poniedziałek, 16 września 2013

Definicja strachu: ,,Coś'' - Alien w ludzkiej skórze



Czytając książkę miałem nieodparte wrażenie, że mnie w niej nic nie zaskoczy. Dlaczego? Oglądając dwukrotnie film pt. ,,Coś'', zrozumiałem, że książka nie ma już dla mnie racji bytu. Historię opuszczonych naukowców na Antarktydzie znam prawie na pamięć i samo to, że Dean Foster (autor piszący powieści na kanwie wersji filmowych) napisał jeszcze raz to samo, na podstawie scenariusza Billa Lancastera dało mi jasno do zrozumienia, że nie pobije tego czym uraczył mnie reżyser. I to nie byle kogo, bo Johna Carpentera. Mistrza horroru na przełomie drugiej połowy lat 70' i początku lat 80'.



Jasne jest to, że książka sama w sobie broni się tym, że została bardzo dobrze odzwierciedlona. Identycznie intrygująca, tak jak to miało miejsce na szklanym ekranie. Materiał dla dobrego horroru nasunął się automatycznie. Nie rozumiem tylko, dlaczego tytuł książki brzmi ,,Rzecz''. ,,Coś'' lepiej zachodzi w pamięć i sensowniej wprowadza do tajemnicy nie zidentyfikowanego obiektu. 

Dlatego wcale nie namawiam Was do kupienia (za grosze) ,,Rzeczy'', tylko wystarczy, że sięgnięcie po pierwowzór filmowy, który z całą pewnością znajdziecie w sieci. Chociażby tutaj. I nie polecam nowszej wersji, ma kiepskie notowania, a ja sam nie zamierzam psuć sobie czaru filmu, który wzbudził u mnie ogromne emocje. Nawet reżyser jest już inny (w dodatku jakiś ,,amator'', bez wyraźnego portfolio), a to z całą pewnością nic dobrego nie mogło wróżyć. Remake ma to do siebie, że jest zazwyczaj znacznie słabszy.

To, czego nie ma książka, to zapadająca w ucho muzyka, która fantastycznie podkreślała puls i powagę sytuacji. Czytając powieść miałem przed sobą ,,obrazki'' z filmu. Chyba nie potrafię inaczej wyobrazić sobie tej historii, bo Carpenter uczynił i wyciągnął ze sztuki filmowej wszystko, co najlepsze. Podkreślił osamotnienie i izolację od świata. Antarktyda, to jednak paskudna lokalizacja. Postacie z biegiem czasu i postępujących po sobie wydarzeń, boją się o własne życie i oto, żeby tylko nie stać się tym czymś. I ta mroźna zima, która uwielbiała utrudniać naszym naukowcom poczynania. Najgorsze dla naszych ,,wojowników'' o przetrwanie było to, że tak do końca nie wiedzieli z czym walczą, jak się przeciw temu zwrócić, ochronić przed narastającą zarazą, tego, co dopadło Norwegów, sąsiadów. 

Nie będę zdradzał za wiele, bo jest to doświadczenie, które trzeba przeżyć i jeśli nie lubicie czytać, naprawdę możecie sobie odpuścić. Nie wiele tam nowego w porównaniu z filmem. Jest więcej detali, ale ogólnie nic zaskakującego. Książka napisana jest prostym językiem, wystarczająco dużym drukiem, no i bohaterowie lubią sobie poprzeklinać, jak to w sytuacjach ekstremalnych. Miło było sobie odświeżyć wydarzenia z filmu, no i chyba dlatego powstała książka, by poczytać sobie przy zapalonej lampce, przy ciepłym kubku herbaty. Brakuje tylko mroźnych dni, by wkręcić sobie, że jesteśmy z dala od bezpiecznego schowka, ale od czego jest wyobraźnia? Sami sobie odpowiedzcie. 


Kadry z filmu z tyłu okładki.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz