Niedaleka przyszłość. Mamy 2029 rok - minęło pół wieku od wydarzeń ,,X-Men: Przeszłość, która nadejdzie''. Pozostała raptem garstka mutantów. Wolverine skrywa się przed światem przy granicy z Meksykiem wraz z Profesorem X - chorym i wyczerpanym mentalnie, gdyż wymaga opieki lekarskiej. Caliban pomaga Loganowi zająć się zdziadziałym Charlesem Xavierem aka Profesor X., który wyczuwa pozostałych mutantów na odległość, co okaże się przydatne dla ścieżki fabularnej. Spokojne życie na odludziu zamieni się w szaleństwo przez jedną kobietą proszącą Logana o przysługę, aby zajął się Laurą - małą dziewczynką z tajemniczą zdolnością, którą odkryjemy wraz z głównym bohaterem.
,,Logan: Wolverine'' utkany w konwencji neo-westernu w bezpardonowy sposób odrywa się od kina bohaterskiego. Hugh Jackmanowi w roli Logana bliżej do Marlona Brando z ,,Ostatniego tanga w Paryżu'' niż przeciętnego brutala z uniwersum Marvela. Logan jest zmęczony życiem, ludźmi, nieco rozczarowany sobą i poniekąd pogodzony ze stratą bliskich, którzy odchodzą szybciej niż jego osoba. Omija ludzi, trzyma się z daleka od kłopotów oraz stara się nie pozabijać wszystkich wokół, co czasem wymaga nadludzkiej zdolności do pohamowania krwiożerczych żądz czy nadzwyczaj chłodnej głowy. Trudności jednak same go znajdują, jak tylko Laura stanie się obiektem zainteresowania lokalnych zbirów - szukających jej, bo jakżeby inaczej, na skrawku ziemi, gdzie Logan zajmuje się Xavierem. Dlaczego jest taka ważna, i co mała dziewczynka potrafi, skoro każdy wydaje się być zafascynowany jej darem?
Film wyraźnie inspiruje się komiksem ,,Staruszek Logan'' wydanym w Polsce przez Wielką Kolekcję Komiksów Marvela. Bliźniacza, postapokaliptyczna, posępna wizja przyszłości, gdzie człowieczeństwo zostaje przemaglowane w kult do maszyny - dosłownie i w przenośni, bo przemoc w filmie jest niemal bez emocjonalna, bezuczuciowa. Mutanci wydają się być zagrożonym gatunkiem, a zwykli ludzie najwyraźniej przestali zwracać uwagę na to, że ktoś jest odmieńcem. Giną jedni i drudzy. Jest krwawo, bez deklaracji, jak w ,,Mad Maxie''. Fabuła obwieszona wianuszkiem wulgarnego słownictwa, zakurzona przez piach pustyni, ilość przelanej krwi z miejsca wypomina, że kategoria R (dla dorosłych) jest z góry nie do odwołania. Nie ma zlituj - Wolverine daje lekcję dantejskich scen, bez cenzury i moralnego kompasu. Czy to wystarczy, aby paść na kolana i polubić Rosomaka w morderczym pościgu z czasem, nim trafią na jego ślad?
Absolutnie nie, choć jest to kino drogi, które przebąkuje kinem akcji, a Laura wydaje się nie tylko pretekstem, by rozruszać scenariusz, ale ważną personą uświadamiającą, że dokądkolwiek się uda - pozostaje mutantem gotowym do zabijania. Mała dziewczynka nie jest rozmowna. Nie wykazuje wrażliwości, mutagen wpłynął na jej osobowość dość nieprzychylnie. Brak ojcowskiej ręki odcisnął piętno na małej istocie. Jest nieufna, ale z braku większego wyboru - podąża wraz z Loganem i profesorem ku drodze do utraconego raju, bezpiecznego azylu, w którym można byłoby wieść bezstresowe życie. Jest to film, który potrafi przywołać komiks i zakreślić absurdy na podstawie historii obrazkowych, na których bazuje seria X-Men. Autokomentarz mile widziany, ponieważ tacy reżyserzy, jak Zack Snyder czy Christopher Nolan zbyt dosłownie potraktowali superbohaterów jako narzędzie politycznej dysputy (Superman, który w ,,Superman v Batman: Świt sprawiedliwości'' wygląda jak cierpiętnik, stał się wahadłem mylnego wizerunku medialnego, co w konsekwencji prowadzi do niezrozumienia postaci, ani przez widza, ani przez reżysera, ani przez scenarzysty, ani kogokolwiek). ,,Logan: Wolverine'' pozostaje superbohaterem bez dopisku super - niczym się nie różni od ludzi, którzy zaczęli bawić się ze wszczepami, dla ulepszenia ciała. Jest brutalny, ale w gąszczu gniewu, do którego dostęp ma Logan - w chwilach, gdzie nie musi staczać bitwy - potrafi się uśmiechnąć, a my zapominamy, że w przeszłości został poddany eksperymentowi, który wpłynął na jego losy czy psychikę, czego dowodem jest choćby komiks o tytule ,,Weapon X''.
Ciężko doszukiwać się głębszego sensu w historiach o człekach z supermocami, ale ,,Logan: Wolverine'', to antyutopia wszystkich historii o tym, że superbohater z reguły ratuje świat, czasem musi uratować własnego siebie, zanim ocali cudzy tyłek. Również Profesor X., jako inteligentny człowiek, gdyż zawsze nim był, nie poucza, bo wie, że w świecie, gdzie upust krwi jest codziennością - nie można zwyczajnie zabronić zabijania, jednocześnie nie pozwalając Loganowi, by ten, przez swoją rezygnację, zaprzestał ratowania życia. Prowadzi to do oczywistych wniosków, że pomimo bólu - nie można odmówić pomocy komuś, kto jej wymaga. Konflikt postaci sprawdza się dlatego, że każdy ma własny, odrębny cel, do którego dąży. Dlatego Laura, z początku nieufna, wciąż w dalszej fazie wędrówki nie jest przekonana do Wolverine'a. Ale wspólna podróż, jak to w wielu filmach, musi doczekać się konkretnej relacji, i ta rozwija się wraz z końcem misji. Mimo przewidywalnych wątków - nadal jest to pozycja, której warto poświęcić czas, ponieważ stanowi o ważnym problemie, jakim jest świat, w czasach, gdy superbohaterstwo zawodzi, jeśli nie masz w sobie nic z człowieczeństwa.
Jest to intrygujący zmierzch pewnej epoki - czasów superbohaterów - niegdyś szlachetnych i pełnych dumy, kim są. Przestali być inspiracją dla zwykłych śmiertelników, ponieważ sami stali się bezczynni, zagrażając ludzkim odruchom, pozbawionymi empatii, atawistycznymi bestiami, które muszą zginąć. Przyszłość zwiastuje upadek superbohatera, ale nowe pokolenie ma jeszcze szansę na poprawę swojego statusu.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz