sobota, 4 czerwca 2016

Krótka rekomendacja: Alicja po drugiej stronie lustra, Królowa Ziemi i klasyczna Szczęśliwa siódemka



Tytuł: Alicja po drugiej stronie lustra

Gatunek: Familijny, Fantasy, Przygodowy
Reżyseria: James Bobin
Czas trwania: 1 godz. 48 min.
W kinach od: 26 maja, 2016 r.

Opis fabularny: Alicja wraca do krainy czarów, aby uratować Szalonego Kapelusznika przed śmiercią oraz pokrzyżować plany Władcy czasu, który nie zgadza się na zmiany zegarowe (powroty do przeszłości traktuje jak zwiastun tragedii). 

Mroczna, pokręcona wersja Tima Burtona wróciła do dziecięcych przekonań. Stała się kolorowa, mechaniczna, jeszcze bardziej familijna niż w części pierwszej, co sprawia, że dorośli nie będą usatysfakcjonowali, bo nie jest kierowany do większej widowni. Najgorsze jest to, że film nie ma nic wspólnego z książką pod tym samym tytułem. Odcina się od pierwowzoru, chwytając się prostych rozwiązań - brakuje psychodelii, rozważań dla dojrzalszej widowni i szerszej palety wyobraźni. Zmiana reżysera na Jamesa Bobin ma swoje dobre, jak i złe strony. Dobra jest taka, że nie przywiązuje się do posępnych kadrów, bo za chwilę wędruje do jasnych kolorów. Alicja jest sympatyczna i przyjazna widzowi, ma się podobać rodzinom, gdzie rodzice zabierają swoje pociechy na seans. Każdy dialog jest zrozumiały, prosty w przekazie, a morały padają jak z talii kart. 




Zła wiadomość jest taka, że osoby znające oryginał i autora powieści będą zawiedzione poziomem historii, która skupia się na uratowaniu Kapelusznika poprzez wiarę w niego, oraz pogodzeniu sióstr, które nie były ze sobą szczere. Widać zmęczenie aktorów: Johnny Depp zblakł, nie przypomina ekscentryka, jakim dał się poznać dekadę temu. Depresyjna natura Szalonego Kapelusznika w ,,Alicji po drugiej stronie lustra'' odziera go z magii, z interesowności, staje się przeciętną postacią z kreskówki. Mia Wasikowska robi wszystko, żeby się nie wybić: jest pogodna, ale i bez wyrazu. Odważna, a zarazem powtarzająca każde motto filmowych podróżników. Efekty komputerowe skutecznie niszczą iluzję piękna świata. Na tle charakteryzacji wypada blado, sztucznie i mało wiarygodnie. Nie zmienia to jednak zdania, że wizualny punkt programu to jedna z mocniejszych stron filmu. Zachwyca architektura ,,domu'' Władcy czasu, podróż do drugiego wymiaru (scena z przechodzeniem na drugi kraniec lustra), śrubokrętne wynalazki czy ogólne skupienie na powykręcanych fryzurach, nienaturalnych oczyskach lub połączeniach człowieka z maszyną.

Nie jest to dzieło, do którego będę wracał. Nie będę tęsknił za krainą czarów, bo cudowne czarodziejstwo mam w ,,Zeszłego roku w Marienbadzie'' czy w ,,Ulicy krokodyli''. Albo w ,,Być jak John Malkovich''. Zabrakło Schulzowej ,,mityzacji rzeczywistości'', jakiś świeżych pomysłów, dwuznacznych dialogów lub problemów, które dotyczyłyby dorosłego świata, ale rozumiem koncepcję - kierujemy produkcję dla maluchów, niech się dobrze bawią na swoim podwórku. 

Komu polecam?
- estetycznym smakoszom
- fanom Johnnego Deppa (ale nie wiem czy będą zadowoleni z jego angażu)
- dzieciom do lat 12

Komu nie polecam?
- radykalnym fanom Lewisa Carrolla 
- przeciwnikom efektów komputerowych
- odkrywcom lubujących się w nowych rozwiązaniach fabularnych lub wizualnych




Tytuł: Królowa Ziemi

Gatunek: Dramat, Psychologiczny 
Scenariusz i reżyseria: Alex Ross Perry
Czas trwania: 1 godz. 30 min.
Premiera: 2015 (w polskich kinach niewyświetlany)

Opis fabularny: Dwie przyjaciółki postanawiają spędzić ze sobą wakacje. Niestety osoby trzecie i osobiste tragedie z przeszłości komplikują spokojny wyjazd prowadząc w konsekwencji do wymiany drażliwych zdań.

Niepokojąca psychodrama wydrążająca wszystko, co najgorsze w ludzkich cechach: strach, obojętność, bezlitosny osąd i stawianie się na piedestale. Kino rozmowne, polegające na ciągłej, nieustannej konwersacji, na której opiera się emocjonalna pustka, duszności duchowe, problemy psychiczne i niezrozumienie drugiej rozmówczyni. Reżyser kontynuuje obyczaje kina psychozy: dialogi odsłaniające frustracje bohaterów, niezadowolenie z życia, niechęć do innego stylu życia niż nasz własny, urojenia i wzajemna krzywda psychologiczna. Dużo tu kobiecych rozterek wzorowanych na ,,Trzech kobietach'' Roberta Altmana czy ,,Persony'' Ingmara Bergmana. Jakby ciąg dalszy kobiecej histerii, uniedogodnienie w relacjach damsko-męskich, odwieczna rywalizacja kobiety z mężczyzną, trywializowania ludzkich bolączek i ślepe podążanie za głosem autorytetów lub artystów.




W ,,Królowej Ziemi'' nie ma oddechu od wzajemnego oskarżania, wzajemnej niechęci czy kłótni pomiędzy widzem a postaciami z ekranu. Nie decydujemy po której stronie staniemy, biernie obserwujemy rozmowę ludzi, którzy zamknęli się we własnej skorupie, z której nie mogą wyjść i normalnie koegzystować. Są zimni, nie czuli, nie potrafią przyznać się do własnych słabości, zrzucają winy na bliźnich. Przeszłość ich osacza, rujnuje, nie pozwala się zmienić. Teraźniejszość jest im obca, bo tkwią w czasie przeszłym. Nie odrywają się od emocji związanych z zamkniętym rozdziałem życia. Wszelkie traumy lub opinie na temat osób drugich zostały głęboko zakorzenione w pamięci stałej. Oskarżycielski ton potrafi zdusić przejawy dobrej zabawy. Na ,,Królowej Ziemi'' nie da się czerpać przyjemności (w klasycznym rozumowaniu), wszystko wydaje się problemem. Nawet jeśli ktoś chce dobrze, czujemy, że jest oskarżany o podstęp. Film niczego nie wyjaśnia, po prostu wrzuca do krainy nagonki, czy trapi ich depresja, megalomania lub zblazowanie musimy zadecydować sami. A może to bananowe pokolenie, które do niczego nie potrafi dojść własnym wysiłkiem?

Komu polecam?
- entuzjastom kina psychologicznego
- burzycielom, którzy dobre kino upatrują w nieprzyjaznych środowiskach i w skomplikowanym charakterze postaci
- osobom, co szukają kameralnych diagnoz społecznych

Komu nie polecam? 
- ludziom, dla których zwroty akcji czy lekkostrawna zabawa jest absolutnym minimum
- gawędziarki styl nie dla każdego
- kino psychologiczne nigdy nie miało ogromnej publiczności, więc osoba nie zaglądająca w cudze głowy nie ma tu czego szukać


Tytuł: Szczęśliwa siódemka

Gatunek: Familijny, Komedia, Romans, Niemy
Reżyseria: Buster Keaton
Czas trwania: 56 min.
Premiera: 1925

Opis fabularny: Makler giełdowy dowiaduje się, że odziedziczy fortunę, jeśli zmieni stan cywilny przed ukończeniem 27. roku życia. Ma na to jeden dzień.

Jeden z mych ulubionych filmów Bustera Keatona - jednego z czołowych przedstawicieli komediantów ery kina niemego. Keaton w swojej ,,Szczęśliwej siódemce'' nie rozpływa się nad scenariuszem, lecz potęguje komizm poprzez rosnącą ilość gagów. To dynamiczna komedia pełna pościgów (tłumy goniące za komikiem!), slapsticku, przybywających zagrożeń z zewnątrz. Keaton rozpędza karuzelę przygód przy użyciu prostych środków: od drobnych, pojedynczych wpadek, aż po lokalną sensację, która nagłośni jego stan cywilny i fortunę za małżeństwo. Dużo tu kaskaderskich wyczynów (ucieczka przed głazami), niewymuszonego humoru składającego się z serii kłopotów kawalera, nie radzenia sobie z kobietami i pogonią za natychmiastowym ożenkiem. Bezstresowa zabawa z nieprzewidywalnym zakończeniem. Całość trwa niecałą godzinę, więc seans mija szybko i bezboleśnie, nawet jeśli nienawidzimy kina niemego. 



Jeśli ktoś miał okazję poznać poczynania Bustera Keatona, wyjaśniam, że lepsze romanse zaprezentował w ,,Sherlock junior'' lub ,,Generale''. Lepsze numery kaskaderskie widziałem w ,,Marynarzu słodkich wód'' a poziomem akrobacji przewyższał w ,,Rozkoszach gościnności'', ale w ,,Szczęśliwej siódemce'' jest więcej tego wszystkiego, za co go uwielbiam. Łącząc pozytywne cechy, które wyróżniają jego dzieła we wczesnym stadium kina. 

Komu polecam?
- entuzjastom starego kina
- ,,śmieszkom''
- niecierpliwym (czas seansu: niecała godzina)

Komu nie polecam?
- Niemy film, kto to jeszcze ogląda?! ;)
- jeśli nie lubisz komików sprzed ery dźwiękowej
- osobom, które lubią pogłębione scenariusze



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz