sobota, 29 października 2016

Piątka ulubieńców: Niedocenione gry wideo

Twister z ,,Micro Maniacs''
W każdej dziedzinie znajduje rzeczy niewystarczająco doceniane. W muzyce czy literaturze odnajduje wiele wspaniałych dobroci, o których wiele osób zdaje się nie pamiętać lub nie popularyzować, dlatego cieszę się, gdy samemu odkrywam coś, co mi odpowiada i z czym mogę się podzielić, dlatego dzisiaj o niedocenianych grach wideo. Być może ktoś z was je kojarzy - od razu ostrzegam, że będą to ,,starocie''. Żadna z nich nie pochodzi z XXI wieku. Większość tutejszych tytułów odpali się na konsoli - pecetowcy nie znajdą nic dla siebie (poza jednym wyjątkiem). Bez zbędnych ceregieli zapraszam do wypisania własnej listy niedocenianych gier - zakładam, że w przyszłości pojawi część druga oraz rozszerzenie myśli tematycznej. 




Na pierwszy ogień ,,Micro Maniacs'' na PSX. Szalona, szybka zabawa zręcznościowa o mini-ludzikach ścigających się na niespodziewanych planszach. A to biegamy po blacie kuchennym, trawniku, biurze, na budowie czy w dziecięcym pokoiku. Gra nastawiona na kooperację, dlatego zachęca do wspólnej biesiady przed konsolą, by rodzina czy przyjaciele mogła ze sobą konkurować i ścigać się po okrutnych trasach, gdzie możemy stracić głowę, jeśli wbiegniemy na działającą wiertarkę lub spadniemy z wysokości albo damy się pokroić na atomy przez laser. Żeby uprzykrzyć życie naszej ekipie w wyścigu do mety - zdobywamy moce, które mogą np. kogoś spalić, zepchnąć w przepaść czy spowolnić na krótki czas. Podczas zabawy czeka nas wiele niespodzianek. Są trasy, na których będziemy się ścigać skuterami wodnymi, trafimy do wirtualnego świata (do gry w grze) czy jeździć deskorolką. Świetna sprawa, gdy mamy znajomych, którzy lubią towarzyskie gry i szybkie tempo rozgrywki. Wracam do niej, gdy impreza wymaga adrenaliny...






Felix the Cat. Wielu graczy ceni sobie serię ,,Mario'', ale ja wolę czarnego kota od wąsatego hydraulika, którego zadaniem jest uratować ukochaną i powstrzymać złego doktora od dalszej kariery przestępczej. Bardzo przyjemna platformówka, w której przemierzymy różne tereny, gdzie napotkamy wielu przeciwników, co stoją na drodze, aby zniechęcić do dalszej wyprawy. Nasz radosny kot posiada kilka przydatnych zdolności: potrafi zamienić się w czołg, balon, samolot albo w magika. I podobnie jak w grach sygnowanych imieniem Mario - odkrywamy ukryte przejścia, przemierzamy mapy z lewej do prawej, skaczemy po platformach, rozbijamy nieprzyjaciół i radośnie zdobywamy punkty za przejście etapu. Żwawa, niekrępująca zabawa - nie tylko dla najmłodszych. Felixa darzę ogromnym sentymentem. Obok ,,Chip & Dale'' czy ,,Flintstones'' - ulubiona przygodówka na NESA.





Dragon Ball Z: Supersonic Warriors. Gier o ,,Dragon Ball'' powstało tak wiele, że pięć z nich mógłbym umieścić na jednej liście. Będąc dzieckiem łykałem wszystko, co wyszło na podstawie mangi Akiry Toriyama. Kupowałem figurki z ulubionymi postaciami, oglądałem serial, zbierałem karty z czipsów, czytałem Kawaii poświęcone uniwersum ,,Dragon Ball''. I grałem w gry przed wyjściem do szkoły. Wciąż się zastanawiam, co się stało z czasami, gdy ,,Dragon Ball'' stał się moim światem, do którego wracałem w każdej chwili, a dzisiaj wspominam o nim z wielkim żalem, że wydoroślałem i przestałem się tym zajmować. Ale gdyby mnie ktoś zapytał, ile pamiętam wydarzeń z serialu - założę się, że moja wiedza mogłaby konkurować z nie jednym fanboyem. Starcia Goku z Vegetą zawsze uważałem za najciekawsze. Odwieczni rywale i odwieczni przyjaciele, którzy pokazali, że dobro zwycięży, jeśli walczysz z całych sił i wierzysz w moc najbliższych. Ogólnie ,,Dragon Ball: Supersonic Warriors'', to bijatyka z całym wachlarzem ponadziemskich umiejętności, jak wypuszczanie kuli z rąk czy latanie w troposferze. Dynamiczne pojedynki to cecha tytułowej serii - całkowicie wymyka się zasadzie, że walka na Ziemi jest obowiązkiem. W tej grze częściej gościsz w powietrzu niż czujesz grunt pod nogami. 



Outcast. Przygodowa gra Sci-Fi nawiązująca do sagi ,,Gwiezdnych Wojen'' czy taniej space opery. Wcielamy się w amerykańskiego komandosa, którego celem jest uratować kosmos przed zagładą. Przed tyranią Faé Rhân, tłamszącego tubylców na planecie Adelpha. Miała powstać trylogia, ale tytuł słabo się sprzedał i niestety wielkie plany zostały zniweczone. Co dziwi, bo gra jest barwna, posiada wielowątkowy scenariusz, bogate źródło wiedzy. Posiada otwarty świat, oferuje masę zadań do wykonania, częstuje niegłupim humorem oraz podrzuca niestarzejącą się muzykę symfoniczną. Z perspektywy czasu kuleje mechanika sterowania, ale dobra wiadomość jest taka, że w 2017 r. ma nastąpić remake, co oznacza, że silnik graficzny zostanie poprawiony, a wszelkie niedogodności wynikające ze starego oprogramowania zostaną poprawione dzięki nowoczesnej technologii, dlatego niekoniecznie zachęcam, żeby sprawdzić ,,Outcast'' - tylko zaczekać aż pojawi się odświeżona wersja, bo naprawdę warto. Miłośnicy gwiezdnych starć, takich jak ,,Mass Effect'' - powinni czuć się, jak u siebie w domu.





Tarzan. Druga gra na PSX (pojawiła się również na PC), którą chciałbym przedstawić. ,,Tarzana'' na pewno znacie z animacji Disney'a, ale czy kojarzycie grę wideo, która mogłaby przedłużyć seans filmowy? Gra wiernie odwzorowuje wydarzenia ze srebrnego ekranu. Zaczynamy jako mały chłopiec, by koniec końców sterować (poruszać się) dorosłą postacią Tarzana. Skaczemy po lianach, chodzimy po gałęziach, mierzymy się z tygrysem, uciekamy przed stadem dzikich słoni, płyniemy z nurtem rzeki czy skaczemy po jednorożcach (!). A walka z Claytonem? Też się pojawia. Kluczowe momenty, jak ratowanie Jane przed małpami albo spotkanie ze zbirami Claytona stały się obowiązkowymi etapami, aby ukończyć tytuł na 100 %. Jedna z ważniejszych produkcji, jak byłem małym chłopcem. Wymagająca gra, zważywszy, że była skierowana dla dzieci. Poziom trudności potrafił przyprawiać o gorączkę, ale satysfakcja z ukończenia tytułu - bezcenna.


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz