sobota, 13 lipca 2013

James Sallis ,,Drive'' - Książka zupełnie inna niż film

Nocna jazda jest nieodłączną częścią kierowców. Więc w siadajcie do wozów i odpalajcie nutę ,,Nightcall'' w swoich napędach. Synthpopowa muzyka dostroiła się do mojej duszy.
,,Drive'' Windinga Refna widziałem już dwa razy. Nastał moment, by zajrzeć do książki. Jakie było moje zdziwienie, gdy przeczytałem opinie na temat książki. Bardzo niepochlebne, oskarżające Sallisa o niepotrzebny chaos chronologii wydarzeń. Nie przejmując się wywodami innych czytelników, sam musiałem zmierzyć się z lekturą, zupełnie odmienną, bardziej wywrotną od filmowej koncepcji.

Pierwszy rozdział zaczyna się bardzo krwawymi opisami, które bardzo dobrze znałem z ekranizacji. Rozdziały w przeważającej części są krótkie, albo drastycznie krótkie (raptem na kilka minut). Książkę przeczytałem truchtem, bo ciężko nazwać to biegiem. Nie spieszyłem się, wiedząc że książka starczy na góra trzy godziny. Mi to zajęło jakieś trzy i pół godziny. Nie wiele się pomyliłem. Ot, taki bardziej wydłużony film.


W końcu poznajemy kim jest główny bohater - bezimienny bohater, który podaje się za kierowcę. Bo w tym fachu, można powiedzieć, jest najlepszy. Za dnia pracuje jako kaskader w filmach klasy B, a nawet C. Nocą zaś za kółkiem wozi przestępców. Wiecie, złodzieje, mordercy potrzebują dobrych kierowców, szczególnie gdy potrzeba uciekać z miejsca popełnionego przestępstwa. No i jeśli ktoś miał możliwość obejrzenie filmu z Goslingiem w roli głównej, to wie, że już tutaj mamy drobną różnicę w tym, czym zajmuje się na co dzień nasz kierowca. Mianowicie, bezimienny pracował jako mechanik, a dorabiał jako kaskader filmowy.


To dzięki niemu mógł powstać ten jakże prosty, lecz genialny film. Od pisarzy się zaczyna. Wszyscy fani ,,Drive'' dziękują.
Co do chronologii, do której tak wszyscy mało ochoczo podchodzą... Mnie zupełnie nie przeszkadzała. Doskonale odnalazłem się w tej układance, która tak naprawdę wcale mnie nie przeraziła. Otóż, jak to wygląda w praktyce. Mamy tak, czas teraźniejszy, potem przechodzimy do przeszłości, potem nagle do jeszcze bardziej odległej przeszłości. Kolejno znów teraźniejszość, powrót do odległych wspomnień i znów fragment przeszłości. Owszem, trzeba uważać, żeby się w tym nie pogubić. Wymaga to odrobiny skupienia. Schemat jednak jest widoczny. Bardzo często przechodzimy jakby w coraz bardziej odległą przeszłość, dlatego też  do pewnych faktów dochodzimy dopiero, że tak powiem, po szkodzie. Jest co najmniej jeden fragment, który mnie niesamowicie zaskoczył w ten sposób. Efektowna sztuczka. W jakiś sposób można wytoczyć kilka teraźniejszości. Obecnej teraźniejszości. I przeszłej teraźniejszości (czyli scen ze wspomnień bohatera, które toczą się i dzieją kolejno po sobie w odległej przeszłości aż do nastającej teraźniejszości, oczywiście są ze sobą powiązane. Często odosobnione, w różnych rozdziałach). Wiem, pewnie już wam namieszałem :) Mimo, że może brzmi to groźnie, nie napawajcie się lękiem. Idzie przebrnąć. Najwyżej zapisujcie sobie na karteczce wydarzenia i posegregujcie działania kierowcy, a także całej zgrai innych dziwaków.

Nasz główny bohater, to absolutnie pozbawiony człowiek ludzkich odruchów emocjonalnych. Wszystko przyjmuje na zimno, brak w nim jakichkolwiek uczuć. Czyli bardzo podobny typ do Goslinga w filmie. Aczkolwiek, zarówno w filmie, jak i książce, widać pewne sceny, które jednak sygnalizują czucie. W filmie, jest to głównie scena w windzie, w książce jego bardzo odległa przeszłość. Kiedy jeszcze miał przy sobie matkę (film nie posiada tych scen). Ogólnie większość bohaterów jest bardzo mocno związana ze sobą - każdy każdego zna. Dlatego kierowca bardzo łatwo odnajduje pracę za kółkiem, ale też łatwo popada w ,,mafijne'' porachunki. 

Muszę też przyznać, że w filmie jest więcej brutalnych scen. Poza tym film miał dwubiegunową formę. Pierwsze 50 minut spokojny, wprawiający w nas senny nastrój miasta. Później rzeź, aż do końca seansu. Faktycznie nasz kierowca, mający tak zimną, wręcz stalową krew i nerwy, idealnie nadaje się do mordowania nieprzychylnych mu osób. 

Książka obfituje nie tylko w historię noir z zakręconą chronologią. Jest to również przedstawienie zglinizny moralnej AmerykiTeż na dwóch krańcach formy - w czasie przeszłym i teraźniejszym. Ogólnie jakoś tak, przy każdej okazji wszyscy tutaj jedzą w barach i knajpach, i piją, jeśli tylko mogą, najbardziej burbon i szkocką. Dialogi są bardzo trafne i oszczędne. Sallis nie patyczkuje się i unika zbyt długich zdań. Pisze krótko, zdawkowo i na tyle, by bezimienny z natury nie musiał zbyć dużo klapać jęzorem.


Ten romans zaczyna się równie szybko, co się kończy - oczywiście mówię o książce ;)

Rozczarują się więc osoby, które poszukują intensywnej akcji, ich odsyłam do filmu. Tu wszystko jakoś bardziej skupia się na dialogach, jak w filmach Tarantino. Zawiedzeni poczują się ci, którzy myślą, że romans między kierowcą, a Irene jest mocniej zarysowany. Nic z tego. Powiem więcej, jeśli liczycie tylko na ten wątek, to od razu rezygnujcie z książki, poczujecie się rozczarowani, a może nawet bardziej mówiąc szczerze,  przygnębieni. 

Jak dobrze, że nie poszedłem za głosem tłumu i nie zrezygnowałem z przeczytania ,,Drive''. Film pokonał pierwowzór? Może nie był to taki przełom jaki się spodziewałem. Może to nie było do końca to, czego oczekiwałem, ale było warto. Po prostu film, a książka, to dwie zupełnie inne, choć powiązane ze sobą historie, i niech tak pozostanie. Cóż, będę musiał przeczytać sequel pt. ,,Driven''.


Kierowca wciąż w drodze - nie ma stałego miejsca zamieszkania.

1 Komentarz(e):

Dominika Starańska pisze...

Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.

Prześlij komentarz