skip to main |
skip to sidebar
Sambre to ponad 200-stronicowy komiks poświęcony nagromadzonym wątkom, które przygniatają swoją rozwlekłością. To mariaż gotyckiego romansu, historii na czele z rewolucją francuską (XIX -wiecznej), horroru, waśni między rodami i nieugiętego przeznaczenia - dopadającego ofiary losu. Bernard Yslaire - autor powieści obrazkowej sprawnie skacze z kwiatka na kwiatek - rozbudowując fabułę - ale ciężko się czyta, gdy warstwa wizualna odwraca uwagę od treści.
Bernard Yslaire umieszcza czytelnika w czasach wiosny ludów, gdzie pewna francuska tytułowa rodzina ziemiańska, z pokolenia na pokolenie, przestrzega przez ludźmi (kobietami) z krwistoczerwonymi oczami. Sambre opowiada o latach 1847-1848. Podzielony na cztery rozdziały sunie w kierunku rewolucji, która ma nastąpić w '48. Zanim do tego dojdzie, Bernard jako główny bohater opowieści, pozna tajemniczą, skrytą dziewczynę (Julię) pod mostem, która właśnie ma oczy, których należy się wystrzegać w rodowodzie. Wcześniej jesteśmy świadkami pogrzebu ojca Bernarda, dzięki czemu mamy możliwość poznania naszych postaci. Bardzo dużą rolę odegra jego siostra czy kochanek matki. Od początku autor zatruwa i przeklina Sambrów, którzy poddali się uprzedzeniom.
Jedynie Bernard z ceglanymi włosami po potomkach zostaje z otwartym umysłem i nie wierzy w coś takiego, jak wojna oczu. Gdy Julia zostanie odcięta od swojego ukochanego - zaczyna się powiew opcji pobocznych. Fabuła zmienia rys dramaturgiczny i niebezpiecznie zbliża się do innego gatunku. Najpierw szykujemy się na niegłupi romans, po czym musimy pogodzić się, że zostanie zepchnięty na bok, by oglądać tłum, który ma dość biedy i zakłamania. I do tego pojawia się malarz, który będzie długo nam towarzyszył przez mijające strony. Są motywy, co powracają nieustannie: jak ideologia koloru oczu spisana przez ojca Bernarda, czy kwestia udowodnienia zbrodni na członkach rodziny Sambre.
Cała historia skąpana jest w czerni i czerwieni. Jasne kolory przeplatają się z grobową intonacją. Jest mrok i paleta o ciepłym zabarwieniu. Wiele paneli skupia się na twarzy albo oczach. Twórca zasypuje nas zbliżeniami, nadmierną szczegółowością, kompilacją różnorakich kadrów o zmiennej długości i szerokości. To majstersztyk obrazu - stylistycznie przypomina mi o filmie Dracula Francica Coppoli. Momentami przypomina kino, albowiem w jednym ujęciu potrafi powiedzieć o trawiących uczuciach za pomocą obrazu (np. ukazując płaczliwą postać wykonaną z rzeźby) - przy tym unikając słów.
Ale nie samym obrazem żyje komiks - autor posługuje się powabnym słowem. Udaje mu się wtrącić cytaty, religijne modlitwy po łacińsku, odręcznie pisane listy, na których odczytujemy ważne rzeczy dla historii rodu Sambre. To komiks dla dorosłych. Ociekający nagością i golizną. Sportretowany przelewem krwi, nieszczęśliwej miłości, błędów ojców i matek, choć nie mogę ulec pokusie, żeby nie powiedzieć o tym, że to historia profetyczna. Yslaire wyraźnie wydaje przeświadczenie czytelnikowi, że fabuła zmierza do jednego, konkretnego celu. Robi to konsekwentnie od drugiego rozdziału. To trochę psuję niespodziankę, na którą tak czekamy do samego końca.
Wielowątkowość potrafi człowieka wykończyć. Wiele postaci odstręcza, powoduje mdłości i głęboką niechęć, wręcz panuje atmosfera wzajemnej psychomanipulacji - stąd odraza. Sambre jest dobrym kandydatem do czytania, gdy mamy przed sobą długą noc, a nie możemy zasnąć. Wiele scen jest z rodem piety, mnóstwo tu okrucieństwa, malowideł na ścianach, zdrad, knowań i zaszczucia przez życie, które dąży do jednego punktu - rzekomej wolności.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz