tag:blogger.com,1999:blog-72258268657805160432024-03-17T22:34:03.372+01:00Radość z pisaniaBlog o filmach, grach, książkach, komiksach, o tym, co mnie napędza.
Żyj i pisz, tak jak lubisz.
Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.comBlogger813125tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-50288452703139498532024-03-17T19:42:00.008+01:002024-03-17T22:33:31.264+01:00Rudy - Przystanek nadzieja <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8tyI0tDQYLkRa_t1jdzyx6fkcfgmCHD_9QCQk2qOG6ZU9xlDn4PlUBGFHO7mpfeEpKwusfB8xC83rnccaePZ5xsvLsddI7-6IqkOYccUjAWRgnW1xhLhmgk76Z7zzjpAkcYstfZ8w6Y4ZpJqHzxIIlkuBwA3GXSwoEQbasFUZeJ5QbsZxkJPJfSvU89aB/s1080/Rudy%20film.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="905" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8tyI0tDQYLkRa_t1jdzyx6fkcfgmCHD_9QCQk2qOG6ZU9xlDn4PlUBGFHO7mpfeEpKwusfB8xC83rnccaePZ5xsvLsddI7-6IqkOYccUjAWRgnW1xhLhmgk76Z7zzjpAkcYstfZ8w6Y4ZpJqHzxIIlkuBwA3GXSwoEQbasFUZeJ5QbsZxkJPJfSvU89aB/w536-h640/Rudy%20film.jpg" width="536" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Tytułowa Rudy, to porcelanowa nastolatka zaklęta w wirze rodziny zastępczej. Mieszka na farmie z ojcem, gdzie dzieciaki biegają po polu, a dojrzewająca dziewczyna zastępuje matkę młodszemu rodzeństwu. Wiejska Anglia pachnie żonkilami, malarskie krajobrazy przesłaniają desperacką rozpacz za utratą matki, która przedwcześnie pożegnała się z mężem oraz wychowankami, którzy starają się trwać po żałobie z podniesioną głową. Związek Rudy z ojcem jest pełen obaw oraz rozczarowań. Musi matkować, a wiek szkolny wzmaga pragnienie, aby uwolnić się od obowiązków i pośmigać na deskorolce na przedmieściach, w hrabstwie West Midlands. Kocha młodszego braciszka oraz młodszą siostrę, ale szuka dla siebie ucieczki od panującej atmosfery pracy, spoglądania na bezpieczeństwo młodszego rodzeństwa, z którymi ma dobry kontakt, lecz wymaga osobistych wyrzeczeń lub poświęceń. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Niebawem ojciec otwiera serce dla płacącego gościa za łóżko i dobre śniadanie z rana. To starsza kobieta wprowadza się do hacjendy, gdzie odciąży Rudy od ciągłej pogoni za sprawdzeniem, jak mają się dzieciaki, którym przyglądamy się, jak ubierają skarpetki, brykają na dworze, krzątają się w kuchni czy uśmiechają z niepełnym uzębieniem. Jest wesoło, jak w tradycyjnym domu, gdzie mieszkanie huczy od biegających malców, na piecu przyrządza się posiłek, a okolica tętni spokojem. Nienaruszona granica pozornie letniej atmosfery zostanie przerwana, jak Rudy z błyszcząco zielonymi oczami pozna chłopaka z Coventry, z którym ma szczęście odetchnąć od rodzinnego szałasu. Poznają się ikonicznie przy skakaniu na desce, gdzie rozmowy prowadzą do wspólnego języka. Ojciec tymczasem spotka dawną znajomą w sklepie, z którą będzie chciał nawiązać relację wykraczającą poza koleżeństwo. Beztroskość obrazu, gdzie zostajemy mamieni błyskotliwym blaskiem kamery, odcieniami czerwieni, żółci czy zieleni wyparują w delikatny dramat o poszukiwaniu szczęścia po utracie matki oraz żony. </span></p><p><span style="font-size: large;">Muzyka dokręca skomplikowane relacje, które wahają się między buntem nastolatki, a niecierpliwym ojcem niepotrafiącym zrozumieć, że Rudy potrzebuje zbudować tożsamość bratając się z rówieśnikami, z którymi dzieli pasję do ulicznego stylu życia, gdzie kółka kręcą się po asfalcie, a żarty wybrzmiewają, aby zniknąć za kurtyną przykrej rzeczywistości, gdzie przedwcześnie zastępuje matkę, musi użerać się z ojcem, który nie popiera jej wybryków, a dzieciaki potrzebują troski oraz opieki, na którą nie zawsze jest gotowa. Nieświadomie szuka wolności od rodzinnego ciepła, ucieczki od przymusowego rodzicielstwa. Chce stanowić jedność, pewną odrębność od rodzinnego kąta, mimo to, stoicki ojciec również czuje presję widząc, jak córka dojrzewa, a dzieci bałaganią. Musi radzić sobie sam w tym pomieszanym kotle, gdzie każdego dnia odczuwa ciężar ojcostwa. Chcąc jednocześnie odnaleźć nową miłość, godząc się z pożegnaniem dawnej kobiety, z którą trwał w długoletnim związku. Była baletnica Dorothei uzupełnia dom energicznych dzieciaków, z którymi spędza się wesołe poranki i niezawodne noce. </span></p><p><span style="font-size: large;">Występy małych aktorów są kapitalne - naturalna skłonność do czarowania dorosłych, latania po chałupie, wywołując czarowny uśmiech na małej buzi. Wiejska Anglia nie przypomina nic a nic z głośnej opery - jest kameralny, cichy, wymalowany sielskimi pejzażami, rozbawiając pojedynczymi wygłupami. Partytura fortepianowa rozgrzewa ekran swoimi smukłymi nutami. Rudy szaleje na scenie z ekspresyjnym wyrazem twarzy, gdzie zbliżenia charakteryzują jej urodę. Śmiałej dziewczyny o wydatnych wargach, z włosami spiętymi w warkocze, o kruchej cerze oraz szklącymi się oczętami. Małe urwisy dobrze odgrywają spektakl, gdzie rozbrykanie miesza się ze smutkiem, są niewidzialnym wsparciem dla dwójki konkurentów - ojca z dorastającą dziewczyną, która szuka swojego miejsca na ziemi. Chłopiec z Coventry pozwala jej się rozerwać, sprawia, że przypomina sobie o zabawie, a nie wiecznych obowiązkach w mieszkaniu. Niewypowiedziane rany jednak zaatakują, gdy Rudy przeholuje, a ojciec wścieknie się na nierozsądne decyzje własnej córy. Kumuluje się wewnętrzna bezradność na trwanie w starych bliznach, gdyż utrata matki huczy podskórnie i atakuje bez alarmu.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOqTDrcgFMIBbjSrFi8WdD1Mu7lLPqrdcBSVPlNmyRRBRPP2zeJQOS9IDtPeVyT4xjxxjvv22nFljM3IsAnZCfwrOQj-h2G9Azt0pUdWA5aBHcmj9Khwnp21VbRQFuC4TWgexpdm1su3MeH9rZgAUCxEC5VmQyvbpnGa-r-485wboo21ln4cIyHl3Uk2ca/s1920/Rudy%202023.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOqTDrcgFMIBbjSrFi8WdD1Mu7lLPqrdcBSVPlNmyRRBRPP2zeJQOS9IDtPeVyT4xjxxjvv22nFljM3IsAnZCfwrOQj-h2G9Azt0pUdWA5aBHcmj9Khwnp21VbRQFuC4TWgexpdm1su3MeH9rZgAUCxEC5VmQyvbpnGa-r-485wboo21ln4cIyHl3Uk2ca/w640-h360/Rudy%202023.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Rola byłej matki tkwi razem z nami w niedopowiedzeniach, w krótkich urywkach z przeszłości, gdzie powraca jak cień, aby przypomnieć, że strata ukochanych boli długo po rozstaniu. Mimo pewnych obaw, trudnej relacji z otoczeniem, przywiązanie do rodziny wygrywa. Rudy szybko nabiera cech dorosłych - biorąc na klatę codzienną udrękę z pilnowaniem rodzeństwa, gdzie topór wojenny zostanie zakopany, a jej wartkie poszukiwanie autonomiczności zakończy się poruszającym płaczem z dala od rodzinnego gniazdka. Rudy nie chce nikogo krzywdzić, ale najwyraźniej wiek oporu wysyła sygnały, że pora trochę narozrabiać. To przypomina inne niezależne kino, czyli ,,Suncoast'', gdzie mała, zgrabna dziewczyna ma chorego brata, zuchwałą matkę o nerwicowych skłonnościach z epizodami mitomaństwa. Obie produkcje łączy kruchość więzi, które łatwo zaprzepaścić przez narastający, dokuczliwy gniew, nadmiar obowiązków oraz poprzez brak trzeźwego spojrzenia na zaistniałą sytuację. </span></p><p><span style="font-size: large;">Obie dziewczyny: Rudy oraz Doris z ,,Suncoast'', to wrażliwe, młode kobiety radzące sobie w ekstremalnych warunkach, szukające okazji do chwili odpoczynku od mętnej rzeczywistości, poszukujące wrażeń, oraz na tyle niezależne, że poradzą sobie w dorosłym życiu. Tęsknota za żoną umknie przez wiatr wznoszącej się miłości oraz pocałunku w samochodzie, Rudy uciekając od rodziny poczuje kujące rozczarowanie, że wieczna zabawa nie zastąpi dwójki ukochanych urwisów i strapionego ojca. Znaleziony rysunek z dzieciństwa pojawi się niczym sentymentalny poczęstunek, a okolice Birdingbury wyglądają, jak zaczarowana kraina z użyciem ołówka. To nastrojowa opowieść warta każdego szylinga. </span></p><p><span style="font-size: large;">Wielka Brytania, 2023, 108'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Shona Auerbach, Sce. Shona Auerbach</span><span>, Diane Allton, Zdj. Graeme Dunn, Muz. Akira Kosemura, prod. Beluga Two Films</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Esther McCormick, Darren Day, Kanune Morrissey, Rustie Lee</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/1PIk6oDQssA" width="320" youtube-src-id="1PIk6oDQssA"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-56929504360623309862024-03-16T15:23:00.012+01:002024-03-16T22:24:52.361+01:00The Animal Kingdom - Z kamerą wśród zwierząt <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXG-xKG85BIJF3Y3Vu_iXWdCTrxUYYpMpl55m1h4kN_Fj3FS2MuD-m87bfKQ_T2ef6rTbPAJCsyl81azILAROC9ExCGoMkYVulLN30FHPhnh6o3JtcM3RCJ5XwXYQ64c8GJ4vLcwqg7B1gVi8-3P3htO0UZZThEIQt-ElD4Rg-tUvFfz3TMGQStT2Lt6gX/s1481/The%20Animal%20Kingdom.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1481" data-original-width="1000" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXG-xKG85BIJF3Y3Vu_iXWdCTrxUYYpMpl55m1h4kN_Fj3FS2MuD-m87bfKQ_T2ef6rTbPAJCsyl81azILAROC9ExCGoMkYVulLN30FHPhnh6o3JtcM3RCJ5XwXYQ64c8GJ4vLcwqg7B1gVi8-3P3htO0UZZThEIQt-ElD4Rg-tUvFfz3TMGQStT2Lt6gX/w432-h640/The%20Animal%20Kingdom.jpg" width="432" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><br /></span></div><p></p><p><span style="font-size: large;">,,The Animal Kingdom'', które pierwotnie pojawiło się na festiwalu w Camerimage to eksperymentalne dziwactwo przywdziewające szaty body horroru z twórczości Cronenberga, zlane w jedną masę z fantasy Miyazaki'ego i kręcące się w komiksowym uniwersum Marvela z bandą mutantów, jak X-Men. Do pełni szczęścia zabrakło profesora X o zdolnościach telepatycznych, co został przywiązany do wózka inwalidzkiego prowadząc szkołę dla zmutowanych ludzi. To jedno z najdziwniejszych Sci-Fi ostatnich lat, jakie miałem okazję prześwietlić oczami. Świat pogrąża się w chaosie, następuje nieoczekiwana fala mutacji, która powoduje, że ludzie mają skrzydła, rosną pazurki, jak dzikim, nieoswojonym bestiom z dżungli. Dosłownie, jak zwierzęta - mają nadludzki słuch, ich mowa ciała przechodzi transformację, a ośrodek mowy ulega stopniowej degradacji. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Francois desperacko próbuje uratować żonę, która przepoczwarza się w istotę z National Geographic. Jego syn dostrzega, że ma przerośnięte kły, sierść porasta grzbiet, a paznokcie zyskują kształt drapieżnika. W pierwszym segmencie widzimy, jak ambulans ulega awarii czy wypadkowi, a ze środka wyłania się harpia - z ostrymi szponami, jak u niedźwiedzia, ze skrzydłami od orła. Stając się mitologicznym zwierzęciem z poezji Owidiusza. Pół człowiek, pół ptak wyłania się z karetki czyniąc popłoch w centrum miasta. Większość tajemniczych, nieodgadnionych istot znika z radaru. Ukrywając się w lasach, z dala od ludzkich oczu czy ciekawskich spojrzeń. Z racji, że policja ściga podobne monstra, przeróżne hibernacje unikają tłumów, cywilizacji bądź wolnych przestrzeni, gdzie łatwiej dostrzec dziwoląga. Syn Emile, co prawda przechodzi modulację, ale nie widać tego na zewnątrz. Nie rzuca się nic szczególnego, aczkolwiek przybiera przekomiczną postawę, traci zęby, a jego uszy słyszą ,,głośne'' zachowania zwierząt hodowlanych w szkole - to przez ultradźwięki zaczyna postrzegać świat, jak laboratoryjne szczury. Tylko on dostrzega harmider, którego nikt nie może poznać lub sprawdzić.</span></p><p><span style="font-size: large;">To cudaczna produkcja, gdyż nie znamy powodów, dlaczego homo sapiens staje się pokraką kapryśnej natury. Ludzkość przybiera maski chimery, krzyżując ptaka z dwunogim pasożytem, gdzie ktoś porasta skórą węża, jak u jadowitego gada. Trudno pojąć, dlaczego świat przyszłości stał się animalistyczny. Skąd to nagłe zdziczenie wśród cywilizowanej społeczności? W dużej mierze skupiamy się na drodze Emila, który regularnie zauważa, jak mutacja przybiera na sile wystawiając się na ostracyzm społeczny. W lesie spotyka harpię, którą oglądaliśmy w zwiastunie przyszłych tragedii, bo to pogrążony w niemocy człowiek z upierzeniem, zajadający się rybami, jak jakaś czapla lub zimorodek z kłapiącą paszczęką. Przyjaźni się z Ikarem, bo uczy się latać, wznosząc po drzewach, jak kameleon i szukający wolności w świecie, gdzie tę wolność hybrydom ludzi i zwierząt chcą odebrać. Mamy dwa wątki, które wzajemnie się uzupełniają: poszukiwanie żony w oceanie, ponieważ zyskała atrybuty wodne, oraz przemiany Emila, starającego się przetrwać wśród młodzieży w szkole, gdzie poznaje dziewczynę z ADHD, z którą wchodzi w nieformalny romans. Ich fascynacja sobą jest niezręczna od pierwszego pytania, jak tylko młoda ujawnia swoją nadpobudliwość, zaburzenia w koncentracji, ulegając słowotokowi.</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1P6_TRpok0fF2sk70rS37Jrj3eThQuWTkO_k_dxbrtNUdsvUVGSE8iSew2gh3MZqjBhhqpND_YATbQtqwuI8Boe33VBduULn2fMU7h2c0vUeqreHv2js55fWXe__1Nkqdc9juRfZ1qwGIBEwwGGbQtJXzjsC4WtfIRRP0JTzDG-eBgkKiQB1xWEg54VYu/s1400/%C5%9Awiat%20zwierz%C4%85t.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="700" data-original-width="1400" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1P6_TRpok0fF2sk70rS37Jrj3eThQuWTkO_k_dxbrtNUdsvUVGSE8iSew2gh3MZqjBhhqpND_YATbQtqwuI8Boe33VBduULn2fMU7h2c0vUeqreHv2js55fWXe__1Nkqdc9juRfZ1qwGIBEwwGGbQtJXzjsC4WtfIRRP0JTzDG-eBgkKiQB1xWEg54VYu/w640-h320/%C5%9Awiat%20zwierz%C4%85t.jpg" width="640" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Historia przybiera karykaturalny obrót spraw. Pani z policji interesuje się sprawą Francoisa, czyli męża zaginionej kobiety, a jego syn musi unikać zdemaskowania, podejrzanych ruchów i cudacznego zachowania, co w konsekwencji sprawia, że izoluje się od środowiska, na prośbę ojca, choć z dziewczyną o impulsywnych skłonnościach potrafi rozmawiać bez krępacji lub sztywnych uników podczas konwersacji. Zachowując się nie raz, jak niewytresowane zwierzę, które liże z jej ręki i lubi, jak przykro pachnie. Cokolwiek to znaczy - film jest zbudowany z niezrozumiałych scen przybierających formę groteski. Syn popada w anomalię, gdzie błąd w naturze nie zostaje poprawiony czy naprawiony, a co najwyżej uszkodzony. Emil staje się nadwrażliwym samcem, który słyszy coś, czego ludzie nie dostrzegają, szukając przyjaźni z latającym, pokrzywdzonym przez los ptako-człowiekiem, a na dokładkę ma romans z dziewczyną, która nie ogarnia rzeczywistości. Istna sajgonka twórcza, która nie wiadomo, do czego zmierza, i jaki był konkretny powód, aby ,,The Animal Kingdom'' ujrzał światło dzienne. Jest zabawnie, to prawda, sceny wahają się między niezamierzonym komizmem a horrorem poturbowanego ciała, łącząc motywy fantastyczne z kamerą wśród zwierząt w postaci ludzkiej. Przedziwna mieszanka, która nie oczarowuje, bo fabuła jest skoczna, niczego nie wyjaśnia, skąd bierze się mutacja, dlaczego inni mają skłonności do zwierzęcej anatomii - zostając napiętnowanym przez społeczeństwo, jak grupa X-Men z komiksów, gdzie rasizm, homofobia ogłasza się dużymi głoskami. </span></p><p><span style="font-size: large;">,,The Animal Kingdom'', to niezrozumiały eksperyment szorujący po powierzchni, nabijający się z dokumentów przyrodniczych, gdzie mitologia nie jest wyjaśniana, lecz skutecznie zdeptana na rzecz poszukiwania żony, która nigdy nie zostanie przywrócona do pierwotnej formy, gdyż uległa nieodwracalnej mutacji. Podobnie, jak inne żyjące istoty, które ukrywają się w lesie, ponieważ myśliwi czyhają, aby zapolować na dziwy. Nie wiem, do czego zmierzał autor - mógł popłynąć w satyryczną groteskę, która rozluźniłaby cały program filmowy, jak czynił to Cronenberg. Tymczasem traktuje się za poważnie, ma problemy z tempem, i nigdy nie wiesz, dlaczego Emile, pomimo swojego repertuaru podejrzanych odruchów - nie zostaje na celowniku służb państwowych. Dopiero pod koniec będzie pościg za młodocianym wilczurem. I choć widzę, że autor chciał nakreślić niewidzialną linię między byciem człowiekiem, a instynktownym zwierzęciem, to jednak nigdy nie miałem przeczucia, że jest spójny czy świadomy swojej ograniczonej formy przekazu. Jest koślawy, chybocze się na dwóch nóżkach, i mało zabawny, gdy korzysta z komediowej otoczki tego, jak zachowują się ludzie po przemianie. Wolałbym zobaczyć ludzi z supermocami, bo niewątpliwie zyskałby drugą młodość. </span></p><p><span style="font-size: large;">Francja, 2023, 130'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Thomas Cailley, Sce. Thomas Cailley</span><span>, Pauline Munier, Zdj. David Cailley, Muz. Andrea Laszlo De Simone, prod. Artemis Productions, CNC</span></span><span style="font-size: large;">, Canal+ France, wyst.: Romain Duris, Paul Kircher, Nathalie Richard, Adele Exarchopoulos</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/khvsTFVEKHc" width="320" youtube-src-id="khvsTFVEKHc"></iframe></div><br /><p><br /></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-76575925752379870772024-03-15T16:27:00.002+01:002024-03-15T17:02:31.545+01:00Biała odwaga - Po drugiej stronie barykady <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK8W1pgrSkjcFhkSXdDfvhKJTDk-L0ZIVT-yrK58IXayJ7R2XTnmFl2gDYMEeiD1lDeAdq-5dKXaFlqH5DyNhyphenhyphen6uAw_t2XFFQnj4Gyyl5NiDmDffk_lg4K_7ytwnT4wXFBEcP6oSSD5QLxZMKZfpi2kiKxGbk4JQnfEn2SyOTtOIgCgAQ-WuDb7lQJvq9D/s1200/Bia%C5%82a%20odwaga.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="831" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK8W1pgrSkjcFhkSXdDfvhKJTDk-L0ZIVT-yrK58IXayJ7R2XTnmFl2gDYMEeiD1lDeAdq-5dKXaFlqH5DyNhyphenhyphen6uAw_t2XFFQnj4Gyyl5NiDmDffk_lg4K_7ytwnT4wXFBEcP6oSSD5QLxZMKZfpi2kiKxGbk4JQnfEn2SyOTtOIgCgAQ-WuDb7lQJvq9D/w444-h640/Bia%C5%82a%20odwaga.jpg" width="444" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">W polskiej kinematografii nastąpił boom na ludową kulturę, gdyż w pierwszej scenie otwierającej mamy pokaz ruchów zbójnickich na deskach scenicznych, jak ostatnio w ,,Chłopach'' wirowaliśmy na weselu, w ,,1670'' sarmaci odsłaniali swój niepokój do zagranicznej polityki, częstując gości wódką ze zboża. Lądujemy na Podhalu, gdzie rody przestrzegają tradycji narodowych, aby uniknąć klątwy bożej, gdyż zabobony we wsiach są nieustannie pielęgnowane od stuleci. Znajdujemy się wysoko w górach, tuż przed okupacją niemiecką. Młodszy syn Andrzej jest zakochany w Bronce, która nieszczęśliwie musi ożenić się ze starszym z rodziny Zawratów, aby utrzymać status quo w narodzie górali. Początkowo przynosi to niezadowolenie oraz rozpacz dwoje kochanków, którzy muszą rozdzielić się przez wolę ojców ze starszyzny. Nie mając wyjścia - godzą się na układ, a starszy syn posiądzie Bronkę, która nie zamierza opuszczać Tatr, gdyż to jedyne miejsce, do którego czuje przywiązanie. Taka mała ojczyzna w pigułce. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Młodszy z braci - Jędrek, to zaprawiony alpinista, taternik wspinający się po górskich ściankach, gdzie w ruch idzie czekan, aby zawiesić się na krawędziach bloku masywnych skał. Jest utalentowany, więc zrobi oszałamiającą karierę poza osiedlem górali, tam zostanie dostrzeżony przez niemieckiego wspinacza o nazwisku von Kamitz, który będzie sprzymierzeńcem ideologii faszystowskiej, na dalszym etapie scenariusza. Jędrek odnajduje się wśród krakowskiej bohemy, gdzie poznaje drugą kobietę, z którą ułoży sobie życie po nieudanych zaręczynach z góralką. Lawirujemy pomiędzy białym puchem na Podhalu, a akrobatycznymi zdolnościami sięgającymi szczytów. W przygodę miesza się wcześniej wspomniany von Kamitz, który, generalnie zajmuje się naukowym wyjaśnianiem, iż góralska społeczność ma duchowe pokrewieństwo czy więzy krwi z niemieckimi przodkami, więc dojdzie do niemałej przyjaźni z Jędrkiem, z którym łączy pasję do wspinaczki górskiej, a później zaproponuje spotkanie z przywódcą Rzeszy, który ogłosi diabelski układ, ponieważ wojna sprowadzi Polaków do odstrzału, a rody z Tatr uznają za swoich. Traktując Zawratów jak sprzymierzeńców, więc dochodzi do kuriozalnego obradowania, gdzie górale mają namyślić się, czy chcą kolaborować z niemieckimi najeźdźcami. </span></p><p><span style="font-size: large;">Wychodzi to płynnie i niejednoznacznie. Maciej Zawrat jest obojętny na los, po której stronie staną, choć osobiście nie będzie trzymał sztamy z okupantami. Jędrek, wiadomo, jest szarą eminencją w tłumie, stając się przywódcą zjednoczonej partii z Hitlerowską władzą. Chce przeżyć za wszelką cenę, więc ponosi odpowiedzialność za to, że brata się z żołnierzami SS. Ma wobec nich dług wdzięczności, lecz otrzymuje w zamian przywileje, dzięki czemu uda się uratować żydowską rodzinę od śmierci. Filmowca niuansuje tę zdradę jako coś wykraczającego poza dobrem i złem. Nikogo nie kreśli jako tych, którzy są po niewłaściwej stronie barykady, ale czuć, że górale nie czują się zjednoczeni z orłem na godle - raczej patrzą na siebie, i na to, co mogą zyskać będąc w zmowie z okupantami kraju. To ciekawe z punktu psychologicznego, bo zazwyczaj wojna jest przedstawiana w szaro-burych odcieniach, a twórca nikogo nie demonizuje za to, że wybrał niewłaściwą ścieżkę przez pryzmat historii. Nikogo nie osądza, co sprawia, że film zyskuje na autentyczności. Obserwujemy tę niecodzienną sytuację, gdzie Ślązacy wikłają się w brudne sprawy, podpisują papiery, choć niemieccy stażyści do niczego nie namawiają. Gdzie jedne rody mają haki na drugich.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj01OxKPq_lCD_W9CJp04CfBg7r7xYRsS2BuyHildDnG26mYxDOclENFzXc797KEpnUf4JZJ6SVuJ9n-faG9g1dJbIcIz9UCKwVX-YVp2sSyxH_aNLuy1drQCjR3LN6OTH1nJUrWlYbIFARUgPD01J6Py1A2XqTZpV-gKMwmkrhSYJcKzkqvRMy30hvs0rr/s1280/Trudny%20los%20g%C3%B3rali.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj01OxKPq_lCD_W9CJp04CfBg7r7xYRsS2BuyHildDnG26mYxDOclENFzXc797KEpnUf4JZJ6SVuJ9n-faG9g1dJbIcIz9UCKwVX-YVp2sSyxH_aNLuy1drQCjR3LN6OTH1nJUrWlYbIFARUgPD01J6Py1A2XqTZpV-gKMwmkrhSYJcKzkqvRMy30hvs0rr/w640-h360/Trudny%20los%20g%C3%B3rali.jpg" width="640" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p></p><p><span style="font-size: large;">Pokazuje wojnę od strony biurokratycznej, gdzie część górali spiskuje przeciwko krajanom, ale większość (czy większa połowa) nie stoi po stronie nazistowskiej opaski. Szkalują własny wizerunek przez pryzmat tragedii, ponieważ nikt nie chce ginąć od kulki nieprzyjaciela, szukają alternatywy, wyjścia z impasu, zapraszają niemieckich generałów do swojego stowarzyszenia goszcząc ich, jak przypadkowych turystów. Chcąc uratować wioskę od masowego ludobójstwa. Popełniają błąd nie z pobudek ideologicznych, lecz przez fakt, że chcą stanowić osobną granicę. Gdyż nie czują przywiązania do Polan. Chcą stanowić jedność poza obrębem Polski. Wolą pertraktować, z rzekomym wrogiem, niż oddawać ziemię za darmo, i jeszcze trafić do niewoli, lub zostać wybitym przez jakiegoś maniaka czczącego portret Hitlera na szafce. To sprawia, że produkcja nie wchodzi w propagandowy, umoralniający ton, ku uciesze widza, lecz pokazuje realny wymiar wojny. Wojny jako starcia maszyny papierowej, gdzie naukowcy instruują panów w czapkach z wygrawerowanymi trupimi czaszkami o powiązaniach plemiennych z Tatrami. Ponieważ zaistnieje jakaś teoria, jakoby starogermanie (Pragoci) są potomkami góralskich waćpanów. Daje to intrygującą perspektywę na to, jak korzenie wpływa na nasz odbiór świata. </span></p><p><span style="font-size: large;">Brak ogłaszania jednowymiarowych hasełek, że górale postąpili niesłusznie ląduje w próżni historycznej. Liczy się dylemat wewnątrz hierarchii społecznej, moralny wybór, który nie był łatwy, bo z jednej strony masz Polaków, którzy dzielnie bronią się przed zniewalaniem, a z drugiej Podhalan, którzy nie chcą umierać z pobudek honorowych, czy dla zasady, nie ma przywiązania do narodu polskiego, z którym Ślązak nie ma ścisłego połączenia. Choć to wymysł czysto kinematograficzny, bo górale zawsze czuli się Polakami. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jednakowo górale nie chcą być uciemiężonym bratem salutując machinie totalitarnej - celowo nie podpisują papierów, aby nie ulec pokusie utraty wolności na rzecz rozkazów z niemieckiej ręki. Jędrek jako ogłoszony przywódca bierze na barki niewygodny motyw, bo kumpluje się z okupantami, ale zauważa, na pewnym etapie, że staje się pieskiem na zlecenie. Gdzie ujrzy mord ze strony niemieckiej władzy, jak giną jego ludzie, bo zrobili coś przeciwko ustanawiającym prawom. Delikatnie miesza tę niepewność, co do narodu niemieckiego, ale ma w sobie nawyk zgubnej wiary w nieomylnych nazistów, którzy wyglądają na grzecznych pozorując własną niegodziwość. </span></p><p><span style="font-size: large;">Nie jest to prosty temat dla filmowca, ale wyszło zgrabnie. Gwara śląska towarzyszy nam nieustannie, są przyśpiewki, tańce ludowe, gorzała rozlewa się na stołach, Jędrek przyjaźni się z niemieckim alpinistą w sposób wyjątkowo szczery, bo wspólna wspinaczka po niebezpiecznych górach bardziej ich łączy niż dzieli. Nigdy nie deklasuje narodu niemieckiego, nie przypisuje wyłącznie atrybutów o nacechowaniu złowróżbnym, wrzucając niemiecką gwardię do klasy rzeźników, co samo w sobie jest odświeżające, nie prezentując konfliktu wojennego do wymuszonej, sztucznej postawy, kto postąpił prawidłowo, a kogo należy wieszać za kolaborację. To były trudne czasy, gdzie łatwo o pokusę czy potępienie i głoszenie przez internet, że hej, to zwykli zdrajcy bez żadnego sumienia. Reżyser ze scenarzystą nie sprawia, że masz czuć się dobrze w towarzystwie nazistowskiej opieki nad góralami, bo to byłoby odrażające, ale też nie rzuca oskarżeniami na lewo i prawo. Gdy do akcji wkroczą polscy wojowie poleje się krew, a tematyka obrazu zaznaczy fakt, jak natychmiastowo oceniamy naszych górali, którzy dali się ponieść własnym ambicjom - chcąc uniknąć bezpośredniej wojny z okupantem, i być autonomicznym krajem bez polskiej władzy. Istna gra między młotem, a kowadłem. Drażnisz Polaków, kumplujesz się z wrogiem, więc nie oczekuj gratyfikacji czy oklasków - jest to zrozumiałe z punktu historycznego. </span></p><p><span style="font-size: large;">Dodatkowo scenografia stoi na wysokim poziomie. Oddano realia wojenne z należną pochwałą. Góry tętnią majestatem, polegli zostają pochowani zgodnie z tradycją, a górale zostają napiętnowani jako ci, którzy mieli nieprzyjemny epizod w latach 40. XX wieku. Historia pokazała, że niewielki odsetek oddała się niemieckiej władzy, ale samo to, że witali się z generałami paskudnej III Rzeszy na stałe zapisało się jako przekleństwo, które udowadnia, że wojna to paskudna polityka. I to wiecie: o dwuznacznych propozycjach. Nigdy nie wiesz, czy to dobry układ, czy ratujesz swoich ludzi, czy czasem nie wpadasz w pułapkę ucieczki od zbiorowej odpowiedzialności, czy nie stajesz się złym z wyboru. ,,Biała odwaga'', to inspirujące studium, jak wolność cywilna zostaje wystawiona na oskarżenia publiczne, jak twoi krajanie są narażeni na ucisk, a inni, no, cóż - inni ci nie wybaczą, że bratałeś się z niewłaściwą stroną. Przeklęta wojna, jaka by nie była - przynosi z sobą dylematy, na które nie znajdziemy oczywistej odpowiedzi.</span></p><p><span style="font-size: large;">Polska, 2024, 116'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Marcin Koszałka, Sce. Łukasz M. Maciejewski, Marcin Koszałka</span><span>, Zdj. Marcin Koszałka, Muz. Jacek Grudzień, prod. Balapolis/Krakowskie Biuro Festiwalowe</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Filip Pławiak, Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał, Andrzej Konopka, Julian Świeżewski </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/AwMqxzw5bn8" width="320" youtube-src-id="AwMqxzw5bn8"></iframe></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-32462545196966160302024-03-12T19:07:00.007+01:002024-03-13T00:56:13.949+01:00Trzy na jednego #18<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip2N8lVxUqYIjryzkg9QAv1yaqkOE5GebRg4ynkjcjxVpoNqA_Eyf67orham9HnXlXSYZBDtq2ZcP-RVycdyYZDBnEpCO08XUxH0Azjw1uhO8C2I9EwmtxejKJatbBsmHaSyvbn0VptJQSfPx3Ee8cARPJ-LasWCKZkQ3GAL5UOvuc8x27HNeOz-XTZaZE/s680/Apocalypse%20Clown.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="680" height="376" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip2N8lVxUqYIjryzkg9QAv1yaqkOE5GebRg4ynkjcjxVpoNqA_Eyf67orham9HnXlXSYZBDtq2ZcP-RVycdyYZDBnEpCO08XUxH0Azjw1uhO8C2I9EwmtxejKJatbBsmHaSyvbn0VptJQSfPx3Ee8cARPJ-LasWCKZkQ3GAL5UOvuc8x27HNeOz-XTZaZE/w640-h376/Apocalypse%20Clown.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;">Kadr z ,,Apocalypse Clown''. </span></td></tr></tbody></table><br /><span style="font-size: large;">Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.<span><a name='more'></a></span></span><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u> Kung Fu Panda 4</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Być może jestem w mniejszości, ale uważam, że panda z numerkiem dwa była najlepszą w serii. ,,Kung Fu Panda 4'', to z kolei odpadek. Zbędny dodatek do trylogii, a spadek jakości wyczuwałem w trzecim odcinku (podobny problem z serią ,,Toy Story'', która po części trzeciej obniżyła loty). To katastrofa wieloletnich serii, które nie znają umiaru. To, co charakteryzowało Pandę: był dobry humor, wyraziści antagoniści czy postacie drugoplanowe. Wszystko poszło do kosza. Absolutnie każda część produkcji nadaje się na recykling. Słabe żarty, niefascynujący przeciwnik z umiejętnościami metamorfozy - zmieniający wygląd, jak kameleon, który nie jest inteligentnym wrogiem, lecz pustą wydmuszką. Nie czuć stawki ani zagrożenia ze strony oponentów. Uleciała lekkość, a humor odstawiony, jak zbiór kiepskich kawałów o blondynce. Przepadła kreatywność, a produkcja wygląda, jak niskobudżetowa animacja z małej, nikomu nie znanej firmy. Największym grzechem Pandy z numerem cztery jest przewidywalność zdarzeń, brak konfucjańskich odniesień, które charakteryzowały animację. Odarto historię z filozofii - został pusty szkielet wypatroszony przez animatorów i scenarzystów. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1miMekViFSzzRpEABylP69L6mU3GkLI7N3qXNJsWfqnye5DH0WynEGF6TfxyOGEksPym-d76cUdR9uwjGcH0CHyPDhE90fewL5jGTvBphSB_peNUxGkhJ5Bra3o7MHT5Yl6cwOvZdTl79M0vQUN1XYU5G48Dtpz-9lVgDXEB7zCpXKdk53e6zipy_HFsC/s850/Kung%20Fu%20Panda%204.jpeg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="565" data-original-width="850" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1miMekViFSzzRpEABylP69L6mU3GkLI7N3qXNJsWfqnye5DH0WynEGF6TfxyOGEksPym-d76cUdR9uwjGcH0CHyPDhE90fewL5jGTvBphSB_peNUxGkhJ5Bra3o7MHT5Yl6cwOvZdTl79M0vQUN1XYU5G48Dtpz-9lVgDXEB7zCpXKdk53e6zipy_HFsC/w640-h426/Kung%20Fu%20Panda%204.jpeg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Po - nasza wierna panda ogłasza się smoczym wojownikiem, który strzeże porządku. Pojawia się lisica Zhen o szpiegowskich inklinacjach i złodziejskim fachu, z którą wybierze się w podróż, by powstrzymać okrutną czarodziejkę - małą jaszczurkę o kamuflującym ciele. Niestety, ale historia nie daje żadnej gwarancji na sukces - lisica jest podstępna, więc łatwo domyślić się zdrady, nie ma duchowych rozterek, które cechowały poprzednie odsłony, epickość zmalała do skali mikro, a zagrożenia brzmią, co najwyżej na papierze, bo na ekranie prezentują się arogancko oraz sztucznie. Wschodnia kultura widoczna gołym okiem w pierwszych ekranizacjach wyparowała, jak woda gotująca się na piecu. Formuła serii przepadła, jak kamień w wodę. Fałszywy bubel, który nie ma nic wspólnego z azjatycką mądrością. Sceny walki chyba najgorsze w całej serii. Żart goni żart, ale są suche, jak nabijanie się z żarłoczności Po, który lubi dobrze zjeść. Osobiście - nie polecam. Wielki zawód, a raczej Kung Fu Zawód. </span></p><p><span style="font-size: large;">USA, 2024, 94'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Mike Mitchell, Stephanie Stine, Sce. Jonathan Aibel</span><span>, Glenn Berger, Darren Lemke, Muz. Steve Mazzaro, Hans Zimmer, prod. DreamWorks, Universal Pictures</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Jack Black (głos), Viola Davis (głos), Dustin Hoffman (głos), James Hong (głos)</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/1rKsRR0AmTY" width="320" youtube-src-id="1rKsRR0AmTY"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Apocalypse Clown </u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Były mordercze klauny z kosmosu, więc pora na mordercze klauny po apokalipsie. Histeryczna komedia. Na kwasie, gdzie chore odjazdy w Dublinie przeklinają dzień, gdy Bodo w fikuśnym aucie marzył o płonącym świecie. Trupa nieudanych klaunów wyrusza w chaotyczną podróż w poszukiwaniu siebie po tajemniczym wydarzeniu słonecznym, które pogrąża świat w anarchii<span face=""Franklin Gothic", -apple-system, BlinkMacSystemFont, "PT Sans", Arial, sans-serif" style="background-color: white; color: #2a2c32; letter-spacing: 0.256px;">. </span><br /><br />Jakaś dziennikareczka z telewizji o zapędach spiskowych szuka okazji, aby rozpowszechnić jakąś teoretyczną ,,prawdę''. Wielki Alfons - ex-klaun, celebryta ze szklanego ekranu szuka zemsty za dawne czasy chcąc odzyskać sławę i popularność. Problematyczny tytuł, bo co trzeci żart chybiony, a aktorzy mają problem z atmosferą produkcji. Niby bez spięcia, lecz zamiast oczarowywać kabaretowym skeczem - brnie w schematyczne skojarzenia z wymalowanymi artystami na twarzy. Którzy bywają upiorni, jak clown z ,,To''. Głównie dotyczy to panny pod makijażem, która ma zapędy psychopatologiczne, gdzie liże nóż, wydziera się gardłowym głosem, i przybiera kształt groteskowej wariatki z pomyleniem na tle natury nerwicowej.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifIiIIE3poemP4NIbnRvQSWvL88MlN7sqoFsLt3pvxS7_RRiRaBgay5MjYr67T3zl8Ixj8GEn1VhL939ocHxuiOkBZdxbJKgIB85KaQZRBtTCE6rRgO_4H6FT3KUz9-yS0z0lwVVBa3vRcp-GH4eWwkFP9zNw7LmT0-Rs3qIoB5lA3hbyFsdyGUkCum5no/s2500/Apokalipsa%20klaun%C3%B3w.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1408" data-original-width="2500" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifIiIIE3poemP4NIbnRvQSWvL88MlN7sqoFsLt3pvxS7_RRiRaBgay5MjYr67T3zl8Ixj8GEn1VhL939ocHxuiOkBZdxbJKgIB85KaQZRBtTCE6rRgO_4H6FT3KUz9-yS0z0lwVVBa3vRcp-GH4eWwkFP9zNw7LmT0-Rs3qIoB5lA3hbyFsdyGUkCum5no/w640-h360/Apokalipsa%20klaun%C3%B3w.jpg" width="640" /></a></div><br /><span style="font-size: large;"><br />Jest to satyra na show-biznes, na kompleksy upudrowanych cyrkowców, na media czy New Age, ale humor bywa przestrzelony, nietrafiony czy nadto wulgarny, żeby rozbawiać do rozpuku. Jakby twórca nie potrafił wyczuć, że pomylił zabawę z wygłupami, tanim przeklinaniem dla wykrzyknika zdań. Ma swoje momenty, lecz popada w niezamierzoną śmieszność, gdy świat zamiera, a jedynie cyrkowcy przeżyli, jacyś odklejeni fanatycy zieleni czy upośledzona dziennikarka za piątaka. Zabawa wahająca się między dobrym tripem z domieszką Red Bulla, a pokracznym skeczem z obleśnymi, niefantazyjnymi żartami, popadając w pułapkę monotonii oraz drwiny z tragedii ludzkości. Mieszane odczucia, bo ,,Apocalypse Clown'' nie wykorzystuje potencjału, szybko wpada w dołek, z którego trudno się wydostać, gdzie koło kręci się w koło, a żarty chybiają w tarczę naszej sublimacji. Irlandzkiej produkcji przydałoby się doszlifowanie repertuaru w wymyślaniu sztuczek dla gawiedzi. </span><p></p><p><span style="font-size: large;">Irlandia, 2023, 102'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. George Kane, Sce. Demian Fox, George Kane</span><span>, Shane O'Brien, Zdj. David Grennan, Muz. Stephen McKeon, prod. Fastnet Films</span></span><span style="font-size: large;">, BCP Asset Management, wyst.: David Earl, Natalie Palamides, Fionn Foley, Ivan Kaye</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/W-QtWrtDYJk" width="320" youtube-src-id="W-QtWrtDYJk"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Bulion i inne namiętności </u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Niczym uroczysta kolacja przy świecach. Gdzie zapach parującej zupy unosi w powietrzu rozkoszny aromat. W kominku rozpalony ogień, na talerzu omlet, na desce pokrojona cebulka, a dziewczynka zgaduje, jakie składniki ma obiad, gdzie grzybki, papryka wymieszana z polewanym winem podgryza podniebienie smakosza. Jakbym zerkał do programu kulinarnego, gdzie szykują nowe menu, przystawki dla gości. Na salę kinową powinno się wchodzić wraz z cateringiem, bo trudno usiedzieć na głodnego, gdy wokół potrawy, siekane warzywa, patelnia na oleju, a wino wzmaga trawienie po obfitym posiłku. Produkcja idealna dla łasuchów, którzy wpadli do kotła, jak Obeliks. Niespieszna ucieczka do kuchni, od frontu - przypatrywanie się, jak brzuchy rosną od nadziewanego boczku. Z miłości do jedzenia, gdzie romans kwitnie do receptur, wspólnego gotowania, częstowania wielmożnych panów, choć brzmi jak zarys objedzonych arystokratów, o zmanierowanym guście, to muszę przyznać, że zaspokaja pomysł na nowe dania. Rozsmakowujemy się, jak na ,,Uczcie Babette'' (1987), gdzie gosposia dumnie dorzuca szpik do zupy, lecz słabnie w oczach - ma dziwne zawroty głowy, omdlenia i kruche zdrowie, za to nie brakuje pasji do przyrządzania smażonych smakołyków. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGSJne9cPKt2ibdqYCejTi2RRlL6KABrNPVI-zr3DLK5uD5zWN6g1HpsFeBGwBUZzh-4q-EhP-TVDTzeXV2VWAd62IC07BD34km3tRidbXP4oVRsEsQx-yP3pHflJhyphenhyphenzfer9Ro4HSwuZhUqmFbpPpY3pxBGzzi4DfqdEEE5IZcmREiBcpPUZjpn7SkGaXy/s1119/Taste%20of%20Things.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="598" data-original-width="1119" height="342" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGSJne9cPKt2ibdqYCejTi2RRlL6KABrNPVI-zr3DLK5uD5zWN6g1HpsFeBGwBUZzh-4q-EhP-TVDTzeXV2VWAd62IC07BD34km3tRidbXP4oVRsEsQx-yP3pHflJhyphenhyphenzfer9Ro4HSwuZhUqmFbpPpY3pxBGzzi4DfqdEEE5IZcmREiBcpPUZjpn7SkGaXy/w640-h342/Taste%20of%20Things.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Niczym mistrz patelni z ,,Porwania Baltazara Gąbki'' w XIX-wieku. Sztuka posiłku. Kucharka jak kochanka gotująca z zacięciem, ale to mężczyzna wydaje się master chiefem w jadłodajni. Który zostaje zaproszony na przyjęcia u zamożnych rodzin. Czci dania, przystawki, a potem fajeczka po obiecującym lunchu. Brzmi mało interesująco? Nie ukrywam, że część widowni nie będzie zachwycona konstrukcją fabuły, gdyż, paradoksalnie, nie ma jej. To smakowanie świeżych przepisów, pieczenie na rondelku, zaspokajanie apetytu w trakcie seansu. Kochasz jeść? W takim razie ,,Bulion i inne namiętności'', to produkcja dla ciebie, ty mały Puchatku. Zaprasza do stołu głodnych, którzy chcą pichcić pyszności i zajadać się delicjami bez krępacji. Chcesz poluzować dietę? No, cóż. Nie ma lepszej opcji niż propozycja od wietnamskiego filmowcy. Wyszedłem, co prawda, przejedzony, ale to wyjście do restauracji o wysokim standardzie. Relaksujący tytuł, w sam raz na romantyczną kolację we dwoje, gdy wiosna zbliża się w kalendarzu, a my potrzebujemy odrobinkę napełnić brzuszek. Gwarantuję - reklamacji nie zgłosisz. Nie rzekniesz kelnerowi, że zupa była niedoprawiona, a wino kwaśne. Jedynie, co trochę przeszkadzało, to prześwietlone zdjęcia, które dopełniają za słodki urok opowieści, jakbym przejadł się bezem, wszędzie dodawał miód i szczyptę eliksiru miłości. Filmem roku nie zostanie, ale daje odetchnąć od codziennej pogoni za światem. </span></p><p><span style="font-size: large;">Francja, Belgia, 2023, 135'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Anh Hung Tran, Sce. Marcel Rouff, Anh Hung Tran</span><span>, Zdj. Jonathan Ricquebourg, Kos. </span></span><span style="font-size: large;">Nu Yên-Khê Tran</span><span style="font-size: large;"><span>, prod. Curiosa Films</span></span><span style="font-size: large;">, Gaumont, France 2 Cinema, wyst.: Juliette Binoche, Emmanuel Salinger, Benoit Magimel, Sarah Adler </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/cKKCGtoIOVY" width="320" youtube-src-id="cKKCGtoIOVY"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-25771691826937036272024-03-11T00:43:00.002+01:002024-03-11T20:01:53.263+01:00Stopmotion - Zatrzymać klatkę<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihFZ34TfUYBrV8VYHTTUu-32oxYkawKHKEdXa3ogOfhvTLw4hZRpKnxhrzP2TtkYLYDqFODDluzXrN_eEYblDl7kp0Cmjz3UxrE7c5wXQ5088QtivQbqQPnmk58rln-ndy1JiEd6betR9l_yAZ_1vdOWAxEJ4-hYFMw9T7UrfmQAFRoLLUXmqYeeFzEQOT/s755/Stopmotion.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="755" data-original-width="514" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihFZ34TfUYBrV8VYHTTUu-32oxYkawKHKEdXa3ogOfhvTLw4hZRpKnxhrzP2TtkYLYDqFODDluzXrN_eEYblDl7kp0Cmjz3UxrE7c5wXQ5088QtivQbqQPnmk58rln-ndy1JiEd6betR9l_yAZ_1vdOWAxEJ4-hYFMw9T7UrfmQAFRoLLUXmqYeeFzEQOT/w436-h640/Stopmotion.jpg" width="436" /></a></div><p><br /></p><p> <span style="font-size: large;">Pełnometrażowy debiut Roberta Morgana, to groteskowy szlagier naszych traum: przed izolacją, lękiem, panicznym strachem przed samym sobą. Protegowaną jest Ella Blake, co to przysięga, że zakończy pracę schorowanej matki. Zamyka się w domku, aby pracować nad animacją poklatkową o cyklopach. Żmudna czynność wynikająca z przesuwania wyrzeźbionych postaci może doprowadzić do frustracji czy zniechęcania, ale efekt końcowy zachwyca widownię. Jako miłośnik plastycznych wizji z użyciem stopmotion miałem nie lada gratkę, aby obserwować ruch nieożywionej figury, która staje się upiorem w starym apartamencie. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Ella niebawem zacznie mieć nowe zajęcie, używając plastelinowych kukiełek, na prośbę upiornej, zdziwaczałej dziewczynki, która zachowuje się jak młodsza siostra z rodziny Adamsów. W ruch idzie wyczerpanie psychologiczne artystów, którzy poświęcają czas i zdrowie, aby nadać małym ludzikom z plasteliny dynamiki, a wiadomo, że w kinie grozy muszą ożyć, aby siać postrach oraz spustoszenie. Niewinna zabawa w kamerowanie, układanie pionków na tekturowej scenografii, to rodząca się katastrofa i poprzepalane styki w ludzkiej głowie. Film niewątpliwie najlepiej prezentuje się w surrealistycznych scenach, gdy figurka zbliża się do ekranowych bohaterów, grzęźnie w ścianie albo traci modelowy kostium, aby stać się skrzywdzonym dziełem niepohamowanych autorów, którzy wykorzystują ręce do tytanicznej pracy - wykorzystując ożywione marionetki dla własnych potrzeb materiałowych. </span></p><p><span style="font-size: large;">Artystyczne marzenia zostały uwikłane w opresyjny model rodzinny. Ella traci stopniowo rozum - pod koniec staje się figurą z wosku, która traci twarz na rzecz zbliżającej się manifestacji z obawy przed niespełnieniem familijnej obsesji na punkcie modelowych rzeźb. Kiedy zdrowie Suzanne pogarsza się, czyli stan matki - ona sama staje się niepokojąca dla otoczenia, a jej wyobraźnia płata figla, bo figurki z ekranu przybierają na sile, stosując pozy do ataku. W tym pokręconym horrorze, który nie stara się być jednoznaczny czy odtwórczy - koniec końców wpada w panikę i w błędną spiralę, aby maskotki nie czyniły realnego zagrożenia. To raczej zapowiedź niż oficjalny afront ludzkiej porażki. Na pewno jest wyjątkowy pod kątem tego, jak rutynowe prace oddziałują na artystów oraz mogą przynieść długotrwałe szkody. Wpływając negatywnie na zdrowie użytkownika zatracającego się w doskonałości. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeZmMf19jn0h15FvF8dlkgpWrSH33oabkRrkf6nciSwdaEAixSQR6vEGCSOjI_GqHXMy_V2Z2M7kEMyuSluQmcHPBjyia_airFbyN-299RGHcZ7Mq11SEHczg9VxhfZwCng4hVwhe7wIr92ZnLBN1g-B7wjnHsn_bpjIBnoZgHA4bOdXa3UKdG63qxI1KS/s500/stopmotion.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="281" data-original-width="500" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeZmMf19jn0h15FvF8dlkgpWrSH33oabkRrkf6nciSwdaEAixSQR6vEGCSOjI_GqHXMy_V2Z2M7kEMyuSluQmcHPBjyia_airFbyN-299RGHcZ7Mq11SEHczg9VxhfZwCng4hVwhe7wIr92ZnLBN1g-B7wjnHsn_bpjIBnoZgHA4bOdXa3UKdG63qxI1KS/w640-h360/stopmotion.jpg" width="640" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><span style="font-size: large;">Pomimo usilnych nerwów, przybierających na wadze lęków - film Morgana traci impet na wczesnym etapie. Czuć, że sprawdziłby się w formie półgodzinnego dramatu o pracy animatora, która w pocie czoła układa na nowo sceny, aby dopracować własny projekt, żeby później pochwalić się przed publicznością. Jego intensywność szybko gaśnie, a gliniane istoty na miniaturowych scenografiach są pokraczne z natury. Trudno bazować na koncepcie, który wyczerpuje swój limit kreatywności w pojedynczych, zanimowanych scenach. Bywa szczodry w zastraszaniu czy złowieszczy, lecz fabuły starcza na dwadzieścia minut. ,,Stopmotion'' musiał bawić samego autora, skoro opisuje własne przeżycia, jaka udręka towarzyszy w układaniu materii organicznej. Wydaje się autoterapią, ale przez to zapomina o widowni, która nie odnajdzie w tej historii nic ponad to, co już wiemy od początku. Iż Ella traci opanowanie, zatraca się w groteskowej inscenizacji, gdzie ludziki z plasteliny przejmują nad nią kontrolę - zapominając o świecie zewnętrznym. </span><p></p><p><span style="font-size: large;">Makabryczne czyny działają w ujemnej tonacji. Odrażające gliniane cyklopy, lalki czołgające się po sztucznej scenografii, to ma wartość estetyczną, lecz historia popada w skonwencjonalizowaną rutynę. Ożywają, bo tak każe podświadomość kobiety, która nie radzi sobie z tempem pracy, długimi, powtarzalnymi ruchami, a sam horror paranoidalnej izolacji topnieje przez naszą świadomość, że są nieprawdziwe, wykreowane sztucznie na potrzeby rynku. Ella traci rozum zrażając do siebie chłopaka, przestając wierzyć w to, co widzi. Szkoda, że kreatywność filmu nie idzie w parze z roztapiającymi się rzeźbami - animacja poklatkowa wygląda imponująco i mogłaby zastąpić fabularny szkielet, który płynie po powierzchni. Za łatwo odszyfrujemy efekt końcowy, gdzie bohaterka traktuje pracę za poważnie, jakby stanowiła sens naszych starań. ,,Stopmotion'' wypada najlepiej, gdy stosuje entropię i popada w obłęd wykraczający poza logikę zdarzeń prezentując odjechane, nadnaturalne sceny, ale to urywki, które grzęzną w klątwie nad-ambitnych rodzin. </span></p><p><span style="font-size: large;">Wielka Brytania, 2023, 93'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Robert Morgan, Sce. Robin King</span><span>, Robert Morgan, Zdj. Leo Hinstin, Muz. Lola de la Mata, prod. Blue Light, BFI</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Stella Gonet, Aisling Franciosi, Therica Wilson-Read, Tom York</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Debr5KI1QIU" width="320" youtube-src-id="Debr5KI1QIU"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-54410733906875522442024-03-10T18:23:00.007+01:002024-03-11T21:24:07.033+01:00Perfect Days - Wystudiowany kicz <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXztLf0nz9WnLQPm4twXZCzK4Dh7m3ZarslxVo8JhWmaAI4fCQhR03D59xqBF51gdjO6gF33E1uZAMAsqmizF5PkhnEWEePjlQI8hBATR7lW36tFnTws5pICSvMt2TsPrWMCmnJB3BAYLdoecpbY_Fv3rX7-46r6mbE-aQZ7Ov6wgcf0yIr2-ZYbIhmMGP/s1519/Perfect%20Daus.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1519" data-original-width="1000" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXztLf0nz9WnLQPm4twXZCzK4Dh7m3ZarslxVo8JhWmaAI4fCQhR03D59xqBF51gdjO6gF33E1uZAMAsqmizF5PkhnEWEePjlQI8hBATR7lW36tFnTws5pICSvMt2TsPrWMCmnJB3BAYLdoecpbY_Fv3rX7-46r6mbE-aQZ7Ov6wgcf0yIr2-ZYbIhmMGP/w422-h640/Perfect%20Daus.jpg" width="422" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Najnowsze dzieło Wima Wenders odcina się od spuścizny jego klasycznych filmów drogi czy ludzi na uboczu społecznego ładu. Traktując obcy kraj jako dziwactwo, które należy napiętnować fałszywym wizerunkiem. Niemiecki filmowiec nie zdaje sobie sprawy, jak powierzchownie zagląda do Japonii, gdzie miejscowy dozorca przypomina wyobrażenie o azjatyckiej kulturze. Jak Koreeda w ostatnich latach próbuje udawać Europejczyka, to teraz dostajemy odwrotną wersję przekrętu, gdyż to Europejczyk udaje Azjatę. Myśląc, że nie wyczuję jego mylnego wrażenia na temat państwa na Wschodzie. Japończycy, wbrew pozorom, to naród wygadanych kabotynów, którzy celebrują życie w barach popijając sake do przysmaków, rozmawiający na przyziemne tematy, co lubią jeść owoce morza czy świeże ryby. Gdzie piercing łączy się z napiętnowaniem społecznym, dziewczęta mają krzywe zęby dla urody. Tymczasem Wenders popłynął w nieznane, gdzie Japonia nie jest Japonią, a co najwyżej jego mętnym odbiciem przez pryzmat zachodniego Europejczyka. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Jest to problematyczny film od samego wstępu, gdyż podczas jazdy samochodem słyszymy piosenki w rytmie rocka, ale wykonawców zagranicznych. Gryzie się to z Azją Wschodnią, która słucha j-pop, wykonawców z anime, gdzie urządzają sobie koncerty karaoke. Gdzie stoiska z czasopismami czekają na konsumentów w samym centrum wydarzeń. Wenders nie chce opowiadać o Japonii - woli własne wyobrażenia, orientalizując coś, czego orientalizować się nie powinno. Marzenia o doskonałym, nienaruszonym kraju kwitnącej wiśni można włożyć między bajki, gdyż powszechnie panuje niezdrowa, chora kultura pracy, etatyzm oraz przerażająca liczba samobójstw. Jest to nieznośne doświadczenie, gdy reżyser wrzuca pierwsze lepsze skojarzenia o dalekim państwie, więc w telewizji lecą zapasy sumo z zawodnikami o przerażającej masie ciała, a to zobaczymy urywki z kortu baseballowego. ,,Perfect Days'' to synonim zgubnych rytuałów. </span></p><p><span style="font-size: large;">Nasz główny bohater serii odprawia codzienne przygotowania do pracy. Strzyże wąsa, myje zęby, zabiera napój z automatu, wsiada do auta słuchając muzyki o obcym natężeniu. Chce kontemplować rzeczywistość, jak jego poprzednicy: zaczynając od Jima Jarmuscha, po Lava Diaz, kończąc na Dżafarze Panahim. Tyle tylko, że to zanurzenie w rzeczywistości jest równie banalne, jak kino, które próbuje być misterium życia czy substancją naszej ucieczki od egzystencji. Nasz dozorca zajmujący się powierzchniami płaskimi, czyszcząc toalety czy kabiny publiczne, to niemowa, który rozsmakowuje się w szelestach liści, zatraca w powtarzalnych rytuałach, spogląda na drzewo i egzystuje gdzieś na poboczu, jak anomalia. Powiem szczerze - nie potrzebuję filmów o kontemplacji. Będę chciał nacieszyć oczy oraz duszę - wyjdę na spacer, spotkam się z dziewczyną, wskoczę na rower wyjeżdżając w nieznane, sięgnę po brudnopis, aby coś napisać. Naprawdę, nie potrzebuję rozwadniać się o medytacji w dwugodzinnym kinie, które snuje się w swojej wygładzonej linii. Gdzie dramaty ludzkie są spłaszczone, autor historii nieprawdziwy, a Wschód przekreślony na rzecz wydumanego odautorskiego komentarza. Wenders próbuje być poważny, ale nie wychodzi - staje się próżny i matowy snując się po wielkim mieście chwaląc poranki dla samej pochwały. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOXkUob8DQQcjEq6T1QfM1uSEnLAgjwqnRZxI7p2qGK_RfDnJIGjrOwNZW7wne87-BUKZGogHX5BRWKiL9KGn9MzHLadrs0Y2whL_FsPKPvq0IBNAo6NS08KxD7CnbbVGULLSBnImlu-y6dObOKMYlbmP4FFOjGPlS6xSQ1VLKlAEMaN5U1KJNvFAaQu-w/s680/Perfect%20Days%20film.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="680" height="424" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOXkUob8DQQcjEq6T1QfM1uSEnLAgjwqnRZxI7p2qGK_RfDnJIGjrOwNZW7wne87-BUKZGogHX5BRWKiL9KGn9MzHLadrs0Y2whL_FsPKPvq0IBNAo6NS08KxD7CnbbVGULLSBnImlu-y6dObOKMYlbmP4FFOjGPlS6xSQ1VLKlAEMaN5U1KJNvFAaQu-w/w640-h424/Perfect%20Days%20film.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Szkoda, że Wim Wenders, którego uwielbiam nie powraca do stałych motywów, gdzie jego wrażliwość na ludzi z marginesu społecznego działała i spełniała się w europejskiej tuszy. Jedna scena z ,,Niebo nad Berlinem'' ma w sobie więcej fantazji niż całe ,,Perfect Days''. ,,Aż na koniec świata'' jest z kolei poetycki, gatunkowy, to zaś jest jedynie kalką sztucznych prefabrykatów. Odklejony od japońskiej społeczności, tandetny, gdy próbuje zachwycać się pojedynczymi wieżami, wepchać widzowi drugie śniadanie na ławeczce, jakby to był przełom w odkrywaniu przyjemności. Jego styl to zmechanizowana pułapka mistyków, którzy chcieliby osiągnąć oświecenie poprzez tanie zabiegi artystyczne, które windują nieszczery dramat człowieczy w ściśnięte ramy powierzchownego miasta. Wyrachowany kicz jest do tego stopnia nieatrakcyjny, że podczas seansu wracałem myślami do prawdziwie japońskiego kina: poczynając od Kenji Mizoguchi'ego (polecam ,,Opowieści księżycowe'' czy ,,Opowieść o późnych chryzantemach''). Chcę zapomnieć o ,,Perfect Days'' i powrócić do Yasujiro Ozu, który pokazał Japonię taką, jaką jest - bez śmiesznych naleciałości Europejczyka, który błaźni się i pokazuje coś, co jest klasyczne dla białasów, którzy uwielbiają zachwycać się cudzymi krajami bez żadnego rozeznania.</span></p><p><span style="font-size: large;">Twórca stosuje manierę nie do zniesienia: powtarzając kadry, powtarzając zachwyty, gdzie mycie zębów jest podniesione do rangi sztuki, bo przecież to umiejętność ponadludzka! Jego repertuar to szorowanie luster, mycie sedesów, nagie ciała w sento (czyli w publicznych łaźniach). Szorstki, chropowaty styl kamery również przyprawia o zbędny rytuał, który rejestruje błahą codzienność, a naleciałości z Kammerspiel (czyli niemieckiego kina kameralnego) grzęźnie w epoce blichtru, sztuki pomylonej z nasączoną fikcją, która nie ma nic wspólnego z prawdziwym zachwytem nad światem, gdy fantazjujesz przy muzyce, siorbiesz przy obiedzie, naprawiasz własne auto, studiujesz ulubiony kierunek, a do tego komplementujesz dziewczynę, która ci się podoba. ,,Perfect days'', to sztuczny zachwyt nad czymś, co nie istnieje. </span></p><p><span style="font-size: large;">Japonia, Niemcy, 2023, 123'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Wim Wenders, Sce. Wim Wenders</span><span>, Takuma Takasaki, Zdj. Franz Lustig, Mon. Toni Froschhammer, prod. Master Mind/Wenders Images</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Tokio Emoto, Arisa Nakano, Koji Yakusho, Yumi Aso</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/G29Kts_I-BI" width="320" youtube-src-id="G29Kts_I-BI"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-76269502137157760532024-03-07T22:05:00.007+01:002024-03-08T18:19:44.203+01:00Trzy na jednego w mieszanym składzie #6<div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM6mQf0kpM6orHzHTpsTR6nnJrlu6tn2_3_0xecBn98oVH84VKzHSMU3i76SQscuFSkOMVf4G_ZG5qfLMFVteTQhjwxM4-IxbfApTLyLpij5pTmHRjat-0BgGidxQAHOgARbKCWKW6e9oTLBJzosihCcibTf-BcY1GQ0nvickwWEN1r8OMAj34mzNmsnN4/s1920/Indie%20horror.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM6mQf0kpM6orHzHTpsTR6nnJrlu6tn2_3_0xecBn98oVH84VKzHSMU3i76SQscuFSkOMVf4G_ZG5qfLMFVteTQhjwxM4-IxbfApTLyLpij5pTmHRjat-0BgGidxQAHOgARbKCWKW6e9oTLBJzosihCcibTf-BcY1GQ0nvickwWEN1r8OMAj34mzNmsnN4/w640-h360/Indie%20horror.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;">Kadr z ,,That Which Gave Chase''.</span></td></tr></tbody></table><span style="font-size: large;"><br /></span></div><span style="font-size: large;"> W przeciwieństwie do klasycznego trzy na jednego, gdzie wybieram filmy w kolejności - od najmniej udanego, do najbardziej angażującego seansu postanowiłem uzupełnić rubrykę związaną z działalnością pozostałej sztuki, z którą mam kontakt. To znaczy, co mam na myśli - filmy będą pojawiać się jako opcja trzeciorzędna, a pierwszeństwo otrzymują takie rzeczy, jak komiks, płyta muzyczna, kącik sportowy, malarstwo, książka czy seriale. Czyli to, co napędza mój umysł, ale nie jest związany z kinematografią (seriale nie traktuje jako dział kinematograficzny, wybaczcie). Z racji, że czytam sporo, kręcę się wokół innych tematów niż X muza - postanowiłem sobie, że zrobię oddzielny dział dla reszty artystów, żeby nie czuli się pokrzywdzeni.</span><a name='more'></a><p></p><p><b><i><u><span style="font-size: x-large;">The 100 girlfriends who really really love you</span></u></i></b></p><p><span style="font-size: large;">Pokręcone anime z komediowymi akcentami.<span face="system-ui, -apple-system, "Segoe UI", Roboto, "Helvetica Neue", "Noto Sans", "Liberation Sans", Arial, sans-serif, "Apple Color Emoji", "Segoe UI Emoji", "Segoe UI Symbol", "Noto Color Emoji"" style="background-color: white; color: #212529;"> </span>Gimnazjalista przez niepowodzenie w miłości odwiedza świątynię i modli się o lepszy start w liceum. Objawia się bóg kaplicy informując go, że będzie romansował do woli! Niegdyś odpychany - stanie się bożyszczem kobiet. Jest to frywolne, gdzie dziewczyny same proszą o randki czy pocałunki. To mężczyzna w haremie - oblegany przez ślicznotki. Z różnymi przywarami. Jedna jest Yandere, więc uwielbia eliminować konkurencję. Trudny w ocenie, bo jest frywolny, a sam nigdy nie marzyłem, aby otaczać się setką kobiet - zwariowałbym do reszty! Na plus - męski bohater, który uwodzi panienki, aż miło. </span></p><p><span style="font-size: large;">To rzadko spotykane w popkulturze, bo dominują samce typu B, którzy mają problem odezwać się do dziewczyny (nie zawsze, ale niestety często wypadają niezręcznie w kontaktach towarzyskich z paniami). Tutaj mamy odwrotny efekt - gość jest błyskotliwy, i każdą chętną dokooptuje do poliamorycznego związku. Jest to przesadzone, nierealistyczne i momentami wpadające w absurd. Brakowało mi jakiegoś bagażu emocjonalnego w tej historii. Panie same składają ołtarz mężczyźnie - biją się o niego, żądają więcej całusów i naturalnie, nie ma co wieszać psów, że nie jest to realistyczne, bo sama seria z założenia jest parodią związków. Pokrewne dusze pojawiają się w ilościach hurtowych. Dziewczyny odwalone na jedno kopyto - najczęściej z jedną charakterystyczną cechą, czego nie lubię, bo wolę dziewczyny bardziej skomplikowane charakterologicznie. One są za bardzo krzykliwe, narzucające się i do tego kawaii (słodkie), jak mleko, więc mdli, jak jadanie cukierków po obiedzie. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj23_Yh0gDWFITCJOzxMdFFcMF0QxSA-ZXI0z0uQ17I8K2wt2hhVNh6zYkZ6HTlnaorxTuxd6-VXKOP2ePxLVY1bltJlRygiB_guVPExq6PWfKnx6hpl1A7IY1UWlyPrHqwqzJ1mY0sUuFOibSvNdVUw2pST9B5O_VMb3xX5WG9dHsbZOgliKEpAE5RPRJL/s1024/100%20girldfriens.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="576" data-original-width="1024" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj23_Yh0gDWFITCJOzxMdFFcMF0QxSA-ZXI0z0uQ17I8K2wt2hhVNh6zYkZ6HTlnaorxTuxd6-VXKOP2ePxLVY1bltJlRygiB_guVPExq6PWfKnx6hpl1A7IY1UWlyPrHqwqzJ1mY0sUuFOibSvNdVUw2pST9B5O_VMb3xX5WG9dHsbZOgliKEpAE5RPRJL/w640-h360/100%20girldfriens.png" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Jest to seria rozrywkowa, więc ma swoje przezabawne inscenizacje, włącznie z pierwszym pocałunkiem, ale jako całość bywa konfudująca. Za dużo dziewcząt namieszałoby w głowach mężczyznom, więc nie popieram brykania z kilkoma paniami na raz. Sprawdza się nieźle w pojedynczych epizodach, ale jako całość niekoniecznie (wręcz nieskutecznie). Zbyt przesadnie kapryśny. Przede wszystkim nie lubię bohaterek, więc sama atrakcja, gdzie mężczyzna otacza się wianuszkiem kobiet stała się szybko męczącą grą w trójkącik, potem w czterokącik. No, absolutnie wyrwane z kosmosu. Z tego, co wiem - pojawi się drugi sezon, ale nie mam ochoty do tego wracać. Za bardzo odpychające, dziewczyny mało interesujące, a sama oprawa graficzna jest jaskrawa, więc oczy bolą od patrzenia. Czy polecam? No, nie wiem. Za bardzo to odjechane, i mało romantyczne? Lepiej zajrzeć do ,,Czarne chmury w moim sercu'', które ostatnio opisywałem na blogu. </span></p><p><span style="font-size: large;">Japonia, 2023, 12 epizodów (1 sezon)</span></p><p><span style="font-size: large;">Studio: Bibury Animation Studios </span></p><p><span style="font-size: large;">Reżyser: Hikaru Satou</span></p><p><span style="font-size: large;">Scenariusz: Takashi Aoshima </span></p><p><span style="font-size: large;"><br /></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><u><i>Złoty ptak</i></u></b></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><u></u></b></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: x-large;"><b><u><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmwLo9x-QLjZfwbdmsbNyfPh_h9p5UnXe-AvOV76_0WYVB0aLfW5ufxP4F-X3R_i6IiUmOA94MwVaeskKWHJV_BCN9nq3SJ2bMIrI3vZGrWKzs6OiJWVog-yHwn44DomZHMNu-7QTktKocjpptOAyv1ABPDO0DbWAiF76OpftXFj6EstRwbVYoCAJzdGG0/s896/aranmader.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="504" data-original-width="896" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmwLo9x-QLjZfwbdmsbNyfPh_h9p5UnXe-AvOV76_0WYVB0aLfW5ufxP4F-X3R_i6IiUmOA94MwVaeskKWHJV_BCN9nq3SJ2bMIrI3vZGrWKzs6OiJWVog-yHwn44DomZHMNu-7QTktKocjpptOAyv1ABPDO0DbWAiF76OpftXFj6EstRwbVYoCAJzdGG0/w640-h360/aranmader.jpg" width="640" /></a></u></b></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: x-large;"><b><u><br /></u></b></span></div><p></p><p><span style="font-size: large;">Krótkometrażowa animacja na podstawie wiersza Jánosa Pilinszky'ego. Imponująca głównie pod względem formalnym w późnogotyckim sosie. Bogata oprawa graficzna nosi tę przygodę na barkach, gdyż dostajemy fantazyjną przygodę młodego pasterza, który marzy o czymś więcej niż egzystencja wśród traw czy owiec. Drzewa podpowiadają, aby ruszył w drogę - kroczy od chwały do chwały. Mierzy się ze smokiem, spotyka złotego ptaka oraz szkarłatną damę o różanych licach. Fabularnie, to zbitek scen. Skakanie między abstrakcjami z wiersza, a górnolotnymi spotkaniami z rycerzami czy ziejącym smokiem, któremu odpada głowa po cięciu mieczem. Ładne, kolorowe, w renesansowych kształtach, freskowe i z wyczuciem obrazu. Barwne, jak pióropusze Indian, więc zachwyca spojówki. Przyjemne, krótkie, dla fanów starych, zapomnianych animacji, jak znalazł. </span></p><p><span style="font-size: large;">Węgry, 1987, 14'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. </span></span><span style="font-size: large;">Dóra Keresztes, István Orosz,</span><span style="font-size: large;"><span> Sce. </span></span><span style="font-size: large;">Dóra Keresztes, István Orosz</span><span style="font-size: large;">, </span><span style="font-size: large;">János Pilinszky, </span><span><span style="font-size: large;">Zdj.</span></span> <span style="font-size: large;">Zoltán Bacsó</span><span><span style="font-size: large;">, Muz. </span></span><span style="font-size: large;">Tamás Kobzos Kiss, Miquèu Montanaro</span><span><span style="font-size: large;">, prod. </span></span><span style="font-size: large;">MAFILM Pannónia Filmstúdió</span><span style="font-size: large;">,</span><span style="font-size: x-large;"> </span><span style="font-size: large;">wyst.:</span><span style="font-size: large;"> László Vándorffy (głos - narrator)</span></p><p><span style="font-size: large;"><br /></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>That which gave chase</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Indie horror na dobre półtorej godziny zabawy. Pozwalające na samowolną interpretację, której nie będę podejmował się z należytą czcią, gdyż wolałbym napisać o tym oddzielny artykuł. Skupmy się na celu. Jesteśmy na arktycznej ziemi, na ekspedycji. Wraz z psim zaprzęgiem pędzimy przez zmieniający się cykl dnia i nocy, towarzyszy nam ktoś, kto traci kontakt z rzeczywistością (podejrzewamy zaburzenia psychiczne). Szalona przeprawa przez martwy świat, gdzie śnieg chrupie pod nogami, psy ciągną nas wprzód do wskazówek, które do niczego nie prowadzą. W okolicy grasuje zwierzyna, do której będziemy mierzyć z broni palnej. Dominuje monochromatyczny krater - biel, aż w oczy kuje. Izolacja od świata, niezrównoważony kolega w saniach, urywająca się świadomość, co może pójść nie tak? Absolutnie wszystko. To dziwny, psychodeliczny tytuł niewyjaśniający kilka aspektów wewnątrz-fabularnych. Równie pokraczny, przyprawiający o abstrakcję, jak ostatnio ogrywany rosyjski ,,Neyasnoe'', gdzie błąkałem się wśród bloków i klubów dyskotekowych. Podobny kaliber enigmatycznej atmosfery, gdzie podróż waha się między prozą Lovecrafta (,,W górach szaleństwa''), a wymarłym miasteczkiem Silent Hill. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhecbv8FK0FjoTRGblLyc7pIlOjhjgo5AW29cOoo5-XCweI7mcMR_o4pIoE4lmpfxMtkFFOQCm_RT7kFn6ClissIESQGFq4Whw5sn2WWeiEMd7BztaOZ4Jo8vEF7uz5N_4_GHUkpIP6IZveJoca-B_A2q8eZumnJx60jT2bEN2nHZ8mmhXxX_KGdgxKED3j/s1024/That%20Which%20gave%20chase.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="662" data-original-width="1024" height="414" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhecbv8FK0FjoTRGblLyc7pIlOjhjgo5AW29cOoo5-XCweI7mcMR_o4pIoE4lmpfxMtkFFOQCm_RT7kFn6ClissIESQGFq4Whw5sn2WWeiEMd7BztaOZ4Jo8vEF7uz5N_4_GHUkpIP6IZveJoca-B_A2q8eZumnJx60jT2bEN2nHZ8mmhXxX_KGdgxKED3j/w640-h414/That%20Which%20gave%20chase.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Samotna wyprawa z dziwacznym jegomościem i sympatycznymi pieskami (które można pogłaskać!), to jakaś pstrokata wizja granicznego wyczerpania, bezlitosnego łamania ludzkich nerwów oraz bezgraniczny śnieg zasłaniający horyzont zdarzeń. Głównie sterujemy postacią, która ma lejce, co to pogania pieski pędząc po bezdrożach oślepiającego puchu, polując na zwierzynę, oglądając tajemnicze światła w nocy czy przeprowadzając ezoteryczne gadki z pokręconym towarzyszem. Retrospekcje mieszają się z czasem teraźniejszym, więc trzeba mieć się na baczności, bo zgubimy się w fabule, która nie jest jakoś specjalnie rozbudowana, ale prowokuje do samodzielnej analizy. Złowieszcze tony w tle, dzikie jelenie, lód i senna narracja owiana mgłą niewiedzy - tak w skrócie mógłbym podsumować tę niezależną produkcję, która jest przyjemna, w sam raz, gdy domownicy śpią, jak zabici, a my ruszamy na daleką północ, aby zmierzyć się z niewzruszoną, martwą planetą. Nadprzyrodzone efekty są imponujące, a sama opowieść w atmosferze skutego lodu sprawia, że nie odejdziemy od komputera, dopóki nie ujrzymy zakończenia. </span></p><p><span style="font-size: large;">Norwegia, 2023</span></p><span style="font-size: large;">Producent oraz wydawca: Aslak Karlsen Hauglid</span><div><span style="font-size: large;"><br /></span></div><div><span style="font-size: large;"><a href="https://aslakkh.itch.io/that-which-gave-chase">Opinie są znakomite, więc wszyscy polecają!</a><br /></span></div>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-81256138341990204162024-03-06T23:08:00.004+01:002024-03-06T23:20:28.807+01:00Za ścianą - Wybrakowani <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOQS3fWN49rZ7oBManSqcAnr9Lq2vSnkxGyFrwtQ11sBPRxBtB4jwLDuu5QaGsU5yZ6z78uFioCIBnAp3FpbFlSw_a2SR6rFPnQ-cfTxmlEexmeGnJ6BKr-Uk25qGj2lULOuyoRSRgkCrMCYAV3q5jGl85c2yg2r0pS6ghrG6MyQViCvJ2MvBrJa6KxERC/s427/Za%20%C5%9Bcian%C4%85.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="427" data-original-width="300" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOQS3fWN49rZ7oBManSqcAnr9Lq2vSnkxGyFrwtQ11sBPRxBtB4jwLDuu5QaGsU5yZ6z78uFioCIBnAp3FpbFlSw_a2SR6rFPnQ-cfTxmlEexmeGnJ6BKr-Uk25qGj2lULOuyoRSRgkCrMCYAV3q5jGl85c2yg2r0pS6ghrG6MyQViCvJ2MvBrJa6KxERC/w450-h640/Za%20%C5%9Bcian%C4%85.jpg" width="450" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Wczesna praca Zanussiego ma coś z ,,Krótkiego filmu o miłości'' - dar przekazywania subtelnych, nieskazitelnych emocji, wyczucie rytmu oraz temat upichcony z wydelikaconą przyprawą oraz bez szantażujących scen, do których prowadzą nie jedni filmowcy po latach 90. Znamy pułapki kina obyczajowego - ślepe targanie namiętnościami, niepotrzebny pośpiech i próba udokumentowania nieprawdziwych rezonansów, które nie oddziałują na widownię. ,,Za ścianą'' robi coś pozornie z niczego. Ot, jeszcze jedna opowieść o ludziach, którzy nie wiele się różnią, a jednakowo oddziela ich tysiące mil w postrzeganiu świata. Ona niezdarna, samotna mieszkanka szukająca szczęścia w nowej pracy. Z nieudaną karierą naukową zabiegająca o męskie zainteresowanie. On pragmatyczny, skupiony na celu, nie musi przejmować się tym, co dzieje się wokół niego.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Jan to pracoholik. Młody, zdolny adiutant chemii, gdzie lada moment awansuje i wskoczy w buty profesorskie. Przed wyjazdem natrafia na Annę - mieszka w tym samym bloku, ale nic o sobie nie wiedzą. Anna przypomina, że poznali się na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej, lecz Jan potrzebuje chwili, aby odnaleźć wspomnienie. W pracy rutyna, ale nabywający doświadczenie. Jacyś panowie z Lyonu mają zebrać się w placówce, więc szuka ochotnika, aby przedstawił im otoczenie. Sekretarka w niestosownym czasie informuje mężczyznę, że ma ważny telefon, przez który nastąpią kłopoty. Gdyż będzie musiał poinformować Annę, co to ubiega się o stanowisko w Instytucie jako biolog, że nie ma szans na przyjęcie. To drugie spotkanie w ciągu dnia ustanawiające poziom napięcia pomiędzy niezdecydowaną, znerwicowaną kobietą w okularach, a stanowczym panem z ułożoną przyszłością. Ich krępujące rozmowy rozpoczynają się niewinnie, ale stanowią preludium do dramatu. </span></p><p><span style="font-size: large;">Po przykrej odmowie Anna wypatruje za oknem docenta, aby zaprosić go na filiżankę herbaty i ukrócić samotną krzątaninę pośród walących się czasopism, muzyki Beethovena czy malowideł na ścianach. Hobbystycznie maluje podrabiając dzieła van Gogha. Spotykają się na klatce schodowej, poprosi Jana, żeby sprawdził jej prace doktorskie, aby dowiedzieć się, jaką ma opinię. To tylko pretekst, niechcące wtargnięcie do cudzego życia, bo kobieta szuka oparcia, wsparcia psychologicznego, jakiegoś poczucia sensu w codziennych obowiązkach. Jej nieśmiałość wypada uroczo, chociaż widać, że jest spięta i nie miała bliskich kontaktów z mężczyznami. Raczej sprawia wrażenie dziewczyny wycofanej, która czuje się przegrana, bo nie osiągnęła żadnego sukcesu, jak pan przystojny przyszły profesor. Niby siedzimy na krzesełkach obok aktorów i obserwujemy poczynania w czterech ścianach, ale trzyma w niepewności, w panicznych gestach storpedowanej Anny, która co krok wymyśla temat zastępczy, aby zatrzymać pana w domu. Oboje czują się niekomfortowo, ale nikt nie jest w stanie przyznać się do zamieszania.</span></p><p><span style="font-size: large;">Dyskutują uprzejmie, Jan wyciszony, spokojny nie zwraca uwagi na krępujące ruchy kobiece, która błąka się po mieszkaniu, aby coś przedstawić, zainteresować faceta, aby przedwcześnie nie wyszedł za próg. Niemal desperacko szuka kontaktu z drugim człowiekiem. Wyczerpana nerwowo. Widać, że ma bóle głowy, bo łapie się za czoło, spaceruje po pokoju w zadumie. Jej niespokojna dusza, jakby wzywała do uwagi. Trzeba przyznać, że aktorzy sumiennie wykonują plan, aby przedstawić teatr odmiennych pozycji. On zdystansowany, momentami zniesmaczony, jakby zażenowany, pozostaje odporny na ciche, pojedyncze zaloty. Ona wystraszona, nieusystematyzowana, wiecznie bałagani i przynosi kłopoty gościu - przekomiczna scena z przepalonym bezpiecznikiem. </span></p><p><span style="font-size: large;">Widać, że lokatorzy mieszkają w jednej wspólnocie, ale za grosz w nich porozumiewawczej komunikacji. Anna dużo wie o sąsiedzie - pamięta, jakiej słucha muzyki, iż siedzi po nocach, bo Jan uwielbia pracować. Jest pochłonięty własnymi sprawami, do tego stopnia, że nie widzi, jak kobieta próbuje nawiązać z nim przyjaźń czy relację romantyczną, co prawda, niesprawdzonymi sposobami, ale jednak. Bałaganiarskie nieuporządkowanie przyczynia się do tego, że Anna wychodzi na niezaradną piękność. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKmaA7cw_miF34rdVLRc7eFkFrUfsYl-Va5D23yQgtIBNhEF5agbf4y7pd0aI6fL-WV46rSm1BpS6ReCB4MisLzZh-4_pxJhQF3wjN5iWG6_CNrVRoDjAfLrwgzBX7h7mnvh5DUAYK3EKhocpDC3NQVGJ74BYPq1yW1dx28tY2z3oLaZpTvb5qnDDR8asU/s800/Zanussi.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="800" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKmaA7cw_miF34rdVLRc7eFkFrUfsYl-Va5D23yQgtIBNhEF5agbf4y7pd0aI6fL-WV46rSm1BpS6ReCB4MisLzZh-4_pxJhQF3wjN5iWG6_CNrVRoDjAfLrwgzBX7h7mnvh5DUAYK3EKhocpDC3NQVGJ74BYPq1yW1dx28tY2z3oLaZpTvb5qnDDR8asU/w640-h640/Zanussi.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Jan nie stara się zwracać na to uwagi, bo on myślami jest przy biurku, w domu - przyzwyczajony do samotności raczej nie zamierza niczego zmieniać. To stateczny mężczyzna, który grzecznie odpowiada na pytania i próbuje zachęcić Annę, aby odpoczęła, uspokoiła się i znalazła sobie nowy cel w życiu. Emocje wygrane są na wyrachowanych ruchach aktorów, którzy odnajdują się w przeciwległej naturze do słuchacza. Maja Komorowska niestarannie dotyka twarzy, wygląda na zakłopotaną oraz niezdecydowaną, która wiecznie przeprasza za zachowanie. Zbigniew Zapasiewicz jest gładki, wystudiowany, i trwa w swojej roli pewnego siebie mężczyzny, który nie wie, co robi w tym mieszkaniu z nieznajomą. Mimo oporności czuć w nim wdzięk oraz smukłe ciepło naukowca, który jest ciekawy świata. Spotykają się w czterech ścianach dwie osobistości, które są całkowicie sprzeczne. On ma światły umysł, nie potrzebuje niczego zmieniać, to realista bez marzycielskich zapędów. Ona rozdygotana, pewnie przewrażliwiona, niepewna w kontaktach towarzyskich. Jej życie osobiste to wewnętrzny stan pokoju - wieczny bałagan. </span></p><p><span style="font-size: large;">Zanussi ładnie prowadzi to kameralne kino, bo skupia się na twarzach, odsłania nagie emocje, pozwala wyrażać się aktorom w prostych ruchach, które oddziałują intensywnie. Mogłoby się wydawać, że będzie teatralnie, jak w filmach Bergmana, ale nic bardziej mylnego - jest żywo, naturalnie, nie czuć, że jesteśmy uczestnikami teatru telewizji. Jesteśmy w ciasnym pomieszczeniu, więc klaustrofobicznie przemieszczamy się w zbliżeniach na dwoje ekstremalnych jednostek, gdzie opanowanie konkuruje z pomieszaniem. Śmiałość z delikatną naturą wrażliwej kobiety. Prowadzi to do zaskakującego finału, który możemy rozwinąć na dwa sposoby, w zależności czy jesteśmy optymistami, czy pesymistami. Uwierzyć w samobójczą misję Anny, która próbuje się zabić po nieudanej schadzce, albo uznać jej przypadek za dziecięcy wypadek lub kaprys. Przez cały seans podskórnie wyczuwamy tragedię, bo nie znajdują recepty na porozumienie, mimo że są bliżej niż dalej - wystarczy przejść się korytarzem, aby zapukać do drzwi docenta. Anna szuka pokracznie oparcia, miłosnego wyznania. Jej drastyczna, popędliwa, wewnętrzna potrzeba, aby zaznać kontaktu ludzkiego jest odczuwalna, bo emocje buzują od środka - nie musimy spoglądać na kadr, bo słychać to w głosie. </span></p><p><span style="font-size: large;">Mimo niedługiego metrażu, bo to zaledwie godzinka pokazu otrzymałem coś wstrząsającego, i namacalnie czystego, bo wywołuje sprzeczne emocje. Niewinna zaczepka, aby Jan zaczął zauważać Annę jest niemal szczenięca - przechodzi krótką drogę. Od małego dialogu, po wspólne spotkanie w salonie przy akompaniamencie adapteru. Kończąc na tragedii, prawie przypominającej przepiękne sceny z ,,Krótkiego filmu o miłości''. Ma dwójkę świetnych aktorów, przyciemnione oświetlenie, ostre czarno-białe zdjęcia, które mrożą czas w kadrze, a za oknem melancholijny klimat miasta. Ma się poczucie, że wczesny Zanussi wiedział, jak robić dobrą robotę. </span></p><p><span style="font-size: large;">Polska, 1971, 56'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Krzysztof Zanussi, Sce. Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski</span><span>, Zdj. Jan Hesse, Mon. Urszula Śliwińska, prod. Studio Filmowe Tor</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Jan Kreczmar, Zbigniew Zapasiewicz, Maja Komorowska, Eugenia Herman</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/BglxTnlrglI" width="320" youtube-src-id="BglxTnlrglI"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-84470143487764516072024-03-05T19:26:00.007+01:002024-03-05T20:40:11.405+01:00About him & her - Spotkaj się ze mną <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw37J4UKTHfUAa3QflF7BSqyEGB679NFLI04Pilm5_e3qCKivgTKhf_oeaJX1lQa-eyU_SSkYcbXYXj4PsAGtp0X5QqKFwmgBXn6JpG8BL_6zsmYsohIdM-aHh5cgl8Yw6dwsPsvTRtWn1pbRAqrAAsgB4bzWw5VZr_2L6O2GVQyIWwY-mWgl8mIfsFFhv/s750/O%20nim%20i%20o%20niej.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="499" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw37J4UKTHfUAa3QflF7BSqyEGB679NFLI04Pilm5_e3qCKivgTKhf_oeaJX1lQa-eyU_SSkYcbXYXj4PsAGtp0X5QqKFwmgBXn6JpG8BL_6zsmYsohIdM-aHh5cgl8Yw6dwsPsvTRtWn1pbRAqrAAsgB4bzWw5VZr_2L6O2GVQyIWwY-mWgl8mIfsFFhv/w426-h640/O%20nim%20i%20o%20niej.jpg" width="426" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Styl, elegancja i seksowność - trzy cechy, które opisują niezależny projekt stając się klasykiem romantycznym ostatnich lat. Śmiałość, z jaką artysta opowiada o rodzącym się uczuciu sprawia, że opadają zatwardziałe twarze, miękną kolana, rozpływają się języki, a ludzki dotyk jest na wagę skarbca. Emocjonalne przywiązanie do bohaterów z ekranu, na których nam zależy, to pierwszy krok do sukcesu. Zatraceni romantycy znajdą w ,,O niej i o nim'' zbiór subtelnych taktów, jak płatki róży na łożu, kojący dotyk kochanka, zapach drugiej osoby, nieśmiały pocałunek i przyjemność w obcowaniu z pokrewną duszą odsłaniając to, co ledwie widzialne.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Poznajcie dwójkę nieznajomych. On mieszka w Chicago - pasjonat malarstwa, ceni sobie pisarstwo oraz filmowość. Ona pochodzi z Michigan - odnajdująca rozkosz w muzyce. Łączą się na linii telefonicznej, całkowicie przypadkiem czy bez ostrzeżenia. Gdyż mężczyzna chciał dodzwonić się do firmy komunikacyjnej, a ona do terapeuty. Los sprawi, że niewinny kontakt rozpali ich zmysły. Codzienne rozmowy przez słuchawkę zadecydują o relacji, która pchnie w sidła bezbronnej miłości. Zbieg okoliczności decyduje o znalezieniu dobrego słuchacza. Twórca za kamerą robi coś fenomenalnie prostego - nie pozwala nam oglądać twarzy dwoje postaci. To trafne posunięcie, bo możemy skupiać się na głosie, jakbyśmy byli realnym zakłóceniem, który wisi na linii oraz wysłuchuje dwoje przyjaciół. Namacalnie sączy kształtną, psychologiczną więź, gdzie intymność głosowa rozkochuje w sobie widza. Pani z Michigan ma przepiękny, zniewalający uśmiech, w którym mógłbym się zakochać. Operator centralizuje jej usta, więc pozwala zadowalać się blaskiem kręconych włosów podczas rozmowy, jak słodko brzmi w słuchawce. </span></p><p><span style="font-size: large;">Niewiarygodny telefon do nieznajomej przepełnia rozczulającymi słowami. Oddychają cudzym towarzystwem nie widząc drugiej osoby. Kiedy on maluje coś na ścianie, albo pali papierosa wspólnie dowcipkuje z promienistą kobietą, która nakręca palcem kabel na telefonie stacjonarnym. Jej zmysłowe ruchy nakreślają portret kruchego ciała, kwiecistej delikatności oraz ciepła. Podkręca atrakcyjność poprzez krótkie urywki śmiechu, gdzie facet opowiada o swojej niezależności, o problemach finansowych wynikających z jego artystycznego trybu życia. Ona zaś stopniowo wyżala się z osobistych rozterek. Dopytują się, czy mają partnerów. W intymnej scenie, gdy siedzą odwróceni plecami w kadrze z telefonami przy uchu. Łączą się w pozamaterialnej interakcji, budując osobisty wszechświat pozbawiając relację sztucznych reakcji, gdzie z twórczą swobodą tworzą parę nie będąc w związku.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpw6tukITzJqblV3PcmnchCauPq5cn4A98NWsY8IAvB4xymsV8eLy7mW9-Tahjmxywy608Y-hfVq4C9WxesQnCV4mw1eCXV4eZH-8s0Ti2IaNfYeOJkSJsGKmth4bb01ns2qxXtXw7ahhX1FHJQvoLcxDkSv9yiswJFcLg8hLyhJELhlEmD2XLTdLR3MPs/s2880/romantyczny.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1206" data-original-width="2880" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpw6tukITzJqblV3PcmnchCauPq5cn4A98NWsY8IAvB4xymsV8eLy7mW9-Tahjmxywy608Y-hfVq4C9WxesQnCV4mw1eCXV4eZH-8s0Ti2IaNfYeOJkSJsGKmth4bb01ns2qxXtXw7ahhX1FHJQvoLcxDkSv9yiswJFcLg8hLyhJELhlEmD2XLTdLR3MPs/w640-h268/romantyczny.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Pasjonaci na ekranie kreują niewidzialny romans, w których krótkie migawki na dłonie czy odsłonięte zęby zaznaczają komfort słuchacza, gdzie kamera rejestruje odwróconych aktorów, aby stopniowo odkrywać ich ciała spekulując o uczuciowej dywersyfikacji. Szczera konfrontacja przez telefon buduje wzajemną fascynację, która prowadzi do szalonego spotkania, gdzie postanawiają zamknąć oczy, aby nie spoglądać w widzianego słuchacza. Ich fascynujące spotkanie, to splot biegłych dłoni, czułe rysowanie na przedramieniu ukochanego, gdzie smak drugiego ciała czuć w powietrzu, a opuszki palców mogą zaznać ukojenia w ramionach nieznajomej. Rumieńce na twarzy, lekki uśmiech w kąciku ust i wtapiające się dłonie powodują, że nie muszą otwierać oczu. Gra wyobraźni pozwala na niewinny dotyk, który scala bezbronne uczucie bądź zawroty serca. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jego romantyczny, ciepły ton podkreśla oświetlenie - jasne barwy, lekko przygaszone, jak na randce w ciemno, windując intymność w kruchych, cichych scenach, gdzie mały pocałunek rozpromienia serce kobiety. Zewnętrzna część dłoni styka się z relaksującym ciałem, a biesiada przy stole powoduje podkręcony ubaw, gdy na oślep próbują wrzucić sobie do dziubków owoc. Ekscytację wzmaga piorunująca muzyka oraz nagrania, które budują tę relację z drobnych, przemijających chwil. Ocieplając dar kochanków, którzy kochają się bez widzenia czy bez rozcieńczających, kwaśnych słów. Marzenie zobaczenia drugiej osoby, to kręta, niepewna ścieżka. Przez pierwsze pół godziny słuchamy nieznajomych poprzez słuchawkę w ciemnych dekoracjach, gdzie ona odsłania swój czarowny, rozkoszny uśmiech, a on pierwszy potrafi wyżalić się ze zrozumieniem płci przeciwnej. Nie pogania do spotkania, bo sama rozmowa oraz poczucie, że ktoś wsłuchuje się przez słuchawkę w nasz szmer serca otwiera możliwości uczestniczenia poza materialną strefą kochania.</span></p><p><span style="font-size: large;">Gdy postanowią się zobaczyć - wcale nie odsłaniają twarzy, jak robili do tej pory. Kierują się instynktem, delikatnymi ruchami dłoni, wyczuciem, węchem, kołysząc się w rytm zmysłowej pikanterii. Rozpalają w sobie erosa, który nie potrzebuje niczego widzialnego. Taniec zmysłowej wyobraźni zastępuje rzeczywistość, a komfort, zaufanie wypada spontanicznie, gdzie przyciśnięcie ukochanej do biodra powoduje większe bicie serca niż proste spojrzenie z ukosa. Czułe słówka zastępują walory powierzchownej rzeczywistości zewnętrznej, a kreślenie palcem po udzie sprawia nie milszą satysfakcję niż ukradkowe, wilgotne całusy. Romantyczne tour de france po bliskości, gdzie napawamy się smakiem ciał, ustami o wiśniowej konsystencji, milczącymi palcami, które wędrują po zakamarkach odsłaniającej się dociekliwości. Jego subtelna iskierka, wycieniowany humor, oraz romans bez wulgarnej inscenizacji sprawia, że jest to pozycja obowiązkowa dla romantyków, którzy nie przestali kochać wewnętrznym kompasem.</span></p><p> <span style="font-size: large;">USA, 2023, 97'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Ice Mrozek, Sce. Independence Hall, Ice Mrozek</span><span>, Zdj. Charlie Cole, Muz. Brian Ralston, prod. Anam Cara Films</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Callan McAuliffe, Cristina Spruell, Sadie Brook</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/wxuyh3mqhS8" width="320" youtube-src-id="wxuyh3mqhS8"></iframe></div><br /><p><br /></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-37993016235978245682024-03-03T16:29:00.000+01:002024-03-03T16:29:01.167+01:00Piątka ulubieńców: Pięciu piłkarzy, których kocha wielu, lecz nie rozumiem fenomenu <p><span style="font-size: large;"> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjApw979kODxuXGuZlDz5OaJ61iHIuw1B85wj5WdaTBEarVi3pUsQlOP4s0-KOhW9kfkKgCGhdtPG8WkRvOv1ayKyZ7jjjZaTGaJ6ruxnuczMZNnKNJV4y6FkhoYEGVjgAYCI-7QS3oUZMDhyzPyDb9oZTDyuiXjnskgZ_BawTGQa6My7MfxJZLRi7pI5hv/s760/Messi.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="507" data-original-width="760" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjApw979kODxuXGuZlDz5OaJ61iHIuw1B85wj5WdaTBEarVi3pUsQlOP4s0-KOhW9kfkKgCGhdtPG8WkRvOv1ayKyZ7jjjZaTGaJ6ruxnuczMZNnKNJV4y6FkhoYEGVjgAYCI-7QS3oUZMDhyzPyDb9oZTDyuiXjnskgZ_BawTGQa6My7MfxJZLRi7pI5hv/w640-h426/Messi.jpeg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;">Przyznać się, kto nie lubi Messiego! </span></td></tr></tbody></table></span></p><p><span style="font-size: large;">To będzie dobry odcinek, bo postanowiłem utrzeć nosa, co niektórym grajkom w kopanego. Lista osobista, subiektywna, bo równie dobrze mogłem wrzucić na listę kilka innych nazwisk, jak Michael Ballack, Samir Nasri, Diego Costa, którzy są nieznośni do oglądania. Dobrze, że rzadziej oglądam piłkę, bo obawiam się, że poleciałyby głowy wielu piłkarzy. Na liście mogą pojawiać się osoby, które zakończyły karierę (przestrzegam). Także, zapraszam na krótką przejażdżkę, gdzie nie biorę jeńców. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: x-large;">1. <b><u><i>Kylian Mbappe</i></u></b> </span></p><p><span style="font-size: large;">Pretensjonalny dzieciak żyjący za katarskie pieniądze. Roszczeniowy smarkacz, który myśli, że jest większy niż klub. Jego zachowania wahają się między operą mydlaną, a przesadnym ego. Jeden z tych typów, którzy chcą mieć wszystko pod kontrolą - stawiający się w centrum wydarzeń. Co z tego, że ma umiejętności, jak działa na nerwy, obnosi się ze swoją rolą, jak napuszony samiec alfa. Kuriozalny portret sportowca, który wyrasta ponad francuską politykę. W Real Madryt zdania są podzielone, czy na pewno chcą tykającą bombę w składzie. Nielubiany grajek, który chce być na szczycie miliarderów, i w ogłupiającym blasku fleszy. </span></p><p><span style="font-size: x-large;">2. <b><i><u>Cristiano Ronaldo</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Jeden z najbardziej irytujących piłkarzy XXI wieku. Płaczek, symulant, primadonna. Wiecznie obrażona, wiecznie stawiający się w roli nieomylnego lidera. Który niejednokrotnie czuł się obrażony, bo ktoś miał czelność wyjaśnić go w sposób bezpośredni. Wiecie, kto był lepszy od Ronaldo? Oj, wielu. George Weah, Gabriel Batistuta czy Adriano (w swoim prime). Wolałem obserwować Daniele De Rossi w Romie, Andrea Pirlo w Juventusie bądź Pablo Aimara w Valencii. Oni wszyscy byli ciekawszymi zawodnikami. Zadufany w sobie grajek, który ma równie zadufanych w sobie kibiców czy fanów. Nie rozumiem fenomenu, który rozrósł się do skali światowej. </span></p><p><span style="font-size: x-large;">3. <b><i><u>Neymar</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Brazylijska panienka. O fałszywym uśmiechu (zero porównania z pięknie uśmiechniętym Ronaldinho). Gwiazdeczka za dychę. Strojący fochy, cwaniaczek o śladowej inteligencji, za każdym razem nóż w kieszeni się otwiera, jak widzę go na ekranie. Nieznośny egotyk, o kruchej psychice, do tego marny imprezowicz i wiecznie niezadowolony typ w szatni, który czuł się, jakby miał koronę na głowie. Niebłyskotliwy smęt w wywiadach, który chciałby być lepszy od wszystkich. Frustrujący zawodnik o małym rozumku. </span></p><p><span style="font-size: x-large;">4. <b><i><u>Sergio Ramos</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Cyniczny głuptas. Mistrz zbierania czerwonych kartek, głupich fauli spod przedszkola. Niebezpieczny, agresywny cham boiskowy. Zaczepiający innych bez powodu. Mistrz przestrzelonych karnych i brutalnego traktowania innych. Męczący zawodnik rozpychający się łokciami jak prymitywny wrestler. Obok Marco Materazzi najbardziej irytujący obrońca XXI wieku. Wkurzający swoimi tanimi zagrywkami, siłowymi kuksańcami, zaczepianiem rywali, gdzie podkłada nogi innym jak jakiś nienormalny troglodyta. Niereformowalny pajac, który pomylił piłkę nożną z zapasami. </span></p><p><span style="font-size: x-large;">5. <b><i><u>Gerard Pique</u></i></b> </span></p><p><span style="font-size: large;">Nadęty bufon z Barcelony. Non stop wrzucał Tweety na Real Madryt - śmieszny typek, który inteligencją nigdy nie błyszczał. Fałszywy mąż, odklejony piłkarzyna, który problemy dostrzegał w innych, zamiast w sobie. Jego wywiady to parodia w parodii. Obrzydliwy człowiek, a na boisku miewał cudaczne zagrania. Ignorant, który nikogo nie traktował poważnie.</span></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-26650167055795487282024-03-01T20:10:00.012+01:002024-03-01T20:30:22.204+01:00Walka z cieniem - Wstawaj i walcz<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaPQk136Qw6jUd-j6RBoGp4BaLJfWGLGI7ru5-FR1GXk1m7QjXfemHQ5uStrwe4YzjZMJc4GOrB0M0_4JmwPeVF2fGIDgvJbf7pjyzGGURRYYGZkzz1ILoxa7ZP232dUS1_Osg-AXDdj4uDCaLTOz-_gH9J1E-Nvrq346QSp2p9OQAURknWFBaKRkg9vSZ/s706/Zhang%20Bei.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="706" data-original-width="500" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaPQk136Qw6jUd-j6RBoGp4BaLJfWGLGI7ru5-FR1GXk1m7QjXfemHQ5uStrwe4YzjZMJc4GOrB0M0_4JmwPeVF2fGIDgvJbf7pjyzGGURRYYGZkzz1ILoxa7ZP232dUS1_Osg-AXDdj4uDCaLTOz-_gH9J1E-Nvrq346QSp2p9OQAURknWFBaKRkg9vSZ/w454-h640/Zhang%20Bei.jpg" width="454" /></a></div><br /><p></p><p><span style="font-size: large;">Niegroźny eskapizm jest lepszy niż wydukany artyzm, a ,,Walka z cieniem'' (nie wiedząc czemu nie przetłumaczona na ,,Moja młoda ciocia'' z angielskiego ,,My Young Auntie'') zaskakuje jako kampowy przykład sztuki pozbawionej nadąsanej nadbudowy narratologicznej. Nie przebierającej w środkach zabawy na długie noce przy kubku dobrej herbaty. Łączy w sobie dziecięcy pisk nad prostotą, lekkością oraz czystym pięknem oazy nieskażonej ideologiami. Gdzie kung fu to poezja akrobatyki, a styl mistrza z południowych Chin przypomina serie, którymi zachwycałem się od małego szkraba. ,,Walka z cieniem'', to triumf kina nad nadmiernym skomplikowaniem przyziemnych rzeczy.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Akcja historii ma miejsce na dalekim Wschodzie. Cheng-Tai Nan jest po stracie ojca oraz męża. Zabiera cenne pamiątki po zmarłym ukochanym i wybiera się do wuja. Przytrzymując cenne akta chroni swój niebagatelny majątek przed samolubnym siostrzeńcem, Yung-Shengiem. Tai-Nan to stosunkowo młoda kobieta, na której widok niedowierza mistrz, gdy zawita do portu. Ich pierwsze spotkanie nakreśla ton narracji: o kpiarskim zasięgu. Starszy pan nie dowierza, że ciotka jest atrakcyjna, nad wyraz krucha z lica, ale to zasłona dymna przed dalszymi wydarzeniami. Cheng zna sztuki walki i biegle posługuje się ciałem podczas starć, a gdy zamówią rikszę, jakaś banda nieokrzesanych dzieciaków zacznie się naśmiewać, że dziadziuś zajmuje się urodziwą panienką. Młode chłopaki nie wiedzą, w co wdepnęli. Dostaną łomot od nietutejszej dziewczyny, a mistrz poprawi im z parasolki, która służy jako nakrycie głowy, ponieważ temperatury są wysokie na zewnątrz, więc uchroni przed udarem.</span></p><p><span style="font-size: large;">Gdy zjawiają się w domu otrzymujemy kolejną niespodziankę. Ponieważ z uczelni Hongkońskiej powraca Yu-Tao, syn mistrza, a gdy odkryje kobietę w łóżku zacznie się wygłupiać z kolegami. Padają zabawne komentarze, gdzie Tai-Nan rzuca oskarżycielsko, że to banda maniaków seksualnych. Przez co dochodzi do kłótni i pojedynków na pięści, gdzie ekran zdobi zabójczy kopniak w tradycyjnym stylu, ale bez założonych chińskich strojów ludowych. W międzyczasie, w powietrzu zaczną fruwać antyki oraz atrybuty mieszkalne, więc Ching-Chuen, nasz szlachetny mistrz, nie będzie zadowolony, kiedy wróci do domu, więc z ciotką wymierza solidną karę - dostając parę ,,klapsów'' na tyłek. Yu-Tao od pierwszego wejrzenia, podobnie jak inni weseli goście, nie potrafi otrząsnąć się z myśli, że ma ciotkę o krąglej figurze, promienistej urodzie, a na dokładkę jest wyrachowana w sztukach dłoni żelaznego piasku. Ewidentnie młodzieniec nie ma czystych myśli, bo znajdzie okazję na małe podglądactwo. To świntuch, no! Natomiast wykonanie jest przekomiczne, bo obserwuje swoją krewną w śmiesznych okolicznościach, gdy planują zawiesić z ojcem uroczyste transparenty. </span></p><p><span style="font-size: large;">Rodzi się napięcie seksualne, które zostanie wykorzystane w jednej z najbardziej szalonych scen, bo trendy chłoptaś zabierze ciotunię do okolicznego miasta, gdzie po raz pierwszy założy seksowną sukienkę nosząc na delikatnych nóżkach szpilki, do których nie przywykła, bo nie miała okazja. Pół miasta patrzy, jakby sam anioł zstąpił z nieba, a mężczyźni lubieżnie przyglądają się zajściu, ale jak to w komedii - dojdzie do zaczepki oraz do kolejnej nieprzebranej fali w niewybrednym humorze bijatyki, gdzie złamany obcas i podarty jedwab podkręci atrakcyjność kobiety i wzmocni komiczność sytuacji. Film sklejony jest z nieprzewidzianych sekwencji baletowych, gdzie rodowód uroczego kiczu komponuje się z wykwintną panią, z radosnym, rozbuchanym libido Yu-Tao, a miłosnymi perypetiami, gdzie otwarte dłonie lądują na przeciwniku, aby pokazać, kto jest lepszym wojownikiem w szlachetnej inscenizacji karate. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqYVU1kQRtoolByaUYpnqW15dgrDAXBzQKwo6HaTRfJjTZAr5voe10a9fAnF9FNZnvT4c4UYzBoTpMOLuLZf3DiVn0XLNrNg2f9-SaxS_j04gqzCs1zXjqL4ptUPHrHFHAPqrs7LKcVjx-C6t5Rf0N6v_ieN5Vdg5GovCK93-feYNlSfpGNQ74opbC1xQn/s780/My%20young%20Auntie.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="780" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqYVU1kQRtoolByaUYpnqW15dgrDAXBzQKwo6HaTRfJjTZAr5voe10a9fAnF9FNZnvT4c4UYzBoTpMOLuLZf3DiVn0XLNrNg2f9-SaxS_j04gqzCs1zXjqL4ptUPHrHFHAPqrs7LKcVjx-C6t5Rf0N6v_ieN5Vdg5GovCK93-feYNlSfpGNQ74opbC1xQn/w640-h360/My%20young%20Auntie.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Wiadomo, że fabuła to dodatek do przezabawnej serii pojedynków na pięści, gdzie w ruch idzie chiński miecz, nóż, szermierska precyzja, kopniaki, palce wystawione jak kły tygrysa. Bohaterowie przebierają się na imprezie w cosplayowych awanturników. Bo Yu-Tao będzie paradował jako złodziejaszek Robin Hood, zjawi się Romeo, gdzie karnawałowe maski zakryją arcywrogów historii, którzy stoczą bitwy na szpady, krzesła będą się przewracać, a taneczny pokaz przeistoczy się w otwarty konflikt interesów. Tai-Nan uczy się dobrej zabawy, a potem sama pouczy w kwestiach dobrego wychowania, jak prezentować się szykownie w baronowych strojach, kopiąc i tłuc niewyżytych mężczyzn. Trudno nie ekscytować się zaplanowaną choreografią, jak miecze krzyżują się ze wzmocnionymi pięściami. Jak kinetyczne ruchy kija czy florety wirują na przemian z przechwałkami bojowników. </span></p><p><span style="font-size: large;">Przesadna, wybuchowa rozwałka, gdzie każdy naparza każdego jest bardziej pocieszna niż zabawa w chowanego. Dominuje karnawałowy przesyt, rozpasanie broni białej, bójka przez pannę, bójka przez prowokację, bójka dla bójki, bójka w interesach i bójka dla eskapistycznego orgazmu. Spaja to niewyszukana fabuła, gdzie koniec końców Cheng zostaje wykiwana, papiery wartościowe wykradzione ze świątyni, więc wspomniany siostrzeniec Yung-Scheng dostanie lekcję kung-fu. Czuć niekiedy przesyt inklinacjami, jak niepokonany tytan otrzymuje głownią w plecy i drwi sobie z ryzyka, a niekończące się zamaszyste ciosy unikają zderzenia z podmiotem. Mimo to zabawa jest klarowna i czysta, mnogość chińskich akrobacji zachwyca, twórca co krok dorzuca nowe elementy komediowe, które uatrakcyjniają niepoważny bal przebierańców. Którzy leją się z sardoniczną miną, pokpiwając z przeciwnika - szczerząc się jak mysz do sera. </span></p><p><span style="font-size: large;">Komediowa intonacja wzmacnia hałaśliwy, zwinny krajobraz bitwy. Zawsze zaskakuje pomimo markowanych ciosów, jak Cheng-Tai łączy elegancję, z kocim pazurem i urokiem osobistym. To nieskalane, nieskrępowane dziedzictwo baletów dłoni, z użyciem broni białej, nieunikającej gorących tematów. Puszczający oczko do widza (raz wybija czwartą ścianę). Jeśli szukacie odprężającej rozrywki, a nie cierpkich melodramatów - uczcijcie weekendowe szaleństwo ,,Walką z cieniem''. </span></p><p><span style="font-size: large;">Hong Kong, 1981, 121'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Chia-Liang Liu, Sce. Chia-Liang Liu</span><span>, Zdj. Peter Ngor, Muz. Eddie Wang, prod. Shaw Brothers</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Chia-Liang Liu, Kara Wai, Hou Hsiao, Tung-Kua Ai, Ta Lei</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/UoREBihOGYA" width="320" youtube-src-id="UoREBihOGYA"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-18143446802383443232024-02-29T12:17:00.004+01:002024-02-29T15:50:29.576+01:00Edward i Karolina - Na balu tańcz i graj<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitMxRQ0wVxBZtIryNFBcxt1fwK4WNts4j_Gh206oVUcuYTVMvpmoxmkxiQbVuRmFl4Z-rz6LZA6-D_K3O02rwR5CQYOkMlYf8FPkkmADQi35DfON4Fg-OZYI5DBck3Iic-W5u6ZjzNtO5urO35InWUuzTFPGJ858OZfFKQrY8DG52Y50wnqSvKetqC_3S7/s1000/Edward%20i%20Karolina.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="713" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitMxRQ0wVxBZtIryNFBcxt1fwK4WNts4j_Gh206oVUcuYTVMvpmoxmkxiQbVuRmFl4Z-rz6LZA6-D_K3O02rwR5CQYOkMlYf8FPkkmADQi35DfON4Fg-OZYI5DBck3Iic-W5u6ZjzNtO5urO35InWUuzTFPGJ858OZfFKQrY8DG52Y50wnqSvKetqC_3S7/w456-h640/Edward%20i%20Karolina.jpg" width="456" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p> <span style="font-size: large;">Pozostając w sferze francuskiej kinematografii pora przypomnieć jednego z najbardziej błyskotliwych filmowców z tamtego regionu. Jacques Becker niewątpliwie miał wpływ na branżę - nakręcił jedną z najlepszych produkcji dziejących się w więzieniu (Dziura - rocznik '60), a do tego jego repertuar nigdy nie był monotonnym składem. Kręcił romanse, kryminały, dzieła biograficzne (jak Montparnasse 1919). Nigdy nie ograniczał własnych możliwości - zaskakiwał, łącząc elegancję z napiętą struną narracyjną. Bez wątpienia jest jednym z </span><span style="font-size: large;">najbardziej zaskakujących reżyserów we Francji - obok Louisa Malle czy Chrisa Marker trudniej o zaszufladkowanie. ,,Edward i Karolina'', to opowieść skomponowana z dialogów, recitali fortepianowych i sprzeczki małżeńskiej. </span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Para młodych i zakochanych przymierza zdobne stroje, ponieważ mają zamiar udać się na przyjęcie do wuja Karoliny. Nadzianego mężczyzny, który żyje w luksusie, wynajmuje fortepian na imprezę okolicznościową, w jego kuchni urzędują pracusie. Ma salonową, własnego lokaja, uśmiechniętą żonę czy ustanowione życie. Wróćmy do Edwarda - jest nieznanym pianistą, piekielnie zdolnym. Porusza palcami na klawiszach, jak mężczyzna na kochance. W wyniku szykownego nastawienia Edward zauważa, że nie potrafi znaleźć kamizelki, co prawda zdążyła się rozpruć, ale twierdzi, że wciąż jest niemal perfekcyjnie ,,nowa''. Karolina postanawia przeszukać dom, aby uspokoić małżonka, lecz kobieca intuicja zawodzi. Postanowi zatelefonować do wuja o małą prośbę.</span></p><p><span style="font-size: large;">Drobna rzecz, jak kamizelka - stanie się przyczółkiem do zażartej kłótni, bo bez niej nie wyjdzie na spotkanie towarzyskie. Nie potrafi pogodzić się ze stratą małego, nic nie znaczącego przedmiotu. Tymczasem suknia, którą zakłada Karolina ma falbaniaste dołki, co to zakrywają jej buciki. Postanowi przyciąć przydługie końcówki, aby suknia była nieco krótsza i bardziej na ,,modzie''. Druga przyczyna narastającej kłótni, a małżeństwo zaczyna tracić do siebie cierpliwość. Także, przed wyjściem na uroczysty wieczór będą w nienastrojonych, ponurych, przygnębiających nastrojach. W międzyczasie Karolina kombinuje, jak dorwać kamizelkę, a wuj, jak to serdeczny pan przy forsie - zaproponuje coś świeżego. Edward jako pianista niejednokrotnie serwuje swój popis instrumentalny, poniekąd jest gwiazdą wieczoru, gdyż będzie występował wśród wpływowych ludzi. Jak twierdzi wuj - dzięki czemu stanie się sławniejszy i bogatszy. Typowe ględzenie ludzi z wyższych sfer, jakby siłą muzyki była rozpoznawalność, a nie wyczucie smaku.</span></p><p><span style="font-size: large;">Nasza zakochana para podziobie się, pozaczepia, więc wspólny romantyczny wieczór stanie pod znakiem zapytania. Odejdzie w odstawkę bądź zapomnienie. Histeryczne zachowania Karoliny doprowadzą do tego, że nie zamierza nigdzie wychodzić, a Edward, z racji że ma zaprezentować koncert gościom - musi stawić się na odświętny bal, gdzie koktajle z procentami stoją przy szwedzkim stole, a wuj panicznie boi się, aby przypadkiem młodzieniec nie spalił się w towarzystwie, bo to rodzaj narwańca, który ma lęk przed stratą twarzy wśród bliskich. Krewny Karoliny jest przezabawny - to rodzaj tych paniczyków, co to nie potrafią być spontaniczni oraz wyciszeni. Tylko ustawiać wieczory ,,sylwestrowe'' pod siebie, który musi mieć kontrolę nad sytuacją, bo inaczej panikuje. Traktujących się zbyt poważnie modnisi obrośniętych w piórka. </span></p><p><span style="font-size: large;">Edward pojawia się na zjeździe samotnie informując towarzystwo, że Karolina zachorowała, wiecie, pod pretekstem. Spóźniony muzyk odda to, co przysięgał. Siada na krzesełko, rozwija palce i gra, dopóki nie przypomni sobie, że musi naprawić relację z żoną. Przeprasza towarzystwo za przedwczesne zakończenie partii fortepianowej. Cóż, przynajmniej panowie wrócą do gry w karty przy stole, do nic nie wnoszących konwersacji czy delektowania się czerwonym diabłem, czyli winem. Na papierze brzmi jak cieniutka historyjka o drobnym incydencie małżeńskim, gdzie błaha kłótnia eskaluje do rozmiarów apokaliptycznych, bo żona zostanie sprowokowana do zerwania zaręczyn czy zaprzepaszczenia budowania wspólnej przyszłości, ale to francuska komedia z elementami romansu, więc według prawideł gatunkowych trudno doszukiwać się pesymistycznego zakończenia. Poza tym, kto chciałby włączyć komedię romantyczną bez szczęśliwego finału? To, jak włączenie kina akcji bez akcji. Nie miałoby to znaczenia, aczkolwiek film nabija się z naszej towarzyskiej ogłady, bo przecież bycie grzecznym, to ustanowione prawo międzynarodowe, prawda? Wuj wychodzi na śmiesznego właściciela, który zaprasza Edwarda jedynie po to, aby zabawiał publiczność.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEime4Gh-sgZPYeKohXZNofluNl-ZGgk9SY9PAAzhuLJ_KukoNbWNjBzK6yBXup9-4KRl-h-f3KEgdKmqbvxERugWpsatVqPqtFafzzL3MjKPOqVyY0MgFXJ6imhalTRL1GqsqXUwgV4tbWKWuXjG8XJHaZwBnMGBzSyDdaC1-37dFl2YyWP5u9R8qNeS2Bh/s600/Jacques%20Becker.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="458" data-original-width="600" height="488" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEime4Gh-sgZPYeKohXZNofluNl-ZGgk9SY9PAAzhuLJ_KukoNbWNjBzK6yBXup9-4KRl-h-f3KEgdKmqbvxERugWpsatVqPqtFafzzL3MjKPOqVyY0MgFXJ6imhalTRL1GqsqXUwgV4tbWKWuXjG8XJHaZwBnMGBzSyDdaC1-37dFl2YyWP5u9R8qNeS2Bh/w640-h488/Jacques%20Becker.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Jedna z kobiet staje w obronie Edwarda przytakując, że żona jest ważniejsza, ale ostatecznie sama wychodzi na nieco próżną dzierlatkę, bo nie potrafi przyjąć do wiadomości, iż przesadziła z formą grzecznościową. Gdy wstydzi się własnego zachowania wychodzi z mężem z bankietu nie pojawiając się w kadrze ani chwili dłużej. Otrzymujemy portret ludzi sztywnych oraz zakompleksionych. Którzy reagują nienaturalnie i na pokaz. Co samo w sobie wybija się na tle romansowego skrzyżowania mieczy. I jasne, jak to bywa w lekkich produkcjach - nie będzie maltretował widza gorzkimi insynuacjami. Raczej zażegna konflikty, a spory wrzuci między bajki. Komediowy ton zostaje podtrzymany mimo drażliwych scen, gdy Karolina rozbija pamiątki w domu ze względu na podrażnione, rozszarpane samopoczucie. Chcąc pokazać mężowi swoje niezadowolenie poprzez impulsywne zachowania. Pianista również czepia się niepotrzebnych rzeczy, jak prawidłowy układ słowników na półce. Co śmieszne, to najdrobniejsze kwestie sprawiają, że wybuch złości dwóch kochających się ludzi prowadzi niemal do zguby małżeństwa. Świetna przestroga, aby nie kłócić się w nieskończoność o błahostki, które mogą przepoczwarzyć się w otwartą wojnę małżeńską (jak państwo Kramer ze skądinąd znanego filmu).</span></p><p><span style="font-size: large;">Jacques Becker, co prawda jest znany z innych filmów, a ,,Edward i Karolina'' raczej jest produkcją zapomnianą. Wydaje się, że jedną z najmniej znanych w jego dorobku, a szkoda, bo to przyjemne kino, pewnie na raz, do którego się nie wróci, i nie będzie pamiętane po latach, ale czynię to z kronikarskiego obowiązku, aby przypomnieć, że są filmowcy, którzy bywają różni. Francuska kinematografia jest mi bliska, więc nie mogło zabraknąć gorącego nazwiska w zestawieniu. Był Resnais, Truffaut, Garrel, więc po cichu przypominam najważniejsze osobistości z tamtego regionu. </span></p><p><span style="font-size: large;">Francja, 1950, 98'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Jacques Becker, Sce. Jacques Becker</span><span>, Zdj. Robert Lefebvre, Muz. Jean-Jacques Grunenwald, prod. Compagnie Industrielle et Commerciale Cinematographique</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Anne Vernon, Daniel Gelin, Betty Stockfeld, Annette Wademant</span></p><div><span style="font-size: large;"><br /></span></div>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-43111427585903778662024-02-26T22:12:00.009+01:002024-03-01T23:10:48.187+01:00Trzy na jednego #17 <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU2gpi5qDhRWfZOqHG-6zvUtTPdHFbBfH5dCo4SRamg7zvQzNEenBUcP3XzhEFTMMPzj5z00wQIfTCrMqaEsOJgdxlFQDvQUsSZJGRGIySxn9UH1PldUQS4tk6IRViJVfA2jdyJzYPJ0Weem1myhJbnsHpKfEBAAwZQkZ2YD4_2vNtCiRC7BdhhLKbJex2/s900/Ingress%20szybka%20notatka.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="526" data-original-width="900" height="374" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU2gpi5qDhRWfZOqHG-6zvUtTPdHFbBfH5dCo4SRamg7zvQzNEenBUcP3XzhEFTMMPzj5z00wQIfTCrMqaEsOJgdxlFQDvQUsSZJGRGIySxn9UH1PldUQS4tk6IRViJVfA2jdyJzYPJ0Weem1myhJbnsHpKfEBAAwZQkZ2YD4_2vNtCiRC7BdhhLKbJex2/w640-h374/Ingress%20szybka%20notatka.png" width="640" /></a></div><br /><p></p><span style="font-size: large;">Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.</span><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Wśród wyschniętych traw</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Najbardziej przereklamowany film ostatnich miesięcy. Polecany, chwalony, ale nie podzielam fascynacji tym zgniłym światem, na prowincjonalnych zabudowach, na czele z zapchloną jednostką, którą musimy obserwować na ekranie, i to przez trzy godziny! To pesymistyczny obraz o zarozumiałym bubku, z którym spędzenie pięć minut na kanapie skończyłoby się wyproszeniem gościa z domu. Niektórzy to lubią pławić się w bezkresnej goryczy, w miałkich dyskusjach, gdzie brak perspektyw wynika ze słabej psychiki. Jest jeszcze gorszy niż mdły, anty-romantyczny ,,Poprzednie życie'', pastwi się nad widzem, jak oszust Payne ze swoim cynicznym, anty-świątecznym ,,Przesileniem zimowym'' i bywa równie szkaradny, jak ,,Monster'' od Koreedy (którego skrytykował boleśnie bostoński krytyk filmowy - Odie Henderson). </span></p><p><span style="font-size: large;">Wszystkie te filmy łączy jedna wspólna cecha: nielubiani bohaterowie oraz płycizna, która zalewa moje ukochane kino. Lista przereklamowanych filmów będzie rosnąć, bo teraz wszyscy chwalą wszystko: bez żadnego zastanowienia. Filmy, które nie będą zasługiwać na moją uwagę, ani na moją pochwałę. Na rekomendację trzeba sobie zasłużyć, a nie wrzucać trzygodzinne filmy o nadętych ludziach z problemami o podłożu psychosomatycznym. Którzy uwielbiają wylewać swoje frustracje na zewnątrz - nie dając nic od siebie. </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNZSMQsgiKLzMXnwRlqG1AHZcIe9aJnb1yke-C2RDXFd9RnI-FFJRHnoEMPHE0AdTYbpUbMhPRkBSUu_2ngkYi0vGeXvDAmYcR8CceiCs8C7r6gJQr-P2PElUC-2_SWxf8XoGNmQPgY4AqatyIHxpc21cnE_SWPVHu95zGCO7hfanKIDfbHoZaBJKxRiOR/s860/W%C5%9Br%C3%B3d%20wyschni%C4%99tych%20traw.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="860" height="298" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNZSMQsgiKLzMXnwRlqG1AHZcIe9aJnb1yke-C2RDXFd9RnI-FFJRHnoEMPHE0AdTYbpUbMhPRkBSUu_2ngkYi0vGeXvDAmYcR8CceiCs8C7r6gJQr-P2PElUC-2_SWxf8XoGNmQPgY4AqatyIHxpc21cnE_SWPVHu95zGCO7hfanKIDfbHoZaBJKxRiOR/w640-h298/W%C5%9Br%C3%B3d%20wyschni%C4%99tych%20traw.jpg" width="640" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p><span style="font-size: large;">Turecki reżyser jest absolutnie nieznośny w swoim narcystycznym samouwielbieniu: przedłużające się kadry, metraż, jakby tworzył epicką adaptację Sienkiewicza, a to kameralne kino z irytującym nauczycielem, który powinien wylecieć ze swojego stanowiska pracy w trybie natychmiastowym. Znęcający się nad uczennicą, która niczemu nie zawiniła. Przegadane szpanerstwo, gdzie luminescencje przeplatają się z fotograficznymi odbitkami, jak wąskie przestrzenie konkurują z oddalonymi soczewkami kamery. Antypatyczne spotkanie z ludźmi, którzy nie potrafią być szczerzy z otoczeniem. Przeciągające się rozmowy, dłużyzny wewnątrzkadrowe i ściskanie się z jednostkami, na których nam nie zależy. Wymieniać dalej, dlaczego nie warto zaglądać? </span></p><p><span style="font-size: large;">Cóż, przynajmniej będę należeć do elitarnego grona, bo produkcję skrytykowały takie osobistości, jak Michał Oleszczyk (jeden z najważniejszych krytyków w Polsce) czy jeden z najbardziej śmiałych felietonistów w Stanach Zjednoczonych, czyli Kyle Smith, którego uwielbiam czytać. Samo to daje pocieszenie, że mogę należeć do zacnej grupy nie polecając znajomym fałszywych ludzi z ekranu. Jestem absolutnie wściekły, że ktoś poleca mi filmy, po których można dostać napadu złości, bo są nieznośne, apatyczne i brzydkie! Obcując z obleśnymi typami, którym masz ochotę wygarnąć werbalnie. Lepiej przejść się na spacer, niż oglądać depresyjne filmy z depresyjnymi, nie fantazyjnymi jegomościami! </span></p><p><span style="font-size: large;">Turcja, Francja, Szwecja, Niemcy, 2023, 197'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Nuri Bilge Ceylan, Sce. Nuri Bilge Ceylan</span><span>, Ebru Ceylan, Akin Aksu, Zdj. Cevahir Sahin, Kursat Uresin, Scenografia. Meral Aktan, prod. Film i Vast, Atmo Production/arte France Cinema</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Merve Dizdar, Deniz Celiloglu, Musab Ekici</span></p><p><span style="font-size: large;"><br /></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Ingress</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Po obrzydliwym ,,Wśród wyschniętych traw'' można przejść do normalnych filmów, które chce się oglądać. Pomimo pewnej pretensjonalności niezależny amerykański projekt ma w sobie ziarno niewinności telewizji, gdzie kobieta przemieszcza się między światami, aby pogodzić się z utratą męża. Równoległa rzeczywistość, którą natarczywie gwałci uniwersum Marvela w ostatnich latach unika bezczelnego chwytu, żeby skakać między paralelami w nieskończoność i dla nieznośnych odniesień z popkultury. Widać niski budżet, więc efekty specjalne nie porywają i nie rzucają na kolana, lecz działa jako substytut traumy. Skakanie w nadprzestrzeń, by zobaczyć ukochanego, to wyraz czułości, a kolejno próba wydostania się z pętli wspomnień, to zawsze szansa na unikatowe spojrzenie na samych siebie. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGqGkl7fHGvQDXSyzgdOR3AGXmAgn3AJOYGUQ3OkaobzOoRPafgpozAIxAzxjhHFlvThIe7bb-slu-NBUlz785TPaVUaDW8Yr2qdp6hvdSz_LrBs6ZMvft_wGZp-3CX1yQhpq3lJUhhHWNP_yNr30PeZCv9cHOdrjn3oyc8c1n1CXFs9TOUFgjTpi4Xc27/s1125/Ingress.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1110" data-original-width="1125" height="632" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGqGkl7fHGvQDXSyzgdOR3AGXmAgn3AJOYGUQ3OkaobzOoRPafgpozAIxAzxjhHFlvThIe7bb-slu-NBUlz785TPaVUaDW8Yr2qdp6hvdSz_LrBs6ZMvft_wGZp-3CX1yQhpq3lJUhhHWNP_yNr30PeZCv9cHOdrjn3oyc8c1n1CXFs9TOUFgjTpi4Xc27/w597-h632/Ingress.jpg" width="597" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Kameralna fantastyka, która nie gardzi emocjami. Debiut spokojny, lecz nie zaspokoi entuzjastów fantastyki naukowej, bo multiwersum zostało potraktowane jako narzędzie do ujrzenia twarzy mężczyzny, więc temat został spłycony do relacji romantycznej. Kiedy przełkniemy gorycz drobnego, acz niewinnego rozczarowania, to otrzymamy zwięzły portret radzenia sobie ze stresogennymi etapami w życiu. Zamiast bujać się po taśmie oklepanych frazesów z superbohaterskiej spuścizny mamy więcej intymności w szatach science-fiction, w której umowna struktura nie ujmuje, lecz wzbogaca relacje ze zmarłymi. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jednak wydobywa na plan pierwszy istotę rzeczywistości - nie skupiajmy się na czasach przeszłych, lecz na trwaniu w obecnych realiach, bo możemy zgubić klucz do szczęścia. Smutek to pojęcie uniwersalne, a żałobę czeka każdego z nas, więc wydobywa z pojedynczych emocji urywek naszego przygnębienia, gdy kogoś tracimy. Miła dla oka sceneria, naturalne dialogi oraz drugi plan czyni z tej opowieści smaczny kąsek dla amatorów fantastyki. Nie jest to przełom w dziedzinie romansowania ze zmarłymi czy uwodzenia widza fikcyjną traumą, ale zaskakuje jako odskocznia od płytkich relacji niemal w cenie nowego Mitsubishi. </span></p><p><span style="font-size: large;">USA, 2024, 119'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Rachel Noll James, Sce. </span></span><span style="font-size: large;">Rachel Noll James</span><span style="font-size: large;"><span>, Zdj. Dan Clarke, Muz. Michael Reola, prod. Emergence Films</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Christopher Clark, Johnny Ferro, Tim DeKay</span></p><p><br /></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Inwalida</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Szalona komedia ze Słowacji. Cyganie, kradzione radio, głuchy telefon i przedziurawiony wózek inwalidzki. Przyjemna, rozweselająca przygoda, a nie męczenie buły przez zapatrzonych w siebie autorów! Zaczyna się niegrzecznie, bo Laco wyrzuca przez okno sprzęt magnetofonowy syna, który postanawia odejść z domu. Ojciec to wariat z osobowością borderline (ma napady gniewu, nie radzi sobie z emocjami). Jego żona wkrótce wyśle papiery rozwodowe, a on sam straci czucie w nogach lądując na siedzeniu operacyjnym. Na komisariat trafia Gabo - Rom, który opowiada, jak doszło do bitki w Muzeum, gdzie zakończyło się starcie z gangsterami z lokalnego osiedla. Laco znajduje wsparcie u cygana, gdy wyląduje w szpitalu. Proponuje krwawą zemstę, schronienie oraz przyjaźń. Czarny humor splótł się z kinem akcji oraz Donem Clubu. Gdzie nagłe wybuchy złości prowadzą do komicznych okoliczności, a napięcie z grupą złoczyńców finiszuje w bratobójczej wojnie na pistolety. Lata 90. w krzywym zwierciadle, gdzie przestępczość zorganizowana, to komicy z bronią w kaburze. </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhH0ENKbGsZoHASjZkwTd_jV5oJ59Zu5Dg5mJbkBVMJBVgGvVb0WbuJVNM_v-UYcsVpWrOgfR3dZGBpFQ5LV1hH6p35PKbcMMf6xlQQYGMwt229iMuFev-V115LdgVNq-6tEE3RtClhdxEvVS2qP1S_IsoftNNsXw_nN5Lt6PesC3AE3ePyVO-EjJKMWMT6/s1200/Inwalida.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="1200" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhH0ENKbGsZoHASjZkwTd_jV5oJ59Zu5Dg5mJbkBVMJBVgGvVb0WbuJVNM_v-UYcsVpWrOgfR3dZGBpFQ5LV1hH6p35PKbcMMf6xlQQYGMwt229iMuFev-V115LdgVNq-6tEE3RtClhdxEvVS2qP1S_IsoftNNsXw_nN5Lt6PesC3AE3ePyVO-EjJKMWMT6/w640-h426/Inwalida.jpg" width="640" /></a></div><p><br /></p><p><span style="font-size: large;">Małżonka oczekująca na rozwód, napęd na cztery koła w wózku inwalidzkim, nieudolna policja, co jeszcze sprawi, że nie przestaniecie się śmiać? Na pewno tempo zabawy - przeskoki w narracji, od komisarskiej błazenady, po homoseksualnych gangsterów bez klasy, kończąc na głośnej strzelaninie w muzeum sztuki. Gorąca krew, bezpardonowe dialogi, dziwactwo oraz obłęd dają mieszankę wybuchową niedostępną dla zachodniej publiczności, która woli patos i jazdę w samochodzie z zapiętymi pasami. To uwolnienie ducha wyobraźni, niebezpiecznie skręcająca w przepaść, która nie boi nabijać się z niepełnosprawnych, gdyż to komedia na oparach. Wolna od ściśniętej fabuły, wykazująca się celnym strzałem, jak drwić z ludzi, którzy kryją niepohamowany gniew. Wywracająca się na lewo i prawo, z wózka inwalidzkiego - nie proponująca niczego niezwykłego, ale jego rubaszna struktura oraz bezpardonowość sprawia, że mamy komedię na dopalaczach. Ubawiłem się, choć jest to charakterystyczny styl bawienia publiki. Jeśli lubisz działać bez hamulców: spróbuj koniecznie. Jeśli nie - szukaj dla siebie innej propozycji.</span></p><p><span style="font-size: large;">Słowacja, 2023, 112'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Jonas Karasek, Sce. Tomas Dusicka</span><span>, Zdj. Tomas Juricek, Muz. Matus Siroky, Marcel Buntaj, prod. Azyl Production</span></span><span style="font-size: large;">, RTVS, wyst.: Gregor Holoska, Zdenek Godla, Helena Krajciova, Daniel Fischer</span></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-42327986314936385202024-02-23T16:57:00.009+01:002024-02-24T10:15:36.197+01:00Diuna: Część druga - Traktat socjologiczny <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0zuxLgfMNMgSn8towR6tK2Lr_ZUexv_qMXHof_bPniqYZHptLoDYa67Y_GISrNDkwngzaeGmJP7tDUQM-hNvhD_8T0_oys2Afqg7J1YRhBH421sWcn-yCC6bc1xqykZNByWQrcNy1ZVP9H1clEyRWxIP-2CB3bc_2Ryvve8RoIvjwPrZCDwD6ZHimDdXx/s468/Dune%20part%20II.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="468" data-original-width="316" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0zuxLgfMNMgSn8towR6tK2Lr_ZUexv_qMXHof_bPniqYZHptLoDYa67Y_GISrNDkwngzaeGmJP7tDUQM-hNvhD_8T0_oys2Afqg7J1YRhBH421sWcn-yCC6bc1xqykZNByWQrcNy1ZVP9H1clEyRWxIP-2CB3bc_2Ryvve8RoIvjwPrZCDwD6ZHimDdXx/w432-h640/Dune%20part%20II.jpg" width="432" /></a></div><br /><p></p><p><span style="font-size: large;">Będę pisał na chłodno, bo seria nie wzbudziła żadnych emocji. ,,Diuna'' powstała na podstawie powieści Franka Herbert. Dla jednych biblia Sci-Fi, dla mnie stek czerstwej fanaberii, gdzie materiał źródłowy powodował konsternację, ponieważ okazała się literaturą cielęcą. Obolałą przez hieratyczne wynurzenia. Nie jestem miłośnikiem fantastyki, w której obłęd mesjanistyczny jest poddany przez zbitek fanatycznych religii, która masowo zahipnotyzowała poddanych czy stała się inspiracją dla współczesnych sekciarzy, jak Scjentolodzy oraz ugrupowania politycznych hipokrytów, co to wykorzystują wiernych w imię własnych, egoistycznych celów. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Nie ma wątpliwości, że ,,Diuna'' miała spory wkład, aby inspirować przyszłe pokolenia, ponieważ z książki czerpali sami filmowcy, jak George Lucas, który wymyślił sobie udawanych mistyków w zakonie Jedi. Co warto dodać - literatura Herberta powstała w latach 60., w czasach, gdy hippisi poddawali się narkotycznym wysiłkom, aby rozszerzyć świadomość. Ów subkultura ma odzwierciedlenie w powieści, ponieważ rody szukają przyprawy na tytułowej pustynnej planecie, która przypomina dopalacz dla nawiedzonych oświeceniowców. <span></span></span></p><p><span style="font-size: large;">Produkcja zaczyna się dokładnie w miejscu, gdzie zakończyła się część pierwsza, więc nie jest to sequel, lecz pełnoprawna kontynuacja materiału książkowego. </span><span style="font-size: large;">A</span><span style="font-size: large;">kcja Diuny rozpoczyna się chwilę po tym, jak zostawiliśmy Paula (Chalamet) i jego matkę Jessicę (Rebecca Ferguson) na pustyni, po nawiązaniu kontaktu z Fremenami, rdzennymi mieszkańcami bezlitosnej planety Arrakis. Paul robi szczenięce oczy do Chani (Zendaya) i zaczyna postrzegać Stilgara (Javier Bardem) jako zastępczą postać ojca. Niestety, jak to było w przypadku poprzedniej ekranizacji - bryluje minimalizm przestrzenny, a szkoda, bo wolałem barokowy przepych znany z adaptacji Davida Lyncha z 1984 r. Filmowca pręży muskuły, aby zadowolić się swoją narcystyczną wizją, aby każdy szczegół pokrywał brylowaty, geometryczny kształt. Zanurza się w tej mydlanej strukturze w walce o wpływy, gdzie totalitaryzm przybiera na sile, a Fremeni szukają zemsty na Harkonnenach. Główny MC, czyli protagonista przez pierwszą godzinę męczy się z wewnętrznymi rozterkami błogosławionego mesjasza, który zmaga się z narzuconą rolą, aby nieść kaganek światłości mieszkańcom, by stać się zbawcą narodu prowadząc Fremenów do urojonego raju. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jak wiemy z książki - to powieść o demokratycznej utopii, gdzie jeden mężczyzna podający się za wybrańca tonie w okrucieństwie, gdzie przywódcy Dżihadu w imię świętej wojny okazują się terrorystami z prawicowych fanaberii, których wyśmiał słynny amerykański filozof oraz lingwista Noam Chomsky. Potęga, pieniądz oraz psychodeliczna przyprawa kontroluje całą galaktykę, ale reżyser nigdy nie wchodzi w szczegóły, i nie potrafi być przenikliwy jak autor powieści, który przewidział, że marzenia zwykłego ludu są marzeniami wielkich rodów, którzy nie są naszymi sprzymierzeńcami, lecz oprawcami. Woli uprawiać eksperyment wyprany z kolorów (dominują monochromatyczne kadry) o ambicjach artystycznego blockbustera, gdzie fremeńska Chani uczy księcia Atrydów, czyli Paula, jak prawidłowo chodzić po nagrzanym piasku. Wiadomym jest, że zawiąże się romans, a czerwie piaskowe, które wydalają pożądaną przyprawę wiążą się z przedłużeniem życia. </span></p><p><span style="font-size: large;">To produkcja o poplątanej strukturze, bo zaczyna się spokojnie, by później przyspieszyć, aby na koniec dowiedzieć się, że nastąpi część trzecia. Koczownicze grupy na tle abstrakcyjnych zdjęć Greiga Frasera komponują się w halucynogenny świat jutra. Mimo pewnych zalet, czyli przyspieszonych walk oraz większego ruchu niż w części pierwszej - spłaszcza wszystko, co w książce zostało potraktowane jako dystopijny imperializm, gdzie plebs został zdradzony przez fałszywych polityków, którzy wykorzystują fundamentalizm religijny do inwigilacji społeczeństwa oraz pod płaszczykiem proroctwa knują, jak pozbawić rebeliantów zdrowego rozsądku. Jak rządy rewolucyjne wyszukują sobie wrogów, aby mieć pretekst, aby napadać na ,,wrogie'' osady czy rasy. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS6ajn6t401nQguBQHTFqQuye9ZNLGlavNIYqTgx2ZYemN2J6PU7JJ2giHQNWFTmBJF5uvGN1hfjcg5wEOW-gbqVlCPDboY_7VCKWgg7c28muHwmzN34lFa2VN69w9somgxoa2FAesMJp2-8eWG81tYBvOJ0uAkbybN35w11WR7XXX2dgj4HjXkear5Ozw/s960/Diuna%20cz%C4%99%C5%9B%C4%87%20druga.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="540" data-original-width="960" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS6ajn6t401nQguBQHTFqQuye9ZNLGlavNIYqTgx2ZYemN2J6PU7JJ2giHQNWFTmBJF5uvGN1hfjcg5wEOW-gbqVlCPDboY_7VCKWgg7c28muHwmzN34lFa2VN69w9somgxoa2FAesMJp2-8eWG81tYBvOJ0uAkbybN35w11WR7XXX2dgj4HjXkear5Ozw/w640-h360/Diuna%20cz%C4%99%C5%9B%C4%87%20druga.png" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">W ,,Diunie'' reżysera nie ma pełnoprawnej krytyki imperializmu, ślepego fanatyzmu czy ekologicznego przesłania. Jest prostym, wykolejonym z niuansu kinem za dużą kasę, która ma tylko przyciągać miliony fanów powieści. I choć nie jestem fanem ,,Diuny'' jako takiej - uważam, że zamienia książkę w jakąś zdewaluowaną serię o władzy nad planetą. Wojowniczka Chani zauważa w filmie ważną rzecz, bo twierdzi, że proroctwo to fikcja, więc jest słusznym komentarzem o współczesnej manipulacji społeczeństwem, gdzie jednostki przyjmują fałszywe role dla większego celu w ramach pokręconych ideologii. Pozaziemskie robaki wyglądają imponująco, bo scenografia stoi na dobrym poziomie, ale polityczne protesty wyglądają jak sprawozdania z gimnazjum. Fremeni najbardziej ucierpieli na wizerunku. Ich tradycja została zachwiana. Gdy Paul buduje zaufanie wśród armii Fremenów, jego matka rozsiewa wśród ludzi w jaskiniach plotki, że jej syn jest Mesjaszem. Pomimo protestów Paula, Lady Jessica i jej "nienarodzony" płód chcą wypełnić misję wszechpotężnej matriarchalnej grupy religijnej Bene Gesserit. Niewinność Paula zostaje zadeptana przez mroczną osobowość, która jasno wskazuje, że jego rola, by przewodzić narodem jest skazana na niechybną porażkę.</span></p><p><span face="kepler-std, serif" style="background-color: white; letter-spacing: -0.11px;"><span style="font-size: large;">Wszystko prowadzi do bitwy na Arrakis, ale filmowca, ponownie, lubi proste kontrasty: walki dobra ze złem, a przecież w Diunie nie ma ,,dobrej strony''. Bycie prorokiem dla zgubnej idei jest kunsztownym błędem poznawczym, jak targane ciałem namiętności, lecz wypełnianie sztucznego przeznaczenia, to jeden z powodów, dlaczego nie cenię sobie powieści Herberta. Pędzi do deklaracji z nowotestamentowego obrazu, gdzie jakaś mityczna postać ma być częścią układanki niecnego planu matriarchalnej grupy fanatycznych, obłąkanych kobiet, które nie mają nic lepszego do roboty. Ich plan jest tak śmieszny, że wręcz niedorzeczny dla średnio inteligentnego czytelnika. W filmie przeciwnicy to zwykli tyrani, którymi trudno się przejąć, i komukolwiek kibicować. Śledziłem tę formę pojedynków między rodami, jak postronny obserwator dwóch szachistów, którzy są mi obojętni. Gdzie sceny walki są zaprezentowane, jak starożytne bitwy gladiatorów. </span></span></p><p><span face="kepler-std, serif" style="background-color: white; letter-spacing: -0.11px;"><span style="font-size: large;">Brak klasycystycznego zamknięcia dzieła, to coś, czego nie znoszę w dzisiejszej kinematografii. Pogrąża się w stagnacji powtarzających się obrazów, gdzie jedni bohaterowie lądują na poboczu, aby ustąpić miejsca markotnym głosom. Film nie proponuje żadnego ryzyka - jest bezpieczny, jak typowy produkt XXI wieku. Bierze na warsztat głośną powieść, i robi z niej wykastrowany projekt, który błyszczy w pojedynczych ujęciach, lecz całościowo masz wrażenie, że można byłoby zrobić coś od siebie, a nie ślepo biegać za wydarzeniami z książki, jakby twórca filmowego anty-eskapizmu chciał wierzyć w proroctwa feministycznej grupy fanatyków w twórczości Herberta. Gdzie kult jednostki jest przesadnie wychwalany, a lud ciemny, jak wieki średnie. </span></span></p><p><span face="kepler-std, serif" style="background-color: white; letter-spacing: -0.11px;"><span style="font-size: large;">Moją osobistą niechęć do dwuczęściowej ,,Diuny'' przerzucam na karb przestarzałej powieści, która wymęczyła płytkimi dialogami, o dwóch pokracznych rasach, które nie zauważają własnej impotencji intelektualnej. W przeciwieństwie do wizji Harlana Ellison w post-apokaliptycznych sceneriach ,,Diuna'' wypada blado i niesfornie kierującego się w stronę Islamistycznego terroryzmu z pudelka. W przeciwieństwie do H.G. Wellsa, który ujawniał ludzkość w delikatnej manufakturze, to filmowa czy książkowa ,,Diuna'' ujawnia, jak plebs został sprowadzony do anonimowych twarzy, a legendy przeistaczają się w bajeranckie dryfowanie po mieliźnie po pustynnych poszukiwaniach melanżu (przyprawy), gdzie religijne oświecenie, to podłe kłamstwo i kontrkultura fałszywego raju. </span></span></p><p><span style="font-size: large;">Kanada, USA, 2024, 166'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span face="kepler-std, serif" style="background-color: white; letter-spacing: -0.11px;"><span style="font-size: large;"></span></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Denis Villeneuve, Sce. Jon Spaihts, Dennis Villeneuve</span><span>, Zdj. Greig Fraiser, Muz. Hans Zimmer, prod. Warner Bros./Warner Bros. Entertainment</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Timothee Chalamet, Zendaya, Javier Bardem, Josh Brolin, Austin Butler</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/U2Qp5pL3ovA" width="320" youtube-src-id="U2Qp5pL3ovA"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-48674951838714781022024-02-22T21:11:00.002+01:002024-02-22T21:12:56.053+01:00Pamięć - Zagadka ludzkiej półświadomości<p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO4qUBotXPmxA7V1VvCqjxrtgH1OKZAt3ID6lqrdhWRh6XXO447K-wdrI5OgpItmyHmynJUXEWeuahspRgDN6d98sjbwxSDMn-7hpvcfKOgOZ5P6jHTUojeMrxcwerDj3uM9MSurKJ7xHXmSRAfqtik4Ttk260z1HQKOKTWCF_DdZTCuOpKQBfeIzLFImo/s1024/Pami%C4%99%C4%87%20film.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="1024" height="489" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO4qUBotXPmxA7V1VvCqjxrtgH1OKZAt3ID6lqrdhWRh6XXO447K-wdrI5OgpItmyHmynJUXEWeuahspRgDN6d98sjbwxSDMn-7hpvcfKOgOZ5P6jHTUojeMrxcwerDj3uM9MSurKJ7xHXmSRAfqtik4Ttk260z1HQKOKTWCF_DdZTCuOpKQBfeIzLFImo/w575-h489/Pami%C4%99%C4%87%20film.jpg" width="575" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Choć o zawodnej pamięci pisałem ostatnio w kontekście twórczości Resnaisa, to produkcja mianowana nazwiskiem Michela Franco nieco zmienia front postrzegania naszej niedoskonałości do wspomnień. To dramat dwojga postaci, którzy spotykają się na balu absolwenckim. Sylvia jest pracowniczką socjalną, udziela się na spotkaniach anonimowych alkoholików, ma córeczkę oraz złamaną przeszłość. Saul z kolei ma przykrą demencję, coraz częściej nie wie, co dzieje się wokół jego osoby. Pojawił się na zjeździe absolwenckim chcąc porozmawiać z Sylvią, lecz ta, jakby niezachwycona zabawą - zabiera torebkę, wstaje z krzesła i wychodzi. Saul ją śledzi. Dlaczego? Nie wiemy. Jako prześladowca zmierza w kierunku jej domu, a gdy Sylvia zorientuje się, że jest namierzana przez stalkera - zmyka do środka, ściska zamki oraz ofiarnie czeka, aż zniknie spod okna nieznajomy. Kładzie córcię do łóżeczka, zerka, czy poszedł, deszcz pada, a on niewzruszony czeka, jak na zbawienie. Budzi się i widzi, jak Saul przemoknięty leży na dworze.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Zaczyna się dramat przebierańców, którzy w swej niepamięci niewiedzą, kto jest kim, i dlaczego Saul wiódł wzrokiem ślady atrakcyjnej kobiety. Sylvia po ponownym namyśleniu widuje się z mężczyzną, aby wspomnieć, że znają się ze szkoły, lecz demencja starszego pana już zaciera granicę między wiedzą, a nieświadomością. Jego umysł przestaje pracować prawidłowo - nie potrafi przypomnieć sobie czegokolwiek, ani feralnej nocy, gdy grał przerażającego prześladowcę, ani przeszłości, jak chodzili do jednej szkoły. Film nigdzie nie pospiesza, lecz zawiązuje dziwaczny związek w supeł, który trzeba odplątać we fragmentach nieskładnej pamięci. Saul pomieszkuje z bratem, który dba o jego kondycję, zajmuje się domem i pilnuje, aby niczego głupiego nie popełnił, jak szlajanie się za kobietą w środku nocy. Rodzi się jakaś zatarta więź z Sylvią, która początkowo ma go dosyć, i wolałaby go unikać, a przez to, że ma braki czy tam luki w pamięci nie sprawia, że jest atrakcyjny dla samotnej matki. Co ciekawe - oboje mają nienajlepsze wspomnienia z małżeństwa. Saul rozwiódł się dawno temu, choć scenariusz nigdy nie sugeruje, kiedy dokładnie to się wydarzyło, bo nie ważna jest data, lecz pamięć, która zdążyła się wyprzeć dawnego życia czy pogodzić ze stratą. </span></p><p><span style="font-size: large;">To ciekawe zjawisko filmograficzne, gdzie piosenki są repertuarem zatartych wspomnień, jak melodia kołysze do odzyskania wiary w siebie, że warto walczyć o miłość, o kobietę, która ma stałą pracę, rutynowe zajęcia, lotną córkę, która potrafi działać, gdy zauważy, że Saul stara się o względy matki. Mogłoby się wydawać, że będzie to cudaczny romans wynajęty z kartoteki kinematograficznej Michela Gondry, ale prędko zdajemy sobie sprawę, że mamy oszczędny wgląd w traumę, która powoduje, że osoby pozostawione na pastwę niezgrabnej rzeczywistości otwierają się na zagubione emocje tlące się w nieidealnym ciele spisanego na straty przez apopleksję wspomnień. To próba otwarcia się na nowe doznania, aby zamknąć paskudne rozdziały, które zabijają w ludziach apetyt na życie. To szansa, którą nie można zaprzepaścić, dlatego córka Sylvii wydaje się niezwykle pomocna, bo widzi, że przynosi to nieopisane szczęście, a drobiazgowy romans rodzi się od niewinnego pocałunku na zewnątrz - bez niepotrzebnych słów, odsłaniając uśmiech godzący się na otwartą relację, której tak pragnęli nieświadomie. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRynhVmThydsl8PhIwJW68qqq0aLw46oWvAfbqipameZbfrK31MLaLlOq-Se8htuApRLFB0GeUDFI3RpkDTaEoKPK_29vLMmM6OdfZyQM7lqyDeoKijP-0n22mog7kTGrmgiYeWucsBCsSTLVVuOetCvUITwbdBjSfZ4yhadkZSz8O9KScOrtaqp4BrNJu/s1100/Memory.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="618" data-original-width="1100" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRynhVmThydsl8PhIwJW68qqq0aLw46oWvAfbqipameZbfrK31MLaLlOq-Se8htuApRLFB0GeUDFI3RpkDTaEoKPK_29vLMmM6OdfZyQM7lqyDeoKijP-0n22mog7kTGrmgiYeWucsBCsSTLVVuOetCvUITwbdBjSfZ4yhadkZSz8O9KScOrtaqp4BrNJu/w640-h360/Memory.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Przeszłość nie zapomina i daje o sobie znać, gdy dochodzi do przeróżnych spięć lub konfliktów (na tle rodzinnym), ale teraz, gdy oboje znajdują wspólny język wydaje się, że ich pozycja jest niezagrożona. Największą niespodzianką w filmie jest wrażliwy konsensus między zmysłowym dotykiem ust, a pamięcią o ludzkiej podłości i błędach, które stają na drodze do pełni szczęścia. Gdzieś tli się pragnienie zapomnienia o tej paskudnej traumie, która miarowo wybuchnie w rodzinie Sylvii, a jednocześnie chęć, by odzyskać przeszłość, by dawna relacja przeobraziła się w romantyczny absolut, że miłość jest ostatecznym lekarstwem na niegdysiejsze troski czy sztuką dla obolałych dusz. Wszyscy bohaterowie żyją, jak w ściśniętej puszce po sardynkach. Saul pozostaje zamknięty na świat zewnętrzny, bo nadopiekuńczy brat nie pozwala na zasmakowanie życia bez asekuracji. Córeczka trzymana w klatce, żeby przypadkiem nie wyrwała się z objęć matki, która martwi się, że straci panowanie nad własną egzystencją, jak ona sama. </span></p><p><span style="font-size: large;">Bohaterowie muszą wywarzyć drzwi, żeby przedrzeć się przez nieścisłości gorzkiej pamięci, a ich relacja zaowocuje promykiem nadziei, gdyż stłumione pragnienia zostaną uwolnione. Przekleństwa przeszłości odkupione, a demencja ledwie przeszkodą, wymówką, aby zgasić ogień miłości. Pora na wiosnę, by odnaleźć pogruchotane szczęście w przeklętym świecie, który zamierza nas tłamsić przez niedoskonałości. ,,Pamięć'', to małe, kameralne, niewidzialne cudeńko, które pozwala odzyskać pamięć na poczet lepszych dni. </span></p><p><span style="font-size: large;">Meksyk, USA, Chile, 2023, 100'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Michel Franco, Sce. Michel Franco</span><span>, Zdj. Yves Cape, Kos. Gabriela Fernandez, prod. Case Study Films/Match Factory</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Jessica Chastain, Peter Sarsgaard, Brooke Timber, Elsie Fisher</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/A3sOCO8mhS8" width="320" youtube-src-id="A3sOCO8mhS8"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-85565081759837697472024-02-22T17:53:00.009+01:002024-03-14T11:11:57.486+01:00Strefa interesów - Głusi na krzyk niewinnych <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB0igdgaKR5OErcy_WVBzmpIRGPBOSBtKkmiLavnJsCLp3peLzov6ecQW6A3FFQN6E0zmdIKEwKqHKvhmFR8-z5Gx58n-uQXbl76ecbkFKCdmBb1hpiahU7V94182dDLY5LkofyaOPWR7gSIgeYSQBmpl60L1Dmk0X_f0KsUvbv8LIBLtcQvP7HW1pRkJ5/s1140/Strefa%20interes%C3%B3w.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="641" data-original-width="1140" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB0igdgaKR5OErcy_WVBzmpIRGPBOSBtKkmiLavnJsCLp3peLzov6ecQW6A3FFQN6E0zmdIKEwKqHKvhmFR8-z5Gx58n-uQXbl76ecbkFKCdmBb1hpiahU7V94182dDLY5LkofyaOPWR7gSIgeYSQBmpl60L1Dmk0X_f0KsUvbv8LIBLtcQvP7HW1pRkJ5/w561-h360/Strefa%20interes%C3%B3w.jpg" width="561" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Sporo oczekiwałem po najnowszym dziele Glazera (znanego z ,,Pod skórą'', którego nie jestem fanem), ale nie spełnił, w pełni, pokładanych w nim obietnic. ,,Strefa interesów'', to film przeraźliwie zimny, zdystansowany oraz serwilistyczny. Utkany z pozornie błahych scen stojących w kontraście do piekła ludzkości, gdzie obóz koncentracyjny robi za tło wydarzeń. Obawiam się, że nigdy nie zostanę wyznawcą kina, w którym Holokaust jest wystawiony na emocjonalną pułapkę. Mam złe wspomnienia z ,,Listy Schindlera'' - nielubiane filmy od Spielberga stały się swego rodzaju katem tej tematyki. Jego pretensjonalne, krzykliwe filmy, które miały budzić podziw - okazały się nieznośnymi zabawkami, aby podbijać sztuczne emocje. I choć Glazer uniknął płaczliwych scen - robi coś równie nieautentycznego. Skupiając się na komendancie obozu w Auschwitz, który przez cały film wydaje się postacią z wyobcowanego dramatu. Jakby żył na dwóch krawędziach - między rodzinnym szczęściem, a częścią układanki masowego ludobójstwa na zlecenie. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Dość zaskakujące jest podejście w pierwszej partyturze. Na czarnej tablicy wysnuwa się napis z tytułem filmowym, a w tle dochodzą niepokojące dźwięki, które mają przygotować widza na piekło poza widzialną szybą cierpienia. Wyjaśnienie ekranu - muzyka gaśnie. Obserwujemy sielskie spotkanie rodzinne na łonie natury, gdzie dzieci bawią się wśród zielonych łąk. Woda, czyste powietrze i swoboda obyczajowa, jakby nic się nie działo, a tymczasem, gdy wchodzimy do domu widzimy, że po drugiej stronie muru, okaleczonego drutami kolczastymi, stoi fabryka śmierci. Widać z daleka, niejednokrotnie, dym z komina, co ma oznaczać, że pomieszczenia gazowe działają. Ktoś strzela, krzyczy, i wydawałoby się, że to nieznośni sąsiedzi z nad przeciwka, ale to pułapka niematerialnego sumienia. To prawdziwy obóz, w którym trzyma się ludzi, jak na smyczy, opakowanych w krzywdzące ramy bluźnierczej ideologii, aby zabijać Słowian, Żydów czy Węgrów. Nie widzimy żadnego więźnia w kadrze, lecz słyszymy przeraźliwy ogrom cierpienia zza mur. </span></p><p><span style="font-size: large;">Komendant Rudolf, który czyni obowiązki biurokratyczne ma coś z ofiary, co podstępem dał się otumanić maszynie hitlerowskiej. Traktuje obóz jak rutynową pracę, gdzie zajmuje się sprawami zawodowymi. Jest odseparowany od ludzkiego cierpienia. Wyizolowany z wewnętrznej odpowiedzialności za to, co stworzył i czego jest świadkiem. Jest trybem społecznego przyzwolenia na zniewalanie ludzkości w imię dobrej posady, rodzinnego ciepła, ale to wszystko pozory. Bo jest nieświadomym głupcem, któremu wyprano mózg. Myśli, że działa w imię Hitlera, ale w rzeczywistości - jest kluczem, dlaczego Niemcy nie widzą problemu w społeczeństwie. Są pogrążeni w niemym uścisku. Nie słyszą płaczu dziecka, wystrzałów i zezwierzęcenia. Udają, że to alternatywny świat, z którym nie mają nic wspólnego.</span></p><p><span style="font-size: large;">Widać to na przykładzie zreformowanego obrazu - wystylizowane kadry, jakby miały pogłębić dychotomię myślenia, dwumyślenie jednostki, która wykonuje rozkazy traktując obóz jak biznes, który stał się dochodowym papierkiem lakmusowym na zbrukane człowieczeństwo. To tylko zajęcie, którego nie obchodzi los skazańców. A wśród dopracowanego kadru kwiaty w ogrodzie, przestronne pokoje, czystość oraz porządek, jakby rodzina chciała zaprzeczyć, poprzez dekorację domu, co dzieje się tuż za płotem. ,,Niewiedza jest błogosławieństwem'' - chciałoby się zacytować, ale to unikanie odpowiedzialności jest wręcz rekonfiguracją świadomości ludzkiej. Rudolf - mąż - jest troskliwym ojcem, kocha zwierzęta, gdzie pieści rumaka w stajni, a mimo to, z jakiegoś powodu, zajmuje się odczłowieczającym biznesem promując zagładę ludzkości. Jego żona Hedwig chodzi dobrze ubrana, ze szminką na ustach, jej uśmiechy ze znajomymi kontrastują z licznymi niepoprawnymi wystrzałami zza kadru - snując koszmar tych, którzy zostali uwięzieni w sześcianie nienawiści przez zbrodnię ideologiczną. Nikt nie tratuje płaczu dziecka za murem jako ostrzeżenia. Wygląda, jakby to była zabawa, jako coś, co jest naturalne i oczywiste. Błąd poznawczy wyznawany przez rodzinę otumania widza, bo widzimy kompromitujący śmiech na tle zasłyszanej masakry. Jest coś niepokojącego w tej deprymującej formie, która lśni na ekranie, jakby chciała zagłuszyć sumienia miliony mieszkańców Niemiec, którzy przyzwolili na obóz zagłady. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3SnNYddXvzBtqvUE4__zuv1Lyy8CTgeUjQh41MBveBkTm78N7DEVeIiAhfo2q_2dLlvhg8g6iuxjy6q01OWs-bHtds-jw-xjpoE8Q2nvg8b2rcQTqSY4EgY9cUipLHLwpzsZWZJA_xpH4kl6zf4nhcDOecSLFolapDhE5NcWIbIL3dadImDMERSNsOkxe/s922/Strefa%20interes%C3%B3w%20film%20o%20Holokau%C5%9Bce.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="615" data-original-width="922" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3SnNYddXvzBtqvUE4__zuv1Lyy8CTgeUjQh41MBveBkTm78N7DEVeIiAhfo2q_2dLlvhg8g6iuxjy6q01OWs-bHtds-jw-xjpoE8Q2nvg8b2rcQTqSY4EgY9cUipLHLwpzsZWZJA_xpH4kl6zf4nhcDOecSLFolapDhE5NcWIbIL3dadImDMERSNsOkxe/w640-h426/Strefa%20interes%C3%B3w%20film%20o%20Holokau%C5%9Bce.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Nikt nie przejmuje się drugą stroną, jakby obóz nie istniał, i był abstrakcją, a sama Hedwig zaczyna irytująco przyznawać, że mogłaby zostać ,,królową Auschwitz''. Ich sprane mózgi przez krwiożerczą ideologię są do tego stopnia odhumanizowane, że nie zauważają cudzej krzywdy. Nie chcą słyszeć, choć słyszą wyraźnie. Świat przybrał formę niebezpiecznej karykatury, gdzie przyzwolenie na okrucieństwo stało się pochlebstwem, a obóz jedynie maszyną do zarabiania brudnych pieniędzy czy załatwiania interesów na rzecz zleceniodawców. Jednak forma, w jaką Glazer ślepo wierzy - jest czysty, wycyzelowany obrazek z pachnącego domu. Gdzie ujęcia kamery są zdystansowane. Najczęściej oglądamy postacie z daleka, odsunięte na bok, abyśmy sami trzymali się z daleka od brudnych nazistów, którzy tylko zakładają maski, żeby utrzymać pozorowane szczęście. Ponieważ rodzina jest zniekształcona. To poza, obciachowy szyk na tle umęczonych więźniów, których nie widzimy w przestrzeni. To rodzina rozbita, gdzie chłód emocjonalny przypomina chłód traktowania obcych. Ich codzienne rozmowy są pozbawione ikry, błahe, sentencjonalne i wyprane z głębi. Dotykamy niemiecką rodzinę przez oddalone szkło, ponieważ kamera nie chce, abyś przywiązywał się do kogokolwiek. Co z tego, że Rudolf prywatnie zajmuje się dziećmi, ma dobre kontakty ze zwierzętami, skoro jest ślepy oraz zakłamany. Działa w niesłusznej sprawie nie zauważając własnej ignorancji.</span></p><p><span style="font-size: large;">Kłamstwo ma podwójne ostrze - wypolerowane zdjęcia na potrzeby skontrastowania sielskiej krainy ze zmierzchem ludzkiego błogosławieństwa. A dwa - pod pozorami ułożonej rodziny - mamy skrzywienie umysłowe, pozwolenie, aby obok działały mordownie, gdzie ludzki los jest nieważny, dopóki nie zagraża to funkcjonowaniu w społeczeństwie. W małej, kameralnej osadzie, gdzie krzyk małych dzieci jest potwornym zaniedbaniem. Co z tego, że zajmują się własnymi dziećmi, skore inne traktują jak obcą rasę. Czyż to nie hipokryzja, która wylewa się brzemiennie w zaślepiającym blasku nierozumienia rzeczywistości? Nazistowskie popędy wygrywają z ludzkim odruchem, a my przypatrujemy się biernie oraz bezradnie marnujemy czas, jak świat został zbrukany, a piękne kwiaty kontrastują z ogłuszającym cierpieniem za linią wroga. Beztroska codzienność to ułuda, to przyzwolenie na krach społeczny, indywidualny oraz zamach na człowieczeństwo. To nauczanie przyszłych pokoleń nienawidzenia innych za to, kim są, za ich rasę, za pochodzenie czy korzenie, stąd nieustanna walka etniczna, która jest odzwierciedleniem spaczenia ludzkich umysłów. </span></p><p><span style="font-size: large;">Mam jednak spory problem ze ,,Strefą interesów'', ponieważ jego wyobcowany dramat sięga poza nieludzkie przyzwolenia na skazywanie niewinnych na krzywdę. Jego analityczny próg, chłodna kalkulacja, aby malowniczy krajobraz miał zastąpić okrucieństwo rzeczywistości jest jakimś spaczeniem estetycznym. My, jako widzowie, zdajemy sobie sprawę, co dzieje się za murami, a kadry oślepiają zapachem przyrody, pies luzem biega po podwórku, dzieci beztrosko bawią się w basenie, a przecież tam, kilka stóp przed nami, czai się zło większe od pogardy. Jest to obrzydliwe, w pewnym sensie, kiedy obserwujesz codzienne rytuały ogłupionej rodziny zdając sobie sprawę, że krzyki czy wystrzały są prawdziwe, a ludzie mordowani w imię zawszonej ideologii oraz ślepego posłuszeństwa życia w systemie, gdzie niewolnikami zostają ci, którzy niczemu nie zawinili. Dlatego budzi jawny protest, aby nieco skrytykować dzieło Glazera, które jest prześlicznie sfotografowane, tak odseparowane od rzeczywistej klęski ludzkości, że wręcz niedowierzałem, iż autor za kamerą pozwolił sobie na zdystansowany dramat. Jakby bał się odkryć ludzkie uczucia, gdzie czerń pochłonęła inscenizowaną atmosferę. Bo, jakby nie patrzeć, świat w ,,Strefie interesów'', to świat pusty, bezimienny oraz gorzko zdehumanizowany. </span></p><p><span style="font-size: large;">Wielka Brytania, Polska, USA, 2023, 106'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Jonathan Glazer, Sce. Jonathan Glazer</span><span>, Zdj. Łukasz Żal, Muz. Mica Levi, prod. A24/Film4/JW Films</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Christian Friedel, Sandra Huller, Ralph Herforth, Max Beck </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/r-vfg3KkV54" width="320" youtube-src-id="r-vfg3KkV54"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-70104237915025740302024-02-18T22:41:00.005+01:002024-02-20T12:32:17.145+01:00Czarne chmury w moim sercu - Miłość kwitnie w nas<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkxrXB57846ZWNrMA0BpCukQP7CNFTjXGQtAtEQtzaZ6MoZaI-RfhNkGP3oufHg7hgdPh_6VlD6lntwQuKt-Fig-A3Yy8DpX4m3-cljUUFUo3vkNFxlSk4QI6tALhAHQ1_dtGBHomwTUONb1OBAtAjZTHiTonmO6WpF0ZK6jweNQ3i9hYZHBg5zFkP3SNH/s855/Czarne%20chmury%20w%20moim%20sercu.jpeg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="855" data-original-width="600" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkxrXB57846ZWNrMA0BpCukQP7CNFTjXGQtAtEQtzaZ6MoZaI-RfhNkGP3oufHg7hgdPh_6VlD6lntwQuKt-Fig-A3Yy8DpX4m3-cljUUFUo3vkNFxlSk4QI6tALhAHQ1_dtGBHomwTUONb1OBAtAjZTHiTonmO6WpF0ZK6jweNQ3i9hYZHBg5zFkP3SNH/w450-h640/Czarne%20chmury%20w%20moim%20sercu.jpeg" width="450" /></a></div><br /><p></p><p><span style="font-size: large;">Anime powstałe na podstawie mangi Norio Sakurai, to największe odkrycie ostatnich miesięcy. Jeśli pragniecie słodkich, niepozornych komedii romantycznych w szacie animacyjnej, to ,,Czarne chmury w moim sercu'' powinny zaspokoić wasze pragnienia. To adaptacja, która wiernie śledzi losy Ichikawy - wykolejeńca w szkolnych murach z grzywką opadającą na prawe oko. Wygląda jak postrach na szpaki w okresie letnim, ale jego mroczna dusza, to ledwie skrywana uczuciowość i pogoń za rozmową z dziewczyną. Ma mroczną fantazję, ponieważ czyta kryminalne książki, a na lekcji myśli, jak uzewnętrznić własne dziwactwo, bo zamierza zamordować szkolną piękność. Annę Yamada, która po lekcjach urządza sesje zdjęciowe dla magazynów zajmujących się modą. Ma prezencję, stos koleżanek, a jej jedyną tajemnicą pozostaje wcinanie przekąsek w bibliotece podczas przerwy między lekcjami.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Jego choroba duszy prędko ulegnie transformacji, gdy zda sobie sprawę, że błądząc między biblioteką, a bezwzględnym podglądactwem jest naturalną dziewczyną, która niczym się nie wyróżnia - poza tym, że ma bujne życie pozaszkolne, ponieważ występuje w programach, ubiera się szykownie do pozowanych zdjęć. Mimo szalonych pasji w szkole trudno zauważyć jej odmienność. Wtopiła się w tłum, rozmawia z koleżaneczkami, jak przeciętna nastolatka nie zgrywając wielkiej pani, która pnie się po szczeblach kariery. Zdrowo podchodzi do hobbystycznego zajęcia przebierając się w różne eleganckie spódniczki. Lubi dobrze zjeść, więc pożywia się przeróżnymi przysmakami, a jej pociąg do łakoci sprawia, że jest bardziej naturalna niż dietetyczki, co przesadzają z jadłospisem. Z kolei Ichikawa musi zmagać się z torturowaniem własnej skaleczonej psychiki. Nie wierzy w miłość. Na lekcjach podsłuchuje rozmowy chłopców, którzy opowiadają o sprośnych fantazjach, gdzie młodzieńczy wigor oraz nadmiar testosteronu miesza w głowach. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpkaq2kwx9DNdsgqof1vdfuaNkz4AONBiNQ7eUmtLz4dfj762BrVE2BS3Rmi5h7WYWSx4tbsx1ZwkmeFZjtL6IZ4u-uigJjDcMdHf9M6grOAfFr57EJY-L9_1zNj-mK1Icdy89_Tw9zHSjy9c7PyXGYYAWKUvO-SeFQL77CCTGY75-xvetFcXWY5EwY9AM/s934/Komedia%20romantyczna.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="525" data-original-width="934" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpkaq2kwx9DNdsgqof1vdfuaNkz4AONBiNQ7eUmtLz4dfj762BrVE2BS3Rmi5h7WYWSx4tbsx1ZwkmeFZjtL6IZ4u-uigJjDcMdHf9M6grOAfFr57EJY-L9_1zNj-mK1Icdy89_Tw9zHSjy9c7PyXGYYAWKUvO-SeFQL77CCTGY75-xvetFcXWY5EwY9AM/w640-h360/Komedia%20romantyczna.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Osobowość schizoidalna młodego chłopca, który czuje się jak wyniszczony samotnik - stopniowo przechodzi ,,autoterapię'', gdzie kobieta staje się obiektem zainteresowania, szczerego wzniecenia fantazji płcią przeciwną, przeciwstawieniem się mrocznej naturze, która bezwarunkowo zamieniła go w niepewnego siebie, paranoidalnego dziwaka, który wymyśla niestworzone rzeczy, na potrzeby niespokojnego sumienia wywracającego się na plecy. Od przerażającej myśli, aby upozorować morderstwo, do kształcącej się relacji, która zmieni go z niespokojnego mężczyzny w wierzącego siebie altruistę. Naturalnie, schemat; wycofany facet i popularna dziewczyna przez ostatnie lata w anime jest nagminnie serwowany, eksploatowany oraz konfigurowany. Raz robią to dobrze (jak ,,3D Kanojo'', ,,Gamers''), raz gorzej (jak seria z Miss Nagatoro, które nie było fascynujące), a inne nadają się na śmieci spuszczając zasłony milczenia (jak ,,My Dress Up Darling'' czy okropieństwa w stylu ,,Dziewczyna do wynajęcia'') - prawdziwy koszmar, jak nie tworzyć relacji damsko-męskich. W każdym razie mamy anime, które balansuje między serdeczną komedią, a love story z małego podwórka. </span></p><p><span style="font-size: large;">Nie unika żartów dla dorosłych, bo mamy aluzje do seksu, a sama Yamada jest piersiastą bohaterką, więc nie raz wyeksponują jej wdzięki (czasem chamsko, czasem subtelnie). Ichikawa ma sympatyczną siostrę, która węszy rodzącą się przyjaźń między bratem a szkolną gwiazdą, która cieszy się dobrym zdrowiem, towarzystwem oraz liczbą łakoci z cukierni. Jest to romans budowany na znanych fundamentach: przeciwności, które przyciągają odmienne pozycje wyjściowe, od zauroczenia, po pierwsze rumieńce, składane obietnice. Łagodne dziewczę w postaci Anny, która w swych decyzjach musi lawirować między kształtującą się przyszłością, a niezapowiedzianą miłością, która zakwitnie bez powiadomienia. Która ma surową matkę, ale jedynie w kwestiach związanych z nauką, bo prywatnie okazuje się przesympatyczną kobietą w kwiecie wieku. Jest jeszcze jedna rzecz, która mocno dzieli, ponieważ Ichikawa jest stosunkowo niskiego wzrostu, a Yamada wygląda jak tyczka - wysoka, masywna, zupełnie nie przypominająca kanon dziewczęcej urody w Japonii, chociaż jest pięknością, której nikt nie dewaluuje czy zaprzecza. </span></p><p><span style="font-size: large;">Poza tym, że Ichikawa jest lekkim mrukiem, nie zawsze wie, co powiedzieć, gubi się między tym, czym jest dla niego koleżanka z klasy: przestojem w rodzącej się fantazji oraz żarem namiętności, czy szczerą odpowiedzią na pieśni kruchego serca, gdzie alter-ego podpowiada, że powinien się zdecydować, czy chce budować trwałą relację ze ślicznotką, z którą spędza sporo czasu, i z którą dobrze się bawi, czy odpuścić i zaprzepaścić szansę na rozwijającą się romantyczną przejażdżkę. Nie trudno zgadnąć, że porywy serca będą wygrywać w ekstremalnych sytuacjach, ale nie zabraknie trudnych decyzji, a jego otwartość sprawi, że z czasem zostanie zauważony przez koleżanki z klasy, które ułatwiają nieść komediowy sztorc, gdzie humor waha się między szczyptą burleski a nieprzewidzianymi zdarzeniami. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jasne, Yamada jest królową potajemnych romansideł, ale co zabawne - nie ma chłopaka, a panowie z klasy niby coś tam snują, że chcieliby się umówić, czy chodzić za rączkę, ale to miękkie ,,parówki'', które łatwo zgasić, które nie mają dość odwagi, aby cokolwiek sensownego zaproponować. Postacie drugoplanowe wokół Yamady nie są wystarczająco pogłębione, aby złapać jakiś kontakt porozumiewawczy. Raczej klasycznie ustawione po to, aby uzupełnić wizerunek szkoły, gdzie uczniowie bywają różni, ich charaktery mocno skumulowane do wybranych cech, ale to nie ma większego znaczenia, bo głównie skupiamy się na ,,gołąbkach'', które zaczną po cichutku umawiać się na domowe schadzki, wyjdą na jakąś quasi-randkę, czy spotkają się w bibliotece, aby sobie podyskutować. Także, w tym elemencie można byłoby nieco poprawić, choć czas antenowy nie pozwala na to, aby angażować się w sprawy intymne czy prywatne młodych uczniów, którzy robią za tło dla dwójki niepasujących do siebie postaci. Dobrze to kontrastuje na kilku poziomach, bo Ichikawa dostaje monologi wewnętrzne, za to Yamada przeważnie wcina różne rzeczy wyciągając z kieszeni garść cukierków, co jest sympatyczne oraz niegroźne. </span></p><p><span style="font-size: large;">Relacja jest budowana krok po kroku - bez niepotrzebnych przyspieszeń. Gdzie wady naszych protagonistów wypływają na wierzch nie psując, ani nie spłaszczając relacji do słodkich słów czy łatwych ciosów pod publikę. Scenarzyści mogli ulec pokusie, aby relacja stała się platoniczna czy nadto podkręcona seksualnością, a jest przeciwnie. To związek, który rodzi się w bólach, ma przeciwności losu, chwile zwątpienia, chwile rozpaczy i szczęścia. Zakochanie przychodzi, choć nikt nie musi mówić na głos ,,Kocham cię'', bo my to widzimy na ekranie, co jest znakomitą informacją, dla kogoś, kto lubi zniuansowane melodramaty czy komedie romantyczne, które nie robią z odbiorców pięcioletnich dzieciaków. Ma w sobie urok innej, oglądanej dawno temu serii ,,Ore Monogatari'' - idealnej dla par, dla zakochanych, które ogląda się znakomicie z osobą, z którą jesteśmy w związku. I wydaje się, że ma równie bliskie konotacje. Choć bywa zdecydowanie mroczniejszy - szczególnie w pierwszych partiach, gdzie Ichikawa ma jakieś epizody maniakalne i chce popełnić zbrodnię w myślach, co jest przerażające. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5mTII99086k7xG7Maasl0jx8ry0sbooFKvk7ATOCtBE5B0JM_aIdyuQ1OwAgj7u6Tkbal5dOZSOhzn78rfz3GDlHslU4wGoYdXVpDK6pveUqQZuCwh3J7rZKQTuMKQftV7O7QdgIpyhCINAbmXppljWSEUfise0mlntfbKe1hyWdbjwS1bvv7FAbCCaas/s1113/Czarne%20chmury%20boku%20no.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="626" data-original-width="1113" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5mTII99086k7xG7Maasl0jx8ry0sbooFKvk7ATOCtBE5B0JM_aIdyuQ1OwAgj7u6Tkbal5dOZSOhzn78rfz3GDlHslU4wGoYdXVpDK6pveUqQZuCwh3J7rZKQTuMKQftV7O7QdgIpyhCINAbmXppljWSEUfise0mlntfbKe1hyWdbjwS1bvv7FAbCCaas/w640-h360/Czarne%20chmury%20boku%20no.jpg" width="640" /></a></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Osoby, które zmęczyły się koncepcją: wyizolowanego chłopca i mega popularnej dziewuchy, nie wiem jak do tego podejdą. Jest to problematyczne do rozwiązania. Plus jest taki, że Ichikawa nabiera barw oraz staje się mniej aspołeczny w dalszej fazie narracji, co jednocześnie sprawia ulgę, bo jestem zmęczony bohaterami, którzy boją się przyznać do miłości (,,Dziewczyna do wynajęcia'' wyleczyła mnie z serii, które nie potrafią być szczere z odbiorcą). Należy pamiętać, że mamy do czynienia z gimnazjalistami, więc nie oczekujcie wyrafinowanego humoru - czasem stoi na nienajlepszym poziomie, aczkolwiek Ichikawa na pewnym etapie wyśmiewa się z chłopaków, którzy robią z siebie perfidnych idiotów. Na pochwałę zasługują uczucia, które nie są wypowiadane wprost do kamery, a zawieszenie między pewnością, a przeczuciem doskonale interpretują nasze dorosłe związki, które czasem błąkają się w chmurze niewiedzy. I nie wiesz, jak masz interpretować słowa drugiej osoby: czy to zaawansowany sarkazm, czy powaga. W każdym razie scenariusz lekko, na ile się da, oraz przyjemnie meandruje w tym zawieszeniu ciasteczkowego love story, gdzie gorycze porażki lądują obok ukajających scen, gdzie ludzki dotyk wyraża więcej niż słowo. </span></p><p><span style="font-size: large;">Bywa naiwny, jak każda komedia romantyczna, ale to gatunek, w którym musi być ziarno naiwności, bo przestałby funkcjonować w społeczeństwie. Poza tym, dlaczego miłość nie mogłaby być naiwna? Przecież nie jeden z nas wchodził w związki, które przeczyły zdrowemu rozsądkowi (mam to z autopsji). Ładna, stylistyczna tapeta kolorów dobrze dopina łagodny scenariusz o miłości, który nie jest nakreślony przerażającymi flashbackami z przeszłości, jak to było w ,,Hige wo Soru'' (polecam szczególnie mangę, bo jest bardziej rozbudowana niż anime). Nie czuję się specjalistą w komediach romantycznych, choć widziałem tego sporo, i czasem mam wrażenie, że japońskie animacje za bardzo kombinują z intrygami, albo bywają niedorzeczne. Jeśli szukacie czegoś relaksującego, a jednakowo przyjemnego do odkrywania, to ,,Boku no Kokoro no Yabai Yatsu'' wypada świetnie jako wstęp dla osób, które nie przepadają za anime. Może to tytuł, który zachęci was do tej niszy, albo szukacie komedii romantycznych, które nie robią z widza pajaca z IQ na poziomie ameby.</span></p><p><span style="font-size: large;">Nie jest to historyczne wydarzenie, i pewnie nie jeden odpadnie przez to, że mamy młodocianych bohaterów. Dałem im szansę, i nie przestałem oglądać. Obecnie animacja ma drugi sezon, więc trwa w najlepsze, a ja mam poczucie, że warto było zerknąć, bo lubię oglądać miłość na ekranie. </span></p><p><span style="font-size: large;">Japonia, 2023-2024, 12 epizodów (sezon 1), 12 epizodów (sezon 2)</span></p><p><span style="font-size: large;">Studio: Shin-Ei Animation</span></p><p><span style="font-size: large;">Reżyser: Hiroaki Akagi</span></p><p><span style="font-size: large;">Scenariusz: Jukki Hanada </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/rLO68L82ZnE" width="320" youtube-src-id="rLO68L82ZnE"></iframe></div><br /><p><br /></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-25937325683871482592024-02-18T16:59:00.005+01:002024-02-18T20:17:15.113+01:00Muriel - Spotkanie po latach <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnm1Oyk5jvY39DLSeRwgVq-Pva0G3sbiLLDwxYT31E80KJlQEMJzpeFU61kleKoWGA0QFL8i6ZG5BzXBR_WGzpC8-4bNGXVFrBXfsyUEmrdmPy1erZElZtl0zBj3RGfdkRAvaU7Bx73HvVCz3jJyWAXrLgpB0V9bFyhB1ki_xeTSrt1I8Nh2-tuKviDFwg/s2670/Muriel%20Resnais.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2670" data-original-width="1992" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnm1Oyk5jvY39DLSeRwgVq-Pva0G3sbiLLDwxYT31E80KJlQEMJzpeFU61kleKoWGA0QFL8i6ZG5BzXBR_WGzpC8-4bNGXVFrBXfsyUEmrdmPy1erZElZtl0zBj3RGfdkRAvaU7Bx73HvVCz3jJyWAXrLgpB0V9bFyhB1ki_xeTSrt1I8Nh2-tuKviDFwg/w478-h640/Muriel%20Resnais.jpg" width="478" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Czy istnieje lepsza rekomendacja niż nazwiska, które wzbudzają podziw? Nie od dziś wiadomo, że jestem fanatycznie zakochany w twórczości Alaina Resnais - jednego z najbardziej enigmatycznych filmowców w historii francuskiej kinematografii. Przeplatającego szybkie cięcia montażowe z maestrią zaglądania do głów, w których kryją się sekretne komnaty. ,,Muriel'', to niestandardowa kameralna opowieść o pamięci, okrucieństwie wojny, i miłości, gdzie romans nie zdążył wybrzmieć w relacji. Po fantastycznym debiucie ,,Hiroszima, moja miłość'' (1959) łatwo zauważyć, że Resnais przez całą karierę będzie świadkiem, jak nasze wspomnienia igrają z konfabulacją, a wewnętrzne przeżycia wpływają na postrzępione obrazki z teraźniejszości. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">I chociaż cześć publiczności kojarzy autora z zabiegami formalnymi, które mogą przeszkadzać w delektowaniu się opowieściami, to ,,Muriel'' nieco wytrąca widza z czujności, bo zaczyna się normalnie, jak niespełniony romans, którego zatarło brzemię czasu. Helene sprzedaje antyki oraz spontanicznie zaprasza do domu byłego kochanka. Helene mieszka z pasierbem o imieniu Bernard, który walczył w Algierii, nie mogący pogodzić się ze śmiercią pewnej Arabki. Alphonse, podobnie jak pasierb, stacjonował w wojsku w wojnie o wolny Algier (który walczył o niepodległość), gdzie spędził gros ciężkich chwil, gdyż wyjazd z kraju oznaczał, iż porzucił Helene oraz marzenia o zamążpójściu. Spotkanie po latach ma zostać sposobem na odzyskanie straconych szans, przypomnieniem, jak czas zaciera uczucia, a jego miejsce zamieszkania zmieniło obudowę, gdzie strych został zastąpiony przez salon. Upływ wielu dni, tygodni oraz miesięcy sprawił, że to co dawniej wydawało się na wyciągnięcie ręki, czyli trwanie w błogiej chwili rozpalonej miłości wypłynęło na mielizny kurczącej się przyszłości, która nie przyniosła niczego dobrego.</span></p><p><span style="font-size: large;">Helene stała się wdową, ponieważ miała kogoś, gdy Alphonse czynił obowiązki w Afryce Północnej, pasierb z kolei wydaje się zamkniętym w sobie młodzieńcem, który wciąż powraca myślami oraz poprzez projekcje filmowe urządzane w domu, do czasów, gdy był służbistą z dala od Francji. Rozmyśla o tytułowej Muriel, o której nie wiele się dowiemy, bo Resnais, jak to ma w zwyczaju, woli nasze domysły oraz stopniowe układanie puzzli w kalejdoskopie wspomnień cudzych życiorysów. Niezobowiązujące spotkanie stanie się więzieniem przeszłości, w której roztrząsa się dawne niepowodzenia (list wysłany do ukochanego nie trafił w ręce Alfonsa), wspomnienia urojone mieszają się z traumą post-wojenną. Gdzie oglądamy czarno-białe zdjęcia, a projektor wyświetla burzliwe losy w Algierze. Pozując na styl dokumentalny. Z pozorów wyłania smutek za utraconą przeszłością, lecz zagląda dalej niż za lustrem fałszywej pamięci, która zostaje przetarta przez własny scenariusz uczuciowy. Jakby problemy sercowe chciały wyprzeć przeszłą rzeczywistość i zmienić bieg historii, gdzie namiętność góruje nad rozsądkiem. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jego kameralna struktura przypomina późniejsze wyczyny filmowca, jak ,,Melodramat'' z 1986 r., gdzie nie wiele dzieje się w kadrze, ale za to paruje niewypowiedzianymi słowami, złamanymi sercami oraz pamięć, która zwodzi naszych bohaterów. Bo, w rzeczywistości jesteśmy świadkami naszego mitomaństwa, gdzie wymyślamy sobie narrację z przeszłości, aby nasze pragnienia korespondowały z obecnymi uczuciami, dlatego Alfons w ,,Muriel'' wydaje się, że część faktów zmyśla na potrzeby podkręcania swojej tragedii wewnętrznej. Jest to zmysłowe, pokręcone, ale jakże ludzkie, bo jest ofiarą własnych, niezaspokojonych ambicji. Chciał poślubić Helene, ale wojna przeszkodziła w zamiarach, zaś sama Helene też coś kręci i nie do końca potrafię zaakceptować fakt, że nie ma jasnej deklaracji, czy go kochała, czy tylko nazmyślała oraz nazwała swoje uczucia, aby nie czuć się samotną. Skomplikowane to, jak zaburzenia w klatce piersiowej, gdzie sercu zaaplikowano depresję dwubiegunową. Nie wiesz, czy to prawdziwe, czy tylko zaburzenie, przykre urojenie zdeptane przez czas. Jak odróżnić, to co było dawniej autentyczne, od tego, co jest obecnie mglistym wspomnieniem, z dziurami w pamięci?</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglHoPOPaLJaMLcn9pt6vt-k_3mIc0jxdajkE9pge2rmR3lbdb2aVFQomdmbM0_2P02PER_hqjg7GLypp-17mm7iOMBGuHUcckrvT0q0fXHkcTDn8GZrIhGkHU-L4XSztZ3_uYmpYfxgEwdhAHXQSwdSLEP0OXafJjhOVFIN0ufhHQm81vXKJ8wqXQPRl54/s540/Muriel%20o%20przesz%C5%82o%C5%9Bci.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="310" data-original-width="540" height="368" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglHoPOPaLJaMLcn9pt6vt-k_3mIc0jxdajkE9pge2rmR3lbdb2aVFQomdmbM0_2P02PER_hqjg7GLypp-17mm7iOMBGuHUcckrvT0q0fXHkcTDn8GZrIhGkHU-L4XSztZ3_uYmpYfxgEwdhAHXQSwdSLEP0OXafJjhOVFIN0ufhHQm81vXKJ8wqXQPRl54/w640-h368/Muriel%20o%20przesz%C5%82o%C5%9Bci.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Dlatego autor sprytnie buduję tę opowieść kroczek po kroczku, z czasem szalejącym montażem, który przypomina, że francuska nowa fala uwielbiała eksperymentować z formą. Na szczęście ,,Muriel'' tylko w kilku momentach przyspiesza z wyświetlającymi się kadrami. To dobrze, bo to małe dzieło, gdzie nie potrzebne są sztuczki, które Resnais dopracował w późniejszych produkcjach, jak ,,Opatrzność'' z 1977 r., gdzie ukazuje stan świadomości pisarza poprzez liczne sztuczki montażowe. To nie jest produkcja, która jasno zaalarmuje, w co masz wierzyć, co jest prawdziwym, duchowym przebiegiem po przeszłości, a co naddatkiem do rzeczywistości. Kto zmyśla, i w którym momencie - musisz stopniowo sam dochodzić do faktów. Jak detektyw biegający za tropami uczuciowymi. Choć jedno nie unika pewności - przeszłości nikt nie uciekł. Bohaterowie dramatu mierzą się z okrutną trajektorią czasu, która wystrzeliła w nich pociski, gdzie wojna stłumiła żądze, zagubiona Arabka (czy to Muriel - nie odpowiem) jest również echem przeszłości, czy postrzępioną wyobraźnią, która szuka ocalenia w teraźniejszości? Gdyż Bernard wiecznie skupia się na dawnych emocjach, non stop kameruje i kolekcjonuje wspomnienia, jakby bał się utraty pamięci oraz poczytalności? </span></p><p><span style="font-size: large;">To zagadkowe kino, jak wszystko, co tworzył Alain Resnais - jeden z największych magów XX wieku, którego pokochałem od pierwszych projekcji. Wymagający, trudny, ale niezwykle satysfakcjonujący. Gdzie piętno przeszłości stale nawołuje poprzez prywatne deklaracje, wojenne zawierusze, gdzie awangardowy montaż wzmacnia niepokój i poruszenie, gubiąc się między pamięcią krótkowzroczną, a pamięcią długodystansową. Bohaterowie, co prawda są niezmiennie trudni w ocenie - prawdopodobnie nie budzą empatii, ale budzą demony z przeszłości, które nie chcą zniknąć sprzed ekranu. </span></p><p><span style="font-size: large;">Francja, Włochy, 1963, 115'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Alain Resnais, Sce. Jean Cayrol</span><span>, Zdj. Sacha Vierny, Muz. Hans Werner Henze, prod. Alpha Productions,</span></span><span style="font-size: large;"> Argos Films, Dear Film Produzione, wyst.: Jean Daste, Claude Sainval, Jean-Pierre Kerien, Jean-Baptiste Thierree</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/aSdy5Og7O-w" width="320" youtube-src-id="aSdy5Og7O-w"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-19445753137099416182024-02-18T13:48:00.007+01:002024-02-27T13:04:16.681+01:00Gospoda smocze wrota - Na wschodzie bez zmian<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKI_a0mEk_-CtReCdeMECDv9SrPLVMdV3uRtMoO3RE90bwiU1WyQY0CTO6dpdaJpAQW_PwqhIKL_pTv7Hpfptm_1OhVpdJ47C8nS4SEm3V4SMwYEeQKlZgANuxZt1qAIwPLP4gotgolIE5V_U3sgp6x_noIFeD6aXzhVNp2xJEC7P16IAnRxVNGflShMpw/s1390/Dragon%20Inn.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1390" data-original-width="975" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKI_a0mEk_-CtReCdeMECDv9SrPLVMdV3uRtMoO3RE90bwiU1WyQY0CTO6dpdaJpAQW_PwqhIKL_pTv7Hpfptm_1OhVpdJ47C8nS4SEm3V4SMwYEeQKlZgANuxZt1qAIwPLP4gotgolIE5V_U3sgp6x_noIFeD6aXzhVNp2xJEC7P16IAnRxVNGflShMpw/w448-h640/Dragon%20Inn.jpg" width="448" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;"> Kto miał szansę uczestniczyć na azjatyckim festiwalu filmowym ,,Pięć Smaków'' (w okresie 15.11-03.12 2023 r.) wie, że pojawiła się retrospektywa kina King Hu, który słynął z nowatorskiego podejścia do wuxia w latach 60. stając się popularnym nośnikiem gatunkowym na całym świecie. Przemycając jednocześnie symbole społeczne czy idee metafizyczne. Bez obaw - ,,Gospoda smocze wrota'', to w dużej mierze przygoda oraz pokazowy balet sztyletów, które kładą przeciwników na deski.<span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Gatunek wuxia w swoim założeniu, to wywiedzione z klasycznej chińskiej literatury przygodowo-historyczne opowieści o legendarnych bohaterach. Mamy do czynienia z prościutką opowieścią. W okresie dynastii Ming (czyli ostatniej narodowej dynastii Chin). Jeden ze złowrogich członków cesarza, Cao Shaoqin, doprowadza do egzekucji lojalnego ministra obrony, który zostanie skazany na wygnanie, na banicji lądują również dzieci, co to wyruszą w kierunku zachodniej granicy. Przeklętemu Cao za mało atrakcji, więc wysyła agenta, aby wyeliminował potomstwo ministra. Prześladowca trafia do gospody zwanej Dragon Inn., gdzie będziemy świadkami zabawnej sytuacji. </span></p><p><span style="font-size: large;">Karczma stanowi centrum wydarzeń - odbębni wszystkie najważniejsze pokazy, aby przedstawić postaci wybranego dramatu, pojedynki oraz egzekucje. Obserwujemy, jak w zajeździe Dragon Inn. spotykają się watażkowie na usługach cesarza podając się za fałszywych śledczych, którzy ,,zaklepią'' miejsce jako zbiórkę. W kadrze ląduje wojownik Xiao Shaozi - wesolutki obibok znający się na szermierce. Jego przyjacielem jest lokalny karczmarz, który częstuje go winem według zamówienia. Xiao to niepozorny drań. Wędrujący z parasolką, aby uchronić kark przed promieniami słonecznymi? Niepozorny parasol stanie się bronią, gdy przejdzie do defensywy. Napięta sytuacja - banda rzezimieszków nie chce, aby pałętał się pod nogami, karczmarz prosi o opuszczenie lokalu, ale nie może go wyrzucić, ponieważ jest gościem. Ktoś dolewa do jego kubka trucizny, aby nie wyszedł żywo z terytorium wroga. </span></p><p><span style="font-size: large;">Początek to klasyczne ustawianie pionków na szachownicy. Wiemy, komu mamy kibicować, a kto dostanie ostry łomot na zakończenie. Dodatkowo pojawia się nuxia (czyli kobieca bohaterka, która będzie lała innych, aż miło popatrzeć). Choć część mężczyzn będzie myślała, że jest facetem (a to dobre - ubaw po pachy, bo trzeba być ślepcem albo nie być koneserem urody, żeby nie poznać). W każdym razie wędrująca szermierka trafi do gospody z mało rozgarniętym bratem, którzy będą biesiadować, jakżeby inaczej, z hultajami, którzy podejrzewają dwójkę o konszachty z Xiao. Także, robi się moda na sukces, gdzie każdy oskarża każdego o zdradę. Z drugiej strony, to nie jest film dla koneserów narracyjnych. Brakuje tutaj szerszej perspektywy czy większej głębi - chyba że pójdziemy okrężną drogą i stwierdzimy, że mamy do czynienia ze symbolicznym zwycięstwem nad aseksualizmem, ponieważ jedyną postacią, która została wykastrowana - jest główny przeciwnik dramatu, eunuch złego cesarza. Czyli sami rozumiecie - maleńka szpileczka, gdzie napaleni wojowie będą toczyć pojedynek z kimś, kto jest pozbawiony ognia seksualnego. Dosyć sprytna zagrywka, żeby pobawić się nieoczywistymi motywami. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV5Wd6QToC96_QXYi10o2R6eGIcQ79Pt486LBFkmSgEL1KPhkMf1vfwhS5rMJ32ZjYyxGyiqpF4vSXIVuD1NPsyF2_9JUw3S34_XtBfxkmmfPgKlZ250iYhdJK6Jxn2KR750NuTOgNH2xh4-scwhrbPHz0Hc1b6glTqZdeni9G68jyyARkOfg0gFAJwzoQ/s1920/Karczma%20Dragon%20Inn.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV5Wd6QToC96_QXYi10o2R6eGIcQ79Pt486LBFkmSgEL1KPhkMf1vfwhS5rMJ32ZjYyxGyiqpF4vSXIVuD1NPsyF2_9JUw3S34_XtBfxkmmfPgKlZ250iYhdJK6Jxn2KR750NuTOgNH2xh4-scwhrbPHz0Hc1b6glTqZdeni9G68jyyARkOfg0gFAJwzoQ/w640-h360/Karczma%20Dragon%20Inn.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Ujmuje pierwsza połowa filmu, ponieważ nikt nie stosuje długich baletów szermierskich. Głównie mamy pojedynki słowne, napięcie wynikające z tego, że gospoda u smoczych bram jest zarezerwowana przez dzikich tajniaków, gdzie gorąca głowa oznacza kłopoty, a paktowanie z wrogiem prosi się o ugodzenie szlachetnym mieczem. Gdzie popijawa trwa w najlepsze, a wróg niechybnie czeka na to, aby nasi przyjaciele wykonali nieprawidłowy ruch. Jest to przyjemne, bo przeciąganie liny, kto ma rację, gdzie wróg brata się z Xiao, aby nie zaburzyć relacji w towarzystwie sprawia miłą odmianę po awanturnikach, którzy szukają zaczepki. Jego komediowy ton w westernowych okolicznościach (gospoda niczym saloon, zamiast colta szpada, bez długich spojrzeń, lecz czyste uśmiechy z nutką fałszu) jest lekiem na przemocowe elaboraty. Eskalacja konfliktu ostatecznie wybuchnie, a Dragon Inn. zostanie oblężone przez niecną armię. Paruje między spaghetii westernem, gdzie nie masz rewolwerów, za to otrzymujesz potężne klingi, które czynią spustoszenie, a kinem samurajskim, w którym miecze ruszają w szalony taniec. Gdzie męska przygoda zostanie śledzona przez agentów eunucha. </span></p><p><span style="font-size: large;">Polityczność przenika niewidzialnie, ponieważ karczma stanowi ekwiwalent operowej sceny, gdzie karczma staje się bazą chłopstwa oraz mieszczan, co to buntowali się przeciwko władcom feudalnym. A przez to, że autor sygnalizuje miejsce akcji w połowie XV wieku, i to w epoce dynastii Ming, wyjaśnia jego wspólne spotkanie przy okrągłym stole, gdzie zwykli obywatele piją z wyższą klasą. Autorytarny rząd zostaje obalony przez sprawiedliwe społeczeństwo (eunuch kontra pozostali wojownicy), także gdzieś pod maską pozornej schematyczności kryje się maleńka iskra igrania z władzami Chin. Co nie jest oczywiste, bo wiadomo, jaka panuje polityka w tym kraju. Sama akcja filmu była urządzona na dużej połaci ziemi w Danan, na południowy wschód od Tajpej. Po sukcesie kasowym stworzono tam miasto w stylu dawnej dynastii, wraz z fortem, dzwonnicą, ogrodem, pawilonem czy herbaciarnią. Łącząc całość alejkami i ulicami. Posłuży to jako lokacja dla kolejnej produkcji w przyszłości pana King Hu. </span></p><p><span style="font-size: large;">,,Gospoda smocze wrota'', co prawda zestarzały się jako filmowy odpowiednik dziedzictwa Sergio Leone, za to posiada niewinny urok autorów, którzy stawiali na prostotę fabularną z gatunkową gracją. Ponieważ finał opowieści jest w stylu jidai-geki (w epoce feudalnej Japonii), gdzie dramat kostiumowy wybrzmiewa jako podsumowanie chińskiej tradycji rządzenia przez nieprzyjemnych generałów. Gdzie służby cesarskie dostają wciry za swój egotyzm. Gdzie nadnaturalne sekwencje sztuk walki łączą się z hiperkobiecą wojowniczką, a całość jest przyjemną rozrywką na miłe popołudnie w towarzystwie tych, którzy tęsknią za lekkością tematyczną. </span></p><p><span style="font-size: large;">Tajwan, 1967, 111'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. King Hu, Sce. King Hu</span><span>, Zdj. Hui-ying Hua, Muz. Lanping Zhou, Dajiang Wu, prod. Union Film Company,</span></span><span style="font-size: large;"> wyst.: Tien Miao, Feng Hsu, Xue Han, Chun Shih</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/GAq31U-fOS0" width="320" youtube-src-id="GAq31U-fOS0"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-3330406817426686872024-02-15T21:43:00.005+01:002024-02-18T13:53:05.660+01:00Box: Metaphor - W pułapce przyszłości <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXGp0catEUvS_O_syAjOl29BgS8vtYnCmwpOub968VBYhfh0PUN0CuD6Z8yqCEuOnAWrhkijfC2FLuNuWjVsXuTxiPYEgUBDmg8jnToxYQ66L5Y9cU5zdEZHzDjvc1jvKEy4Pyrtl6Pdk1VUDKQpN6q1-Be3PP0HCLVfSr5v7l_09mjqNomV_U4rE_HPN9/s4096/Box%20Metafora.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4096" data-original-width="2764" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXGp0catEUvS_O_syAjOl29BgS8vtYnCmwpOub968VBYhfh0PUN0CuD6Z8yqCEuOnAWrhkijfC2FLuNuWjVsXuTxiPYEgUBDmg8jnToxYQ66L5Y9cU5zdEZHzDjvc1jvKEy4Pyrtl6Pdk1VUDKQpN6q1-Be3PP0HCLVfSr5v7l_09mjqNomV_U4rE_HPN9/w432-h640/Box%20Metafora.jpg" width="432" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Eksperymentalne widowisko, które zaoferował twórca - ma coś z niepokojącej przypadłości, aby urządzać kary w metalicznym pudełeczku. Jak bohaterowie ,,Cube'' (1997), co zostali uwięzieni w sześcianie muszą mierzyć się z zagadką wszechświata, który postanowił zadrwić z ludzkiej niewiedzy. Mamy rok 2053. Skazańcy zostali umieszczeni w kolosalnych pojemnikach w kształcie kwadratu. Odpokutują w celach rehabilitacyjnych za wyrządzone szkody. Są pod nadzorem kamery. Gnieżdżą się jak zwierzęta w klitkach w czterech ścianach z małym naczyniem do picia. Nie jedni siedzą zamknięci od lat - głównie śledzimy losy kobiety, która nie pamięta, jak to jest spacerować po zielonej łące. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">To dystopijna przyszłość, gdzie liczni skazańcy mogli okazać się niewinni. Tak twierdzi nasza protagonistka, która nie ma imienia, gdyż więźniowie, jak to w literaturze mrocznej fantastyki - są posegregowani według liczb. Przypisani, jak szczury w laboratorium, którzy są oderwani od świata zewnętrznego. Więzień 371113 nie szuka ocalenia. Tkwi pod nadzorem kamery, a gdy złamie zasady czeka ją niemiła niespodzianka. To kino z niskim budżetem, więc w dużej mierze obserwujemy twarz jednej aktorki oraz niski klucz w oświetleniu, więc często jest ciemno, prawdopodobnie przez braki finansowe, lecz dodaje to odrobiny wiarygodności, gdyż resocjalizacja w przyszłości ma sporo za uszami. Traktuje się ludzi, jak zwierzęta, którzy dostają pokarm od obywateli, którzy mogą przebywać na zewnątrz, ale czy są poza jakąkolwiek kontrolą? Trudno powiedzieć, ponieważ nie widzimy, jak działa świat jutra. Mamy krótkie przebitki na zewnątrz. Możemy wysnuć, że znajdujemy się na wyspie otoczonej przez kamery i małe pojazdy zwrotne unoszące się w powietrzu, co układają pudełka na wyznaczone miejsca.</span></p><p><span style="font-size: large;">Szum fal, osuwiska skalne. Podejrzewałbym, że to kolonia karna, gdzie występki trzeba odkupić wskakując do pudła, które czyni cię ofiarą rygorystycznego systemu. Nie każdy wytrzymał próbę pozostania przytomnym w zamkniętej przestrzeni, więc otrzymujemy drastyczną scenę samobójstwa w pierwszych minutach. Społeczeństwo na wyspie przypomina coś na kształt aniołów. Obserwujemy szykowne panie w niebieskich welonach na białowłosej głowie. Nieskazitelne, o porcelanowej skórze, jakby nie miały większych zmartwień - czyżby fałszywy raj za metalową puszką? Więźnia 371113 odwiedzają różne osobistości - z początku jest to piękna, kryształowa nieznajoma, która proponuje jej literaturę angielską, ale ze względu na panujący rygor - musi odmówić przyjęcia propozycji. Oferuje jej wodę oraz pożywienie, aby mogła trwać w rutynowym koszmarze. Do końca ,,odsiadki'' pozostały cztery lata. Wystarczająco długo, aby oszaleć, dlatego będziemy świadkami halucynacji czy zmęczonych spojrzeń. </span></p><p><span style="font-size: large;">Obywatele przypominają greckich bogów, bo wyglądają zadbanie, nie mają niecnych zamiarów, choć z wizytą pana z jabłkiem w ustach zdajemy sobie sprawę, że ci z zewnątrz potrafią traktować ludzi jak obcych czy gorszego rzędu, którzy nie bez przyczyny znaleźli się w klatce bez kajdan. Poddawani torturom przez nieposłuszeństwo czy łamanie regulaminu. Dystopijna elegia ma coś z opresji świata, który chce pozbawić jednostki wolności czy samostanowienia. Pozbawiony wszelkich praw jest na łasce systemu, który zamknął go w nieludzkich warunkach. Który dostaje ochłapy, jest wiecznie podglądany i zrzucony w otchłań zniewolenia. Przez co umysł przez brak zajęcia zaczyna tracić panowanie - nasza więźniarka widzi w sennych rzeczywistościach jakąś kobietę, z którą urządza rozmowę, dla urojonego kontaktu, którego czasem jej brakuje. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUa7lePxGSdVT0B62F1OBxsVLUyPtMw4TyOik3Jaj5MavK2g3peFvh5MeqSK0RvbDoURCt4-mnDt8RjIxXwlf36Nfy4-MKs3fLEEVu3I7A5SjmsHtq6wOuHnST0iXzLePeQdluQ4GSnWToHRKjLyflHK7Yq4drTv7Jbyx7WP4SY2qQ9rQOXPaoZOsv9Irt/s1500/Box%20MEtaphor.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUa7lePxGSdVT0B62F1OBxsVLUyPtMw4TyOik3Jaj5MavK2g3peFvh5MeqSK0RvbDoURCt4-mnDt8RjIxXwlf36Nfy4-MKs3fLEEVu3I7A5SjmsHtq6wOuHnST0iXzLePeQdluQ4GSnWToHRKjLyflHK7Yq4drTv7Jbyx7WP4SY2qQ9rQOXPaoZOsv9Irt/w640-h320/Box%20MEtaphor.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Pół-bogowie, jakby wyśnieni z krainy fałszywej szczęśliwości są piękni i ozdobni, ale wydają się również wrogiem zaprogramowanego systemu, który nie pozwala na warunkowe wyjście, co najwyżej na przedwczesną śmierć - obserwujemy, jak jedno pudło z jakimś człowiekiem w środku podlega samospaleniu? Wychudzone ciało w skutek niewzbogaconej diety zmaga się z głodem, klaustrofobią i nikłym światłem, gdzie obywatele z zewnątrz obserwują eksperyment resocjalizacyjny z małej szparki, przez którą można porozmawiać ze skazańcem, jak w typowym więzieniu, gdzie klawisze mogą spoglądać na więźniów w izolatce. To pokraczna rzeczywistość, gdzie zwykli ludzie przechodzą koło metalowych pudełek żyjąc w przeświadczeniu, że inni są ,,niegodni'', aby przebywać na świeżym powietrzu wśród morskiej bryzy. Gdzie kary są dotkliwe, a więzienie mało przestrzenne, wyizolowujące od społeczeństwa, które tkwi w jakimś marazmie słodkiej niewiedzy, jak traktuje się wrogów systemu. </span></p><p><span style="font-size: large;">W tym kameralnym filmie próżno szukać oszałamiających zwrotów akcji, ratunków znikąd, czarodziejskich ucieczek z planem od Michaela Scofield ze ,,Skazanego na śmierć''. To małe, nieco depresyjne otrucie społeczeństwa przez samobiczujący się system, który traktuje rygorystycznie własne zasady. Wielki brat patrzy przez szkiełko kamery podziwiając własne skrzywienie ideologiczne - ludzi, którzy na naszych oczach cierpią i tkwią w impasie. W straconych latach za wolnością i godnością osobistą. Wytresowane małpki nie przypominają apokaliptycznej wersji ,,Planety Małp'' francuskiego pisarza Pierre Boulle, to skromny zapis z jakiejś wyspy, która przypomina, jak dystopijna przyszłość ostrzega przed podobnymi pomysłami, gdzie władza staje się autokratyczna, a pozostali muszą się przystosować albo gnić w wielkich pudłach. W imię czego? Trudno powiedzieć, gdyż reżyser nie daje żadnej wskazówki, dlaczego doszło do skrajnej izolacji pod bacznym okiem sztucznej inteligencji.</span></p><p><span style="font-size: large;">Australia, 2023, 84'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Kevin Khachan, Sce. Kevin Khachan</span><span>, Zdj. Jason Von Drayco, prod. Studio Magnetica</span></span><span style="font-size: large;">, DIYM Films, wyst.: Kasia Stelmach, Martin Cohen, Charlotte Coquelin </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/qGbcWFwZOwA" width="320" youtube-src-id="qGbcWFwZOwA"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-45127899508902569092024-02-15T17:56:00.007+01:002024-03-15T23:53:42.400+01:00Lisa Frankenstein - O kruchej komedii <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKDNeYQUD6bYXcSZy0gFW22sGtAXrMQTNes_jEhvtql8AnOavlNORwGMrxVUVveoaanEBarzvM3FUg9ZJA4ms6BGbPzzorjLEFcdpCtcp0I_gb4Ci2hghurlX_3TL233TAh2s9ZayXPo_kK2xj2wY4MUEMFIrjazAcaaIbaDrJwdXkfAsVdcnEfCCS5Rnl/s1280/Lisa%20Frankenstein.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKDNeYQUD6bYXcSZy0gFW22sGtAXrMQTNes_jEhvtql8AnOavlNORwGMrxVUVveoaanEBarzvM3FUg9ZJA4ms6BGbPzzorjLEFcdpCtcp0I_gb4Ci2hghurlX_3TL233TAh2s9ZayXPo_kK2xj2wY4MUEMFIrjazAcaaIbaDrJwdXkfAsVdcnEfCCS5Rnl/w597-h360/Lisa%20Frankenstein.jpg" width="597" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Ostatnie lata przyczyniły się w kinie do jakieś stagnacji, której nie sposób zrozumieć. ,,Lisa Frankenstein'' przecenia własne zdolności do dekonstrukcji, a kultura gotów zostaje ukazana w banalnej metamorfozie. Hipsterska mieszanka obrazu dla młodzieży przepołowiona przez niesubtelne aluzje oraz komedię, która nie bawi przez pryzmat rekwizytów wyciągniętych z szafy. Gdzie fantastyka zostaje przetopiona w sztafaż niepoukładanej układanki ze znajomych puzzli. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Lądujemy na przedmieściach, gdzie Lisa Swallows jest niespokojną uczennicą ostatniej klasy liceum, która nie ma wesołej przeszłości. Jej matka została zabita siekierą przez jakiegoś psychopatę. Dopiero co przeniosła się do nowej szkoły, więc czuje się wyobcowana, chcąc nawiązać nowe przyjaźnie, a ojciec zachowuje się nieprzytomnie, ponieważ ożenił się z niemiłą, pasywnie-agresywną pielęgniarką. Jej odchylenie społeczne wiążę się z pociągiem do cmentarzy, czarnego makijażu i stroju pogrzebowego. Klasyczna gotka - subkultura, która obrosła we wszelkie mity, które obraz powiela, jak podręcznik dla maniaków taniej sensacji. Mamy powielanie tego schematu we wszelkich konfiguracjach. Z głośnika samochodowego lecą utwory Depeche Mode, na ustach rozmazana szminka, a jej kumplem pozostanie przesiąknięty smrodem oraz zabłocony trup z cmentarnej okolicy. W wyniku wyładowań atmosferycznych zmarły w XIX wieku młodzieniec z kruczoczarnymi włosami ożywa - powstając z krypty. </span></p><p><span style="font-size: large;">Przygarnia go - oferując prysznic oraz garderobę, aby parodiował w gotyckich ciuszkach razem ze swoją gotycką koleżaneczką. Jedyne odstępstwo od normy, to wizualizacja obrazu - nie panuje mrok, lecz pomadkowy krajobraz wypełniony przejaskrawionymi kolorami, gdzie samochody z ubiegłej epoki wożą się z kierowcami po ulicach. Odkształcona, plastikowa rzeczywistość zostaje pochwalnie ceniona. Nie szuka wyjścia z błazeńskiej komedii, gdzie truposz z makijażem odszczepieńca rzuca się na dorosłych, a jednocześnie punktuje w chorobie psychicznej, gdyż otrzymujemy scenę, w zwolnionym tempie, gdzie odrąbuje narzędziem przyrodzenie młodego mężczyzny w łóżku. Jak na fantazję o młodych ludziach z amerykańskiego high-school jest potępieńczo maniakalna. W zwolnionym tempie, gdzie krew wylewa się na twarz przerażonej nastolatki, a chłopak traci swoją ,,męskość'' - wypada przerażająco okrutnie. Nieznośnie bagatelizując odklejoną psychikę trupiego koleżki, który porusza się jak mumia, gdzie trumna jest połączona z solarium, ponieważ oboje, wraz z Lisą zażywają sztucznego światła. </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaJxck20nM4LwJc1x5B0eY3rVaOlleNB_Wm2B27PaUWeBdIF2e50MNyjJbQ87oOEGJVl_JPfyQmQsCXnbtYdgd_emM6KJAC4RXH4EXtk1zEBstagX5MnuWXohfGJOAC_zLhWbgHZidSX6-f6wkvvxwpmF0sa6SlC1503etIPYMLM6C1GAkGJzhtCEqdVNv/s1200/Liza%20od%20Frankensteina.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaJxck20nM4LwJc1x5B0eY3rVaOlleNB_Wm2B27PaUWeBdIF2e50MNyjJbQ87oOEGJVl_JPfyQmQsCXnbtYdgd_emM6KJAC4RXH4EXtk1zEBstagX5MnuWXohfGJOAC_zLhWbgHZidSX6-f6wkvvxwpmF0sa6SlC1503etIPYMLM6C1GAkGJzhtCEqdVNv/w640-h360/Liza%20od%20Frankensteina.jpg" width="640" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p><span style="font-size: large;">Blade twarze, jak cień stąpają po wymalowanej rzeczywistości z kreskówek, a my przypatrujemy się zgniliźnie kulturowej, która ma problem z tożsamością, bo dla kogo skierowano produkt filmowy? Kultura gotów pod pewnymi względami jest wiarygodna, bo czarne stroje oddawały sprzeciw mierząc się z neonowymi trendami w latach 80. XX wieku. Brylowanie w trupiej modzie wypada nieźle, ale całość przypomina skecz, który spóźnił się z premierą o dwadzieścia lat. Dzisiejsza popkultura nabija się ze wszystkiego, więc ,,Lisa Frankenstein'' nie ma powodu brnąć w komediową sztafetę, aby wyśmiać horror jako gatunek. Jego nadęta forma, nieprzyjemne postacie, wraz z siostrą Lisy, która jest cheerleaderką (powtarzane, jak mantra w kole motywów z przeciętnej szkoły licealnej), co jest próżna, lecz wystarczająca sympatyczna, aby nie wzdychać z niedowierzania - przynosi fatalne rezultaty. Fabuła skacze od jednej przypadłości schizofrenicznej do drugiej, gdzie siekiera jest znakiem polowania na ofiary. Ojciec wypada na monotonnego staruszka, Lisa sama skazuje się na wyrzutka, a ciąg biegania za nowym żartem, który nie bawi - szybko odkrywa pociąg do gotyckiej muzyki, gotyckiej garderoby, lecz jego próżność chcąca zaimponować młodzieży, która nie szuka w kinie niczego więcej niż hipsterskiej niezręczności bycia dziwadłem w towarzystwie - pozostaje nieporozumieniem kinematograficznym. </span></p><p><span style="font-size: large;">,,Lisa Frankenstein'' nie ma na siebie pomysłu, bo nieustannie próbuje kopiować cudze dokonania - mamy scenę odnoszącą się do najstarszych prac Georga Meliesa, który zapoczątkował gatunek fantastyczny w latach 10. XX wieku. Pamiętacie ,,Podróż na księżyc'' z 1902 r.? Jeśli nie - zaprezentuje, jak bawiono się popisami iluzjonistycznymi we wczesnych latach kinematografii, gdzie armata ląduje w oku księżyca. Przeplata monochromatyczne kadry (które odnoszą się do przeszłości, hołdując starym klasykom), by przenieść się w malownicze lata 80., gdzie czerń zostaje spopularyzowana przez ludzi, którzy nie potrafią się uśmiechać. Falbaniaste koszule dla tych nowych romantyków są jedyną okazją, aby się wykazać, bo fabuła nigdy nie zmierza do sensownych wniosków, nie ma żadnego spisu, związków przyczynowo-skutkowych. Pędzi przed siebie, na oślep i bez wyrozumiałości. Zabijają ludzi - stwór razem z Lisą, aby udokumentować zemstę. Kaleczą każdego, kto czemuś zawinił. Nonszalancja, z jaką błąka się pomiędzy pastiszem kina grozy, a zabójstwami - rozmywa się w nieokreśloną schizofrenię paranoidalną. </span></p><p><span style="font-size: large;">To bezkształtne cielsko piętrzy serię niepoważnych czynów z makabrycznymi odchyłami, które nie bawią, a całość pozostawia posmak niezgody na zniesmaczenie. Oferujesz kolorowe świecidełka, masz nieprzyjemnych bohaterów z subkultury, i do tego morderstwa, które uchodzą na sucho, i to w komedii high-school. Niezły bałagan, który nie ratuje sztafaż z kultury angielskiej z końca XVIII wieku. A fikuśne stroje są jedyną pociechą, aby nasycić oczy, ponieważ cała reszta jest nieskładną zbieraniną przypadkowych pomysłów, które nie łączą się w całość. Dziwadło dla zaburzonych, którzy nie chcą w kinie sympatycznych uczuć czy autentyczności, lecz hipsterskiej rozrywki na wieczór. </span></p><p><span style="font-size: large;">USA, 2024, 101'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Zelda Williams, Sce. Diablo Cody</span><span>, Zdj. Paula Huidobro, Muz. Isabella Summers, prod. MXN Entertainment</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Cole Sprouse, Carla Gugino, Liza Soberano, Kathryn Newton</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/POOeA3zCuUY" width="320" youtube-src-id="POOeA3zCuUY"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-84752919250993082162024-02-13T00:04:00.003+01:002024-02-13T00:23:19.796+01:00Recenzja przedpremierowa: Pewnego dnia powiemy sobie wszystko<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUr5n6hRx2nYkZAlbZkMj1LNTcOctHAbChD7sJnfqgRvUc9TEkUWGMdqOUfM1gOBWEHcBkp-t84NG-TtN9Rejum15ne0qlFIOKVUVEedvBQSjUW0T8gmO4A4yYhZcGionEhjvb1SQiLul5RGYyvR4Zo5XFj-YR5NAGDQziFu6EsYzZ9mYSQNDXmlaZFZH_/s1132/Daniela%20Krien.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1132" data-original-width="800" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUr5n6hRx2nYkZAlbZkMj1LNTcOctHAbChD7sJnfqgRvUc9TEkUWGMdqOUfM1gOBWEHcBkp-t84NG-TtN9Rejum15ne0qlFIOKVUVEedvBQSjUW0T8gmO4A4yYhZcGionEhjvb1SQiLul5RGYyvR4Zo5XFj-YR5NAGDQziFu6EsYzZ9mYSQNDXmlaZFZH_/w452-h640/Daniela%20Krien.jpg" width="452" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p> <span style="font-size: large;">Obawiam się, że mam trzeciego (jak nie czwartego) kandydata do niechlubnej listy, czyli do najgorszych produkcji, jakie oglądałem w ostatnich miesiącach. Posiada wszystkie wady, które w dzisiejszych filmach obnażają pustkę autorów i ich słabość nie rozumienia kinematografii. Nie będę wściekły, ale nie będę także wyrozumiały. Drażni mnie trend w kinie, gdzie autorzy próbują poruszać się sentymentalnie po wsi, chcąc wzbudzić uczucia w widzu, a jednocześnie besztać go za delikatne serduszko. Twórca, jakby naoglądał się kiepskich pornosów i postanowił przenieść obrzydliwy film anty-romantyczny, który w porównaniu do ostatnio opisywanego ,,Opadające liście'' wygląda jak niepoważny zapis studenta ze szkoły filmowej, który myśli, że wie, jak robić dobre kino. Nie będę spisywał wszystkich wad na bieżąco, ale będzie to bezlitosne podsumowanie tego anty-dzieła.</span><span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Akcja opowieści ma miejsce tuż przed ostatnimi dniami NRD w latach 90. ubiegłego wieku. Centralną postacią jest Marie - śliczna dziewuszka czytająca poważne książki (cytuje ,,Braci Karamazov'' z powieści Dostojewskiego), dziewiętnastoletnia wyzwolona blondynka, która mieszka na farmie z obiecującym chłopakiem, co marzy o studiach artystycznych, ponieważ interesuje się fotografią. Tymczasem w sąsiedzkim osiedlu pojawia się starszy pan o imieniu Henner. Podejrzany na pierwszy rzut oka. Mamy okazałą wieś w Turyngii, gdzie gospodarze wiodą spokojny żywot z dala od harmidru gigantycznych miast. Marie jest poukładaną dziewczynę, ale przedwcześnie ulega zgorszeniu. Wybiera się z chłopakiem do Monachium, bo młodzieniec chce kupić nowy aparat i uwieczniać momenty w swoim albumie artystycznym. Byłoby miło, gdyby romantyzm dwojga postaci nie został podarty przez osobę trzecią, gdyż Marie zostanie przesiąknięta zdradą od stóp do głów.</span></p><p><span style="font-size: large;">Poznaje się z Hennerem, a ich makabryczny romans, to toksyczny, roznegliżowany rozkład Niemiec. Autor nadużywa scen z rozbieranymi aktorami prowadząc do nieprzyjemnych wniosków, jak brak rozwijania fabuły kosztem obsceniczności. Marie gźdźi się wszędzie, jak nie z chłopakiem, to z sąsiadem, z którym ma najbardziej toksyczny romans od czasów premiery ,,Tamte dni, tamte noce''. To paskudne twory, które nie mają nic do powiedzenia, jak kapryśnie znęcać się nad taśmą filmową, która musi znosić nic nie wnoszące sceny seksu o zabarwieniu perwersyjnym. Zmontowane nieudolnie, bez żadnej chemii oraz namiętności erotycznych pokazów od Bernardo Bertolucciego. Pocztówkowa stylizacja na modne ,,sentymentalizowanie'' dawnych czasów, to jawna niemoc wobec autentyczności głośnej powieści o emancypacji spod pióra Danieli Krien, na bazie której powstaje ów kameralny, niepożądany film. Dodatkowo postacie z książki zostały wyprute przez markotną scenarzystkę, która nie rozumie literatury, na którą się powołuje! </span></p><p><span style="font-size: large;">To dwugodzinna opera mydlana, gdzie wątki polityczne zostały sprowadzone do paru zdań, bo przecież ważniejsze jest obserwowanie, jak trójkąt miłosny płonie w oczach zgryzoty. Zapowiadane zmiany w Republice Niemiec to jawne oszustwo na poczet niespełnionych kobiet, które chcą być niezależne, ale nie wiedzą jak, więc co robią? Uprawiają niezręczny, męczenny seks do kamery, który wygląda jak parodia stosunków płciowych. Jego obrzydliwość jest podwójna, bo filtr zastosowany na potrzeby projektu kontrastuje z wykastrowaną adaptacją. Nie prezentuje żadnej wartości oryginału. Diaboliczny Henner z powieści został przedstawiony jako pan maruda z wiecznie ponurą miną, Marie zamiast niezależnej piękności prędzej przypomina niezdecydowaną kobietę, która plącze się po ekranie i daje się porwać w łapy tyrana, który lubi masochistyczne zagrywki - nie dziwię się, że podczas stosunku z atrakcyjną panią uwielbia cierpieć, zamiast oddać się przyjemnościom rozpalonego ciała. Taki to film - nieprzyjemny, rozdarty, wypełniony nic nie wnoszącymi epizodami przy stole, które idealnie nakreślają jego strukturę przaśnej telenoweli z Brazylii. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD2mPcUZ4CQOag4v8WCu7JyQeI5aAawYrEff4Kv8YEsRyM0L6u1yTsUFp2bJ_0_40u8XjLtwW2vDPaftcdomf15mzQE0lXfd6XYrreVbdT6MecnaSjZqe6JLaHYxeuWNKtL6VryLEU5lmzfCSlC0kDiMCpKiobJKdrjTdU1iLlUdLcdK-HQoCrFBoTFjNI/s1920/Pewnego%20dnia%20powiemy%20sobie%20wszystko.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD2mPcUZ4CQOag4v8WCu7JyQeI5aAawYrEff4Kv8YEsRyM0L6u1yTsUFp2bJ_0_40u8XjLtwW2vDPaftcdomf15mzQE0lXfd6XYrreVbdT6MecnaSjZqe6JLaHYxeuWNKtL6VryLEU5lmzfCSlC0kDiMCpKiobJKdrjTdU1iLlUdLcdK-HQoCrFBoTFjNI/w640-h360/Pewnego%20dnia%20powiemy%20sobie%20wszystko.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Gorące lato oddaje powiew sukienek, pot, oraz kufel piwa w okolicznej karczmie. Mamy drobny motyw o bezrobociu matki, czy ojcu wpłacającym kaucję za młodszą kobietę, gdzie Marie nie jest traktowana poważnie przez osoby ze starszego pokolenia. Niekochany Johannes (czyli wymieniony wcześniej potencjalny fotograf) jest nijaki w dalszej fazie scenariusza, i niejako pozostaje wykluczony z trójkąta miłosnego, który miał podbijać emocje dramatu. Podczas gdy wątki poboczne dotyczące relacji matki z córką (z Marie) czy walki o władzę na rodzinnej farmie rozpływają się w przeładowanym, fałszywym melodramacie w toksycznej atmosferze. Wątki drugorzędne wybuchają w trakcie seansu, i pozostają porzucone, jak kundel, którego nikt nie chce. Jego rozedrganie jest jak spłycony oddech palacza, bo walcuje ważne tematy do suchych informacji, które nie zostają w żaden sposób rozgałęzione.</span></p><p><span style="font-size: large;">Samo pastwienie się nad tą abominacją jest degradujące, bo pamiętam złote czasy niemieckiej kinematografii: Rainer Fassbinder, Wim Wenders (który wciąż szykuje nowe filmy), Alexandra Kluge, Werner Herzog - długo by wymieniać. Ale nie - lepiej niszczyć własne dziedzictwo kulturowe bezmyślnym filmem, który nie ma nic wspólnego ze sztuką filmową! Pozerski feminizm wypływający na wierzch, to oszustwo na skalę globalną. Gdzie Marie jest jak bezwolna owieczka, która błądzi bez pasterza, więc na ekranie gra przygaszoną niewiastę, która nie ma nic lepszego do roboty, jak uprawianie beznamiętnego seksu - no, ludzie, no - jak można pokazywać seks bez energii, to nie mieści się w głowie! Autor pokazuje wszystko - od scen przy stole, po implikacje historyczne, polityczne insynuacje, w jednym, monotonnym rytmie z programu telewizyjnego. Nigdy nie zmienia atmosfery - zawsze jest sucho, niesmacznie i płytko, jak można kręcić adaptację filmową, która gwałci pierwowzór? Ilość błędów popełniona w tym kiczowatym stylu, co prosi się o plaskacza w twarz przekracza nominalną dawkę. Wiem, że brzmi, to jak anty-recenzja, ale cokolwiek dobrego mam do powiedzenia na temat tej produkcji zostaje zastąpione goryczą niepowodzeń twórcy. </span></p><p><span style="font-size: large;">Nic nie pracuje na to, aby pochwalić wykonawców. Wszystko leży - scenariusz, dialogi, powierzchowność tematyczna, wymieniać dalej? Myślę, że nie warto, więc spróbuję skupić się na mini-zaletach. Marlene Burow jako Marie sprawdza się miło, bo ma słodką twarzyczkę, ale scenariusz nigdy nie pozwala jej rozbłysnąć. Robi długie spojrzenia wprzód, które mogłyby podsumować moje odczucia w stosunku do tego okropnego, syntetycznego programu, którego wstyd oglądać wśród znajomych. Wpatruję się w obraz i widzę pustkę, tak głęboką i tak dalece wysublimowaną, że jest mi autentycznie niedobrze na sumieniu, że w XXI wieku tworzy się filmy, które proszą się o karę pozbawienia wolności. Nadużywanie nagości dla samego celu, aby rozbierać aktorów, to już szczyt hipokryzji filmowej. Jeśli ktoś uwielbia zadawać sobie ból w trakcie oglądania, to włączcie ,,Pewnego dnia powiemy sobie wszystko'' - wyleczy was z masochizmu. Gwarantuję! Na koniec dodam, że wewnętrzne dialogi, które pięknie wypływały w książce - w obrazie nie ma ani jednej sceny z użyciem introspektywy. Co za upokorzenie materiału źródłowego! </span></p><p><span style="font-size: large;">Niemcy, 2023, 129'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Emily Atef, Sce. Emily Atef</span><span>, Daniela Krien, Zdj. Armin Dierolf, Muz. Christoph Kaizer, Julian Maas, prod. MDR/SWR/RBB</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Marlene Burow, Felix Kramer, Cedric Eich, Florian Panzner, Silke Bodenbender</span></p><div><span style="font-size: large;"><br /></span></div>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-46165398433352754762024-02-12T17:55:00.002+01:002024-02-15T22:02:39.678+01:00Dzieci Amelii - Zrodzony ze sztuki<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDCgyr9VbCZvD0zqhy1ArHyitTMnpRu-vItF2Rgl8PdqRWDr-vLiU3K9QeoKeVdOK21prnU9h2-s1fVBGK_Zfk-xuR6P6w-fj83Ea3IjCIC-6MxwK5RcIebC_wBQkoin4YzwsSh_IZ85UuvEke66yD6y-PvIrCOyJguR5Ib5bJGEogia5RO6EDkHePXsXj/s1087/Dzieci%20Amelii.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1087" data-original-width="828" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDCgyr9VbCZvD0zqhy1ArHyitTMnpRu-vItF2Rgl8PdqRWDr-vLiU3K9QeoKeVdOK21prnU9h2-s1fVBGK_Zfk-xuR6P6w-fj83Ea3IjCIC-6MxwK5RcIebC_wBQkoin4YzwsSh_IZ85UuvEke66yD6y-PvIrCOyJguR5Ib5bJGEogia5RO6EDkHePXsXj/w488-h640/Dzieci%20Amelii.jpg" width="488" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;"> ,,Dzieci Amelii'' pojawiły się na festiwalu w Lizbonie, w Stanach Zjednoczonych premiera odbędzie się w marcu 2024 r. i wciąż oczekuje na zielone światło, aby otrzymało formalną dystrybucję w pozostałych krajach. Obawiam się jednak, że nie zawita do nadwiślańskiego kraju, chociaż konkurencja filmów grozy porasta mchem oraz zgryzotą. Ponieważ gatunek w ostatnich latach jest zarżnięty przez rzemieślników. Czy ,,Dzieci Amelii'' zmienią stan rzeczy i przejdzie do historii, jako coś godnego pochwały? Mam mieszane uczucia. Raczej korzysta z bezpiecznych technik narracyjnych, przy okazji zabierając nas do północnej Portugalii, gdzie rozegra się dramat rodzinny. <span></span></span></p><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Akt pierwszy. Scena pierwsza. Ujęcie pierwsze. Szerokie oddalenie od wilii, do której zmierzać będą kochankowie: Edward oraz Ryley. Mieszkają w Nowym Jorku, jak to klasa średnia. Budzące się wspomnienia zaprowadzą ich do rezydencji zła. Edward zamierza odkryć czy zbadać biologiczne korzenie własnej rodziny, gdyż dowiaduje się, że ma matkę oraz brata bliźniaka w willi w portugalskiej części świata. Z początku autor bombarduje widza wiadomościami z przeszłości, gdyż spoglądamy na wyczyny matki, gdzie dziecko zostaje uprowadzone przez nieznajomą sylwetkę. Stopniowo podkręca tajemnicze zniknięcia, które zasygnalizują dalsze konsekwencje czynów, a dorosłe dziecko stanie się świadkiem krwiożerczej historii. Portugalia jako kraj, który słynie z melancholii zostaje oddany pieczołowicie na ekranie. Malarskie pejzaże poniekąd odnoszą się do twórczości Francisco Goya, na podobiznę obrazu ,,Wizja fantasmagoryczna''. Bohaterowie często podążają za czyimś głosem czy podszeptami.</span></p><p><span style="font-size: large;">Wyjazd do rodzinnej wilii zwiastuje kłopoty, gdyż para zakochanych podczas spotkania z tubylcami każe im spływać na wieść, że zmierzają do mrocznego domu. Ich niepokojące spojrzenia zapowiadają nadchodzący horror z noworodkami, ze związkami kazirodczymi czy mrocznymi wizjami na pograniczu wybudzenia ze snu. Największa wartość kryje się właśnie w niedopowiedzeniach, w kreacji, gdzie fantasmagoria spłodzona z wyobraźni igra z uśpionym złem, które budzi się do życia w wyniku odzyskania przeszłości przez Edwarda. Gdzie dom skrywa nieprzyjemne zakamarki, a próba podążania za enigmatycznymi głosami może przynieść niepokojące wnioski, że znikające dzieci nie umilkły bez powodu. Finałowa scena wydaje się najbardziej przerażająca, gdzie cichy sekret czający się w korytarzach odsłania prawdziwą twarz matki. Gdzie opętania są częścią rytuału rodziny skazanej na zagładę. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jego psychodeliczna atmosfera udziela się widowni, dlatego zaskakuje w trzecim akcie, gdzie zmierza do zaburzającego zmysły finału. Matka jest najdziwniejszą personą, o której nie wiele wiemy - chodzi z makijażem po domu, z dziwacznym, doklejonym uśmieszkiem, i ma wyraźne odchylenie psychiczne, a przez to, że dowiadujemy się o kazirodczych przewinieniach, jej szokująca charakterologia przyprawia o zniesmaczenie. Ma w sobie obłęd, który zostaje wykorzystany przeciwko naszej dwójce zakochanych. Dom jest nieprzyjazny, co wielokrotnie potwierdza szeptany ton wypowiedzi. Gdzie inspiracje Goyą mają daleki zasięg, bo można wyciągnąć z szafy obraz z ,,Sabatem czarownic'' i porównać go do ekranowej maskarady, gdzie potępieńczy los biologicznej rodziny skazuje się na trwanie w grzechu pierworodnym. Najmniej podobała mi się środkowa część przekazu - bywa zakreślony groteskowymi zaburzeniami, stąpając na cienkiej linii między grozą a ośmieszeniem dramatu ludzi, którzy zostali uwikłani w posępne drzewo genealogiczne, które powinno zostać ucięte, dla dobra przyszłości.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEVpkSdtTyBhuCUlzaORAgMK3frBErecIKMjMk9b2_ZO_XWJ3hRTexQhDiPd308I0bnsHX1vCnWP3NhK-oHuLhjs-1QUnAGd8Z6w7GfmoTGT9pq3TTRVd-bM0GspSOBPJBh56EKTsTvbpwHZM7BPjg-F9okLRVSyZE9Yw9MnrrjabxCGxyu_lpsyC2ZceZ/s1500/Amelia's%20Children.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1037" data-original-width="1500" height="442" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEVpkSdtTyBhuCUlzaORAgMK3frBErecIKMjMk9b2_ZO_XWJ3hRTexQhDiPd308I0bnsHX1vCnWP3NhK-oHuLhjs-1QUnAGd8Z6w7GfmoTGT9pq3TTRVd-bM0GspSOBPJBh56EKTsTvbpwHZM7BPjg-F9okLRVSyZE9Yw9MnrrjabxCGxyu_lpsyC2ZceZ/w640-h442/Amelia's%20Children.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Postępujące szaleństwo stopniowo odkrywa niepoczytalność wilii oraz jego mieszkańców. Gdzie portugalski folklor zostaje zamaskowany przez czarny humor, który odziera produkcję z mistycznej powagi, ale nie przeszkadza delektować się niepokojącą atmosferą domu, który ma coś na sumieniu, jak rodzina, która w tkwi w zaklętym kole przekleństwa. Ma zmysł architektoniczny Dario Argento, lecz jego struktura chwilami przyprawia o nowelizację. Zmienia tempo oraz rytm filmu. Od zwiastującej tragedii, po irytujące scenki rodzajowe, kończąc na makabrze z duchami przeszłości. Czarująca siedziba, z pozoru, prędko odkrywa swoje krwiożercze instynkty, od których nie ma ratunku, a ostatnia scena jest jakimś niezrozumiałym pandemonium, od którego chcesz się uwolnić.</span></p><p><span style="font-size: large;">Dziecięca kołysanka przybiera kształt złowróżbnego posiedzenia, gdzie jeden sen zostaje zastąpiony drugim snem oraz malarskimi ujęciami od hiszpańskiego malarza z przełomu XVIII i XIX wieku. Gdzie zmysłowy taniec raczej zwiastuje tarapaty, choć jego struktura naprawdę powoduje konfudujące wrażenie niepogodzenia humoru z nawiedzonymi willami, które notorycznie nawiedzają w snach żądnej przygód widowni, która nie wie, że nie warto ścigać zbłąkane dusze. Portugalski horror ma coś z pokracznego tanga - tańczy dobrze, ale fałszywie, gubi się między wybujałą scenografią, a pamiątkami z grozy, która jest dosłowna i obdarta z półsłówek, choć jego tajemnica jest szokująca i porywająca, to fragmentami przypomina niedopracowany scenariusz, który nie zawsze ma pomysł, jak wyrwać się z kanonicznych schematów przez gatunkowy rodowód. Brakuje tej historii kilka niuansów, które pomogłyby lepiej zrozumieć dziwną zależność biologiczną Edwarda z dawnym miejscem zamieszkania, kiedy był dzieckiem, a jako dorosły musi zmierzyć się z własnymi korzeniami - najlepiej obcinając je, nim sam popadnie w letarg rodzicielski. </span></p><p><span style="font-size: large;">Czuć, że autor ma smykałkę do gotyckich inscenizacji - wielokrotnie dawkuje napięcie, spuszczając powietrze z nadętej grozy w pusty śmiech, gdzie zmiana ujęcia oraz kąta kamery ma przybliżyć rodzący się strach przed zagubionymi dziećmi, o których alarmuje się coraz częściej w telewizji publicznej. A płacz dziecka bywa przeraźliwy, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ktoś je porywa - nie wiedząc, w jakim celu. ,,Dzieci Amelii'' nie zapiszą się w historii kina głośnymi sylabami, ale za to zaoferuje półtorej godziny przyjemnej rozrywki do poduszki, a to chyba ważniejsze niż oglądanie wtórnych filmów, które nic ze sobą nie reprezentują. </span></p><p><span style="font-size: large;">Portugalia, 2024, 91'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Gabriel Abrantes, Sce. Gabriel Abrantes</span><span>, Zdj. Vasco Viana, Muz. Gabriel Abrantes, prod. Artificial Humors</span></span><span style="font-size: large;">, wyst.: Carloto Cotta, Anabela Moreira, Brigette Lundy-Paine, Rita Blanco</span></p><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/of3jtEnlyS8" width="320" youtube-src-id="of3jtEnlyS8"></iframe></div><br /><span style="font-size: large;"><br /></span></div>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-82349912824091365802024-02-11T21:44:00.015+01:002024-03-08T13:10:16.919+01:00Trzy na jednego #16<p> </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ5v8uPN9jD1na5lm4gNTkwPTqI-4Y2M2cwlz1C16IvpXWWPjl38Jsx9gkP6Z856UXn5fa0nJO6tSvZA6QnmIwlzwWVsz3X3VIkeotfRj-2pP82QI52sPIJEHi-E4b3I0ct-Gl2mzVfxzWOafuL_Vl7JQwuBKFBrFWDvuzTNEPukJj2EiCXvcTpccyS0SN/s900/Pies%20i%20robot.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="487" data-original-width="900" height="346" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ5v8uPN9jD1na5lm4gNTkwPTqI-4Y2M2cwlz1C16IvpXWWPjl38Jsx9gkP6Z856UXn5fa0nJO6tSvZA6QnmIwlzwWVsz3X3VIkeotfRj-2pP82QI52sPIJEHi-E4b3I0ct-Gl2mzVfxzWOafuL_Vl7JQwuBKFBrFWDvuzTNEPukJj2EiCXvcTpccyS0SN/w640-h346/Pies%20i%20robot.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;">Kadr z animacji ,,Pies i robot''.</span></td></tr></tbody></table><br /><p></p><span style="font-size: large;">Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.</span><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Pies i robot</u></i></b></span></p><span style="font-size: large;">O samotności w Nowym Jorku z pozycji autonomicznego psa, który karmi się fast-foodami oraz reklamami z ramówki telewizyjnej. Wybrakowany oraz wypompowany z emocjonalnego kontaktu - postanawia sprowadzić sobie mechanicznego kumpla z serii Amica. I to, co miało żreć oraz być naczelną pochwałą w recenzji, czyli portretem odnajdywania szczęścia wśród otaczającej nas bezczynności zamieniło się w twardy głaz, a połowa materiału filmowego, to losowe epizody z dużego miasta odnoszące się do popkultury. W telewizji grają ,,Czarnoksiężnika z krainy Oz'', spotkanie na ławeczce koło mostu brooklyńskiego przypomina kadr z ,,Manhattan'' Woody'ego Allena. Obsypany tuzinem odniesień (jak Freddy Krueger na Halloween), które mają łechtać ego specjalistów od kinematografii, czy o co chodzi? W całym tym kołowrotku gubi namacalne piętno bycia osamotnionym w wielkiej metropolii. Do tego garść schematów: jak punkowcy rzucający środkowy palec w stronę nowych kumpli, czyli blaszaka oraz psa, myszkujący między niezdrowym jedzeniem, a krótkimi pamiątkami z miasta, gdzie szybki montaż ma zastąpić prawdziwie rodzącą się relację pomiędzy dwójką nieprzystających organizatorów dramatu. W teorii brzmi, jak lekcja o poszukiwaniu przyjaciół, ale robot wyląduje na plaży, przestanie chodzić przez wyczerpaną baterię, więc pies, mimochodem, będzie musiał porzucić towarzysza zabawy i przeczekać do lata, gdy otworzą drzwi prowadzące na piasek (z jakiegoś powodu, założyli siatkę, żeby nikt nie wbiegł na plażę!).</span><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6Xo8OrOlQsSVBFk_2SQ7-xa-pHXrN66y0048WC76dbeP2N1UotW5kkTpAiB7q4M0HfP_fT_nBoOhY4uay4D_-HJ4fr_j2uwlnLZ-RWQ6BB8KpZfGd8ZZrOyW1Q7BmVH54fTu3d5CC9JEQsSDORhfW3skAEGUcfI58kzzfOj3cD2OV-DNLZ242dxVFdHsg/s1920/pies%20i%20robot%20to%20s%C5%82aba,%20nielogiczna%20animacja.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="684" data-original-width="1920" height="228" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6Xo8OrOlQsSVBFk_2SQ7-xa-pHXrN66y0048WC76dbeP2N1UotW5kkTpAiB7q4M0HfP_fT_nBoOhY4uay4D_-HJ4fr_j2uwlnLZ-RWQ6BB8KpZfGd8ZZrOyW1Q7BmVH54fTu3d5CC9JEQsSDORhfW3skAEGUcfI58kzzfOj3cD2OV-DNLZ242dxVFdHsg/w640-h228/pies%20i%20robot%20to%20s%C5%82aba,%20nielogiczna%20animacja.png" width="640" /></a></div><span style="font-size: x-large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Potem porzuca wspólne przygody, a my przypatrujemy się, jakim nieprzyjemnym bohaterem jest piesek z animacji dla najmłodszych: pożerający masowo niezdrowe jedzenie (obleśna scena, kiedy na rybach chwyta cheetosa z paczki połykając go z mrówkami - co to ma być?!), śmiejący się z dzieci, które dostają uwagę słowną od matki, a zamiast zaprosić kogoś (żywego!) do wspólnej biesiady - woli sztuczne, zaprogramowane roboty. Nie wiem, co w tym poruszającego, czy empatycznego. Opowieść jest niewiarygodna, a relacje suche, jak fakty. Grzęźnie w popowej muzyce, w popowych odniesieniach do kinematografii, a przaśna animacja jest pozbawiona duszy - lepiej zerknąć na niszowe produkcje, jak ,,Zakaz wstępu dla psów i Włochów'' z poklatkowymi zdjęciami, gdzie plastycznie błyszczy, czy ,,Titina'' - z psiakiem, który wybiera się na biegun północny. ,,Pies i robot'', to największe rozczarowanie roku. Przepełniony pustymi scenami, gdzie relacja nigdy nie nabiera właściwych wzorców, a empatię przetapia w bałagan krnąbrnego niezdecydowania. </span></p><p><span style="font-size: large;">Hiszpania, Francja, 2023, 90'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Pablo Berger, Sce. Pablo Berger,</span><span> Sara Varon, Muz. Alfonso de Vilallonga, prod. Arcadia Motion Pictures</span></span><span style="font-size: large;">, Canal +, wyst.: Ivan Labanda (głos), Rafa Calvo (głos), Albert Trifol Segarra (głos)</span></p><p><span style="font-size: large;"><br /></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Lost in Perfection </u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Dziwaczny, niepotrzebnie nakręcany spiralą kryminał z Tajwanu. Mamy do czynienia z reporterką telewizyjną May, która nie ma szczęścia do miłości, za to ma fach w rękach i potrafi nagłaśniać głośne sprawy. Jej ojciec spotyka się z jakąś nieatrakcyjną Tajpejką o imieniu Lan. Mimo pewnych uwag, Lan uchodzi w środowisku za toksyczną wdowę, a w narracji policyjnej zostanie mianowana jako ,,nieatrakcyjna femme fatale''. Gdyż, na wczesnym etapie, zostaje podejrzana, że uwodzi mężczyzn, zabiera im pieniądze oraz podstępnie truje na pożegnanie. Najczęściej jednak giną przez samobójstwo - dosłownie - bo zakochani, gdy usłyszą, że Lan zrywa z nimi w sposób bezpośredni odbierają sobie życie. Intryga całkiem zmyślna, dlatego May knuje, aby Lan trafiła przed trybunał oraz zapłaciła za swoje grzeszne podboje. Sytuacja wydaje się oczywista w oczach widowni, która ma jakieś przemyślenia, ale scenarzysta mąci, i nie wiesz, czy Lan jest ofiarą spisku, czy kobietą, która bogaci się kosztem słabych mężczyzn. Prawda, jak to bywa, tkwi pośrodku. May nie ufa tej podstarzałej bogaczce, ojciec marzy o ślubie, a Lan co krok ujawnia nowe fakty, które pozwalają dojść do sedna sprawy. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1ApRXlA8z4Ec4WA7McGPZut1ZlPyMwFoWyTLQ9A5wIqpJFPKko8j67MfcfLMBabsceBB4kRi0a_4m4itwXdlIPBGQUOlJpKJqVOLWWro-9SdpcnicqTJ12TygGQ9lYJLbLnExV1U1scs7GS6jxvQtWRVnbakXC_sb4DZF_piNUJhD9ohdfUBVrtIG6iQQ/s1920/Lost%20in%20Perfection.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1458" data-original-width="1920" height="486" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1ApRXlA8z4Ec4WA7McGPZut1ZlPyMwFoWyTLQ9A5wIqpJFPKko8j67MfcfLMBabsceBB4kRi0a_4m4itwXdlIPBGQUOlJpKJqVOLWWro-9SdpcnicqTJ12TygGQ9lYJLbLnExV1U1scs7GS6jxvQtWRVnbakXC_sb4DZF_piNUJhD9ohdfUBVrtIG6iQQ/w640-h486/Lost%20in%20Perfection.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">To, przede wszystkim mała zabawa w domysły, zmiana warty w punkcie narracji, bo to, co wydaje się, że wiemy - nie raz wywraca naszą dedukcję do góry nogami, co powoduje lekkie niedowierzanie. No, chwilami jest naciągany. Manipulacja mężczyznami przez Lan od początku wydaje się nienaturalna, więc haczyk scenarzysty zawisł w powietrzu. May, to niezła, przebiegła informatorka, która sama knuje, jak upodlić przyszłą żonę ojca, a jednakowo, prywatnie, skacze na ,,dwa baty''. Romansuje z dwoma mężczyznami - nie wiedząc, kogo ma wybrać. Jakby chciała stworzyć związek poliamoryczny, ale to się nie uda - będzie musiała podjąć decyzję w finale. Czasem przypomina to niezręczną komedię, gdzie nie wiesz, dlaczego ci ludzie na ekranie zachowują się w sposób abstrakcyjny. Jakbym oglądał parodię kryminalną przemieszaną z telewizyjną rozprawą sędzi Anny Marii Wesołowskiej (powaga!). Jest to rozgotowane dzieło - przepełnione niezrozumiałymi decyzjami, ślamazarnością w dochodzeniu i jakąś taką próbą przemaglowania widza, aby nie skapnął się, że scenarzysta kręci telenowelę w oprawie detektywistycznej! Jest to solidne. Dobrze się bawiłem, aczkolwiek jest to dzieło na raz z kilkoma rzeczami, które wydają się nielogiczne (a co za tym idzie - absurdalne!).</span></p><p><span style="font-size: large;">Tajwan, 2023, 114'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Hsin Yin Sung, Sce. Hsin Yin Sung,</span><span> zdj. Chi-Wen Chen, Muz. Cin Cin Lee, prod. Taiwan Television Enterprise, Tomorrow Together Capital,</span></span><span style="font-size: large;"> wyst.: Yu-Wei Shao, Mei-Hsiu Lin, Rhydian Vaughan, Figaro Tseng</span></p><p><span style="font-size: large;"><br /></span></p><p><span style="font-size: x-large;"><b><i><u>Cerrar los ojos (Zamknij oczy)</u></i></b></span></p><p><span style="font-size: large;">Poszukiwanie zaginionego aktora jako przypadek religijnej eschatologii. Julio Arenas na ekranie otrzymuje ważne zadanie od starca, gdyż ma odnaleźć jego córkę Judith, nim umrze. Hiszpańskiego aktora czeka nie lada wyzwanie, ponieważ księżniczka znajduje się daleko za tym, co widzialne czy dostrzegalne. Zrzuca iluzję między widzem, a kinem. Jedno przenika przez drugie. Gdzie losy fikcyjnej persony odnajdują ujście w rzeczywistości. Fikcyjne emocje mogą stać się naszymi czy prywatnymi, dlatego notorycznie ścigamy to, co zostało bezpowrotnie utracone - szpula filmowa, która nie dokończyła seansu. Jakby kino chciało połączyć się z żywą istotą, która przeżywa coś, czego przeżywać nie powinna, czyli psychologiczne emocje targające fikcyjną jednostką. To prawie trzygodzinne dzieło odzyskuje widziadło na płótnie obrazu. Pozwala dojrzeć niedostrzegalne, sięgając po coś, co zgoła nie odda materiał, lecz odczucie błogiej kontemplacji. Czułostkowe pochylenie nad esencją tego, dlaczego pamięć jest ważna - niekoniecznie w kontekście ludowej mityzacji, gdzie logiczne wyjaśnienie, czym jest kino, albo to, co znajduje się poza przestrzenią sal kinowych - nie musi prowadzić do klarownego rozwiązania. Ponieważ ścigamy się z wybrakowanym obrazem - aktor znika z teatru marzeń, a my próbujemy odnaleźć zagubione akta wraz z poszukiwaczami. </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPNGwVImah4PO5mW1tWQr9zkCC57ALN61-EQCkfprJmTX8o-lIcE1THK_7hlT-Bb-VNXEtHW2en9kiW9KE0UlZ9GIgF40KXJIp11frwguF8YiwQvOTK1Xl0RbxlNdqfX8-ezU-LqFckBPFi4oYgbCXEj1DZI3nJAfa83P1AlGvDbBNVO2_YMt7n9fFtr_Y/s1075/Zamknij%20oczy.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="643" data-original-width="1075" height="382" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPNGwVImah4PO5mW1tWQr9zkCC57ALN61-EQCkfprJmTX8o-lIcE1THK_7hlT-Bb-VNXEtHW2en9kiW9KE0UlZ9GIgF40KXJIp11frwguF8YiwQvOTK1Xl0RbxlNdqfX8-ezU-LqFckBPFi4oYgbCXEj1DZI3nJAfa83P1AlGvDbBNVO2_YMt7n9fFtr_Y/w640-h382/Zamknij%20oczy.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">To połączenie detektywistycznego ducha ze slow cinema, gdyż film płynie wolno, zatrzymując się na małych przyjemnościach, jak palenie papierosów, gra na gitarze, spis materiałów, posiłek przy stole czy próba odszyfrowania, jak zdobyć kawałek celuloidu, aby wyświetlić ostatnie fragmenty zagubionego filmu z zagubioną księżniczką. Victor Erice, jak na staruszka - rozumie, dlaczego kinematografia wciąż pozostaje żywym pomnikiem na kartach historii. Pozwala otrząsnąć się z cynicznej, korporacyjnej rzeźni, gdzie obraz jest środkiem masowego przekazu, a jego długodystansowa praca przynosi owoc w pełni blasku. Victor Erice, to uznany hiszpański filmowiec (na czele z ,,Duchem roju'' czy ,,Południem''). Wielka osobistość z półwyspu iberyjskiego oferuje coś na kształt kontynuacji duchowej schedy, jak Theo Angelopoulos w ,,Spojrzeniu Odyseusza'', gdzie odwiedzamy materiały związane z taśmą filmową, albo jak Tsai Ming-liang w ,,Dziurze'' łączy dwa oddzielne światy w jedno. Gdzie kino przemyka pośród prawdziwych twarzy, a fikcyjne imaginacje wpływają na widza, który oczekuje jakiegoś wstrząsu, gdyż podobnie, jak hiszpański aktor - chce wiedzieć, jak zakończy się przygoda z córką Levego, czyli z Judith, która gdzieś zniknęła, jak materiały z zakończeniem. Błyskotliwie skacze między fikcją, a materialnymi jednostkami, które stają się aktorami tej opery. </span></p><p><span style="font-size: large;">Jest to tajemnicze, nieodgadnione i lekko zawirowane, ale film przez powolne tempo zmęczy niedzielnych widzów. Ma w sobie ducha klasycznego kina, które nie szuka złotych recept, lecz pragnie pochłonąć cię razem z salą kinową. Czasem się gubi, jak to w życiu - meandruje niepotrzebnie, ale koniec końców przynosi upragnione spojrzenie na kino w stanie czystym. </span></p><p><span style="font-size: large;">Hiszpania, 2023, 169'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Victor Erice, Sce. Victor Erice, Michel Gaztambide,</span><span> zdj. Valentin Alvarez, Muz. Federico Jusid, prod. Tandem Films</span></span><span style="font-size: large;">, Nautilus Films, La mirada del adios, wyst.: Manolo Solo, Jose Coronado, Ana Torrent, Mario Pardo</span></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7225826865780516043.post-23692877902266853112024-02-09T23:28:00.010+01:002024-02-10T01:42:03.584+01:00Sleep - Kto został opętany? <p><span style="font-size: large;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0SMMp5ZeY7H8iHq3hFUkcpxyWAW5Kvj3-idryyZjIqKpio9Xv1KwU8uMTWNU-ZPwUufKeiMzCVUVgsAK7INinay_oa3-cjkawLD73dXuV3-YifAfeM9MhzShX4sq_6hKeEIxBwpSAkdJ9lQKqng0rZNS1If1gFl5T09-W-ZnroQyXORnxrNU6M3yJIVVi/s2090/Spa%C4%87%20film.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1400" data-original-width="2090" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0SMMp5ZeY7H8iHq3hFUkcpxyWAW5Kvj3-idryyZjIqKpio9Xv1KwU8uMTWNU-ZPwUufKeiMzCVUVgsAK7INinay_oa3-cjkawLD73dXuV3-YifAfeM9MhzShX4sq_6hKeEIxBwpSAkdJ9lQKqng0rZNS1If1gFl5T09-W-ZnroQyXORnxrNU6M3yJIVVi/w640-h428/Spa%C4%87%20film.jpg" width="640" /></a></span></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><span style="font-size: large;">Pozostając jeszcze w sferze debiutantów (w pełnometrażowym świetle) trafiło na trzeciego kandydata z Korei, gdzie otrzymujemy przedziwną mieszankę komedii z horrorem. Przedestylowany czarnym humorem z otchłani, gdzie złe moce nocnych upiorów budzą się ze snu, aby nieść krużganek domysłów, kto został wpędzony w kompleks winy. ,,Sleep'', to specyficzny tytuł, gdzie małżonkowie oczekują na nadejście dziecka, a mąż lunatykuje, przez co sen zostaje zaburzony, a przyszłość ląduje pod znakiem zapytania, czy ktoś, przypadkiem, nie zwariował.</span><a name='more'></a><p></p><p><span style="font-size: large;">Nowożeńcy wiodą nieupoukładany staż domowy. Pierwsze scena niejako zapowiada schizofreniczny pokaz - mąż sepleni przez sen, że ktoś znajduje się w mieszkaniu. Żona śmieje się przez krótką chwilę, ale słyszy jakieś głosy zza ściany. Idzie sprawdzić, czy zagrożenie jest realne. To kapeć ,,starego'' blokował drzwi oraz powodował szum w domu, a piesek krzątał się w pudłach, aby wzniecić alarm. Niewinne chrapanie zamieni się w ciąg chodzenia po mieszkaniu z zamkniętymi oczami, więc w wyniku zagrożenia małżonka wybiera się z partnerem do lekarza, aby zbadać przyczyny niekontrolowanego ruchu. Wyniki badań potwierdzą, że Hyeon-soo ma wycieczki w nocy przez nadpobudliwą aktywność mózgową w fazie REM, dlatego chodzi po mieszkaniu, myszkuje po lodówkach i zachowuje się, jak mały świrus z cyrkowego objazdu. Jest to zabawne, na krótką metę, bo sytuacja nabiera coraz poważniejszych znaków. Razem z bohaterami zaczynamy podejrzewać Hyeona o sztuczki magiczne, czy zdolności ponadnaturalne. Jego wyskoki w środku nocy budzą niemal demony, dlatego para zakochanych ptaszków będzie szukać pomocy u wróżki? </span></p><p><span style="font-size: large;">Fantazjuję, jak fantazjują nowożeńcy, bo oboje wprawiają się w cykliczną paranoję. Żona - Soo-jin - martwi się, że jej dziecko ulegnie przykrej każe przez otępionego męża, który nie kontroluje własnych wycieczek, gdy gasną światła. Martwi się, więc czuwa w nocy - niemal doprowadzając się do stanu półświadomego pacjenta, który lada chwila straci przytomność. Soo-jin zastanawia się, czy to leki są za słabe, czy chłopak jest nawiedzony, czy sytuacja wymaga drastyczniejszych środków? Twórca bawi się tropami kulturowymi oraz gatunkowymi - podstępnie wzywa ,,czarodziejkę'' (szamankę), która odkrywa, że mętny, zrzędliwy duch psuje atmosferę w domu, więc mąż staje się podejrzany o paktowanie z siłami nieczystymi. Rzecz jasna, debiut przerzuca humorystyczne odcienie na zmęczone barki wywołane przez klisze z kartoteki grozy, bo nadnaturalne istoty, przypadkowe opętanie, ile razy to wałkowaliśmy? Dlatego autor postanowił ponabijać się z naszej kulturowej wiary w czary, w przeklęte dusze i stworzenia z bajek dla niegrzecznych dzieci. Jednak jest to zagrywka minimalna, bo nigdy nie przechodzi w pełną komedię, a raczej dawkuje elementy niewymuszonego śmiechu z odrobiną niepokoju, co wydarzy się, gdy kobieta odkryje jego nieludzkie zachowania, a utrata psa przyczyni się do postępującej depresji szanownej małżonki.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyTs3W9yYrwh03uP6iPQvIRun5onc_QU8eItNw8Mm4dYd2de6oL3ZivVs_dxDqVSMaB-lcEXrYPiGeT_gOQji_026BZc1gJhm1DXB5oQp8UENGZwqAjB2bnqNMLJqBOuT4VmcNeRvKz-utOt4Kw8VoaTRAqeZbWaCzvGQdbMKOEKddFFnIdhfhAgcLplf-/s1920/Spa%C4%87%20horror.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyTs3W9yYrwh03uP6iPQvIRun5onc_QU8eItNw8Mm4dYd2de6oL3ZivVs_dxDqVSMaB-lcEXrYPiGeT_gOQji_026BZc1gJhm1DXB5oQp8UENGZwqAjB2bnqNMLJqBOuT4VmcNeRvKz-utOt4Kw8VoaTRAqeZbWaCzvGQdbMKOEKddFFnIdhfhAgcLplf-/w640-h360/Spa%C4%87%20horror.jpg" width="640" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span><p></p><p><span style="font-size: large;">Zręcznie przechodzi od lekko głupkowatej komedii, ale bez wymuszonego śmiechu zza ekranu, do stanu permanentnej inwigilacji małżonka, który przez obsesję lubej pozostanie napiętnowany jako mężczyzna niegodny zaufania, co paktuje z diabłem. W chwili, gdy sytuacja zostaje naprostowana, a leki zaczynają działać - kochana Soo-jin dalej podejrzewa, że zamieszkały duch sąsiadki tkwi w jego mrocznej duszy, więc postanawia odprawić, coś na miarę egzorcyzmu, mały rytuał, który prowadzi do szalonej czarnej komedii, która mogłaby konkurować z japońskimi odchyłami. Jest to dziwaczne i pokraczne. Nie potrafi się zdecydować - czy chce być odjazdową komedią z elementami grozy, czy nieprzewidzianym tańcem z duchami, które urządzają psikusy, dlatego komedia wsiąka w wąskie ramy gatunku. Ostatnie pół godziny trzyma w napięciu, ale zakończenie jest rozczarowująco powierzchowne. Jest powtórką z tego, z czego słyną horrory o nawiedzonych mieszkańcach, o powalonych kobietach, które w wyniku obłędu - same przejmują czarcie moce, zachowując się jak upiór z koszmarów sennych. </span></p><p><span style="font-size: large;">Wyreżyserowane lekką ręką, z przymrużeniem oka, choć nieco matowe i nie do końca sprawiające przyjemność, bo nigdy nie wiedziałem, czy autor sobie żartuje z gatunku imienia grozy, czy robi jakiś zawoalowany dowcip o duchach, którego nie rozumiem przez odmienną wrażliwość. Scenografia chwilami czerpie z mrocznych kryminałów Paula Schrader (jak ,,Pierwszy reformowany'') czy scenariuszy wypisanych przez Andrew Kevin Walker - końcowe sceny wycięte z ,,Osiem milimetrów''. Z chorą grą między zrezygnowanym mężczyzną, a kobietą, która została pochłonięta przez szalone teorie, jakoby mąż nie pozbył się drażliwego ducha z ciała. Ma w sobie urok niezależnych filmowców, którzy kpią z koncepcji, z gatunkowych naleciałości, oraz ze schematów, które na długo opatentowały powtarzające się produkcje z namiętnością powtarzając regułki opętania przez istoty ponad materialne. Trudno orzec, w którą publiczność celuje autor utworu, bo nieustannie kołysze się między błaznowatym duszkiem, a niebezpieczną zagrywką, jak lunatykowanie przyprawia o zawał nieświadomych pacjentów. Zaiste - mógł okazać się zgrywą z opętańczej furii, ale poszedł w znajomą, wydeptaną ścieżkę, aby udobruchać starych fanów starych piosenek, że z duchami nie warto pogrywać. </span></p><p><span style="font-size: large;">Korea Południowa, 2023, 95'</span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"></span></p><p><span style="font-size: large;"><span>Reż. Jason Yu, Sce. Jason Yu,</span><span> zdj. Tae-soo Kim, Muz. Yong Jin Chang, Hyukjin Chang, prod. Lewis Pictures</span></span><span style="font-size: large;">, Solaire Partners, wyst.: Yu-mi Jung, Seon -gyun Lee, Kyung-jin Lee </span></p>Chrishttp://www.blogger.com/profile/15804601766435252090noreply@blogger.com0