sobota, 14 września 2024

Hellboy: Wzgórza nawiedzonych


 Jak odzyskać wiarę w utraconych bohaterów, których marka stoczyła się na dno studni, gdzie opłakuje własną śmierć? Niewątpliwie, rogaty komediant nie ma szczęścia do filmowych adaptacji. Czy nie jest za późno na kolejną wyczerpującą reanimację: rozpaczliwie czerpiąc z metody usta usta? Przypomnijmy sobie, że tytułowy Hellboy, to postać komiksowa stworzona przez Mike'a Mignola w 1993 r., która przedarła się do popkultury frontowymi drzwiami stając się międzynarodowym symbolem pulpowych opowieści na pograniczu horroru oraz fantastyki. Początkowo jawił się jako czyste zło, lecz jego znamiona pół-szatana, pół-człowieka musiały stoczyć morderczą batalię, gdzie istota człowieczeństwa zwyciężyła z paraliżującym strachem. Naziści marzyli, żeby stał się bronią masowej zagłady. To dowcipny diabełek, który w jednej ręce dzierży piętno smutnej przeszłości, ponieważ jego prawa ręka miała być zapowiedzią apokalipsy świata.

Mike Mignola, to typowy przedstawiciel gotyckich historii z rubasznymi przygodami, a popularność Hellboy'a, w moim mniemaniu, wynikała z faktu, że dzierżył koronę szatana, lecz porzucił przeznaczenie zagłady stając się częścią ludzkiej społeczności. Czy najnowszy film z jego podobizną jest w jakikolwiek sposób atrakcyjny? Śmiem wątpić. To podzielona antologia, która nie ma ustalonych reguł czy zasad narracyjnych, a przez większość czasu ,,gnijemy'' w parafii proboszcza. W zatęchłym kościele, gdzie dochodzi do bijatyki oraz wybuchowej gonitwy za logiką wydarzeń. To, na pierwszy rzut oka, kampowa spuścizna oryginału, ale pozbawiona pazura, żywego dowcipu i dobrej gry aktorskiej. W chłopca z piekieł wcielił się Jack Kesy (aktor mi szerzej nie znany, poza tym że grywa w komiksowych, B-klasowych dziełach). Zaczyna się nieco bombastycznie, bo dochodzi do kolizji kolejki transportowej (z paskudnymi efektami komputerowymi, które odrzucają od ekranu). Wyczuwa się przeraźliwy pot kina klasy C, gdzie śmiercionośny pająk atakuje naszych dzielnych żołnierzy z B.B.P.O. (Biura badań paranormalnych i obrony).


Zacznę od tego, że Hellboy w tej wersji prezentuje się jak anorektyk, do tego z ponurym wyrazem twarzy, a jego żarty mało kiedy wybrzmiewają (tylko raz wybuchłem śmiechem, jak gruchnął przeciwnikiem o ziemię rzucając kąśliwy komentarz). Twórca, mam wrażenie, nie panuje nad sytuacją podczas kręcenia scen na planie filmowym, a montaż błądzi i kiwa się, jak w amoku alkoholowym. Czasem pojedynki są posklejane, jak w maszynie do mięsa - spłaszczając widowisko do cna. Wędrują nasi kamraci przez Appalachy - błądząc po łańcuchu górskim wśród zieleni i drzew. Hellboy wraz z raczkującą agentką o imieniu Jo Song (wymyśloną na potrzeby kinowe, która nie ma nic wspólnego z wieloletnim uniwersum) udaje się do kościoła w poszukiwaniu duchownego Watts, który jest kluczem do rozwiązania zagadki. Cała zabawa polega na tym, że ma złamać klątwę wiedźmy, a jedna z takich uroczych pań nieco przypomina reakcję po seansie, jak lewitująca czarownica z blond kosmykami włosów w wilczym grymasie uśmiechu nabija się z tej hecy, i z tej dziwacznej produkcji, która nie ma napięcia, a dialogi wołają o natychmiastowe zajęcie, aby podejść do biurka oraz przepisać je na czystej kartce A4. Jak to bywa z mrocznymi, okultystycznymi seriami nie zabraknie kultu diabła, paktowania z siłami nieczystymi, a mityczne artefakty pomogą uratować północną Wirginię od rychłej zagłady. 

Sporym problemem tej historii jest brak klarownej narracji, to znaczy, że są szczegóły, które mogą znać jedynie osoby, co studiowały komiksy lub znają Hellboy'a od kiedy pojawił się w świadomości kulturowej pod postacią gier wideo, figurek czy animacji. Scenariusz jest niedopieszczony, momentami niezrozumiały i niedoprecyzowany. Amatorzy serii odczują na własnej skórze, jak twórcy nie zadbali o nowicjuszy. Poza tym - miłośnicy barokowej wersji Guillermo del Toro będą zawiedzeni, jak niewiele dzieje się na ekranie. Charakteryzacja chłopca z piekieł wygląda jak kostium z odpustu - z jarmarcznej imprezy. To niskobudżetowa adaptacja komiksu, która, co prawda, podąża śladami folklorystycznego horroru, ale nie ma w tym żadnej grozy czy odrobiny satysfakcji, kiedy powtórzymy sobie poprzednie filmy z tytułowym detektywem polującym na nazistów czy na spirytualne jednostki w ponurych, martwych zamczyskach. Zamęcza widza krzykliwymi wstawkami, pojedynkami bez cienia grama powagi, a powietrze z historii ulatuje, jak przebite koło na jezdni z powodu szkła. Hellboy konfrontuje się z czarownicami i ślepym wielebnym, lecz na napisach końcowych miałem minę, jakby ktoś złamał mi serce. 

Niby to bezbolesne i nic człowieka nie kosztuje, ale historia jest poszatkowana, niewciągająca i koszmarnie źle zrealizowana. No, wszystko wydaje się sztuczne i udawane: pięści uderzają, lecz nie czuję siły, złowrogie inkantacje, jakieś demoniczne kości - prychnąłem jeno i mam ochotę iść spać. To produkcja wyzuta z czegokolwiek: z wizji, z siarczystego humoru i energii! To, że ma dobry makijaż na twarzy nie wystarczy, aby zadowolić się historią z tak ikoniczną postacią, jak rogaty diabeł bez rogów. Hellboy przypomina jakiegoś bumelanta, który wiecznie pali papierosy i gada swoim akcentem, jakby wyrwał się z krypty po nieudanym melanżu. Zabawną ciekawostką jest fakt, że w 2020 r. powstał komiks Mike'a zatytułowany ,,The Return of Effie Kolb'', która kontynuowała historię ,,Wzgórza nawiedzonych'', bo dzieje się tuż po wydarzeniach z tej adaptacji filmowej, w której szukam jakichkolwiek atrakcji, aby czymś zabłysnąć w wypisywanej recenzji. Nie wiadomo, do kogo skierowany jest najnowszy film z podobizną chłopca z piekieł. Dla nowych fanów - rzecz odstręczająca, wręcz niegodna. Anty-fani postaci jeszcze go wyśmieją i podziękują za stratę czasu? Okrutnie markotny seans, w którym próżno szukać nadziei, że marka wróci do łask konsumentów. 

USA, Niemcy, Wielka Brytania, 2024, 99'


Reż. Brian Taylor
, Sce. Mike Mignola, Christopher Golden, Zdj. Ivan Vatsov, Muz. Sven Faulconer, prod. Dark Horse Entertainment, wyst.: Jack Kesy, Jefferson White, Adeline Rudolph, Leah McNamara



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz