piątek, 25 października 2024

Faro - Sen o matce

 


Wielka szkoda, że w polskiej dystrybucji nie pojawiają się hiszpańskojęzyczne filmy, ponieważ umykają widowni na rzecz komiksowych adaptacji, które nie mogą się skończyć, i wiecznie zaśmiecają czas antenowy. ,,Faro'' (nie mylić z portugalskim miastem), to prosta opowieść o traumie młodej dziewczyny, która traci matkę w nastoletnim wieku. Podczas wakacyjnych kąpieli rodzicielka ulega niefortunnemu wypadkowi, ponieważ zostaje poparzona przez meduzy i tonie na dnie morza. Brzmi okrutnie? Raczej nikomu nie życzyłbym podobnej, bolesnej śmierci, ale to wstęp do opowieści na pograniczu thrillera z grozą niepowetowanej straty. Ojciec Pablo (Hugo Silva) w ramach terapii zabiera córkę o imieniu Lidia (olśniewająca Zoe Arnao) do tytułowej latarni morskiej, gdzie zmagać się będzie z nawracającymi halucynacjami, oraz towarzyszącym jej niepokojem, gdzie brak matki odbija się na psychice młodej, dorastającej kobiety.

Jego konstrukcja przypomina o klasycznych nawiedzionych rezydencjach, ponieważ na wydzielonej wyspie zaczną pojawiać się zjawy na ścianach, a bezpieczna przystań zamieni się w przekleństwo ludzkich lęków. Zmartwiony ojciec nieustannie próbuje udobruchać złamaną nastolatkę, próbując dociec niewydolności zmysłowej oraz skrócić jej załamanie nerwowe. Pilnie przyglądając się niewinnej twarzyczce, a w jednej ze scen prowadzi uroczy taniec, który rozwesela młodą pannicę, co sprawia, że to najpiękniejsza scena w całym filmie, w którym panuje półmrok oraz upiorna kostucha o twarzy matki. Krucha Lidia uwielbia malować obrazy na płótnie, więc niejednokrotnie obserwujemy impresjonistyczne rysunki z udziałem martwego otoczenia, gdzie w kadrze zastyga kobieta w czarnej szacie, co prawdopodobnie ma symbolizować żałobę po stracie ukochanej matuli. To jedyna recepta, aby zapomnieć o trosce, ale jej zburzona psychika nieustannie figluje oraz zaburza prawidłowe funkcjonowanie, skoro na obrazach pojawiają się podejrzane plamy, których nie planowała namalować. 

W dużej mierze śledzimy przygody zagubionej nastolatki pośród duchów czających się w rogu, jakieś tajemne światła po nocach, widziadła (głównie kościanej twarzy jej zmarłej matki), a ojciec nie panuje nad sytuacją, przez co Lidia czuje się osamotniona. Niebawem pozna, dosyć przypadkowo, młodzieńca na motorze, który sprawia wrażenie beztroskiego bad boya z okładek dla młodzieży. To wątek poboczny, ale przy męskim boku może ponownie zapomnieć o nawiedzających strachach w ciemności. Trudno jednoznacznie określić, czy to horror na oparach - potrafi subtelnie dawkować napięcie, prezentując drobne niesnaski między zaborczą córką, a stłumionym ojcem, gdzie matka objawia się, jak zjawa z koszmarnej nocy. Gdzieś tli się poczucie winy, ojciec w pewnym momencie zaczyna płakać nad brakiem kontroli, nie panując nad sytuacją, jak córka traci zmysły czy orientację. Jej depresja w pierwszych scenach jest wyraźnie zarysowana, gdy podcina sobie żyły w łazience, a ojciec męczeńsko niesie ją na swoich rękach. Później nie jest lepiej, a trauma odzywa się z uniesionym alarmem. 


  


Otchłań morza wiecznie dudni w kadrze - córka tonie razem z matką, jakieś meduzy w somnambulicznym śnie, jak w nieokreślonym szale, próbują przypomnieć o ludzkiej tragedii, i chociaż wydaje się to znane z wcześniejszych dzieł, gdzie latarnia morska przynosi gorączkowe ,,zapomnienie'' (w tym znaczeniu, że to terapia odwykowa), to ujawnia istotny szczegół, jak łatwo ulec podświadomym lękom czy manii prześladowczej. Córka od pierwszej, do ostatniej chwili jest ,,atakowana'' przez zewnętrzne, urojone bodźce z jej poturbowanego wnętrza. Widać to na przykładzie, gdy córka mówi, że widzi matkę, a gdy ojciec odwraca się, by spojrzeć, czy mówi prawdę - nie widzi jej, bo nie może, bo to konstrukt wyobraźni zranionego dziecka. To proste techniki filmowe, ale dobrze odsłaniają, jak wiarygodnie przeprowadzić ,,sekcję'' na młodej, poturbowanej psychice. Moim największym zastrzeżeniem jest sam finał, który, w przeciwieństwie do środkowej części produkcji, bywa jawnie gołosłowny, a jego subtelna tajemnica umyka, jakby twórcy nie wierzyli w inteligencję widza, więc zastosowali dosłowne środki, które zabijają w historii gorzką melancholię za straconą matką, która przepadła podczas żeglowania na morzu.

To kameralny, wycieniowany dramat, dopóki autorzy nie spieszą się z przesadzonym zakończeniem, który psuje seans. Mimo to - Zoe Arnao kradnie pokaz w każdej scenie, jej smutny uśmiech, przerażenie w oczach, czy głośny krzyk rozpaczy, to dobra półka aktorska, która zaskarbiła moją uwagę, to utalentowane dziewczę, której chcesz kibicować, żeby pozbyła się cieni za swoimi plecami. Choć scenografia jest obskurna, a mroczne sceny potrafią pływać w banalnej optyce - przypomina, dlaczego kiedyś byłem miłośnikiem hiszpańskich horrorów, zanim stały się powtarzalne. Zaś czuła scena, gdy ojciec tańczy z Lidią przy kuchennym stole pozostanie jedną z najbardziej radosnych rzeczy, jaką widziałem w 2024 r.

Hiszpania, 2023, 97'

Reż. Ángeles Hernández, Sce. David Matamoros, Ángeles Hernández, José Pérez Quintero, Zdj. Gina Ferrer, Blai Tomas, Muz. Victor Reyes, prod. Zeitsprung Pictures, SWR, Maya, wyst.: Hugo Silva, Zoe Arnao, Sergio Castellanos, Maria Ribera, Noelia Balbo




0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz