środa, 30 listopada 2016

Zaległości filmowe (Nasza młodsza siostra, Piknik z niedźwiedziami, Sekretne życie zwierzaków domowych)


Dobra, nie będę się rozwodził nad wstępem, bo czas nagli, a mam coraz większe braki i gonię za premierami (wciąż nie mogę się przemóc i pójść do kina na ,,Wołyń'', bo to wyjątkowo drażliwy temat społeczny). Dzisiaj będzie filmowo, ale omijam tematy, które są na topie i szeroko dyskutowane w środowisku filmowym. Może kiedyś się wypowiem, co sądzę o nowym filmie Smarzowskiego, ale niczego nie obiecuję, bo obawiam się, że moje zdanie zostanie źle odebrane i źle zinterpretowane, a moja wiedza historyczna tamtego okresu nie jest najlepsza, dlatego wolę się na głos nie wypowiadać. Wracając do meritum - zamierzam przedstawić parę interesujących dzieł i jednocześnie odradzić tę produkcję, którą nie musicie znać.



Zacznijmy od ,,Naszej młodszej siostry''. Na początek wybieram kino z Japonii, gdyż wiecie, jak uwielbiam kino azjatyckie. Osoby, które nie cierpią powolnych filmów o rodzinie - przejdźcie do kolejnego tytułu. Pozostali niech się rozsiądą, bo mam okazję sobie chwilę popisać. Jeśli jest wam obce nazwisko Hirokazu Koreeda - wyjaśniam, dlaczego jest ono istotne dla tematu, i jak wpływa na odbiór widza. Koreeda, jak jeden z wielu reżyserów kraju kwitnącej wiśni - zajmuje się życiem codziennym Japończyków. I nawet jeśli nie znamy kultury wschodu - opowiada on o ludzkich troskach, które bez względu na długość i szerokość geograficzną, są identyczne i wspólne dla naszego świata, więc wszelkie domniemania o tym, że japońcy są dziwni - są grubo przesadzone i wynikają raczej z ignorancji niż uprzedzeń. Ich komunikacja międzyludzka jest insza od europejskiej, to prawda, ale aż tak bardzo się nie różni, jeśli spojrzeć na dręczące je problemy. 

Koreeda tworzy ,,okruchy życia'', więc nie ma co się spodziewać, że tempo będzie zawrotne. Operator kameruje pozornie niefilmowe rzeczy, jak wspólny posiłek przy stoliku, spacer trójki bohaterów czy rozmowę, jaką moglibyście odbyć z rodzeństwem. Rejestruje tę część egzystencji, do której zaglądają producenci telenoweli. Fabuła jest skromniutka. Śmierć ojca staje się okazją, aby wprowadzić nową postać do państwa Kouda, gdzie na ceremonii pogrzebowej dowiadują się, że mają przyrodnią siostrę o imieniu Suzu. Dziewczyny szybko znajdują wspólny język, dlatego siostrzyczki postanowiły sprowadzić Suzu do domu. Z początku lekko niepewna, jaką decyzję podjąć, ale ostatecznie zgodzi się, aby odrobić stracony czas i stać się współlokatorką sióstr. 



Przez cały film obserwujemy proces wdrażania nowo poznanej siostry do starej posiadłości w Kamakurze pod Tokio. Od niepewności i zdecydowanej nieśmiałości, do zaakceptowania faktu, że ma z kim się wyszaleć. Suzu jest młodziutka, ale w rodzinie - najbardziej stonowana, nie przesadzająca z okazywaniem emocji niewerbalnych. Sachi Kouda ciężko pracuje, lecz ma problemy z facetami. Urazy z przeszłości wciąż dokuczają kobiecie, przez co dochodzi do kilku konfliktów między siostrami, ale nie tylko z jej winy. Yoshino oraz Chika Kouda mają własny charakter, który bronią przed przewrażliwioną Sachi. Czasem dodają oliwy do ognia, ale rodzeństwo bez kłótni? Niemożliwe, choć wszelkie nieporozumienia są kluczem do pogodzenia - wzmacniając więzi w rodzinie. Śmierć ojca w familii skutkuje konsekwencjami, gdyż spowodował napięcie w relacji rodzic-dziecko, o czym dowiemy się w trakcie seansu - ojciec podpadł jednej z sióstr. Okazuje się, że siostry mają ze sobą więcej wspólnego niż z każdym innym członkiem rodziny. Siostrzana miłość jest na tyle rozgrzana, aby przetrwać najdrobniejszy opór wynikający z wewnętrznej utarczki, niepotrzebnych emocji czy wynikający z chwilowego rozzłoszczenia na rodzeństwo. 

I tutaj możemy wymienić wady produkcji: z racji, że fabuła jest taka, jakby jej nie było - czuć atmosferę soap opery (przesadna kameralność, przesłodkie postaci oraz brak dosadnego celu, do którego dążyłby filmowiec). Jednakże - biorąc pod uwagę, ile siostrzanego ciepła oraz ważnych, z punktu widzenia człowieka, czynności pokazano w ulotny, niezaprzysiężony sposób - Koreeda chce, abyśmy wierzyli w ludzi. Nie zapominali o ich problemach, bo nie jesteśmy sami na świecie ze swoimi troskami czy wątpliwościami. A że człowiek lubi przesiadywać w towarzystwie - wydaje mi się, że osoby, które cenią sympatyczne kino bez wymyślonych tragedii na ekranie - powinny czuć maleńkie pokrewieństwo z państwem Kouda. Niby nic wielkiego, ale zawsze powtarzam - im bliżej życia, tym bliżej naszego serca. 



Drugi tytuł, do którego zachęcam, to ,,Piknik z niedźwiedziami''. Komedia o starszych panach, co postanowili wybrać się na wędrówkę przez Appalachy. Autor książek podróżniczych o nazwisku Bill Bryson postanowił na stare lata zaszaleć, a nie cieszyć się emeryturą. Jego żona nie jest z tego powodu zadowolona - ,,co chcesz udowodnić?'' - pyta, ale Bill nie wie, bo nie ma argumentu przemawiającego za podróżą, lecz czuje, że musi wyruszyć. Droga daleko, bo mierząca 2200 mil - trasa łączy stany Georgia i Maine. Aby nie ruszać w pojedynkę - dzwoni do znajomych, którzy mogliby się dołączyć. Rezultat? - nikt nie chce. Chcą odpoczywać, a nie włóczyć się po terenach dla młodzieży. Ostatecznie znajduje jednego śmiałka - Katza - dawnego przyjaciela, który ma problemy z nogą, ale z jakiegoś powodu chce przejść przez Szlak Appalachów. 

I co tu dużo mówić - jest zabawnie, lekko i bez większych aspiracji. Przygoda, to pretekst, aby pokazać, że stary człowiek może podbijać szlak turystyczny, jeśli się uprze, choć zdrowie nie pozwala na szybkie przemieszczanie się. Humor wynika z niewiedzy bohaterów, z ich podejścia do niebezpiecznych sytuacji oraz przez wzgląd na wiek - z racji, że mamy do czynienia z dwoma prykami po sześćdziesiątce - nie spodziewajmy się, że pójdzie gładko czy bez komplikacji, choć problemy, z którymi zetkną się bohaterowie ekranu - są potraktowane z przekąsem, nie stanowiąc o dramatyzmie produkcji. Jedynym dramatem, który widnieje na pierwszym planie, to obawa żony, że straci swojego męża przez to, że opuścił dom i ruszył na dość niebezpieczny szlak dla mężczyzn w jego wieku. Ich wędrówka to raczej jednorazowy wygłup i komedia pomyłek niż pełnoprawny dramat o starych piernikach, którzy nie wiedzą, co z życiem robić. ,,Piknik z niedźwiedziami'' wielokrotnie uwidacznia przeciwne charaktery. 



Bill jest oazą ,,normalności'' - ma rodzinę, ciężko pracował, żeby wieść spokojne życie na starość, stronił od dziecinady i niechętnie buntował się wobec rzeczywistości. Za to Katz - maszyna zagłady. Wieczny podrywacz, z alkoholem pod ręką, bez żony i stałego dochodu. Przeciwności uzupełniają się, kiedy jest okazja poświntuszyć - Katz działa natychmiastowo nie przejmując się konsekwencjami. Za to inteligencja Billa sprawdza się w niesprzyjających okolicznościach (scena z niedźwiedziami absolutnie prześmieszna). Oczywiście na szlaku spotykają przedziwne postaci, jak szaloną, młodą dziewuchę, która przegadałaby komitet liberalny, a jej wiedza o podróżach wydaje się zaskakująco przemądrzała, na tyle irytująca dla naszych bohaterów, że postanawiają wiać (tak, to bardzo grzeczne z ich strony). Albo starszą kobietę, niemowę, której najwyraźniej brakuje mężczyzny, przez co dochodzi do komicznej sytuacji, gdzie jej córka musi zareagować, aby nie płoszyła klientów. Ale najzabawniejsza jest dwójka młodzieńców, którzy chętnie pomogą starszym np. przenosząc ekwipunek na drugą stronę rzeki. Są jak bliźniacy, co rozumieją się bez słów - odnosząc się do ludzi w identyczny sposób.

Twórcy postawili na nietypową historię - gdzie, nie ważne czy ci się uda czy nie - ważne, że próbowałeś. A starość nie musi kojarzyć się z chorobami i nic nie robieniem, bo będąc w starszym wieku masz prawo zachowywać się jak młodzież - czerpać przyjemność z tych samych powodów, co młodzi - nie będąc kolejnym tetrykiem, który lubi marudzić na rachunki czy na to, że nie spełniłeś się w życiu. 



 Za to odradzam animację o tytule ,,Sekretne życie zwierzaków domowych''. Przykre rozczarowanie, bo oczekiwałem zabawnej produkcji z ciekawą historią i sympatycznymi bohaterami, a dostałem kłamstewko w sreberku. Zachęcony trailerami - sądziłem, że dostanę opowieść o zwierzętach, które prowadzą intensywne życie towarzyskie oraz knują, jak nabroić w środowisku domowym, a dostaliśmy animację, gdzie milusińscy wychodzą na ulicę i prowadzą intrygę wzorowaną na połączeniu ,,Toy Story'' z ,,Dżunglą'', czyli rozbój na ulicy, krwawy terror zwierząt mszczących się na ludziach oraz spięcie charakterologiczne podobne do Buzza Astral i Chudego. Humor nierówny - wzorowany na ,,Minionkach''. Udaje dojrzały kontent oraz kopiuje motywy z animacji, które powstały dekadę lub dwie dekady wstecz. Szybko traci charakter oraz osobowość, ponieważ nie dodaje nic od siebie. Małpuje klasykę oraz nadwyręża cierpliwość dorosłych. Tylko dla dzieci, i to z ostrzeżeniem, bo pojawiają się mordercze sceny, kiedy słodkie zwierzątka zmieniają się w psychopatyczne indywidua, jeśli wasze dziecko brzydzi się przemocą - odpuście. Nie polecam. Widziałem raz i zapomniałem po dwóch dniach. Szkoda czasu, kiedy można zobaczyć ,,Zwierzogród'' albo ,,Vaiana: Skarb oceanu'' - lepiej wybrać coś, co się nada do oglądania. I dla dobra waszego dziecka, jeśli dbacie o ich rozwój...

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz