sobota, 7 września 2024

Joker: Folie à deux



 Po wielkim sukcesie i trumfie pierwszego ,,Jokera'' w Wenecji (pięć lat temu) - wydawałoby się, że twórcy nie zaczną gloryfikować obsesyjnej miłości czy romantyzować choroby psychiczne. Myliłem się - Todd Philips to grafoman kinematografii. Nie znający podstaw, jak uwiarygodnić scenariusz. Zabawny komentarz ujrzałem na stronie internetowej zajmującej się kinem, jak Rogerebert.com, gdzie uznano tę historię za ,,Zgubny badziew''. W istocie, to film niewiarygodnie pozbawiony głębi psychologicznej, zatruty przez pop-atrakcję i nieudolny, zatracający się w swojej gorzkiej, postmodernistycznej ułudzie, iż nie utraci celu z oczu. To przykład, jak wiara w swoją wielkość czyni cię małym i słabym. 

Wiemy, że pierwszy ,,Joker'' opierał się na retro-stylistyce, choć popadał w przesadny makiawelizm i źle pojmowany anarchizm (z jakiegoś powodu kultura próbuje wmawiać widzom, że to terroryści, a nie ideologia prawicowa). Mam pewną teorię, że obecnie prawica jest postrzegana jako coś złego, ponieważ łamie zasady lewicy, o co mają wszyscy pretensje po drugiej stronie barykady. Rzecz jasna, nie chcę wypowiadać się ponownie o polityce, chociaż tej polityki w najnowszym filmie nie zabraknie, ponieważ autor chce ci sprzedać obietnice, że miłość jest toksyczna. Po zwiastunach zauważycie, że promują drugiego ,,Jokera'' jako musical, i nie jest to bynajmniej kłamstwo. Problem zaczyna się wówczas, kiedy twój koncert jest spartaczony, boleśnie za długi i wyczerpujący. Piosenki nie zapadają w ucho, a ty błaznujesz na ekranie, żeby desperacko zająć czymś widza. Miłośnicy komiksów, którzy znają szaloną miłość wyznawaną przez Jokera (powrót Joaquina Phoenix) oraz Harley Quinn (Lady Gaga) - będą zawiedzeni, że dostają film, w którym nie ma szalonej energii czy psychopatycznej strony tego przeklętego związku. 

Część druga zaczyna się tam, gdzie każda ,,normalna'' produkcja ma miejsce, czyli po zakończeniu jedynki. Arthur (jego alter ego, to wybuchowy socjopata, czyli Joker) trafia do więzienia, zaraz po tym, jak postrzelił prowadzącego talk-show w bezdusznym grymasie. Tuż po tym, jak jego niezrównoważeni naśladowcy wyszli na ulicę i pomylili sprawiedliwość z ukrytą frustracją. Sęk w tym, że producenci oraz filmowcy nie robią nic z tym fantem - dosłownie. Podrzucają ci okropny sequel, który nie próbuje wybadać, dlaczego Arthur stał się nieświadomym liderem psychopatów nowego Gotham, ani dlaczego, jako mężczyzna, jest złamanym psychicznie maniakiem, dla którego życie ludzkie przestało mieć znaczenie. Idziesz do więzienia na resocjalizację, psycholodzy badają cię od stóp do głów, a twój film, jedynie na czym się skupia, to rozpaczliwe szukanie rozrywki w pustym, martwym świecie bez emocji. Arthur idzie na muzykoterapię, aby sobie pośpiewał, by ulżyć w cierpieniu, którego nie rozumie sam autor. Dodatkowo, każdy nerd czy miłośnik opowieści o Jokerze, będzie zawiedziony, że nie robi z siebie błazna, tylko męczennika pod pretekstem, że jest odzwierciedleniem toksycznego społeczeństwa. Problem jest taki, że autor nie rozumie komiksowego anty-bohatera, nie rozumie jego przeszłości, bo wymyślił sobie, że to normalny człowiek, tylko z zaburzeniem psychosomatycznym. Panie autorze, przypominam że to postać z kreskówki! To jest fikcja, a nie rzeczywistość. Dlaczego dzisiejsze pokolenie autorów myli nieprawdę z prawdziwym światem?


Przez co, gdzieś w połowie seansu, próba zrozumienia, kto jest w czyim ciele spełza na niczym. Samo wyjście przed szereg i zastanawianie się, czy Arthur jest Jokerem (jego fantazją na swój temat, czy skrzywieniem emocjonalnym), czy Joker jest lustrem Arthura, jest inspirującym wywodem, ale autor nie zagłębia się w mentalne upośledzenie, bo nie interesują go konotacje w świadomości kulturowej. Woli produkować bezwartościowy koncert, gdzie Joker śpiewa piosenki, jak złamany artysta, a nie szaleniec z gotyckiej manufaktury smutnego miasta Gotham. Sama obsesja, gdzie Harley Quinn inicjuje związek jest płytki i pozbawiony balansu, bo nie ma żadnej chemii między postaciami. Poza tym autor panicznie boi się widowni, bo nieustannie odnosi się do wydarzeń z części pierwszej, żeby przypomnieć o swoim sukcesie, który gaśnie na scenie. Jeszcze większą zgrywą z widowni jest podejście, że za psychopatyczną dziwaczkę robi Lady Gaga - jedna z najmniej imponujących piosenkarek naszych czasów, która zyskała sławę przez wytwórnię muzyczną, a nie przez fakt, że tworzy ponadczasowe dzieła, jak zespół Queen czy Cider Sky. To śmieszne, że w roli Harley, która słynęła z tego, że płynie pod prąd - wybrano artystkę, która leci z prądem. To prawdziwe zaprzeczenie, i nie rozumienie oryginalnych postaci z komiksów. 

I choć mogę brzmieć, jak szaleniec, który postradał zmysły, uważam że Joker z numerem dwa, to tandeta ślizgająca się po popularności umalowanego błazna. Gdyby Joker w świadomości kulturowej byłby anonimowym idiotą, nikt nie zwróciłby uwagi, że w kinach wyświetlają anonimowego idiotę. Tymczasem jego reputacja Księcia Zbrodni topnieje na ekranie, bo autor nie rozumie podstaw kulturowej zabawy. Myśli, że widownia jest zaślepiona jego twórczością, a miłośnicy komiksów nie zauważą jego braku znajomości świadectwa, z czym wiąże się bycia kimś, kto jest smutnym klaunem za pozorami atencyjnej zabawy, jak Joker, dla społeczeństwa, które uznało go bezpodstawnie za kryminalistę, a nie za nieuleczalnego, emocjonalnie wybitego z rytmu dziwaka o traumatycznej przeszłości. Kiedy robisz musical z antagonistą Batmana, wiedz że twórca cię okłamuje i nie szanuje komiksiarzy. Chce tylko zarobić na naiwnej publiczności, która nie jest tępa, jak Harley Quinn podczas budowania niezręcznego romansu. Twórca jest śmieszny, bo na pewnym etapie, odrzuca partnerkę Jokera, i serwuje powtórkę z rozrywki z pierwszego filmu, dyskutując z jego wymową, co jest kpiną z narracji, i cynicznym niezrozumieniem postaci, o której rozpisywali się tacy autorzy, jak Brian Azzarello, Alan Moore, Scott Snyder, Ed Brubaker, czy dajmy na to, niezastąpiony Paul Dini (którego uważam za najbardziej kompetentnego scenarzystę w uniwersum Gotham).

A wiecie, po czym poznać kiepski film, kiedy robisz romans o psychopatycznych ludziach? Kiedy ich związek jest słodki i rozczulający! Kolejny powód, dlaczego kontynuacja ,,Jokera'' nie działa, bo nie rozumie dynamiki związku, nie rozumie, jak toksyczną parę tworzą była psychiatra, obecnie dziewczyna Jokera, a socjopata, który lubi dowcipy zagrażające ludzkiemu zdrowiu. Czy scenarzysta był pijany podczas pisania, czy tylko się wygłupia? Zadałem sobie to pytanie nieprzypadkowo, bo jego niekonsekwencja rzuca się w oczy, a ja podczas seansu zapadałem się pod ziemię, jak zgrzytam zębami z niedowierzania. To potwarz dla tradycjonalistów, którzy nienawidzą, kiedy ktoś czyni z Jokera romantycznego kolesia - on nigdy nie był romantyczny, na litość boską! Jak można tworzyć filmy, nie znając psychologii postaci, którą się opisuje, no jak? Ten film został tak zaprojektowany, jakby ktoś celowo chciał zakpić z miłośników komiksu, zadrwić ze świadomości kulturowej oraz wpisać się w modny trend, że psychopatyczne związki są seksowne. Nie są! To patologia, a nie romantyzm. 

Jakkolwiek bym się nie naprodukował, wiem że film na siebie zarobi. Wszyscy pójdą, ocenią pozytywnie lub negatywnie, ogłoszą, że ,,Joker'' się skończył, jest incelem i sierotą emocjonalną. Druga barykada powie, że prawicowcy są nienormalni, i tylko lewica jest spoko, więc popierajmy nienormalne związki nienormalnych ludzi! Taka będzie narracja, a jak ktoś powie, że czytał komiksy i powie że toksyczna relacja jest czymś imponującym, to zrozumiem, że publiczność nie myśli na seansie, tylko daje sobie wmawiać bzdury wypisane w popkulturze (dla modnych postulatów, aby być na czasie). Dawno żaden film nie wytrącił mnie z równowagi, jak ten żałosny twór, dla pokolenia, które pochłania wszystko bezmyślnie, bezrefleksyjnie i bez szacunku do siebie, oraz postaci, które kreują na ekranie. Pała ze sprawozdania, panie filmowco! Przykro mi, oblałeś test!

USA, 2024, 138'


Reż. Todd Phillips, Sce. Scott Silver, Todd Phillips, Zdj. Lawrence Sher, 
Muz. Hildur 
Guðnadóttir, prod. Bron Creative/DC Entertainment, Warner Bros. Pictures, wyst.: Brendan Gleeson, Joaquin Phoenix, Lady Gaga, Catherine Keener, Zazie Beetz



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz