niedziela, 16 lutego 2014

Dziwne twory: Mr. Nobody - Nie liczy się pamięć, tylko wybór



Nie łatwo natrafić na film, który tak skrzętnie ukrywa prostą prawdę przez szereg skleconych scen z początku pozbawiając nas niechybnie logiki, myśli przewodniej czy przekazu podprogowego. 

Pan nikt (w wolnym tłumaczeniu) to nie jest nawet układanka, a misternie zrealizowany plan, by zdezorientować widzów, którzy lubią, jak wszystko jest im podawane wprost, bez niedopowiedzeń, aby szybko rozumowali fakty. Przyzwyczajeni do prostolinijnych konstrukcji scenopisarskich zapomnieliśmy, czym jest dobra zabawa, gdy reżyser zabawia się z widzem i mami go pozornie poplątanymi działaniami bohaterów.

118-letni Nemo Nobody, to ostatni śmiertelnik w czasach, gdy ludzkość osiągnęła nieśmiertelność. Przeprowadza rozmowy z lekarzem i dla wywiadu. Na łożu śmierci rozważa, jak mogło potoczyć się jego życie. Wraca wspomnieniami do wczesnych lat młodzieńczych i stożka czasoprzestrzennego.

Reżyser nie ukrywa, że nie chce być łatwy do zrozumienia, by seans zakończył się w formie krótkometrażowej. Robi monumentalne dzieło sięgające 2 godzin i 30 minut, ale niech Was nie zwiedzie upływ czasu. On zatraca rację bytu w takich produkcjach. Jednym będzie się dłużyć, albo zostaną tak podstępnie oszukani, że wyłączą film nim na dobre zacznie wyjaśniać, co ma sens i znaczenie. Mamy do czynienia z bardzo wyrafinowanym popisem gry scenarzysty z oczekiwaniami odbiorcy.



Ja byłem zahipnotyzowany prawie przez cały film. Z początku miałem wrażenie, że robią mnie w konia, ale to też jest złudzenie. Przestańcie myśleć o upływającym czasie, czy konsekwencjach ,,losowych'' zdarzeń i wybranych scen. Zostaliśmy przeprogramowani - to racja, ale pozwólcie ,,płynąć'' historii wraz z nurtem wielokrotnej ekspozycji. Nie zatrzymujcie się, miejcie na baczności, oglądajcie, analizujcie na bieżąco i nie popadajcie w desperację, jeśli czegoś nie zrozumiecie, wyjaśnienie może pojawić się później, albo trzeba będzie zajrzeć do pamięci wstecznej. Co nie zawsze jest takie łatwe.

Film złożony jest z kompozycji szkatułkowej. Wstrząsa i miesza filozofię buddyjską z hinduską. Sceny przyspieszają lub zwalniają - stopklatka pojawia się tylko jeden raz. Czas leci, ale potrafi się cofnąć. Następuje stłuczenie czasoprzestrzeni. Zagadnienia z teorii wszechświata zostają zaprezentowane w prosty i rzetelny sposób na screenie przed kamerą dla telewidzów. Jest to film jednocześnie metafizyczny, co metafilmowy. Pojawia się efekt motyla, gołębi przesąd czy krąg Fibonacciego. 

Pamięć jest zawodna, ale wybory też potrafią przynieść zawód, rozczarowanie i tęsknotę za zmianą. Projekcje astralne i projekcje polegające na odwrotności wyboru w korze mózgowej mogą doprowadzić do zachwiania między tym, co się wydarzyło, a tym, co nie miało miejsca. I tu z taką sytuacją się spotykamy. Nie zawsze możemy polegać na systemie pamięciowym. Potrzebujemy oddziaływania na skojarzeniach, przedmiotach lub bliskich osobach, które pomogą nam odtworzyć prawidłowe (czy nie) wspomnienie.



Ten film jest tak arcytrafnie skonstruowany, że miałem wrażenie, jakoby reżyser doświadczył oświecenia lub przetestowano na nim samonapędzającą się samoświadomość i intuicję łączenia prawdy z półprawdą - wprawdzie będzie mniej prawdy, ale ziarnko istoty rzeczy możemy odnaleźć. Reżyser stosuje montaż prekognicyjny, przyszłość zlewa się z przeszłością i teraźniejszością. Nie ma przed nim barier! 

Mam wrażenie, że film Mr. Nobody mógłby równie nie mieć końca, co początku - który wprowadza nas w udokumentowaną wiedzę. I już nawet nie zwracajcie uwagi na zakończenie, które co prawda wyjaśnia tajemnicę starca, lecz nie ma ona nic wspólnego z tym, co chce nam przekazać autor. Somnambuliczne rozwiązania fabularne lub takie zagrywki, jak nierealność zastąpiona faktem - może wydawać się labiryntem bez wyjścia. 

Jasne, nie można mieć nikomu za złe, iż padnie stwierdzenie, że reżyser ma omamy i nie potrafi scalić jednotorową drogę do zrozumienia owego dzieła. Potraktujcie film w kategorii inteligentny eksperyment. Na ile jesteśmy wymodzić z tej historii, to kwestia osobna, ale czasem po prostu odpuście - macie wybór.



Obejrzeć, zapomnieć, włączyć, wyłączyć, zrozumieć, nie zrozumieć - która opcja zostanie uruchomiona, wasza wola. Może nasz umysł skurczył się, jak kosmos w przeprowadzonym programie przez Nemo i nie potrafi poradzić sobie z wykreowaną wizją?

Polecam Wam z szczerego z serca, ale jeśli jesteście uprzedzeni do kina eksperymentalnego, do filmów, które nie wykładają fabuły na najniższym poziomie albo nie cierpicie obrazów pokroju Incepcja - nie warto się męczyć, ale sporo stracicie jeśli nie podejmiecie żadnego wyboru. Chociaż, brak wyboru, to też wybór.

Mr. Nobody online

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz