sobota, 30 marca 2024

Trzy na jednego #19

 

Kadr z filmu ,,Osadnicy''

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Osadnicy

Czym jest kultura Selk'nam, jak nie zmorą ukrywanego ludobójstwa? Grupa z Ziemi Ognistej na południu Chile nie mająca miłej, przyjemnej do poduszki historii, z którą moglibyśmy się podzielić przy kolacji. Kryje w sobie zarazem historię ludobójstwa i ciernie upadłej cywilizacji. Nie chodzi nawet o epokę kolonializmu, ale o XIX wiek, kiedy to południowe wyspy Cieśniny Magel­lana zostały włączone do Chile oraz Argentyny, po czym za zgodą obydwu rządów rozpoczęła się ich eksplo­racja czy kolonizacja. Odkryto, że Ziemia Ognista może przynieść ogromne zyski, a hodowla owiec wielomilio­nowe dochody. Zapoczątkowało to tragiczny w skut­kach konflikt terytorialny. Właściciele ziemscy, w tro­sce o swoje interesy i o utrzymanie odebranej tubylcom ziemi, zatrudniali myśliwych, którzy mniej więcej od 1880 roku polowali na tutejszą ludność rdzenną, jakby to były zwierzęta, a nie istoty myślące. 

Niestety, ale konflikt oraz epoka została potraktowana po macoszemu, zaś film wpada w przeklętą pułapkę quasi-westernu zachwycając widza zamglonymi zdjęciami, po czym, po zachłyśnięciu się technikaliami pozostaje martwy szkielet Lewiatana. Przepięknie oświetlony wstęp, gdzie owce beczą na tle promienistego słońca, to wskazówka, że aspekt wizualny jest ważniejszy od fabularnych nici. Później popada w brudny, mechaniczny system działający na krańcach Ameryki Południowej. Otwarcie wita bronią, gdzie na Zachodzie rządzi przemoc, a Indianie są prześladowani za to, że mają stereotyp wypisany w kulturze. Miejscowy farmer wznosi ogrodzenie, aby rdzenni mieszkańcy Ameryki nie pozabijali jego zwierząt. Nakazuje byłemu angielskiemu kapitanowi, aby wyruszył w drogę i zabijał Indian bez żadnego zastanowienia. Do wyprawy przyłącza się, jakżeby inaczej, pyskaty teksański rasista, żeby potwierdzić wszechobecną nienawiść za to, że ktoś wychował się w obcej kulturze oraz ma własne wierzenia. Jednowymiarowość tych postaci jest obrzydliwa, do tego stopnia, że nie nakreśla prawdziwych przyczyn zaplanowanego ludobójstwa. Jest szarym portretem, z szalonymi dzikusami, którzy polują na Metysów, bo mają uprzedzenia do cudzej rasy. Powierzchowne to, i nietaktowne. 


W dodatku reżyser szasta cierpliwością widza - przepełnia kadry majestatycznymi wzgórzami, polerując kadry szerokim stepem, by kolejno ukazać zgniliznę moralną prezentując gwałt, przekleństwa, gwałtowne wystrzały oraz pogaduszki przy herbatce, kiedy zawitamy w Punta Arenas, gdzie przedstawicie rządu omawiają sprawy farmera. Pomijam istotę, że film jest niezdecydowany. Zaczyna się, jak krwawy, bezlitosny anty-western, by uciąć szantaż emocjonalny dramatem historycznym o wygładzonym finale. Artysta nie potrafi opowiadać o trudnych latach i niespokojnych czasach, bo skrywa się za hasełkami wygodnego pijaru w towarzystwie króla z wyższych sfer. Wypala masową rzęź nie pogłębiając stron konfliktu, przez co osoby nie znające historii, zgubią się w materiale, który stoi na cienkiej granicy pastiszu, gdzie historia jest potraktowana płytko, jakby z ideą współdziałania w ludowym zamordyzmie. Rozległe pola czy pagórki, kowboje na koniach, to jedyne, co ma do zaprezentowania autor poszatkowanej opowieści, której brakuje kolonialnego pochodzenia. Wyprawa do Oceanu Atlantyckiego mitręży i do niczego istotnego nie prowadzi, jak do nieustannej kultury śmierci, gdzie zwycięzcami są mordercy, a ludzie giną równie anonimowo, jak pejzaże w wyblakłych kolorach. 

Chile, Argentyna, Wielka Brytania, Tajwan, Szwecja, Niemcy, Francja, Dania, 2023, 97'

Reż. Felipe Galvez Haberle, Sce. Antonia Girardi, Mariano Llinas, Felipe Galvez Haberle, Zdj. Simone D'Arcangelo, Muz. Harry Allouche, prod. Rei Cine, Quijote Films, Quiddity Films, wyst.: Sam Spruell, Mark Stanley, Alfredo Castro, Marcelo Alonso, Luis Machin




Molli i Max w przyszłości

Komedia romantyczna w kosmosie? Space opera w kiczowatym, pstrokatym opakowaniu? Inspirujący projekt, który napędza karuzelę wybuchowych pomysłów, gdzie kulty pół-bogów konkurują z igrzyskami robotów, które tłuką się na arenie. Jego abstrakcyjna paleta kolorów, celowa dekonstrukcja mitów z literatury fantastycznej wybija z powszechnej wiary, że widzieliśmy wszystko. Autor iskrzy niewybrednym humorem, wrzucając tonę niezobowiązujących zabawek, jak wirtualna rzeczywistość wsiąkła w interakcje międzyludzkie, gdzie konstrukcyjna dychotomia zlewa się z niepoprawnymi bohaterami, którzy spotkają się równie odjazdowo, jak filmy, które nie znają umiaru w wymyślaniu nowych rozrywek. Molli omyłkowo natrafia na Maxa podczas jazdy autem w przestrzeni kosmicznej, po czym zaprzyjaźniają się od pierwszego kontaktu czy rozmowy. Historia została podzielona na krótkie epizody, które mają wzmocnić więź między nieznajomymi, co nadają na podobnych falach. Śledzimy ich kariery zawodowe: Max przeżywa reklamowe Eldorado, stając się ulubieńcem robo-pojedynków, a Molli wciąga się w sektę wyznając profetycznego boga przewidującego przyszłość, co przewidzi, że Molly porzuci swoje wierzenia, aby wieść randkowe życie. 


Czasem oczy bolą od ,,amigowej'' pikselozy, gdyż kiczowaty świat jutra, to żywa komórka przesiąknięta nadmiarem bodźców. Gdzie gry sportowe są wirtualne, rozmowy telekomunikacyjne dzieją się w chmurze, magiczne kryształy pozwalają uwolnić ,,wewnętrzną'' moc, a czarna dziura pochłania cię w świat, z którego nie wydostaniesz się bez niczyjej pomocy. To szokujące, niezależne dzieło, które drwi z konwencji, ma powykręcane pomysły, prezentując dziwaczne konkursy czy niezdrowy talk-show. To dzika wyprawa w nieznane, gdzie atakują cię kolorowymi świecidełkami, romansuje z upartymi konwenansami, ma dwoje ekscentrycznych romantyków. Nie szczędzi środków w wymyślaniu nowych atrakcji czy kiczowatych scenek na green-screenie. Autorski projekt stosuje gadatliwy styl, postrzelony multum kolorami z VR (z obowiązkowym kaskiem na głowie, aby podpiąć się do wirtualnej przestrzeni, w stylu ,,TRON'' z 1982 r.). Wymyślona technologia jest bezapelacyjnie wiarygodna, a kulty seksualne równie modne, jak stacjonowanie na Badoo. Kampowa przyjemność, bynajmniej nie dla ekscentrycznych piwniczaków. 

USA, 2023, 93'

Reż. Michael Lukk Litwak, Sce. Michael Lukk Litwak, Zdj. Zach Stoltzfus, Muz. Alex Winkler, prod. Whiskey Bear, Choreografx, Deverge, wyst.: Zosia Mamet, Erin Darke, Aristotle Athari, Arturo Castro, Michael Chernus



Libertate

Mroczne karty z historii ponowoczesnej Rumunii. Akcja ma miejsce w trakcie trwającej rewolucji w społeczeństwie, na Sybinie w 1989 r., przed upadkiem totalitarnego ustroju, jakim był komunizm. Działacze byłej władzy chcą utrzymać porządek, lecz powstanie ludowe prowadzi do krwawego oportunizmu. Gdzie dochodzi do masowej konfrontacji policji, cywilnej demonstracji oraz żołnierzy, którzy pilnują porządku publicznego. Prowadzi to do chaosu na ulicach miasta, gdzie giną bezbronni, a centrala reprezentująca władzę musi przeprowadzić czystki wśród rebeliantów z karabinami, którzy poszli na wojnę z systemem. Kolejny ważny głos, gdzie kończy się ucisk, a zaczyna strajk wykraczający poza moralny kodeks. Nieudolna ideologia kontra nowy świat, który żąda wolności od marksistowskiej utopii, bolszewickiego zepsucia. Liberalne dyskusje odchodzą na bok, bo przyglądamy się dystopijnej magmie, która rozpływa się na naszych oczach. Obserwujemy zdarzenia z kilku perspektyw, co nadaje produkcji autentyczności, gdzie bohaterowie są pod lupą, gdyż kwestionujemy ich działania, podobnie, jak rządowe rozkazy. Zaczyna się zaślepiającą, czerwoną mazią, aby stopniowo przejść w kameralny dramat o nieludzkim przetrzymywaniu rewolucjonistów w basenie. 


Zamach stanu w Rumunii pod koniec XX wieku, to klasyczny przypadek obalenia dyktatury, ale również mroczna wizja ludzkości, która jest zdolna poświęcić innych dla niestosownej, krwawej opozycji przeciwko zgorzkniałej, oblepionej szambem władzy. Sterroryzowane państwo musiało wziąć sprawy w swoje ręce, więc nie obyło się bez strat w ludności cywilnej, rozstrzelania okupanta (bezwzględnego dyktatora) wraz z małżonką. Reżim, który opanował Europę Wschodnią w ubiegłej epoce, to klasyczny znak, jak niepokojący jest stan naszej cywilizacji, która zmierza w kierunku faszystowskich mass media, gdzie wolność jest odbierana za to, że polityczni wybrańcy służą skorumpowanej partii. 

Produkcja nikogo nie krytykuje, ani antykomunistycznych buntowników, czy ślepo zapatrzonych przywódców w ład rosyjskiej agentury. Pozwala na świeżo przyjrzeć się historii nowoczesnej, w której nie ma czystych bohaterów, jednoznacznych, sztampowych wrogów, a dokumentalny styl, z szybkimi cięciami, licznymi dźwiękami z brzęczącego otoczenia pozwala zatopić się w środek błędnego piekła, gdzie rewolucja połyka własne dzieci, rząd to nieudolna jednostka z bezmyślną wiarą w niedziałający system, ale to nic nowego - rządy nigdy nie myślały racjonalnie. To brudne losy państwa, które jako ostatnie (w Europie Wschodniej) starało się wnieść coś demokratycznego w oddech paszczy totalitarnych, zakłamanych systemów, które zniewalały ludzkość od dziesięcioleci. To tylko urywek z tamtych lat, bo nie ma nic, chociażby na temat strajku górników, ale wystarczająco pożyteczny, by czegoś się dowiedzieć, jeśli nie znaliście Rumunii od tej strony. 

Rumunia, Węgry, 2023, 109'

Reż. Tudor Giurgiu, Sce. Cecilia Stefanescu, Tudor Giurgiu, Zdj. Alexandru Sterian, Kos. Viorica Petrovici, prod. Libra Films, Mythberg Films, wyst.: Alex Calangiu, Catalin Herlo, Ionut Caras, Leonid Doni, Toma Cuzin 



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz