,,Upiór w operze'' - jeden z najbardziej znanych musicali. Utworzony w 1986 r. przez Lloyda Webbera. Na podstawie powieści Gastona Leroux. Utwór zaliczany do muzyki poważnej oraz opery klasycznej z fragmentami liberetta. Przyznam się - nigdy nie miałem okazji usłyszeć sztuki na scenie. Nigdy nie widziałem żadnej wersji ekranowej, co próbuję nadrobić opisując przygody młodej sopranistki Christine, która zostanie porwana przez zdeformowanego szaleńca. Mam słabość do horrorów z epoki niemej. Uwielbiam ,,Nosferatu'' Friedricha Murnau. Doceniam wczesne wersje ,,Jekyll i mr Hyde''. Brak dźwięku pozwala nasycić się upiorną grozą - nie potrzebuję dialogów, żeby zrozumieć dramat wywołany przez fantasmagorie twórcze. I choć ,,Upiór w operze'' jest bardziej melodramatyczny niż zakładałem - warto zajrzeć do wczesnej wersji, aby przekonać się, że to wciąż działa na widza.
Imponują techniczne ujęcia - cienie na ścianach, szykowne kostiumy, kręte schody widziane z żabiej perspektywy, długie korytarze z ceglanymi murami. Buduje atmosferę właściwymi atrybutami - zachwycając podziemnymi schadzkami, tunelami z beczułkami czy sekwencją, gdy tytułowy upiór nurkuje pod wodą. Fabuła, jak na lata 20. XX wieku - prosta i wycyzelowana. Oszpecony geniusz muzyczny zamieszkuje w gmachu paryskiej opery, który zakocha się w śpiewaczce, a gdy wyjdzie na scenę - ona zniknie w rękach ducha w masce. Dlaczego ją porywa? Czyżby nie potrafił zaimponować kobiecie w tradycyjny sposób? Ano, jeśli macie problemy z twarzą, która jest najbardziej odsłoniętą częścią człowieka - trudno wyjść do ludzi i nie budzić przerażenia. Autorzy zgrabnie balansują między komicznym wydarzeniem, a tragedią, która dotknęła Erika - naszego nieszczęśnika z podziemnych sali opery. Z początku napawa obawą czy wstrętem, ale raptem zaczynamy współczuć człowiekowi bez ,,twarzy''. Zamkniętego przed światem zewnętrznym. Niekochanego i porzuconego na zatracenie.
Główny nośnik fabularny skupia się na miłości Erika do pięknej Christine, która czuje się więźniem, jak Bella przed potworem z wiadomego utworu. Erik nakazuje, żeby nie odsłaniała jego twarzy, boi się własnej brzydoty, zgorszenia młódki. Wygnany przez szpetotę pielęgnuje swoją niechęć do ludzi, choć chciałby zaznać miłości, a nie krzywdy, którego spotykają co krok. I wszystko to byłoby mętnym melodramatem, jakich wiele, gdyby nie fantastyczna praca Lona Chaney. Amerykański aktor kina niemego robi wiele, aby widownia nie przestała zachwycać się nad plastycznością odruchów mimicznych, budzenia grozy w zakamarkach niestrudzonych murów, a jednocześnie powodując, że nie jesteśmy źli na pokręcone wybryki, rozumiemy jego położenie w momencie, gdy zaglądamy pod deski teatru. Odtrącony, zniszczony człowiek - przede wszystkim psychicznie, nie zaś fizycznie. Wiadomo, że zacznie się polowanie na ,,stwora'', jak niegdyś polowano na czarownice lub Frankensteina, żeby daleko nie szukać. Wściekły tłum z pochodniami zacznie ganiać za upiorem w masce, za którym, sądzą, kryje się demon i pan zniszczenia.
Obraz ma również inne zalety - cudowną sekwencję balu w kolorze! Przepych sceniczny oraz nasycenie czerwonej farby w technikolorze - zaskakująco podsyca niezdrowe zachowanie, by zakładać maski, jakby wszyscy chcieli potwierdzić, że coś ukrywają, są również potworami ze skazą. Hołdując zamaskowanym mścicielom, którzy lada chwila - rzucą się na muzyka, upiora w operze, który zawinił tym, że porwał słynną sopranistkę. Nie znając jego motywacji - będą wściekli i głodni wyniszczającej duchowo zemsty. W tle przygrywa ciężkie brzmienie, organy, operując łzawymi kawałkami w dramaturgicznych sinusoidach. Podkręcając nastrój tęsknej melancholii za uczuciem zakochania, brnąc w gorzki, przytłaczający finał, który utwierdzi w przekonaniu, że fantom w operze zostanie ofiarą niewdzięcznej ludzkości, która domaga się kary i śmierci bez sprawiedliwego osądu. Beznamiętny tłum okaże się zbrodnią większą niż to, co uczynił Erik. Bo równoważy zamach na człowieczeństwo.
USA, 1925, 93'
reż. Rupert Julian, Edward Sedgwick, sce. Elliott J. Clawson, Raymond L. Schrock, Bernard McConville, Jasper Spearing, Richard Wallace, Walter Anthony, Tom Reed, zdj. Arthur Lubin, Claude Rains, muz. Gustav Hinrichs, prod. Universal Pictures, wyst.: Lon Chaney, Norman Kerry, Mary Philbin
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz