Rysunek Shauna Tan. |
,,Paczka ulubionych komiksów'' to zbiór, seria historii obrazkowych z Argentyny, Iranu, Kanady, Francji, Polski, Portugalii, USA czy Węgier. Z dowolnego państwa na kuli ziemskiej, gdyż komiks ,,dorobił się'' na wielu ciekawych nazwiskach, które będę promował i zachęcał do czyjejś twórczości. Tytuły, które wymienię ukształtowały mój światopogląd na scenę komiksową. Jak przedstawieni autorzy sprawili, że pokochałem opowieści rysunkowe. Pojawią się obrazki dla dzieci, młodzieży czy dorosłych (z naciskiem na opcję trzecią, ponieważ wolę historie skierowane do osób starszych). Seria skierowana do ludzi, którzy chcą poznać komiks – czym jest to medium, i co ofiaruje w zamian. Celuję w różnorodność, dlatego wielogatunkowość to cecha, jakiej ulegnę.
,,Paczka ulubionych komiksów'' wskaże listę tytułów, które ja osobiście cenię – niekoniecznie zgadzając się z tym, co mówią inni, bo nie zawsze lubię to, czym zachwyca się czytelnik i krytyka. Mam nadzieję, że wybór, który dokonałem spodoba się zarówno osobom, które czytają komiksy od małego, jak i osobom, które mają awersję do historyjek graficznych...
Tytuł: All-Star Superman
Rok wydania (świat): 2005-2008
Rok wydania (Polska): 2012
Wydane jako: Album (liczba stron: 304)
Wydawca: Mucha Comics (Polska)
Gatunek: Sci-Fi, Superbohaterski
Scenariusz: Grant Morrison
Nie jest to chyba najbardziej ulubiona
historia z Supermanem w roli głównej, ale ważna z punktu fana DC.
Nie jest to dzieło doskonałe czy bez wad, ale z wielkim
zaangażowaniem przedstawia, dlaczego Człowiek ze Stali jest ikoną,
herosem i symbolem wielkości, postacią, która stanowi autorytet
dla ludzkości. Panowie Morrison/Quitely zaczynają swój album
cytatem ,,...miarą człowieka nie są jego słowa, lecz czyny''. I
to pierwsza wskazówka, która w dużej mierze nakreśla Supermana.
Zawsze gotowy, by być w pobliżu i zatrzymać karuzelę szaleństwa
– broniąc ludzi od ataków z kosmosu, ratując pasażerów pociągu
przed wykolejeniem bądź służyć radą otaczając świat troską
(jest taka piękna scena, gdzie Superman przytula rozpłakaną
nastolatkę z problemami neuronowymi, która stoi nad krawędzią
dając jej wyraz bliskości oraz w wiary w to, że jest silniejsza od
słabości, jakie nękają umysł dziewczyny). Uważam, że
najwspanialsze sceny, które pochodzą z tego materiału nie są
wówczas, gdy ostatni syn planety Krypton walczy z ciemiężycielami
czy zagrożeniem, ale pojedyncze, drobne uczynki oraz rozmowy między kochającymi się ludźmi.
Cała fabuła krąży wokół
informacji, iż Superman umiera – tak, to szczera prawda -
śmiertelna dawka promieniowania sprawia, że jego komórki
obumierają. Zanim jednak zniknie na dobre czeka go szereg prób,
którym musi podołać. M. in. oświadczyć Louis Lane – swojej
ukochanej – że Clark Kent to Superman. Pierwsze rozdziały bardzo
dużo uwagi skupiają na kobiecie Człowieka ze Stali – kończąc
wątek wielkim pocałunkiem w czółko na dobranoc. Autorzy nie kryją
się, że inspiracji szukali w klasycznych opowieściach o Supermanie
– pojawia się pies Supermana, czyli Krypto. Jimmy Olsen (prawdziwy
kumpel Clarka Kenta) zgodnie z tradycją przebiera się w dziwne
fatałaszki. Luthor – nemezis Supermana – planuje, jak zawładnąć
światem i doczekać się słodkiej obietnicy oglądając martwego
Człowieka ze Stali – zawsze o tym marzył, drań jeden. Ale
właściwym celem ,,All-Star Superman'' nie jest płacz nad
pożegnaniem bohatera, lecz sposób na inspirację. Superman jest
katalizatorem najgłębszych marzeń ludzkości – siły, potęgi,
heroizmu, odwagi, czyniąc rzeczy wielkie, ale nie zapominając o
sprawach mniejszej wagi – dając sobie radę z przyziemnością,
która dotyczy śmiertelników. Moim zarzutem w stosunku do tego
dzieła są drobne rozdziały, które niekoniecznie są na tyle
ciekawe, by je reprezentować. Nie podoba mi się wątek z Bizarro –
nieudanym klonem Supermana – zawsze uważałem, że to słaby
pomysł, aby robić gorszą wersję Człowieka ze Stali. Strasznie
męczący to rozdział, gdy musimy czytać niedoskonałą mowę
Bizarro, ja wiem, że miał posłużyć jako przykład, dlaczego
Superman jest drogą do doskonałości, ale nigdy nie byłem fanem
takich rozwiązań, gdzie zaczynasz gubić wątek główny. Rysunki
też nie są za idealne – czasem ma się wrażenie, że operują
wstrętną stylistyką, która zniechęca do czytania, choć wiele
kadrów wskazuje na coś przeciwnego. Czasem pachnie okrutnym kiczem,
by innym razem zaskoczyć wspaniałymi scenami, w których można się
zakochać (jak sceny z Krypto albo Lois Lane).
Wszelkie niedoskonałości dzieła
Morrisona i jego rysownika nie przeszkadzają na tyle skutecznie, by
uznać ,,All-Star Superman'' za stratę czasu. Nie wszystkim się spodoba – część
osób będzie zawiedziona zawartością materiału. To obszerny
komiks, wielokrotnie odwołujący się do klasyki czy wizerunku
Supermana w kulturze. Pozbawiony dynamicznej narracji oraz prostych
rozwiązań fabularnych – dużo zagadnień fizyczno-naukowych może
co niektórych wykończyć. Tak czy owak jest to kawał dobrej
literatury, z wieloma ikonicznymi scenami, które pozostają w
pamięci (szczególnie wspomniana nastolatka, która niejako
odzwierciedla, jak postępuje Superman w nagłych przypadkach).
P.S. Gdybyście nie byli przekonani powstała animacja o tytule ,,Niezwyciężony Superman'' - dosyć wiernie odwzorowuje historię z komiksu, choć jest ona uproszczona i pospieszna, przez co traci na subtelnej wymowie.
P.S. Gdybyście nie byli przekonani powstała animacja o tytule ,,Niezwyciężony Superman'' - dosyć wiernie odwzorowuje historię z komiksu, choć jest ona uproszczona i pospieszna, przez co traci na subtelnej wymowie.
Tytuł: Asterios Polyp
Rok wydania (świat): 2009
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Album (liczba stron: 344)
Wydawca: Pantheon Books (USA)
Gatunek: Eksperymentalny, Obyczajowy
Scenariusz: David Mazzucchelli
Nieskrępowana zabawa dla
eksperymentatorów. Komiks, do którego zaglądałem od środka
doskonale rozumiejąc, co się dzieje i kto jest kim. Lektura, przy
której nie musisz niczego śledzić na bieżąco, by wiedzieć, o co
chodzi. Posklejana z wielowątkowej fabuły, o przeróżnych stylach:
od klasycznej kreski narysowanej ołówkiem, po grube zarysowania
tuszem, aż do mieszaniny kolorystycznej, gdzie niebieska postać
spotyka czerwoną sylwetkę. Przyzwyczajony do symetrycznej dbałości
,,Asterios Polyp'' sprawił, że musiałem zrezygnować z komfortu,
bo nigdy nie wiadomo, jak autor zachowa się wobec czytelnika: jego
kadry błądzą po planszach, układają się, jak schody, pojedyncze
miniaturki przeplatają się z energiczną zmianą scenerii
lekceważąc poukładany styl życia. Główną postacią dramatu
jest niejaki profesor o dźwięcznym imieniu Asterios. Nim wyszedł na świat – zmarł jego brat bliźniak, przez co do dziś, będąc
dorosłym, cierpi na dychotomię i nie wie, czy faktycznie powinien
się urodzić jako Asterios czy może Ignazio (planowane imię dla
drugiego dziecka). Dlatego czasem wyobraża sobie, że jest jednym i
drugim, co daje ciekawą perspektywę i wzmacnia poczucie zabawy
formą czy treścią. Z racji, że pan Asterios interesuje się
modernizmem (wydał choćby książkę na ów temat) – autor skrzy
opowieść w niekonwencjonalny sposób upodabniając świat do
awangardy, oświecenia czy happeningu.
,,Asterios Polyp'' bardzo szybko
uświadamia, że nieustannie zamierza odwoływać się do historii,
religii czy filozofii. Na pierwszy plan wysuwa się starożytna
kultura Greków, za którą osobiście przepadam. Komiks choruje na
tę samą przypadłość, co Asterios. Wszędzie panuje podział i dwuosobowość.
Kiedy Polyp przemawia w prostokątnych kadrach, jego kobieta
wypowiada się w zaokrąglonych ramkach. Gdy jedna świątynia
szczyci się czarno-bielą, to druga odsłania niebieski kształt.
Nawet ludzie są przedstawieni za pomocą koncepcji postrzegania.
Czasem wyglądają jak chińskie znaczki, innym razem jako układ
atomów czy karykatura. Słowa piosenki słyszane od grajków
niejednokrotnie służą jako narracja lub zaprzeczenie. Kiedy
oswoiłem się z formą, co nie było łatwe, zaczyna się dostrzegać
nadmiar bodźców, które mogą drażnić albo schlebiać
czytelnikowi. Co dla jednych będzie bełkotem, dla drugich koktajlem
znaczeń i pamięci o dychotomii. Ciężko opisać bogactwo wrażeń,
ponieważ musiałbym zdradzać przebieg wydarzeń oraz pisać o
rzeczach, które nie wszystkich interesują. Jednakże – twórca
bardzo odważnie podchodzi do tematu. Ma dowody na poparcie
dychotomii czy idealizmu platońskiego. Nie potrzeba znać tych
koncepcji, ponieważ scenariusz wyjaśnia przeróżne zagadnienia.
Dając nam wgląd w myśli bohatera. Oraz w jaki sposób Asterios
Polyp porusza się po świecie i jak go odczytuje. Dosyć pokręcona
historia, dla wybranych, bo nie oszukujmy się – forma potrafi
szaleć, a filozoficzne gadki niekoniecznie muszą powodować u
czytelnika ruch poznawczy. Słuchać o Sokratesie, kiedy się go
przerabiało w szkole, po co? Dla fanów starożytnej Grecji –
pozycja obowiązkowa, a dla ludzi, którzy nie lubią, gdy pcha się
pod nos polityczne czy abstrakcyjne teorie – może okazać się
gorzkim rozczarowaniem. Jeszcze inni powiedzą ,,przerost formy nad
treścią'', dlatego sami zdecydujcie.
Tytuł: Czary Zjary
Rok wydania (świat): 2014
Rok wydania (Polska): 2015
Wydane jako: Album (liczba stron: 360)
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy (Polska)
Gatunek: Komediodramat
Scenariusz: Simon Hanselmann
Rysunki: Simon Hanselmann
Sugerowane dla dojrzałego czytelnika!
Emocjonalny rollercoaster. Śmiejesz się,
aby lada chwila popaść w niesprzyjające przygnębienie. Czytasz i
nie dowierzasz, jak nastrój zmienia się z sekundy na sekundę.
,,Czary Zjary'' są wesołe, dołujące, straszne, ociekają gagami i
pigułkami na smutek. Ale kiedy przestajesz się śmiać z ludzkich
wybryków, wiedz że, że czeka cię droga przez mękę. Strasznie
niepocieszający komiks o osobach, które cały czas żyją w pętli,
bo jedyne co robią, to palą tanie papierosy, chleją procentowe
trunki, ile wlezie, faszerują się narkotykami, toną w bajzlu i
ogólnie uciekają od rzeczywistości, która ich dopada. Mamy trójkę
,,bohaterów'': sowę, czarownicę o imieniu Megg oraz kota o
podobnej wymowie - Mogg. Mieszkają w wynajmowanym domu, gdzie
butelki po alkoholu zalegają w kątach, w pokoju, gdzie na stole
znajdują się przyrządy i rzeczy do palenia zielska – telewizja
nigdy nie gaśnie stając się częścią zwariowanego świata, gdzie
praca nie istnieje, lecz jedynie zabawa. Ale pod przykrywką humoru
kryje się głębokie rozczarowanie sobą. Sowa jako jedyna stara się
zmienić styl życia przestając się staczać – chcąc odrzucić
alkohol oraz pracować na etat, aby jakaś kobieta mogła oznajmić,
że jest ,,normalnym'' kolesiem. Sowa ma najgorzej, bo jest obiektem
niewyszukanych żartów, a wilkołak Jones, który pojawia się raz
na jakiś czas – chętnie przypomina, jak alkohol rozkręca
imprezę, a seksualne gierki stają się uciechą dla towarzystwa.
Żarty nie są najwyższej jakości, bo
nie stanowią inteligentnego humoru, ale pasują do koncepcji Simon –
scenarzysty. Wkraczamy do krainy dymu tytoniowego, gdzie kanapa
stanowi stały model życia – nienaruszony i pozbawiony głębi.
Śmiać się można z różnych powodów – łapałem się na tym,
że bawiła mnie sytuacja, gdy sowa wylądowała na wózku sklepowym,
ale za to zniechęcał humor klozetowy, który jakoś nigdy mnie nie
rajcował. Sami musicie zdecydować czy odpowiada wam narracja, gdzie
mowa o sztucznych fajerwerkach w tyłku czy ,,dowcipy'', gdzie na
poduszce pojawia się niewyszukane słownictwo będzie barierą do
przejścia. ,,Czary Zjary'' są wulgarne i nie kryją się z tym, jak
wygląda codzienne życie, gdy zaczynasz dorastać, jak depresja się
pogłębia, gdy zataczamy koło. Śmiejesz się, a jednocześnie
cierpisz, bo wiesz, że pod płaszczykiem chichotów kryją się
pokłady frustracji i narastająca ochota na zmiany. Proponuję
dawkować komiks, ponieważ w dużych ilościach obrzydza i powoduje
niechęć do czytania. Duże znaczenie ma kolor, ponieważ im
jaśniejszy i bardziej kolorowy – widzimy tę radość wylewającą
się z kartek, a im ciemniej czy ponuro – lepiej zapomnijcie o
żartach, bo przygniata ciężarem. Niby komiks o wesołych ćpunach, ale jak to ćpuny –
muszą zapłacić za chwilę przyjemności kacem zwanym szara rzeczywistość.
Tytuł: Pinokio
Rok wydania (świat): 2008
Rok wydania (Polska): 2011
Wydane jako: Album (liczba stron: 192)
Wydawca: Kultura Gniewu (Polska)
Gatunek: Fantasy
Scenariusz: Winshluss
Pinokio – ach, ta drewniana kukiełka,
która chciała zostać prawdziwym chłopcem. Zapomnijcie o tej
wersji, bo czeka nas małe przetasowanie – małe?, raczej
monumentalne! Zresztą, kogo ja oszukam, z czym mamy do czynienia -
skoro w pierwszych scenach mamy sytuację, gdzie dochodzi do
zanieczyszczenia rzeki radioaktywnym odpadem, by chwilę potem
widzieć mężczyznę popełniającego samobójstwo, a potem, gdy się
na chwilę uspokoi – Geppetto nie tworzy drewniaka, ale maszynę.
Pinokio jest bojowym androidem, któremu nie powiększa się nos,
kiedy kłamie, on z niego zadaje cierpienie... Geppetto nie jest
miłym, poczciwym panem. Tylko chciwym inżynierem, który chce zbić
majątek na swoim dziele – bez ponoszenia konsekwencji za to, co
uczynił. Akcja pędzi, jak szalona i tylko się zastanawiam, jak z
tego wybrnąć, bo pomimo ostrych, drastycznych sekwencji – jest
coś, co przyciąga do okrutniejszej wersji Pinokia. Twórca nie
odrzuca materiału źródłowego, ale czyni z powieści Carla
Collodiego cyniczną baśń dla niegrzecznych chłopców – świętość
zamienia w herezję, a wszelkie dobre uczynki blakną w grzechu.
To szokująca historia o wzajemnym
wykorzystywaniu się, gdzie biedne dzieci pracują w fabrykach pod
nadzorem, rewolucjonistami są klauny, którzy z młodzieży robią
hitlerjugend, Titanic według autora nie zatonął, lecz został
zaatakowany przez krwiożercze monstrum z głębi, a siedmiu
krasnoludków najwidoczniej nie pracujących w kopalni, to fetyszyści-nekrofile. Kraina szczęśliwości
okazuje się najbardziej obskurnym, posępnym miejscem, gdzie czają
się kruki, a słodycze to padlina dla opornych. Wulgarność
przekracza granice, zaś tematy tabu są nagminnie tratowane przez
styl autora, choć jak każda opowieść dla dzieci – ma swój
morał. Tylko że to morał dla dorosłych i raczej o mało
pozytywnym wydźwięku. Rysunki przedziwnie kontrastują z gwałtem
na pierwowzorze. Kreskówka miesza się z przemocą i fascynacją
zła. Pozorna sielskość skrywa mroczne sekrety i tajemnicze
morderstwa. Szydera, cięty dowcip oraz pozorna lekkość doskonale
maskuje nieprzyjazny świat, gdzie Pinokio zostaje zaprogramowany
jako przyszły morderca, a śpiąca królewna jako zabawka seksualna.
Zapnijcie pasy, bo będzie bolało.
Tytuł: Przybysz
Rok wydania (świat): 2007
Rok wydania (Polska): 2009
Wydane jako: Album (liczba stron: 128)
Wydawca: Kultura Gniewu (Polska)
Gatunek: Niemy, Społeczny
Scenariusz: Shaun Tan
Przepięknie wydany twór – coś na
kształt dziennika pokładowego (podróżniczego) – komiks, który
nie używa słów, a jedynie posługuje się obrazem. Najczystszą
formą przekazu. Bez ciągu słownego, bez pisma czy narratora. Nie
potrzebuje tekstu, aby zachować sens wypowiedzi, bo fabuła nie jest
skomplikowana ani złożona, żeby wymagała podpowiedzi literackich.
Dostajemy prostą, ale nie prostacką opowieść o emigracji młodego
człowieka, który stara się znaleźć wymarzony dom dla swojej
rodziny za oceanem. Bez znajomości języka dostaje się na drugi
brzeg, by poznać nową kulturę i ludzi, którzy pomimo zewnętrznych
przeciwności, w środku są tacy sami chętnie oferując własne
towarzystwo czy usługi. Kadry są rozłożone w czasie, zaplanowane
z dbałością o kompozycję i przypominają jednolitą sinusoidę.
Dwanaście pojedynczych kadrów na jednej stronie wielokrotnie
przeplatają się z jednostronicowym malunkiem, gdzie harmonia i ład
stanowi emblemat świata przedstawionego. Nic nie wydaje się samotne
ani opuszczone. Australijski rysownik i pisarz: Shaun Tan przedstawia ludzi w szeregach, stojących
naprzeciwko siebie lub tuż obok, lotne stworzenia patrzą w tym samym
kierunku, a tajemnicze maszyny wypełniają pusty obrazek sprawiając
odwieczny ruch, który nigdy nie ustaje. Banalna historia o
bezsłownym zrozumieniu wszechświata staje się idealnym polem do
tego, aby zachwycać się obrazami i zapomnieć o skrótowej fabule.
A jest się czym zachwycać.
Hiperrealistyczna oprawa graficzna niejako wymusza, aby czytelnik,
który nie ma nic do czytania – poświęcił czas na obserwację
planszy. Komiks do przeglądania, cudownie zadbany o najdrobniejszy
detal, który zmienia postrzeganie otoczenia. Radośnie przedstawiający arkadię, do której
zmierzają obcokrajowcy czy ludzie, którzy mieli w przeszłości
problemy i troski, jakich zaznali wcześniej. W nowym świecie
wszystko wydaje się tętnić życiem. Dynamiczne społeczeństwo,
które nauczyło się żyć ze sobą – bez barier, bez narzuconego
języka urzędowego, bez chaosu bądź tragicznej sytuacji
polityczno-społecznej. Wszystko staje się wielkie i ważne
stanowiąc o części wspólnoty. Bez górnolotnych słów, bo każda
emocja i wydarzenie zostaje przekazana poprzez nerw wzrokowy. Tytuł
godny podziwu. Warto dać szansę.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz