niedziela, 13 października 2013

David Cage nakręcił Beyond: Dwie dusze - alternatywna recenzja



David Cage, nie ma co ukrywać, dąży własną ścieżką, jako scenarzysta i reżyser. Zamiast kręcić filmy, poświęcił się karierze gier wideo. Zacięcia twórcze Cage'a spowodowały, że jego gry, to interaktywne filmy doprawione gameplayem - wysuniętym na drugi plan. Słowa są ode mnie silniejsze i śmiem zaryzykować, że jest to połączenie Blockbustera z tematami sięgającymi pokroju Gonzalesa Inarritu. Bela Tarr, swoim ,,Szatańskim tango'' już ,,przekroczył'' limit dopuszczalny dla zwykłego odbiorcy - seans na siedem godzin. Cage, z racji, że jest reżyserem gier wideo, mógł pozwolić sobie na ponad ośmio godzinny obraz przed konsolą.


To ja jestem odpowiedzialny za Beyond: Dwie dusze. 
Tak, świetnie się bawiłem przy produkcji 
tego fi...ekhem, gry dostępnej na PS3.

Dlatego jeśli nie posiadacie konsoli, a macie ochotę na iście filmową konwencję, śmiało zaglądajcie do ,,Beyond: Two souls''. Oglądanie tego dzieła sprawia frajdę. Cage po raz kolejny udowodnił, jak z maszynek kojarzących się z zabawą można poruszać uniwersalne wątki. Dodatkowo jest to forma graficzna, która w swoim zamierzeniu, jak najbardziej odzwierciedla seans filmowy. Pasy u góry i dołu ekranu coś wam czasem nie przypominają? Jak na grę, posiada okrojony interfejs - a właściwie jego brak. Wszystko zostało usunięte do granic możliwości, by nawet laik nigdy nie podchodzący do tej dziedziny rozrywki, miał okazję się przekonać, jak gry wideo zmieniły się od ostatnich dwudziestu lat. Pal licho, że dobre scenariusze pisano już w latach 80' (np. ,,Planetfall'', ,,Trinity''), w erze, wydawałoby się za wczesną dla tak młodego medium. Cage wyraźnie odznacza się jako osoba wyjęta spod prawa marketingu, nie obowiązują go ani trendy, żadne zasady rządzące tym rynkiem. Nie musi tworzyć gier, które wymagają strzelania do przeciwników między cutscenkami. On broni się sam, kreując własną niszę i zupełnie odmienny sposób od tradycyjnego pojęcia gameplay. Nic dziwnego, że od ostatniego tworu minęły trzy lata. To pracochłonne dzieło, na które musiał poświęcić całe swoje serce i umiejętności. 

Cage idzie dalej i zatrudnia zawodowych aktorów. Główna bohaterka - Jodie Holmes - jej twarzy użyczyła Ellen Page znana chociażby z ,,Juno'', czy mniej znanym ,,Super''. Jest także Willem Dafoe, mający mniejszy udział - znany z ,,Pluton'', bądź ,,Święci z Bostonu''. Wygląda na to, że David już nie odsunie się z tej ścieżki i pozostanie pisarzem, w którym upodobał sobie gry wideo.


Jodie Holmes od dziecka była świadoma istnienia rzeczy niedostrzegalnych dla innych. Z czasem też nauczyła się nawiązywać kontakt z tym, co znajduje się poza światem, jaki znamy. Gracze mają za zadanie pomóc jej przetrwać, zaakceptować swoją odmienność, a także poznać, co kryje się „po drugiej stronie”. Bohaterka od początku swego istnienia jest połączona z pewnego rodzaju duchem, Aidenem, który często uprzykrza życie naszej towarzyszce - szczególnie w latach dzieciństwa, gdy nie potrafi jeszcze kontrolować drugiej ,,osoby''.


Podstawa, to dobrze się przyłożyć.



Cała akcja, wycinek historii Jodie, jest niepoukładana chronologicznie. Ma to swój sens, ponieważ uważam, że gdyby nie zastosowanie ów techniki starej, jak kinematografia, growy film nie byłby już tak zaskakujący. Wiele scen jest zrozumiałych, że musiały pojawić się później, ponieważ zbyt wiele zdradzają dla dalszego biegu linii fabularnej. Jak to wygląda w praktyce? Początek zapowiada, że mamy do czynienia z oddziałami SWOT. Dlaczego? Nie oczekujcie wyjaśnienia od pierwszych scen. Potrafią zmieniać się z niewyobrażalną szybkością (co nie zmienia faktu, że niektóre wydarzenia, jeden segment historii Jodie, potrafi przekroczyć godzinę rozgrywki). Każdy segment ma przydzielony tytuł. ,,Bezdomna'' jasno wskazuje, że mamy do czynienia z życiem bezdomnych. Trzeba będzie zarobić na ciepły posiłek.

Cage według mnie popełnił jednak kilka wpadek, które nieco rozmazują kontekst fabularny. Ponownie zachłysnął się pokazywaniem emocji na ekranie, dlatego też postanowił nawrzucać sporo wątków w jeden wór. Trzeba przyznać, pomysłów mu nie zabrakło, a wkomponowanie je w całość nabiera podejmowania różnych tematów, co nie najlepiej wpłynęło na dostrzeżenie, w jaki gatunek konkretnie uderza. Można powiedzieć, że to kino drogi, thriller z elementami horroru i przygody. Dramat jednostki i film akcji. Wymieszanie różnych nurtów w jedną całość.

Oczywiście poziom zróżnicowania jest nie do opisania, ale tak naprawdę trudno stwierdzić, czy jest to historia o pogodzeniu się z własną odmiennością, nieustannej samotności, czy o obrazach godnych Clive Barkera z paranormalnymi zjawiskami. Trzeba przyznać, że po trosze tego i tamtego. ,,Heavy Rain'' - poprzednie dzieło studia Quantic Dream lepiej radził sobie z wątkami pobocznymi i nie próbowano nam opowiadać o wielorakich aspektach egzystencji. Krokiem wstecz w stosunku do ,,Heavy Rain'' jest poziom interakcji i wyborów wpływających na nasz los. W ,,Beyond: Two souls'' wcale się nie odczuwa, że coś wpływa na takie, a nie inne zakończenie. Poza epilogiem, który wprowadza zamieszanie w głowie i powoduje, że liczba zakończeń sięga ponad dziesiątkę (w filmach królują góra dwa zakończenia, ale i tak wiadomo, że w kinie mogą ujawnić tylko oficjalne zwieńczenie). Zginąć nie można, Aiden ratuje nasz tyłek za każdym razem. Nasza druga dusza nigdy nie pozwoli nam opuścić ziemi - nawet jeśli zastosujemy drastyczne środki. Chcesz mieć wpływ na swoje dokonania - lepiej zajrzyj do ,,Ulewnego Deszczu''. Cage przypieczętował w swoim tworze ograniczenia filmowe - jednolinearna droga do celu. 


A ja ci powiem, co masz zrobić. Pędź do sklepu, bo wykupią ekskluzywny towar.


Jeśli chodzi o elementy zręcznościowe, już na stałe wpisujące się w kanon ekipy z Quantic Dream, są uproszczone. Używanie odpowiednich klawiszy najczęściej ogranicza się do naciskania tylko przez jeden palec. Rzadziej, gdy jesteśmy skazani na sięgnięcie dwóch palców lub kombinację przycisków. Oprócz ostatniego finałowego zwarcia, nie musimy się trudzić z wklepywaniem jednego przycisku za drugim, czasem będziemy zmuszeni do przetrzymania lub szybkiego ciskania w klawisze, ale nie są na tyle groźne co w ,,Heavy Rain''. W przeciwieństwie do tego tytułu, tam się czuło zagrożenie. Tu takiego niebezpieczeństwa już nie ma co oczekiwać, co w istocie nie zmusza do nerwowych przystanków. Trzeba jednak przyznać, sterowanie wydaje mi się bardziej precyzyjne. Gdy dochodzi do bezpośredniej konfrontacji daje nam kurczowy czas na unik przypominający bullet time, abyśmy cały czas byli uświadomieni, jak bardzo Cage lubi filmowe zagrywki. 

