razy to wałkowaliśmy? Dlatego autor postanowił ponabijać się z naszej kulturowej wiary w czary, w przeklęte dusze i stworzenia z bajek dla niegrzecznych dzieci. Jednak jest to zagrywka minimalna, bo nigdy nie przechodzi w pełną komedię, a raczej dawkuje elementy niewymuszonego śmiechu z odrobiną niepokoju, co wydarzy się, gdy kobieta odkryje jego nieludzkie zachowania, a utrata psa przyczyni się do postępującej depresji szanownej małżonki.


Zręcznie przechodzi od lekko głupkowatej komedii, ale bez wymuszonego śmiechu zza ekranu, do stanu permanentnej inwigilacji małżonka, który przez obsesję lubej pozostanie napiętnowany jako mężczyzna niegodny zaufania, co paktuje z diabłem. W chwili, gdy sytuacja zostaje naprostowana, a leki zaczynają działać - kochana Soo-jin dalej podejrzewa, że zamieszkały duch sąsiadki tkwi w jego mrocznej duszy, więc postanawia odprawić, coś na miarę egzorcyzmu, mały rytuał, który prowadzi do szalonej czarnej komedii, która mogłaby konkurować z japońskimi odchyłami. Jest to dziwaczne i pokraczne. Nie potrafi się zdecydować - czy chce być odjazdową komedią z elementami grozy, czy nieprzewidzianym tańcem z duchami, które urządzają psikusy, dlatego komedia wsiąka w wąskie ramy gatunku. Ostatnie pół godziny trzyma w napięciu, ale zakończenie jest rozczarowująco powierzchowne. Jest powtórką z tego, z czego słyną horrory o nawiedzonych mieszkańcach, o powalonych kobietach, które w wyniku obłędu - same przejmują czarcie moce, zachowując się jak upiór z koszmarów sennych. 

Wyreżyserowane lekką ręką, z przymrużeniem oka, choć nieco matowe i nie do końca sprawiające przyjemność, bo nigdy nie wiedziałem, czy autor sobie żartuje z gatunku imienia grozy, czy robi jakiś zawoalowany dowcip o duchach, którego nie rozumiem przez odmienną wrażliwość. Scenografia chwilami czerpie z mrocznych kryminałów Paula Schrader (jak ,,Pierwszy reformowany'') czy scenariuszy wypisanych przez Andrew Kevin Walker - końcowe sceny wycięte z ,,Osiem milimetrów''. Z chorą grą między zrezygnowanym mężczyzną, a kobietą, która została pochłonięta przez szalone teorie, jakoby mąż nie pozbył się drażliwego ducha z ciała. Ma w sobie urok niezależnych filmowców, którzy kpią z koncepcji, z gatunkowych naleciałości, oraz ze schematów, które na długo opatentowały powtarzające się produkcje z namiętnością powtarzając regułki opętania przez istoty ponad materialne. Trudno orzec, w którą publiczność celuje autor utworu, bo nieustannie kołysze się między błaznowatym duszkiem, a niebezpieczną zagrywką, jak lunatykowanie przyprawia o zawał nieświadomych pacjentów. Zaiste - mógł okazać się zgrywą z opętańczej furii, ale poszedł w znajomą, wydeptaną ścieżkę, aby udobruchać starych fanów starych piosenek, że z duchami nie warto pogrywać. 

Korea Południowa, 2023, 95'

Reż. Jason Yu, Sce. Jason Yu, zdj. Tae-soo Kim, Muz. Yong Jin Chang, Hyukjin Chang, prod. Lewis Pictures, Solaire Partners, wyst.: Yu-mi Jung, Seon -gyun Lee, Kyung-jin Lee 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz