środa, 23 stycznia 2019

Najlepsze filmy 2018 r. - Według Chrisa


Spalmy towarzystwo wzajemnej adoracji (kadr z filmu ,,Płomienie'').

Ostatnia topka podsumowująca 2018 r. Nie był to udany rok dla kina. Powstało wiele średnich tytułów, z których nijak nie dało się czerpać przyjemności. Garstka z nich trafiła na czarną listę albo rozczarowały (m.in. ,,Roma'' za niesubtelną emocjonalność, sterylny, płaski obraz Meksyku lat 70.), do tego filmy rozrywkowe, które przestały przynosić jakość (kolejne dzieła Marvela wyglądają jak odcinki serialu - wciąż się zastanawiam, kiedy to wszystko spuchnie czy ucichnie), a o horrorach nie mam przyzwoitego zdania (szumnie zapowiedziany ,,Dziedzictwo. Hereditary'' okazał się czterokrotnie słabszą wersją ,,Dziecka Rosemary'' od Romana Polańskiego). Jestem wstrząśnięty, jak bardzo nie mam ochoty się pastwić nad nowymi dokonaniami Patryka Vegi, nad przeciętnymi debiutami (vide ,,Winni'' od Gustava Möller) czy rzeczami, do których nikt nie sięga (jak nowy trip od von Triera)

Skończmy z tą żałością i pomówmy o zaletach 2018 r. Mimo że nie jestem zadowolony z ubiegłego roku cieszy fakt, że wschodzący twórcy filmowi mają wystarczający dostęp do źródeł, aby promować dzieła kulturowe na festiwalach filmowych, mają wyczucie formalne i widać, że im zależy na przyszłości kinematografii, bo ktoś musi to robić, jeśli chcemy oglądać coś w kinie. Poza tym nie chcę się czepiać osób, które lubią lekkie, niezobowiązujące kino, natomiast przydarzyło mi się nieszczęście i obejrzałem fatalną parodię kina akcji (,,Mission: Impossible - Fallout''), gracze dostali po tyłkach grzęznąc w mule kiepskich adaptacji filmowych (,,Tomb Raider'', ,,Slender Man'', czyli najgorszy film 2018 roku). Z racji tego, że przestałem się przejmować naszą dystrybucją, datami premiery, to na mojej liście pojawią się tytuły, które nie miały oficjalnej premiery w Polsce albo zostaną wyświetlone w 2019 roku. Dziwny był to rok i nie da się ukryć, że jestem nieco zmęczony odłamkami kinematografii - coraz mniej obrazów powstaje z myślą o mnie, dla widza, który nie chce oglądać kolejnego sequela, kolejnego remake'u, kolejnego fast fooda - przyjdź, obejrzyj, zapomnij. Dajcie spokój - liczę na więcej. 

Wraz z odejściem Daniela Day-Lewisa na emeryturę czuję, że pewna epoka dobiegła końca. Jego ostatnia rola w ,,Nici Widmo'' jest absolutnie wstrząsająca i będzie mi go brakować, to rodzaj aktora, których trudno wynająć na rynku, bo grają raz na kilka lat. Dziękuję Daniel, że byłeś z nami - oferowałeś klasę od początku lat 70. Jesteś wielki. Wielki. Tymczasem zapraszam do komentowania - oto lista najlepszych filmów 2018 roku według Chrisa...

10. Faworyta

Reżyseria: Yorgos Lanthimos
Scenariusz: Deborah Davis, Tony McNamara
Gatunek: Biograficzny, Dramat historyczny
Produkcja: Irlandia, USA, Wielka Brytania 

Nieco w manierze teatralnego spektaklu i telenoweli, gdzie trio aktorskie wzajemnie się przyciąga i odpycha. Kontrowersyjny Grek (Lanthimos) wciąż szokuje oraz godzi w konwenanse personalne. Poczynając od rodzinnych perturbacji (,,Kieł'' - debiut), po postindustrialne, zdehumanizowane relacje damsko-męskie (,,Lobster''), kończąc na farsie monarszy, czyli obecnej ,,Faworyty''. Wydarzenia kręcą się na angielskim dworze, gdzie schorowana królowa musi zadecydować o losie kraju, czy chce podjąć wojnę z Francją, czy nawiązać kontakty pokojowe z sąsiadami, ale nie to czyni film wyjątkowym. Wojna majaczy gdzieś w tle, prawdziwą zmorą jest służba, która pociąga za sznurki knując za plecami dworu. To królowa jest przekonana, iż decyduje o losach mieszkańców, tymczasem głosem w dyskusji politycznej pozostaje najbliższa ,,przyjaciółka'' królowej Anne. Lanthimos w przepychu i zimnych murach dopatruje się niezwłocznej samotności ludzkiej - ludzi skazujących się na intrygi prowadzące do zguby państwa oraz zatracenia sumienia. W tej grze psychologicznej, w której wydaje się, że wygrywasz - nadal coś tracisz, jeśli nie zaufania, to twarzy (choćby najmilsza, nie sprawi, że unikniesz wzroku królowej, co nakazuje zrobić).



Lanthimos od premiery ,,Zabicie świętego jelenia'' wzoruje się na sztuczkach Stanley'a Kubricka. Szerokie, wielopasmowe kadry, głęboka przestrzeń i te zapalone świece niemal wyjęte z ,,Barry Lyndona'' z 1975 r. Lanthimos pożera emocje wystawnymi przedmiotami. Mimo że kadry są rozłożone, to czujemy się jak w puszce - w puszce, w której nie ma uczuć, przygniata nas mamroczący mrok w oddali, nawet rozrywki na dworze są chłodne, a taniec jest pogardą dla problemów społecznych.

9. Zwierzęta Ameryki

Reżyseria: Bart Layton
Scenariusz: Bart Layton
Gatunek: Dramat, Kryminał
Produkcja: USA

Nieprawdopodobne, że umieszczam film o studentach - ta grupa ludzi jest dla mnie przekleństwem w kinie, odkąd zaczęła się seria ,,American Pie'', potem ,,Wieczny student'' czy nieco mniej szablonowy ,,Szalony akademik''. Tym razem nie będzie (dzięki Bogu) seksistowskich żartów, tandetnych, obscenicznych scen, gdyż czwórka uczniów planuje skok na bibliotekę uniwersytecką. Dlaczego? Ponieważ znajdują się tam treści (lektury) warte miliony dolarów. Fabuła brzmi groteskowo, ale to się wydarzyło naprawdę, to nie jest zmyślona historia, jakaś fikcja. Co mogło przyczynić się do podjęcia takich kroków? Brak adrenaliny? Silne emocje? Niesamowita przygoda? Po części wydaje się wyrazem buntu na to, że jesteśmy niedoceniani, za mało wyjątkowi, czy myślimy w sposób wręcz przygnębiający. Kryminalna intryga koresponduje z komedią pomyłek (wiecie, nasze plany nie są idealne, mają luki w systemie). Jestem jedną z tych osób, które potrafią zrozumieć, dlaczego to zrobili, ale ,,Zwierzęta Ameryki'' są przestrogą dla młodych ludzi, którzy naoglądali się za dużo filmów akcji (jak ja), a potem przychodzą im do głowy zakręcone pomysły i robią coś, z czego nie mogą być dumni.



,,Zwierzęta Ameryki'' działają na wielu płaszczyznach: dokumentalne wstawki rezonują z rabunkiem na bibliotekę (prawdziwi przestępcy opowiadają przed kamerą, jak doszło do tego czynu, od czego się zaczęło, jaki był finał), liczne nawiązania do kinematografii (fantastyczna scena omówienia planu z ,,Wściekłych psów'' Quentina Tarantino przeniesiona niemal 1:1). Zabawa z faktami też jest mocną stroną produkcji, widać że wspomnienia po latach nieco się zatarły, więc twórcy kategorycznie łamią czwartą ścianę. Ostrzegam: to nie jest kino akcji, lecz dramat z elementami kryminału i komedii. Tylko w tej kolejności mógł nabrać dystansu i zweryfikować błędy młodości.

8. Słodki kraj

Reżyseria: Warwick Thornton
Scenariusz: David Tranter, Steven McGregor
Gatunek: Western, Dramat historyczny
Produkcja: Australia 

Wydawać by się mogło, że filmy o niewolnictwie miały swój czas (lata 2012-2016), ale cienko go spożytkowały przemawiając schematami, truizmami, w amatorskiej, niedopracowanej konwencji (bez zamysłu artystycznego, bez formalnej uprzęży). Zabawne jest to, że USA podejmuje ten temat, a nie kraje z platformy prekambryjskiej, zważywszy na to, że w Afryce działy się większe cuda, gdzie czarny zarządzał czarnym (ależ to byłby hit dla gawiedzi). Tymczasem dostajemy inny twór - prosto z upalnej krainy kangurów, gdzie rdzenny mieszkaniec Australii pozbawia życia białasa, który wymachując bronią doprosił się o śmierć. ,,Słodki kraj'' ucieka od romantyzowania Socceroos. Piękne krajobrazy nie idą w parze z pięknością człowieczeństwa, gdyż ludzka próżność poszukuje taniej siły roboczej na tym dzikim stepie. Piękne zdjęcia kontrastują z wulgarnym językiem, przepełnione potem ciała kręcą się w kadrze, białasy są katem, panem, przyjacielem - w zależności, na kogo wpadli niewolnicy. Jedni traktowani są jak członkowie grupy, pozostali jako pomoc gospodarcza czy służba bez praw. Rasiści kontra wschodzące prawo, które ma za zadanie uczciwie oskarżyć kolorowego o popełnioną lub niepopełnioną zbrodnię. W krainie, gdzie słońce góruje wysoko, a szeryf sprawuje pieczę nad sprawiedliwością nie ma miejsca na równość i braterstwo.



,,Słodki kraj'' nie wybacza błędów - na pustynnej lub półpustynnej ziemi nie ma miejsca na sentymenty czy moralne oblicze. Natura dyktuje warunki, a Aborygeni mają dość cudzoziemców, którzy zakłócają prawo silniejszego, gdyż to rdzenni mieszkańcy są tu katem i sędzią, a nie biali. Mimo że temat niewolnictwa stał się oklepany i poniekąd niechciany w Europie, ponieważ nas to nie dotyczy - warto jednak mieć świadomość, że czarne karty historii nie były rzadkością, lecz problemem powszechnie znanym, z którym najczęściej nikt nic nie robił, a wręcz pochwalano zamordyzm i poniżenie.

7. Upgrade

Reżyseria: Leigh Whannell
Scenariusz: Leigh Whannell
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Produkcja: Australia

W duchu lat 80. Czysty, niesfabrykowany okaz z B-klasowym posmakiem. Zaczyna się, jak ,,State of Mind'' (Lista najlepszych gier wideo 2018 r. - zapraszam) - od wypadku samochodowego, gdzie żona umiera od brutalnego ataku, gdy kryminaliści wyciągają ich z futurystycznego pojazdu. Mąż trafia na wózek inwalidzki, ale zamierza się ,,odwdzięczyć'' mordercom. Można mieć pretensje, że to schematyczne kino zemsty, natomiast nie o fabułę się rozchodzi, a zastosowane pomysły w trakcie seansu. Nie ma co prawda delikatnych, wysublimowanych technik prowadzenia narracji, za to oferuje szalone pasmo technologiczne - poczynając od sekretnych urządzeń, które pozwolą poruszać się osobnikom z uszkodzonym kręgosłupem, gnając do siedziby hakera, gdzie wirtualna rzeczywistość przejęła władzę nad materią. Klasyczne pytania o to, dokąd zmierzamy - nie mają żadnej podstawy, praktycznego zastosowania. Pachnie testosteronem i męską przygodą, z całym dobrodziejstwem kina z przed czterech dekad - jest krwawo, mrocznie i bez musztry fabularnej. Dużo zabawy z motywami, których zazwyczaj się nie stosuje, jak udziwnienia w kątach kamery, zmiana pracy kadru podczas transformacji niepełnosprawnego w zabijakę.



W dobie przekombinowanych scenariuszy, silących się na oryginalność, gdy twórcy tracą kontrolę nad konwencją - ,,Upgrade'' upraszcza zwroty akcji skupiając się na monochromatycznej estetyce, ambientowej muzyce oraz aktorskiej pokazówce. Znakomity powrót do czasów, gdy kino drugiej kategorii nie aspirowało do nagród BAFTA, za to oferowało szaloną jazdę po zakamarkach duszy - odsłaniając błędy w matriksie. Doceniam rozrywkę, która nie robi ze mnie głupca. Czyżby najlepszy film Sci-Fi od czasu ,,Moon'' z 2009 roku?

6. Lato 1993

Reżyseria: Carla Simón
Scenariusz: Carla Simón
Gatunek: Dramat
Produkcja: Hiszpania

Reinkarnacja ,,Ducha Roju'' Victora Erice z 1973 r. i ,,Nakarmić kruki'' Carlosa Saury z 1976 r. - nie bez powodu napominam o tych tytułach. Wszystkie trzy, łącznie z ,,Lato 1993'' mają miejsce w Hiszpanii, a w centrum wydarzeń stoi dziecko - wrażliwe i z wyobraźnią. Mała Frida straciła matkę - jej brak jest bolesny, lecz nie uzewnętrznia nieszczęścia. Zamiast tego psoci, strofuje i ,,przebiera'' się w rodzicielkę - kopiując jej nawyki (palenie papierosów) czy odzywki (,,zrobię to później''). Wiejski krajobraz na katalońskiej prowincji dyktuje tempo opowieści - flegmatyczne, ospałe, kręci się wokół natury i familii, która stara się przyjąć dziecko jak swoje, choć obce i pozbawione matczynego ciepła. Carla Simón unika przedramatyzowania - orbituje po zmysłach małej dziewczynki rywalizującej z biologiczną córką nowej rodziny. Uprzykrza się, znika, by oddać hołd figurce (matce boskiej) składając ofiary i modlitwy, żeby przekazała dary ,,zaginionej'' matce. Bez zbędnych ceregieli twórczyni nie skupia się na konkretnym celu - nie zmierza dokądś. Miast tego kontempluje proste czynności, dziecięce zabawy (niekoniecznie bezpieczne), segregując zdarzenia i przypływającą rozpacz, która udzieli się w fantazyjnym finale. Przeplata uśmiech czy rozbawienie z drenującym, wewnętrznym impasem emocjonalnym - potrzebnym, by oczyścić serce z udręki i winy, że kocha się kogoś innego.



Kolaż zdarzeń następuje po sobie bez dopowiedzeń. Autorka szanuje inteligencję czy uczucia widza. Nie szasta dramatami na lewo i prawo, a negatywne emocje woli wyzwolić w chłopięcych przygodach (wspinaczka na drzewo, wyzwania). W kontekście Carlosa Saury jest coś, co Simón robi lepiej, wie jak rozkładać dziecięcą psychikę, aby się posypała. I to bez szokujących środków wyrazu - oczywiście te porównania jednak tracą, gdy zdamy sobie sprawę, że w latach 70. Hiszpania opowiadała o sobie samej - kryjąc lęki w dziecięcych postaciach, natomiast warto pamiętać, że małe rozrabiaki mogą być figurą symboliczną, metaforą państwa czy aktem obrony na zdemontowaną historię.

5. Zimna wojna

Reżyseria: Paweł Pawlikowski 
Scenariusz: Paweł Pawlikowski, Janusz Głowacki
Gatunek: Dramat
Produkcja: Francja, Polska, Wielka Brytania

Paweł Pawlikowski robi niezłą karierę na Zachodzie. W czasach, gdy nacjonaliści robią raban, a imigranci osłabiają gospodarkę państw europejskich - Paweł pokazuje, że można pogodzić wyjazd za granicę i miłość do ojczyzny (do polskiej kultury). Reżyser nie zapomina skąd pochodzi, nie robi błędów, takich reżyserów, jak Damien Chazelle, gdyż jazz jest lekki, wznoszący i tą ludową melodią zaraża publiczność (liczne statuetki i nagrody). Bez niepotrzebnych nikomu wstawek metafizycznych z ,,Idy'' - reżyser znika za kurtyną, by odsłonić powojenną historię, która zniekształciła obraz rzeczywistości, a komunizm wparował buciorami na ziemię, która osiągnęła pyrrusowe zwycięstwo. Łukasz Żal odpowiedzialny za zdjęcia do ,,Zimnej wojny'' docenia multi-wymiarowy konstrukt środowiskowy - z wyczuciem wparował do francuskich klubów, gdzie elitarne grono ma się za władców kultury.



,,Zimną wojnę'' ciężko mi oceniać jako miłosne utrapienie, jako melodramatyczną skazę, Bressonowską powściągliwość. Osobiście uważam, że to historia o wykorzenieniu, o starciu dwóch klas społecznych (artystów z wydziałem władzy), o wolnej przestrzeni, której nijak nie da się zagospodarować, ponieważ jest to obca ziemia - nieswoja, mniej rodzima. Muzycznie to półka wyżej od niejednego musicalu - aura melancholii i rozpaczy wisi w powietrzu, a to przypomina fantastyczny film Béla Tarry z 1988 r. (,,Potępienie'', gdzie w barze Titanic pogłębia się nihilistyczny opis teraźniejszości). Kino nie musi mieć wyrazistej fabuły, żeby wyrwać widza z emigranckiego letargu. Z letargu utraconej miłości.

4. Płomienie

Reżyseria: Chang-dong Lee
Scenariusz: Chang-dong Lee, Jung-mi Oh
Gatunek: Thriller
Produkcja: Korea Południowa

Ulubiony reżyser XXI wieku wraca po ośmiu latach nieobecności i prezentuje coś, czego nie zrobiłby David Fincher. Thriller bez thrillera - świadomy filmowiec odchodzi od prawideł gatunku: nie pospiesza, nie powiela twistów fabularnych oraz dzieli się tropami literackimi. Nie interesują go oczekiwania widzów, a wiwisekcja przeprogramowania dreszczowca w podskórny, niewidzialny dla oka kryminał, któremu bliżej do dramatu politycznego czy społecznej abominacji, bo Korea Południowa, to kraj ideowej sprzeczności. Młodzi ludzie żyją bez perspektyw: bezrobocie, samotność, wyobcowanie. A w telewizji nadają wielkie ,,oferty'', aby wypłynąć za morze, że Stany Zjednoczone pod przywództwem Donalda Trumpa osiągną dobrobyt i szczęście (istny eden dla pracowników, choć nie wiadomo, czy obietnice się spełnią - kupowanie kota w worku). Tyle tylko, że w Korei znajdują się nuworysze, nowobogaccy, wcielenie Gatsby z książki Fitzgeralda. Majątek i bogactwo, na przeciwnym biegunie - wieczne zagubienie czy marzenia o wielkiej karierze. Nasz główny bohater (Jong-soo Lee) aspiruje do bycia pisarzem, ale na tej zasadzie, że szuka tematu, chce pisać, ale z jakiegoś powodu tego nie robi. Podobnie jest z kobietą, z którą zaczyna się przyjaźnić. Marzy, aby poznać sens życia, więc wyjeżdża do Kenii, by poznać tajniki egzystencji.



W tej układance, która wraz z upływem czasu gęstnieje i nakłada nowe pytania bez odpowiedzi, łatwo przeoczyć moment kulminacyjny, co jest zmyślone, a co jest faktem i potwierdzeniem, że to czy inne wydarzenie miało miejsce. Bohaterowie bawią się życiorysami - nie wiemy, czy kobieta posiada kota, gdyż rzekomo ,,skrywa'' się przed obcymi. Nie wiemy, czym się zajmuje majętny młodzian, nie wiemy też, czy Jong kłamie na temat swojego pisarstwa, być może obawia się pracy i woli rozmyślać niż przeżywać życie. Fantasmagoryczne opisy przeplatają się z kryzysem Republiki Korei, gdzie wielu ludzi straciło kontakt z rzeczywistością brnąc w kłamstwa i szemrane towarzystwo. Jeśli nie ma ratunku, to lepiej udawać, że się żyło niż nie żyło? Mocne kino, o ile nie spodziewacie się dramaturgii na miarę lokalnych gazet.

3. Zatrzyj ślady

Reżyseria: Debra Granik
Scenariusz: Debra Granik, Anne Rosellini
Gatunek: Dramat
Produkcja: USA

Niespokojna opowieść o ludziach, którzy chcą przebywać z dala od cywilizacji. O nieprzepracowanych traumach, które rujnują wewnętrzną harmonię człowieka. Ojciec z córką mieszka w lesie, na terenie parku zarezerwowanego dla państwa. Ich bezpieczeństwo (sielankę) zakłóca wtargnięcie służb mundurowych, którzy zabierają osobników do opieki społecznej, by podjąć radykalne kroki i zmusić rodziciela do tego, by jego córa zaczęła uczestniczyć w życiu społecznym oraz nabyła zdobycze techniki, jak telefon, żeby wróciła do szkoły, zaczęła ,,normalnie'' funkcjonować. Sęk w tym, ze nie chcą poddać się procedurom, przyjąć reguły państwa i trwać, jak każda jednostka w społeczeństwie. Chcieliby przebywać na uboczu, z dala od światłowodów i rumoru infrastruktury. I choć mogło dojść do zmordowanego moralizatorstwa, autorka ,,Do szpiku kości'' unika podobnych frazesów, że przestaliśmy obcować z naturą czy dążyć do samospełnienia, gdyż problemem, z jakim zmaga się dwójka bohaterów, jest psychika dorosłego podmiotu - wyniszczona przez wojnę, przestraszona i otruta przez ciągłe zagrożenie na polu walki.



To nastolatka staje się ofiarą niechcianej egzystencji. Podporządkowana rygorowi, lękom ojca - nie może uciec do cywilizacji, bo nie zna wymogów tamtej strefy. Konflikt narasta, gdy zdaje sobie sprawę, że nie zamierza ślepo podążać za ojczulkiem. Mimo to stara się złagodzić ,,staruszka'' odkrywając bogactwo życia - niekoniecznie w dziczy, ale tam, gdzie śpiewy i biesiady są ukojeniem dla duszy. Ta dramatyczna historia nie ma łzawych, prostych rozwiązań. Ani nie schlebia, ani nie potępia tego, jak chcą żyć bohaterowie - nasuwa jednak przerażające wnioski, że niekiedy dorośli przyczyniają się do strat młodzieży - nie pozwalając im samodzielnie wybierać, sprawić, żeby odcięli się od ,,pępowiny'', aby decydowali o własnej przyszłości.

2. Niemiłość

Reżyseria: Andriej Zwiagincew
Scenariusz: Oleg Negin, Andriej Zwiagincew
Gatunek: Dramat
Produkcja: Belgia, Francja, Niemcy, Rosja

Czuć tu wpływy kina lat 60. i 70. Dziecko znika, a twórca nie przejmuje się jego losem, lecz skupia się na relacjach osób, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Mamy motywy wyjęte z twórczości Michelangelo Antonioni (,,Przygoda'' - zaginięcie, otwarty finał, kreacja pustej przestrzeni), Ingmara Bergmana (,,Sceny z życia małżeńskiego'' - kłótnie, brak zrozumienia, rodzinne tragedie) czy Jeana Eustache (,,Matka i dziwka'' - transformacja związków na polu kobieta-mężczyzna). Nim dojdzie do śledztwa i poszukiwań małego chłopca - obserwujemy rozpadającą się więź rodzinną. Matkę, która wiecznie wpatruje się w ekran telefonu, żyjąc na koszt męża, zapracowanego ojca, który na wieść, że dzieciak zniknął z domu kwituje ,,muszę wracać do pracy''. Tę zimną, bierną postawę podkreśla formalna część obrazu - kadry nasiąknięte odcieniami niebieskiego koloru - niemal zamraża stosunki międzyludzkie. Są obok siebie, ale jakby nieobecni, odcięci od komunikacji werbalnej, panuje niezdrowy układ, ponieważ rodzice mają swoich kochanków i przyszłych partnerów.



Andriej Zwiagincew to jeden z ostatnich twórców, którzy apokalipsę przewidują nie w tym, że dojdzie do wybuchu III wojny światowej, społecznej histerii, tajemniczej zarazy, ale dlatego, że umierają tradycyjne modele rodzinne, wzmagający się antynatalizm czy poparcie egoistycznych pobudek. Ten film boli na kilku płaszczyznach, bo Rosjanin nie ma dobrego zdania o własnym kraju - toczy ją choroba, tak paskudna, że niewidoczna, tak płytka, że aż nie do wiary, że do przeoczenia, iż dochodzi do ,,nieświadomego zabijania'' niechcianych dzieci. Rosja, jak to dziecko - nikt się nie przejmie, iż zeszło z oczu, bo nasze sprawunki czy zachcianki są ważniejsze od drugiej osoby. Polityczne drugie dno nie wydaje się na tyle złożone, bo kłopot leży gdzie indziej - w nas samych i to jest straszniejsze niż cała historia naszych dziejów jako ludzkości.

1. Manbiki kazoku (Złodziejaszki)

Reżyseria: Hirokazu Koreeda
Scenariusz: Hirokazu Koreeda
Gatunek: Dramat
Produkcja: Japonia

Wybór najlepszego filmu 2018 r. był wyjątkowo nieskomplikowany. Dzieło Hirokazu Koreedy ma wszystko, czego oczekuję od kina. Przemyślany scenariusz, temat poruszony w nienachalny, demaskatorski sposób, bez obciążników (bez szantażu emocjonalnego czy zagrywek z Hollywood - na zasadzie oklepanych finałów, uszczęśliwiających na siłę widownię). Pobiera szlachetne zamysły innych reżyserów, jak Yasujirô Ozu (ulotność kadrowa, liryka, subtelność środków formalnych), Ken Loach (zaangażowanie społeczne), Krzysztof Kieślowski (człowiek w centrum wydarzeń, dobrowolna interpretacja, współczucie). Najbardziej utytułowany reżyser z Japonii XXI wieku powraca ze stałym anturażem zajmując się zagadnieniami familijnymi, dorzucając znajomych aktorów z jego poprzednich filmów, jak Kirin Kiki z ,,Ciągle na chodzie'' z 2008 r. Historia ta, jak wiele poprzednich w dorobku Koreedy, toczy się w zatłoczonym mieście, zadając kluczowe pytanie, czym i kim jest rodzina, co o niej stanowi, co jest ważniejsze: więzy krwi czy samodzielne budowanie rodziny bez spoglądania na genetykę czy pokrewieństwo?



Uczuciowa narracja nigdy nie wpada w groteskę albo w jakieś zarozumiałe tony. Przygląda się zmarzniętemu dziecku, które szuka opieki, miłości, a nie pustego domu, gdzie mogłoby się uchować. W tej ubogiej chacie, choć każdy ma zajęcie - nie ważne jest to, co się robi, ale dla kogo i po co. Nie ma jednoznacznych odpowiedzi, czy rodzina jest kwestią biologii czy zaangażowania emocjonalnego. W ,,Manbiki Kazoku'' przerzucają się społeczne nastroje (krytyka warunków pracy) czy niezgrabność moralna (przyjęcie cudzego dziecka pod swój dach), ale nie wpływają na najciekawszy aspekt produkcji - jak być rodziną i nie dać sobie wmówić, że to tylko zbiorowisko odrębnych, autonomicznych jednostek.

Pozostałe tytuły, które brałem pod uwagę, ale nie znalazły się na liście: Bohemian Rhapsody, Bracia Sisters, Climax, Creed II, Dusza i ciało, Errementari: kowal i diabeł, Fuga, Green Book, Halloween, I think we're alone now, Kler, Narodziny gwiazdy, Nić widmo, Nigdy cię tu nie było, Pierwszy człowiek, Przebudzenie dusz, Roma, Suspiria, Tamte dni, tamte noce, Venom, Winni, Życie prywatne

2 Komentarz(e):

magenta pisze...

Ja ostatnio byłem z narzeczoną na bardzo fajnym filmie w kinie.Tam przypadkowo spotkaliśmy przyjaciołów i oni podczas kawy pochwaliły się ze kupiły ostatnio toner z sklepu https://kyocera24.pl/toner-magenta-tk-5230m .

Chris pisze...

Brzmi jak kryptoreklama. ;/

Prześlij komentarz