Brakowało mi także większej możności związanych z opcjami dialogowymi. Okazuje się, że nie w każdej sytuacji lub miejscu można zamienić kilka słów - choć wydawało się, że taka opcja jest naturalnie do użycia. Podobnie, jak w poprzednich dziełach Quantic Dream, bohaterka zawraca z drogi, gdy nie potrzebujemy przejść do danego miejsca, dlatego też zwiedzanie lokalizacji jest ograniczone - wymuszone, co oczywiście jest zrozumiałe dla naszego ,,dobra''. Ujęcia kamery zazwyczaj wskazują nam dokąd mamy się udać, ale niekoniecznie wydaje się to oczywiste. Możemy nią trochę manipulować. Filmowość daje się we znaki w każdym otoczeniu. Dlatego nie brakuje typowych utartych klisz i nawet zawiązujący się romans między postaciami jakoś nie zaskakuje. Zwłaszcza, gdy ma się na uwadze, jak David w bardzo prosty sposób potrafi tworzyć miłość między duszyczkami.

Gdy Jodie nauczy się wykorzystywać zdolności Aidena, mamy szeroki zakres usług. Współpraca z Aidenem należy do samych przyjemności. Jego ograniczenia związane z lataniem po okolicy ma swoje uzasadnienie. Potrafi wcielać się w inną personę, co daje nam okazję do zepsucia szyków, czyiś planów. Aiden w ostateczności potrafi zabić, gdy wymaga od tego sytuacja. Nie raz i nie dwa przyjdzie nam zwrócić komuś uwagę przewracając kubek lub zamigać obrazem. Czasem kogoś postraszymy, innym razem przypomnimy, że nie są sami w pomieszczeniu.

Historia Jodie bardzo wnikliwie próbuje przekazać nam namiastkę życia bezdomnych, wierzenia Indian, pracę w CIA lub relacji człowiek - duch. Szkoda tylko, że nie mamy możliwości wielkiego popisu na tle interpretacyjnym. ,,Druga strona'' świata jest jasna do zrozumienia i nie pozostawia nam niedopowiedzeń, czy furtki do dalszych rozmyślań. Po Beyond znienawidziłem CIA. Infra wymiar, to ciekawe odkrycie, ale widać jakie skutki wywołuje. Jeśli chodzi o wątki obyczajowe, które notabene uwielbiam, są naprawdę w porządku i dodają tej historii odpowiedniego wymiaru. To one nakreślają portrety psychologiczne naszych postaci. To też pokazuje, jak Jodie zmienia się wraz z upływem czasu. Zarówno stosunek do Aidena, a także jej prawowitych opiekunów. Nawet jej strój ,,wejściowy'' w każdym etapie jest mocno wyselekcjonowany. Co rusz jesteśmy zaskakiwani jej zmianą wyglądu, poglądów, zachowaniem i stanem psychicznym.


Scenariusz do gry zajął 2000 stron! Rok pracy przy pisaniu.

Na plus wychodzi zróżnicowanie terenu i miejsc, które zwiedzimy. ,,Fahrenheit'' przytłoczył nas scenerią bieli, ,,Heavy Rain'' zalał strugami deszczu. W tym tytule oprócz bieli i deszczu, dostrzeżemy słoneczko, krajobrazy podwodne, piach, pierwotną naturę (Nawaho - najpiękniejsza lokacja z rozgrywki, która odpowiada moim gustom). ,,Dwie dusze'' wyciągają z siedmioletniej konsoli PS3 najdrobniejsze możliwości. Siła tej maszyny w całej krasie. 

Jeśli ,,Beyond: Two souls'' nie wyciągnie z Was żadnych emocji, nie dostarczy ambiwalentnych uczuć, to znaczy, że nastąpiła pauperyzacja i nie macie czego szukać w grach wideo - albo inaczej, nie czujecie tego typu ,,zabawy''. David Cage sprawił, że po raz kolejny zakończyłem jego wytwór z uśmiechem na twarzy. Nie zabrakło powtórki z jego poprzednich dzieł (nie licząc Ulewnego Deszczu). Ponownie mamy do czynienia z elementami fantastyki i zjawiskami, których do końca nie da się wyjaśnić. Jego formuła ma granice i coś czuję, że wkrótce odpuści sobie latające obiekty, czy paranormalne zdolności postaci. W końcu ile można jechać na schematach? Trochę ponarzekałem, trochę zachwalałem i w gruncie rzeczy, jeśli czujecie, że jesteście graczami z innej bajki, polecam. Pożyczenie konsoli dla jednego tytułu wcale nie wydaje się głupim pomysłem, zwłaszcza, gdy do ogrania macie nowy rodzaj gier, których grami nie każdy nazwie, a je nazywam najprościej, ,,growymi filmami''.












0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz