Tytuł: Batman: Rok pierwszy
Rok wydania (świat): 1987
Rok wydania (Polska): 2003, 2015 (wznowienie)
Wydane jako: Album (liczba stron: 98 - starsza wersja, 144 - nowsza wersja z dodatkami)
Wydawca: Egmont (Polska)
Gatunek: Akcja, Kryminał, Superbohaterski
Scenariusz: Frank Miller
Osobiście, to jeden z moich ulubionych
komiksów o Batmanie, ponieważ człowiek-nietoperz uczy się swojego
fachu i popełnia błędy, co jest niezwykle rzadkie – przeważnie
wygrywa starcia i radzi sobie z przestępcami. Poznajemy go jako
ulicznego wojownika, który działa wbrew kodeksowi prawnemu. Bruce
Wayne trafia do swojej rezydencji, by siać postrach w nocy
przebierając się za skrzydlatego potwora. Do miasta Gotham trafia
również Jim Gordon z ciężarną żoną, który musi zadbać oto,
aby jego etyka zawodowa nie przeszkodziła w karierze policjanta, bo
musicie wiedzieć, że tutejsza policja jest kupowana – mają
przymykać oko na drobne zatargi czy nielegalne interesy. Jim się na
to się godzi, ale sam wie najlepiej, że jak będzie działać
przeciwko swoim ludziom – nie wyjdzie mu to na zdrowie. Policja
skorumpowana, na ulicach szerzy się nastoletnia prostytucja, a mafia
trzęsie półświatkiem przestępczym. Jak żyć w takim mieście?
Tutaj potrzeba Batmana...
,,Rok pierwszy'' przygląda się Gotham
z trzech perspektywach. Mroczny Rycerz jako superbohater, który chce
ratować miasto od zbrodni, nadużyć czy kradzieży – ratując
ludzi w potrzebie. Jim Gordon jako starszy pan, wewnętrznie
rozdarty, bo działający przeciwko swojemu sumieniu i postępowaniu.
Oraz Selina Kyle – jako przyszła kobieta-kot, która zamierza
zrezygnować z bycia ladacznicą i wieść nocne życie jako
,,porywaczka'' cennych zdobyczy, aby nie zarabiać ciałem na czynsz.
Historia jest do bólu realistyczna. Batman obrywa, gliny nadużywają
władzy, a w szaleńczym mieście kwitnie handel narkotykami i
działalność przestępcza. Na klatkach schodowych walają się
bezdomni, a w zaułkach czai się złodziej gotowy zabić za
błyskotki. To wszystko w jednym komiksie. Batman jest ludzki –
krwawi, boi się, że ktoś ucierpi, a nie będzie w stanie pomóc.
Staje się bohaterem miasta, choć czeka go daleka droga zanim stanie
się profesjonalistą. Poznajemy jego pierwsze kroki, jego pierwsze
wpadki i zwycięstwa. Batman jawi się jako człowiek, który nie
jest idealny i że on sam stanowi zagrożenie dla ludzkiego życia i
zdrowia.
Dobry wstęp dla osób, które
chciałyby poznać Batmana i zobaczyć, jak wyglądały początki
jego ,,kariery''. Mocna rzecz. Czytałem wielokrotnie
i wciąż mam ochotę wracać do omawianej opowieści raz na rok.
Tytuł: Crecy
Rok wydania (świat): 2007
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Album (liczba stron: 48)
Wydawca: Avatar Press (USA)
Gatunek: Historyczny
Scenariusz: Warren Ellis
Warren Ellis – bóg świata komiksu. Jeden z nielicznych artystów XI muzy, który sprawia, że chcę poznawać to medium, że pragnę tego, jak kina czy literatury. Pozostaje moim osobistym przewodnikiem wskazując mi drogę do dobrego komiksu – rozrywkowego czy artystycznego. Crecy jest niedoceniony, nawet fani Ellisa o nim nie wspominają – zazwyczaj słyszy się o ,,Transmetropolitan'' albo o ,,Nextwave''. A takie rzeczy, jak ,,Ocean'' albo ,,Crecy'' zostają pominięte i zapomniane przez szereg czytelników, co wynika raczej z tego, że historia ta nie jest częścią mainstreamu czy też nie bije rekordów popularności wśród czytelników Ellisa.
Crecy przygląda się okresowi historycznemu, epizodowi wojny stuletniej, gdzie Francuzi niejako wymusili na angielskiej armii przygotowanie do bitwy na mokrych terenach. Świetnie się to czyta głównie dlatego, że autor scenariusza pochodzi z Wielkiej Brytanii. Doskonale rozumie, z jakiego kraju się wywodzi i jakie stosunki panują do nacji, które same postanowiły pokazać się ze złej strony. Zwykli chłopi kontra arystokracja. Ellis skrupulatnie wyśmiewa francuską kuchnię i megalomanię, ponieważ podczas starcia zbrojnego na tytułowej ziemi francuska duma cechuje się ignorancją i żałosną myślą strategiczną. Obrywa się Walii, Normanom, Włochom, angolom również. Szydzi i drwi z ludzkich postaw z danego obszaru. Zaznaczając, jak butni i głupi są ludzie wierząc, że wygra się wojnę, jeśli ma się lepszą broń, wyżej postawionych żołnierzy – lekceważąc zagrożenie.
Ellis w bezkompromisowy sposób, ze swadą i z humorem, opowiada o czasach, jak przygłup został królem, gdy konie umierały na bojowisku przez nierozważnych jeźdźców, jak brak znajomości natury utrudniało zwycięstwo w walce. Pod kątem historycznym jest to lekcja bez cenzury. Wulgarna, prześmiewcza narracja wspaniale uzupełnia krwawy obraz wypełniony poległymi ze strzałami w oku czy bolesnymi scenami ze strużką krwi. Rysownik, idąc za głosem prawdy historycznej, pieczołowicie oddaje realia wojny – dbając o kostiumy, wyposażenie czy okrucieństwo zadawanych ran. Siorpiący deszcz nie ustaje, a monologi o nienawistnym zabarwieniu – dają klapsa po tyłku – nikomu nie dając nadziei, że francuscy żołnierze byli mądrzy, chwalebni czy rozsądni. Jeśli ucierpiała czyjaś osoba, to znaczy, że komiks osiągnął swój cel, bo Ellis jest szczery i nikomu się nie podlizuje. Opowiada z lekkim komentarzem autorskim, jacy to idioci oraz banda rzeźników piszą historię świata. Niemal dokumentalny, niemal prowokacyjny. Burzy czwartą ścianę i jest czymś więcej niż suchą relacją z bitwy pod Crecy.
Tytuł: Dziedzictwo (polskie nazewnictwo)
Birthright: Homecoming (tom 1 z 4)
Birthright: Homecoming (tom 1 z 4)
Rok wydania (świat): 2015
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Album (liczba stron: 128)
Wydawca: Image Comics (USA)
Gatunek: Fantasy
Scenariusz: Joshua Williamson
Nie pojawił się w Polsce, ale
zachęcam na przyszłość, gdyby zjawił się w polskich punktach
sprzedaży, bo ,,Birthright'' to kawałek soczystej rozrywki na
pograniczu fantazji i rzeczywistości. Zaczyna się niepokojąco.
Mały chłopiec w dniu urodzin gubi się w lesie i nie wraca.
Zaniepokojeni rodzice wzywają policję, ale służby mundurowe nie
potrafią odnaleźć zguby, przez co rodzina się rozpada – dzieje
się dużo, gęsto i nie ma czasu na zbędne wyjaśnienia.
Dynamicznie przechodzi z jednego punktu do drugiego – lawirując
pomiędzy światami, bo zaginiony chłopiec trafia do krainy, gdzie
mieszkają trolle, krzyżówka człowieka z ptakiem czy magowie z
mocami przekraczającymi ludzkie pojęcie. Obok fantastycznych
wydarzeń, gdzie magia zdaje się funkcjonować wracamy do
codzienności, gdzie ludzie nie mogą latać ani walczyć ze smokami,
bo to wymysł pisarzy i marzycieli.
Bardzo szybko przekonujemy się, że
dwa światy – zdawałyby się, niemogące ze sobą współpracować
– zaczynają się na siebie nakładać, przenikać i być tuż za
rogiem. Okazuje się, że cała intryga ma coś wspólnego z naszym
prawdziwym światem. Jeszcze jedno słowo i zdradziłbym całą
tajemnicę, ale nie mogę na to pozwolić. Historia biegnie,
dosłownie, nigdy się nie zatrzymuje. Co chwilę uzyskujemy nowe
informacje, które zmieniają przebieg historii, z każdą
przekartkowaną stroną coraz bardziej rozumiemy motywacje naszych
postaci, rozumiemy, jak ważny jest fikcyjny świat, i co grozi
rzeczywistości, gdy stanie się mniej rzeczywisty. I to wszystko
działa – cały czas jesteśmy zaskakiwani nowymi faktami, nowymi
charakterami, nigdy nie czułem przesytu, mimo że historia nabiera
tempa w ciągu pierwszych pięciu stron. Jazda, jak na kolejce
górskiej – wciąga i czeka się na dalsze przygody. Świetna
rozrywka – polecam sprawdzić i się przekonać czy lubicie
takie mieszanki fantasy z dramatem
rodzinnym.
Tytuł: Green Arrow: Kołczan (2-tomowy)
Rok wydania (świat): 2001
Rok wydania (Polska): 2016 (Egmont wydał go w 2003 r.)
Wydane jako: Album (liczba stron: 288 - 2 tomy)
Wydawca: Eaglemoss (Polska)
Gatunek: Superbohaterski
Scenariusz: Kevin Smith
Rysunki: Phil Heste
Po takim sobie ,,Batman: Hush'' seria
,,Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics'' - sprawiła miłą
niespodziankę i zaprezentowała jedną z najlepszych historii o
Szmaragdowym Łuczniku, jaką znam. Jedyną wadą ,,Kołczana'' jest
fakt, że słabo nadaje się dla osób, które nie znają uniwersum
DC, ponieważ obok Green Arrowa pojawia się m. in. Wonder Woman,
Marsjanin, Deadman czy Black Canary. Cała plejada osobistości z
Ligi Sprawiedliwości czy drugoplanowi bohaterowie z amerykańskiego wydawnictwa DC. A co gorsza –
streszcza minione wydarzenia, które miały miejsce w innych albumach
wydawnictwa DC. Dla laika może być to krępujące, zwłaszcza, gdy
Superman i Batman pojawiają się na pierwszych kadrach nawiązując
do ,,Obywatela Kane'' lub wspominając o Doomsday'u, by Green Arrow
pojawił się chwilę później i zaczął snuć swoją historię!
Masa gościnnych występów służy
opowieści, choć czasem ma się wrażenie, że komiks jest
przegadany, bo musi wszystko wyjaśnić, aby nikt się nie pogubił.
Green Arrow zmarł jakiś czas temu, i jak się okazuje – wraca do
świata żywych (jako łachmyta!) i próbuje znaleźć odpowiedzi na
to, co się z nim działo (ma luki w pamięci). Tymczasem poluje na niegodziwców i
oczyszcza miasto Star City ze złych ludzi. Green Arrow to ciekawa
postać, bo Oliver Queen (to jego prawdziwe nazwisko) jest
dowcipnisiem i wyróżnia się na tle znanych postaci ze świata DC.
Jest zwykłym człowiekiem, jak Batman, ale bardziej towarzyskim,
rozmownym czy wygadanym. Nigdy sobie nie odmawia, by podowcipkować,
a w sytuacjach krytycznych potrafi rozbawić – trzyma się ciętych
tekstów pozostając w dobrym humorze bez względu na to, co się
dzieje. Sam autor scenariusza śmieje się z klisz superbohaterskich,
że bohaterowie umierają, potem wracają, że największe zło czai
się w porywaniu dzieci niż w handlowaniu kokainy, jakby to drugie
miało mniejsze konsekwencje. Komiks wyśmiewa najbardziej ikoniczne
cechy superbohaterów, jak strój, który kojarzyć się może z
pomyleńcami, że stara gwardia bohaterów potrzebuje oddziału
dzieciaków przebranych w spandeks, aby robili za młodszą
wersję ich mentorów (jak Robin dla Batmana czy Kid Flash dla
Flasha).
Doskonały komiks, jeśli chodzi o
zaprezentowanie sylwetki Green Arrowa. Kevin Smith uwielbia tę
postać i czuć to na każdej stronie. Rozumie ją, wie, jak pracuje,
jaki ma stosunek do zbrodni i z jaką zapalczywością kocha Black
Canary – dla tego, choćby jednego wątku warto sięgnąć po ,,Kołczana'', bo jest
dramatyczny, zabawny i czuły, jak mało który romans w świecie
superbohaterów. A to ledwie czubek góry lodowej, bo sprawdza się
jako satyra na przebieranki, jako opowieść o rodzących się
bohaterach oraz potrafi służyć jako przewodnik po wielkich
wydarzeniach ze świata DC Comics. Nie zawodzi jako historia o Green Arrowie ani
jako opowieść o członkach Ligi Sprawiedliwości czy przyjaciołach
Olivera Quenna.
Tytuł: Hellblazer - Newcastle: A Taste Of Things To Come
Rok wydania (świat): 1988
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Zeszyt (liczba stron: 24)
Wydawca: DC Comics (USA)
Gatunek: Detektywistyczny, Horror
Scenariusz: Jamie Delano
Rysunki: Richard Piers Rayner
Sugerowane dla dojrzałego czytelnika!
John Constantine – ulubiony
antybohater ze świata DC. Przebiegły mag uzależniony od tytoniu i
alkoholu. Mam słabość do postaci, które charakteryzują się
tajemniczą aurą i postępują według własnego mniemania. Szalenie
krótki komiks (liczący dwadzieścia cztery strony), za to wyciągający
esencję z przygód ulicznego maga. Zaczyna się od wspomnień, gdy
Constantine wybiera się do tytułowego miasta spacerując po
ruinach, gdzie niegdyś stał klub Casanova. Doświadczył tam przykrych wydarzeń, bo razem ze znajomymi odkrył demony krążące w głowie
małej dziewczynki, która przeżyła koszmar na terytorium
posiadłości w Newcastle.
Łatwo zdradzić przebieg scenariusza,
ale historia jeży się od czarnych praktyk, gdzie obrzydliwe cielska
są wcieleniem zła, małe dziecko doznaje urazów psychicznych przez
osoby dorosłe, a szatan czeka, by się pojawić i zabrać
bezbożników do piekła. Szokująca historia z bardzo drażliwą
uwagą na temat dzieci, które musiały doznać upokorzenia, jak mała
istota staje się podatna na manipulacje i rozkazy dorosłych, kiedy
wyobraźnia przeobraża się w materialny byt i sieje grozę pośród
ludzi. Rysunki są sugestywne i wyolbrzymiają czarcią magię oraz
sadystyczne sceny. Komiks tylko dla dorosłych i osób, które nie
mają odruchów wymiotnych. Jest dosyć szokujący, a nawet degustujący (wątek pedofilii, chociażby), ale to dobra historia z Constantinem w roli głównej, który pragnie uratować dziecko od tragedii.
2 Komentarz(e):
Zarówno "Crecy" jak i "Birthright" ukazały się/ukazują w Polsce dzięki rodzimym grupom translacyjnym: wersja wyłącznie digital ale zrobiona(przetłumaczona) ze smakiem. Dla ciekawych tych i setek innych translacji polecam stronę: http://polskascenatranslacyjna-spis.blogspot.ie
No to super, że istnieje możliwość czytania po polsku, ale oficjalnie nie figurują w języku ojczystym. Jeśli ktoś zamierza kupić ,,Crecy'' dla przykładu, na fizycznym nośniku - nie otrzyma wersji po polsku, bo nie ma jej na rynku.
Prześlij komentarz