poniedziałek, 9 grudnia 2013

Alan Moore i epokowa wizja (super)bohaterów: Strażnicy - A któż pilnować będzie strażników?



Strażnicy - komiks, który wybił się na tle komiksowych dokonań (Marvel może się schować i uczyć od konkurencji). Zrewolucjonizował rynek, a Alan Moore stał się prekursorem poważnych i mroczniejszych historii o superbohaterach. Brytyjski pisarz nie szedł na ugodę od początku swojej twórczości. Nie czerpie profitów z własnych zekranizowanych historii na podstawie powieści graficznych - ponieważ autorzy zbyt często przeinaczają wymowę jego utworów (V jak Vendetta) lub są kiepsko zrealizowane, zatracając przy tym treść i wartość dzieła (Liga Niezwykłych Dżentelmenów). Moore miał nawet okazję napisać scenariusz do filmu Strażnicy. Jednak zrezygnował z takowej propozycji. Odciął się od ,,maszynek do robienia grubych dolarów''

Zanim jednak przejdę do tematu, chciałbym Wam przedstawić sylwetkę i nie gorszy charakter pana Moore. Ciężko się wysłowić na temat kogoś, kto skrywa tajemnice. Jego postać to absolutny fenomen na współczesną skalę. Zarośnięty, pokryty brodą, z równie rozczochraną i opadającą fryzurą. Ze zmęczonymi, przyćmionymi powiekami, szaleństwem w oczach i licznymi sygnetami, pierścieniami na palcach. 



Już po samym wyglądzie wiemy, że mamy do czynienia z obłąkanym geniuszem. Nonkonformista, wegetarianin, okultysta - to tylko kilka z rzeczowników, które można przypisać autorowi Strażników. Sprawia wrażenie niedostępnego, ale jak sam twierdzi, jest na ogół spokojnym i stonowanym człowiekiem w porównaniu z jego dziełami, które emanują grozą i przekleństwem. Najłatwiej go określić szalonym geniuszem, ale jest to spłaszczenie jego osobowości i kierując się myślą, którą zawarł w cudzych ustach w omawianej powieści, że przeciętni ludzie nie istnieją, a każdy z nas potrafi stać się umysłowym mistrzem jest tezą adekwatną do jego tytanicznego talentu. I pomyśleć, że ze szkoły został wyrzucony przez handel narkotykami. Nie zdobywając wykształcenia.

Strażnicy pojawili się w II połowie lat 80' i z miejsca komiks został okrzyknięty wydarzeniem historycznym na rynku amerykańskim. Równocześnie rozprawiając się z mitem o zamaskowanych bohaterach. Moore czyni z nich pupilków w mediach, którzy najlepsze lata mają za sobą, a czas sławy przeminął i musieli przejść, jak zwyczajni pracownicy, na emeryturę. Superbohaterowie są teraz bardziej ludzcy i posiadają zarówno wady, jak i zalety. Zostali obdarci z przywilejów. Bohaterowie w pelerynach i maskach postrzegani są jako zwyrodnialcy, chorzy na umyśle ludzie, mający kompleksy wyższości i niedostatki moralności. 



Niegdyś bohaterowie, dziś relikt przeszłości (w tym masowej popkulturze), ale wkrótce znów staną w obronie ludzkości. Będą do tego zmuszeni. Trwa Zimna Wojna. Wszyscy odliczają minuty do północy, które zwiastować mają wybuch bomby nuklearnej w Ameryce przez Sowietów. A w tle dochodzi do mordu na Komediancie (Edward Blake) - jednym z byłych herosów, który oznaczał się szyderczym poczuciem humoru, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. Cechował się szowinistycznym pociągiem do pięknych kobiet i picia nie małej ilości alkoholu.

Kto stoi za morderstwem? Pierwsze podejrzenia, które padają drogą dedukcji przez Rorschacha (czyt. Rorszak) krążą przy udziale któregoś z emerytowanych ex bohaterów, właśnie dlatego, że nikt inny nie byłby w stanie zabić weterana wojny w Wietnamie. 

Rorschach jest moją ulubioną postacią i równolegle najbardziej tragiczną i sadystyczną z całej ferajny. Zjawia się na miejscu wypadku i od razu odkrywa, że ktoś chce się pozbyć amerykańskiego symbolu ,,nienaruszalności''. Ostoją obrony tego kraju zostaje Dr. Manhattan. O niebieskawej strukturze powłoki cielesnej. Rosjanie, to jego się boją, a nie rzędy polityków i żołnierzy. Jest w stanie zrobić wszystko. Posiada umiejętności przekraczające ludzkie pojęcia. Unicestwienie go jest niemal niemożliwe. Potrafi teleportować się z dowolnego miejsca na drugie, innych osobników też może wysłać w dalekie obszary. Współpracuje z rządem, ale po fali oskarżeń podczas talk-show (Face to face) usuwa się z życia publicznego. 




Mamy tu także do czynienia z wątkiem romansowym pomiędzy bohaterami. Jedwabna Zjawa (Laurie Juspejczyk) jest partnerką i kochanką dr. Manhattana. A zarazem córką Sally ,,Jupiter'' Juspejczyk z pierwszej generacji bohaterów. Piękność podrywana przez Komedianta, a zarazem obiekt gorących uczuć Nocnego Puchacza (Hollis Mason) - najbliższego kumpla Rorschacha

Każdy z omawianych hirosów ma własny styl, różnią się od siebie zasobem wiedzy, poglądami (niekoniecznie politycznymi). Działają w różnorakich zamiarach i motywach. Moore wydarł niezachwianą idealizację pogromców zła. Teraz zaś sami stanowią dobro i zło - a ich granica została rozdarta i zaprzepaszczona. Spełnił się Amerykański Sen - jak twierdzi Komediant. Zwykli ludzie nie chcą strażników, pragną policji, dawny porządek - a w proteście na znak buntu na murach zapisują pamiętne pytanie ,,Któż pilnować będzie samych strażników?'' Czy oni także staną przed obliczem Boga na sądzie ostatecznym? Kto dał im prawo rozporządzać ludzkim i kruchym życiem? Manhattan nie czuje przynależności do błękitnej planety, mimo że sam był kiedyś człowiekiem (dawniej Jon Osterman, który przez przypadek został zdematerializowany). Inaczej rozumuje czas (teoria Einsteina), potrafi przewidzieć przyszłość - niestety coś zakłóca jego zdolności. W innym wypadku wiedziałby, jak potoczą się losy Ziemi. Jest odhumanizowany, sprawia wrażenie niedostępnego, ma zadatki na filozofa i dobrowolnie skazuje się na wyobcowanie.

Jest także Ozymandiusz (Adrian Veidt) - najmądrzejszy człowiek na świecie, który potrafi przewidzieć każdy scenariusz. Wielka osobowość, niezachwiana, pewna siebie, inteligentna, bystra, bez jednowymiarowego podziału w zarysie psychologicznym. Wierzy w swoją misję i swą niewyczerpaną mądrość. Nie straszne mu tragedie, utrata bogactwa, podejmuje słuszne wybory dla dobra ludzkości. 

Najtrudniej jest mówić o Puchaczu i Jedwabnej Zjawie II generacji. Są oni na tyle zwyczajni, że niemal niepasujący do tego uniwersum. W odbiorze, jako przeciętni herosi. Mający kłopoty natury ludzkiej, podatni na uniesienia i prędko zapominający o tym, kim byli i czym nadal są. Bohaterowie też marzą o prostym i szczęśliwym żywocie? 



No i przejdźmy do Rorszaka. Brzydki chłopak od dzieciaka. Zakrywający swą twarz maską z czarnymi plamkami. Nieprzejawiający zbyt wielkich, dobrodusznych emocji. Jest powściągliwy w stosunku do napotkanych przechodniów i bywalców zakrapianych alkoholem lokali. Nie stroni od agresji i przemocy. Nie uznaje kompromisów, a jego dawne ja pod imieniem Walter Joseph Kovacs przepadło odkąd założył maskę. Teraz każe nazywać siebie Rorschachiem (zapożyczone od testu Rorschacha, polegającym na wnioskach o nieświadomych treściach psychicznych, cechach osobowości, zaburzeniach psychicznych).

Pomińmy jednak nasze zapoznane postacie i sprawdźmy z jakimi problemami przychodzi im się zmierzyć. A jest tego nie mało. Moore bardzo sprytnie podszedł do tematu i zgromadził wiele wniosków w trzech tomach na przestrzeni 2002 - 2003 roku (pierwotnie wydawany w odcinkach - dwunastu rozdziałach w DC Comics: raz na miesiąc). Zbiorczo wydano tom w 2013 roku. 

Łącznie mieliśmy do czynienia z ponad czterysta stronicową powieścią okraszoną kadrami i planszami. Z obrazkami, z ogromną ilością tekstu i dialogów w dymkach. Nie brakuje poruszania wywiadów z obrońcami świata przez dziennikarzy. Teksty przybliżają nam profile psychologiczne naszych postaci. Ich myśli i spostrzeżenia. Mamy możliwość wniknięcia w wiadomości prasowe, ale najczęściej widujemy nagłówki - reszta treści pozostaje zakryta i nie do odszyfrowania. Przeglądamy korespondencję, a nawet demonstrację figurek z wizerunkiem mścicieli - co ma też uzasadnione zastosowanie.

Moore zapoznaje nas z historią Stanów Zjednoczonych. Wspomina o wojnie w Wietnamie, poznajemy obecnego prezydenta - Nixona, pozostającego po raz trzeci w kadencji. Uniknął przez to wprowadzenia Reagana - 40 prezydenta USA - ponieważ autor bał się atakować popularnego wówczas polityka.


I generacja bohaterów
,,Superman istnieje i jest Amerykaninem!'' - huczą w telewizji na widok niebieskiej poświaty, niegdyś człowieka. Strażnicy jako pełnoprawna powieść obrazkowa robi wzmianki o bohaterach, którzy zostali wyparci przez nowe pokolenie z obiegu. Ongiś istnieli tacy Gwardziści, jak Dolarówka, Człowiek - Ćma lub prekursor zamaskowanych bohaterów - Zamaskowany Sędzia. Odeszli w cień lub zostali zamordowani, niekiedy towarzyszył im skandal obyczajowy (panuje homofobia). A kolejni już niebawem do nich dołączą. W lepszych wdziankach - mniej jaskrawych, tendencyjnych, pstrokatych czy staromodnych. Strażnicy opowiadają o upadku wzorców. Kultura zachodnich obywateli oparta na kreacji bohaterów gaśnie i wymiera. 

Ludzie już nie potrzebują wybawicieli, bo sami okazali się podli i niewyrozumiali na krzywdę bliźnich. Chcą ich dopaść i skopać - jak oni to czynili za dawnych lat. Jest to także ówczesny portret środowiska: zabrudzonego, obsypanego śmieciami, iskrzący cudzołóstwem i wyrzutami sumienia - powiadam, niemal jak Rorschach w jego dzienniku.



Podczas przeglądania komiksu natkniemy się na kioskarza Bernanda i młodego koleżkę czytającego u niego fikcyjny komiks ,,Opowieści o Czarnym Okręcie'' - równie gorzkiej i smutnej historii, co Strażnicy. Z tym, że głównym wątkiem jest ocalenie bliskich przez marynarza przed Czarnym okrętem. Kioskarz porannych gazet napotyka różne osobowości, gawędząc z nimi o sytuacji społeczno - gospodarczej. Zamieszki narastają, a III wojna światowa wisi na włoski i wydaje się nieunikniona. 

Wbrew wszelkim obawom i pogłoskom, że zekranizowanie powieści graficznej jest nierealne - Zack Snyder podjął się wyczynu skazanego na porażkę. Znany z komiksowych sukcesów (przenosząc umiejętnie obrazy z jednego medium na drugie) wydawało się, że wszelkie starania pójdą na marne i zepsuje świetny materiał na ekscytujący film. Obawy nie były bezpodstawne, ale Snyder dokonał cudu po raz wtóry i stworzył obraz, który nie dorównuje wprawdzie oryginałowi, jednak robi wrażenie pod wieloma względami. Strażnicy, to wspaniały przykład, jak się powinno tworzyć filmy na podstawie komiksu. Historia ta pojawiła się w trzech wersjach - kinowej, reżyserskiej, ostatecznej. 

Miałem przyjemność zapoznać się z wersją kinową - niewiarygodnie skrojoną na potrzeby sukcesu kasowego, którego i tak nie udało się dokonać. Koszta się nie zwróciły. Film w tej proporcji trwa 2 godziny i 43 minuty. W wersji reżyserskiej seans wydłuża się o pół godziny. W wersji ,,Ultimatum Cut'' film przedłuża się do 3 godzin i 30 minut, a po przekroczeniu tej dawki chciałem więcej, bo Snyder nie wykorzystał w pełni tematu, ale przyznajcie, że długość robi wrażenie?


Snyder nie byłby sobą, gdyby nie kilka zmian, które są na plus, jak i na minus ekranizacji, patrząc z perspektywy miłośnika prac Moore'a. Są sceny, które dla filmu były wręcz nie tyle, co konieczne, a satysfakcjonujące i pomocne ku ucieszy tłumu. W filmie jest sekwencja, gdzie duet Jedwabna Zjawa - Nocny Puchacz rozprawiają się z oprychami. Jest w niej sporo zainscenizowanych walk i ujęć przybliżających wycisk na zawalidrogach. W komiksie pojedynek trwa zaledwie przez jeden kadr!



Strażnicy to dzieło, które w przeciwieństwie do tego rodzaju gatunku, w kwestii stoczonych pojedynków  - jest niemal ascetyczne i ubogie. Do sporu nie dochodzi prawie nigdy. Można więc uznać komiks za antybohaterski i antyamerykański (gdzie te wybuchy, epickie przygody i patos?). Nie dość, że postacie są skazani na wygnanie, śmierć i pogardę ze strony opinii publicznej, to jeszcze zostają pozbawieni scen, w których mogliby się wykazać. 

Pod tym względem przestrzegam wszystkich żądnych fajerwerków i emocjonalnych stłuczek. Zapomnijcie o lekkim pastiszu. Dawka humoru nie sączy się z ekranu, jak na letnim Iron Manie. Może dlatego młodzi ludzie wychodzili z kina w dniu premiery? Jeśli ktoś zna pierwowzór, to wie, czego oczekiwać. Ci, którzy nie znali tego dzieła, musieli czuć się rozczarowani, tym, że film skupia się na trudnościach ze zrozumieniem podstarzałych bohaterów. Jeśli ktoś nienawidzi politycznych igraszek, może sobie odpuścić seans. Zimna Wojna jest za nami, ale jest to dobra lekcja historii. Warto się przemóc.

Zapomnijcie o ,,realizmie'', kiedy w kinach gościł Batman w interpretacji Nolana. Realizm występuje u Strażników. I dlatego jest on tak brutalny w swym odbiorze. Dziś jest garstka napaleńców, którzy pragną rzekomego realizmu w świecie zamaskowanych rycerzy w maskach, ale takie zastosowanie stałoby się niewygodne i odrzucające, nie tylko dla widzów, lecz również dla wydawnictw. 

Po premierze filmu Snydera widać, że większa część populacji nie jest gotowa na takie zabiegi i metody prowadzenia narracji. Jest zbyt niespiesznie, duszno i z filozoficzno - teologicznym zacięciem. To już nie jest produkt dla mas, a to psuje całą ideę o superbohaterach - ponieważ stanowi ważny czynnik kultury masowej - przynajmniej na Zachodzie. 



Wracając do ekranizacji. Wadą tej produkcji najczęściej jest spłaszczenie planszowych scen z komiksu. Uproszczenie są nieuniknione przy tak rozbudowanych projektach, ale psują nie tyle, co kontekst wypowiedzi, lecz zubożają pojedyncze sceny.

Np. pobyt Rorschacha w szpitalu, niweczy się tam głębię myśli przez pominięcie kluczowych rozmów (ma się wrażenie, że użyto bestialsko montażu na ścięcie materiału). Albo skrócone dialogi pomiędzy Manhattanem a Zjawą na wyludnionej planecie. Niektóre sceny nie wpływają bezpośrednio na fabułę, ale na wątki. Są minimalnie twórcze ze strony reżysera. Chociażby scena w więzieniu, gdzie dawny Walter poszukuje własnej ,,twarzy'' i znajduje ją. Zaś w komiksie pokrywa twarz plamkami dopiero po ucieczce z publicznej instytucji.

Zakończenie filmu zostało nieco skrócone, ale zapewne dlatego, że i tak otrzymaliśmy niemałe kilometry taśmy filmowej. Ekranizacja broni się jednak niepodważalnym klimatem wyjętym wprost z pracy Dave'a Gibbons'a - rysownika Strażników. Znajome lokacje wpasowują się w ramy filmowe. Najbardziej w pamięci zapada Rorschach - w tej roli Jackie Haley ze swoim charakterystycznym, niepokojąco niskim głosem. Cała reszta plejady też potrafi wykrzesać z siebie dozę krzty gry aktorskiej, ale dla mnie zostają w tyle za Komediantem (w tej roli Jeffrey Morgan) i facetem z drugą twarzą pod maską. 

Najwięcej ,,poprawek'' nanoszono w stosunku do trzeciego tomu. A czym różni się wersja reżyserska z wersją ostateczną? Usunięto sceny z udziałem Bernanda i animowanej wersji komiksu w komiksie. Poza tym wyrzucono mniej istotne dla osi fabuły ujęcia. Wersja ,,Ultimate Cut'' jest dla miłośników nie tylko komiksu, ale filmu, który jeśli komuś się spodoba, powinien ją zdobyć (przestrzegam jednak, nie znajdziecie wersji z lektorem, wyłącznie z polskimi napisami).



Komu w ostateczności polecić Strażników? Zalecam i namawiam do zajrzenia po komiks, ale czy owa wizja Wam się spodoba? - dla tych, którzy nie lubią w ciemno wydawać pieniędzy, wystarczy, że zajrzycie do filmu. Jeśli ruchomy obraz zignorujecie i zaprzeczycie, że jest to tytuł warty inwestycji, nie macie, co sięgać po powieść obrazkową. Gdy nie ma zainteresowania, nie będzie też ochoty na zapoznanie się z demitologizacją amerykańskich obrońców narodu.

Strażnicy to według mnie Opus Magnum Alana Moore. Postawił sobie wysoko poprzeczkę, którą raczej nie przeskoczy. Dokonał wiele, pisząc to dzieło. Wizjoner zepsucia moralnego (super)bohaterów. Upodobniając ich do słabych i nikczemnych jednostek. Obserwujemy, jak potężna Ameryka drży w posadach, a władza chce zapobiec nadciągającej katastrofie. Autor jest świadomym artystą i nie przeszkadza fakt, że gdzieniegdzie przeinacza fakty historyczne - skoro i tak uczestniczymy w alternatywnej rzeczywistości. 

Wprawdzie Alan Moore do dziś pozostaje unikatowym pisarzem i scenarzystą - tak przełomowego i ważnego utworu nie da się powtórzyć. Blisko był powtórzenia sukcesu tworząc V jak Vendetta, i mimo, że był to przełom (maska Guy'a Fawkesa posłużyła nam w akcji nieocenzurowania internetu w sprawie ACTA), Strażnicy na dobre odmieniły los komiksowych bohaterów. Do sytuacji z V jak Vendetta trzeba przeczekać i uzbroić się w cierpliwość. Ale niech to będzie potwierdzenie jego geniuszu łączenia obrazu ze słowem.




Mam świadomość, że temat nie został w pełni wyczerpany. Mam jednak cichą nadzieję, że owy tekst przysporzył ci masę radości i dowiedziałeś się czegoś interesującego na temat dzieła, które ma już swoje lata, a wciąż fascynuje i zachwyca kolejne pokolenia. ,,Bo czasy wciąż się zmieniają'' - jak śpiewa Bob Dylan w ekranizacji i jest cytowany przez scenarzystę komiksu.

Jak to mawiał Alan Moore o komiksowych superbohaterach: Nie cierpię ich, są paskudni. Tym optymistycznym akcentem, zakończę ten artykuł.


P.S. To jedyny tytuł komiksowy, jaki zdobył prestiżową nagrodę Hugo i znalazł się na przygotowanej przez magazyn "Time" liście 100 najlepszych powieści - od roku 1923 po dzień dzisiejszy.


Kino z Chrisem: Czasy się zmieniają wraz ze Strażnikami

Animacja fikcyjnego komiksu z komiksu

Pierwszy rozdział zaanimowanego komiksu z lektorem w wersji angielskiej (Są też pozostałe rozdziały)

Alan Moore mówi o Strażnikach

Strażnicy wystawieni na Allegro

Powieść graficzna do kupienia w Ceneo

Strażnicy w Empiku

Alan Moore opowiada o swoich dziełach i o sobie. Zakup książkę Alan Moore. Wywiady




2 Komentarz(e):

Anonimowy pisze...

Jestem właśnie po lekturze ,,Strażników", lecz nie oglądałam jeszcze filmu. Przeprowadzona przez Ciebie analiza komiksu jest w gruncie rzeczy szalenie powierzchowna... To dzieło posiada wiele wymiarów i można je rozmaicie odczytywać, co zostało tutaj pominięte. Dodatkowo robisz niestety mnóstwo błędów ortograficznych oraz gramatycznych, co wpływa negatywnie na odbiór Twojego tekstu. Pisząc o tym, że Alan Moore zapewne nie napisze już nic tak dobrego wykazujesz się nieznajomością jego bibliografii. Co z "Zabójczym żartem", "Prosto z piekła", czy chociażby "Zagubionymi Dziewczętami"?
Enea

Chris pisze...

Jasne, że tekst nie został w pełni dokonany, o czym właściwie wspominam na końcu artykułu.

Uważam, że Moore nie jest w stanie nic lepszego napisać, bo nigdy nie przebije tego, czego dokonał w 86'. Zmienił oblicze komiksu. ,,Zabójczy żart'' - świetnie się czyta, bo łykam wszystko, co jest o Batmanie, ale ,,Strażników'' nie przebija. Sam Alan Moore stwierdził, że dla niego to słabe dzieło. ,,Prosto z piekła'' - ciekawa próba rozstrzygnięcia kim był Kuba Rozpruwacz. Szkoda, że film na jego podstawie został ,,skopany''. ,,Zagubione dziewczęta'' - nie podeszły mi.

Zresztą, to jest moje zdanie i nie trzeba się z tym zgadzać. Możesz myśleć inaczej, ale ja dalej uważam, że to jest próg jego możliwości. Artykuł pisałem dawno temu, więc dzisiaj dopisałbym ciąg dalszy, gdybym tylko miał chęci...

Prześlij komentarz