Święta za pasem, więc czego można było się spodziewać po mnie? Filmu świątecznego! (nie wątpiliście, że się pojawi, prawda?). Rozprawiałem o ,,Family Men'' czy ,,To wspaniałe życie''. Lecimy trzeci klasyk amerykański. Za rok, obiecuję sobie, pojawi się coś zagranicznego (jeśli coś znajdę). Filmy świąteczne zaczynam regularnie oglądać w dniach około wigilijnych. Świetna odskocznia od dramatów psychologicznych, sensacji czy brutalnych dzieł z morzem krwi wylewającym się po ekranie. Święta nie zdarzają się dwa razy do roku, więc trzeba korzystać, póki choinka nie gaśnie, a szał zakupów nie ustaje.
,,Cud na 34 ulicy'' skupia się na starszym panu o nazwisku Kringle, który z przekonaniem oznajmia, że jest prawdziwym Świętym Mikołajem (przechodził leczenia psychiatryczne, ponoć zdrowy). Przebierańcy nie radzą sobie z występami jako święty mikołaj, a sieć sklepów Macy'ego potrzebuje sympatycznych panów z brodą, którzy podsycą atmosferę bożonarodzeniową. Zapijaczonego mikołaja zastępuje Kris Kringle, co potwierdza status dobrodusznego, miłego, pocieszającego Mikołajka.
Nie wszyscy wierzą w Świętego Mikołaja. Szczególnie dorośli, ale jest taka mała dziewczynka o imieniu Susan, która została pozbawiona wiary w mity i świąteczne kłamstewka. Wie, że prezenty kupują rodzice, a ci panowie, co tak obiecują dzieciom zabawki - są zwykłymi pracownikami zachęcającymi do kupowania produktów. Jej matka - Doris Walker - to realistka twardo stojąca po ziemi, dlatego Kris postanawia namieszać ich w planie i odnowić ducha wyobraźni. Czas, aby sceptyczna Susan zaczęła widzieć rzeczy niewidzialne (zaczęła wierzyć w cuda).
Gdzieś w tej historii zaplątał się Fred Gailey, początkujący prawnik oraz sąsiad Doris. Pomagając Krisowi w jego misji krzepienia miłości oraz dziecięcej naiwności, której nie brakuje dżentelmenom. Fideistyczne poglądy zamierza popsuć miejscowy doktor - twierdząc, że każdy, kto mianuje się Mikołajem - jest chorym na głowę człowiekiem żyjącym w świecie iluzji. Sensacją roku jest posądzanie Świętego Mikołaja o niepoczytalność - dzieciaki się buntują, rodzice mają ubaw, a Kris sprawę sądową.
Nie da się ukryć, że ,,Cud na 34 ulicy'' jest uroczy, pokrzepiający, zabawny, jak dorośli próbują oszukać samych siebie, że dorosłość musi być oparta na realnych prawach, bez wiary w ponad naturalne zjawiska czy zastępowanie radości wybujałymi problemami. Dobrze wiedzieć, że skomercjalizowane święta, to nie wymysł XXI wieku, gdyż palący kłopot pojawia się w filmie z lat 40.(sprzedawanie bezwartościowych rzeczy, bez których potrafilibyśmy się obejść). ,,Cud na 34 ulicy'' mimowolnie podejmuje wątek ,,sprzedanego'' Bożego Narodzenia, ale nie to stanowi za cel. Reżyser - George Seaton - zamienia się w Franka Caprę, który nakręcił ponadczasowe ,,To wspaniałe życie'' - razem hołdują humanistyce, która nigdy nie straci na dacie wartości, w przeciwieństwie do rzeczy zalegających na półkach sklepowych. Są otwarci na drugiego człowieka, próbują zaszczepić coś tak okrutnie oczywistego, jak radosne oczekiwanie na wymarzony podarunek, z wiarą w serduszku, że otrzymamy to, czego pragniemy.
Odtrutka na bezduszny mamonizm wkręcony w rzeczywistość - odrywający nas od oczywistych oczywistości, że ktoś tu nie wierzy w Świętego Mikołaja, nie wierzy w czas szczęśliwości i w spontaniczne reakcje, jak sprawianie komuś małej, przemiłej niespodzianki. Święta chyba powstały po to, żeby wielcy stali się malutcy. Z dziecięcą fantazją poszukiwali nowych możliwości, które przywrócą wiarę w to, że człowiek jest najważniejszy, a nie pieniądz czy ślepe zapatrzenie w rozum, co zgubił uczucia. Pod wieloma względami prostota i prostoduszność ,,Cudu na 34 ulicy'' przypomina, że nie ma potrzeby kombinować. Wystarczy być dobrej myśli. Wystarczy posłać uśmiech dla drugiej osoby.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz