niedziela, 20 listopada 2016

Paczka ulubionych komiksów cz.6

Rysunek Shauna Tan.


,,Paczka ulubionych komiksów'' to zbiór, seria historii obrazkowych z Argentyny, Iranu, Kanady, Francji, Polski, Portugalii, USA czy Węgier. Z dowolnego państwa na kuli ziemskiej, gdyż komiks ,,dorobił się'' na wielu ciekawych nazwiskach, które będę promował i zachęcał do czyjejś twórczości. Tytuły, które wymienię ukształtowały mój światopogląd na scenę komiksową. Jak przedstawieni autorzy sprawili, że pokochałem opowieści rysunkowe. Pojawią się obrazki dla dzieci, młodzieży czy dorosłych (z naciskiem na opcję trzecią, ponieważ wolę historie skierowane do osób starszych). Seria skierowana do ludzi, którzy chcą poznać komiks – czym jest to medium, i co ofiaruje w zamian. Celuję w różnorodność, dlatego wielogatunkowość to cecha, jakiej ulegnę.

,,Paczka ulubionych komiksów'' wskaże listę tytułów, które ja osobiście cenię – niekoniecznie zgadzając się z tym, co mówią inni, bo nie zawsze lubię to, czym zachwyca się czytelnik i krytyka. Mam nadzieję, że wybór, który dokonałem spodoba się zarówno osobom, które czytają komiksy od małego, jak i osobom, które mają awersję do historyjek graficznych...

Tytuł: All-Star Superman
Rok wydania (świat): 2005-2008
Rok wydania (Polska): 2012
Wydane jako: Album (liczba stron: 304)
Wydawca: Mucha Comics (Polska)
Gatunek: Sci-Fi, Superbohaterski
Scenariusz: Grant Morrison
    Rysunki: Frank Quitely



Nie jest to chyba najbardziej ulubiona historia z Supermanem w roli głównej, ale ważna z punktu fana DC. Nie jest to dzieło doskonałe czy bez wad, ale z wielkim zaangażowaniem przedstawia, dlaczego Człowiek ze Stali jest ikoną, herosem i symbolem wielkości, postacią, która stanowi autorytet dla ludzkości. Panowie Morrison/Quitely zaczynają swój album cytatem ,,...miarą człowieka nie są jego słowa, lecz czyny''. I to pierwsza wskazówka, która w dużej mierze nakreśla Supermana. Zawsze gotowy, by być w pobliżu i zatrzymać karuzelę szaleństwa – broniąc ludzi od ataków z kosmosu, ratując pasażerów pociągu przed wykolejeniem bądź służyć radą otaczając świat troską (jest taka piękna scena, gdzie Superman przytula rozpłakaną nastolatkę z problemami neuronowymi, która stoi nad krawędzią dając jej wyraz bliskości oraz w wiary w to, że jest silniejsza od słabości, jakie nękają umysł dziewczyny). Uważam, że najwspanialsze sceny, które pochodzą z tego materiału nie są wówczas, gdy ostatni syn planety Krypton walczy z ciemiężycielami czy zagrożeniem, ale pojedyncze, drobne uczynki oraz rozmowy między kochającymi się ludźmi.



Cała fabuła krąży wokół informacji, iż Superman umiera – tak, to szczera prawda - śmiertelna dawka promieniowania sprawia, że jego komórki obumierają. Zanim jednak zniknie na dobre czeka go szereg prób, którym musi podołać. M. in. oświadczyć Louis Lane – swojej ukochanej – że Clark Kent to Superman. Pierwsze rozdziały bardzo dużo uwagi skupiają na kobiecie Człowieka ze Stali – kończąc wątek wielkim pocałunkiem w czółko na dobranoc. Autorzy nie kryją się, że inspiracji szukali w klasycznych opowieściach o Supermanie – pojawia się pies Supermana, czyli Krypto. Jimmy Olsen (prawdziwy kumpel Clarka Kenta) zgodnie z tradycją przebiera się w dziwne fatałaszki. Luthor – nemezis Supermana – planuje, jak zawładnąć światem i doczekać się słodkiej obietnicy oglądając martwego Człowieka ze Stali – zawsze o tym marzył, drań jeden. Ale właściwym celem ,,All-Star Superman'' nie jest płacz nad pożegnaniem bohatera, lecz sposób na inspirację. Superman jest katalizatorem najgłębszych marzeń ludzkości – siły, potęgi, heroizmu, odwagi, czyniąc rzeczy wielkie, ale nie zapominając o sprawach mniejszej wagi – dając sobie radę z przyziemnością, która dotyczy śmiertelników. Moim zarzutem w stosunku do tego dzieła są drobne rozdziały, które niekoniecznie są na tyle ciekawe, by je reprezentować. Nie podoba mi się wątek z Bizarro – nieudanym klonem Supermana – zawsze uważałem, że to słaby pomysł, aby robić gorszą wersję Człowieka ze Stali. Strasznie męczący to rozdział, gdy musimy czytać niedoskonałą mowę Bizarro, ja wiem, że miał posłużyć jako przykład, dlaczego Superman jest drogą do doskonałości, ale nigdy nie byłem fanem takich rozwiązań, gdzie zaczynasz gubić wątek główny. Rysunki też nie są za idealne – czasem ma się wrażenie, że operują wstrętną stylistyką, która zniechęca do czytania, choć wiele kadrów wskazuje na coś przeciwnego. Czasem pachnie okrutnym kiczem, by innym razem zaskoczyć wspaniałymi scenami, w których można się zakochać (jak sceny z Krypto albo Lois Lane).



Wszelkie niedoskonałości dzieła Morrisona i jego rysownika nie przeszkadzają na tyle skutecznie, by uznać ,,All-Star Superman'' za stratę czasu. Nie wszystkim się spodoba – część osób będzie zawiedziona zawartością materiału. To obszerny komiks, wielokrotnie odwołujący się do klasyki czy wizerunku Supermana w kulturze. Pozbawiony dynamicznej narracji oraz prostych rozwiązań fabularnych – dużo zagadnień fizyczno-naukowych może co niektórych wykończyć. Tak czy owak jest to kawał dobrej literatury, z wieloma ikonicznymi scenami, które pozostają w pamięci (szczególnie wspomniana nastolatka, która niejako odzwierciedla, jak postępuje Superman w nagłych przypadkach).

P.S. Gdybyście nie byli przekonani powstała animacja o tytule ,,Niezwyciężony Superman'' - dosyć wiernie odwzorowuje historię z komiksu, choć jest ona uproszczona i pospieszna, przez co traci na subtelnej wymowie. 





Tytuł: Asterios Polyp
Rok wydania (świat): 2009
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Album (liczba stron: 344)
Wydawca: Pantheon Books (USA)
Gatunek: Eksperymentalny, Obyczajowy
Scenariusz: David Mazzucchelli 
    Rysunki: David Mazzucchelli



Nieskrępowana zabawa dla eksperymentatorów. Komiks, do którego zaglądałem od środka doskonale rozumiejąc, co się dzieje i kto jest kim. Lektura, przy której nie musisz niczego śledzić na bieżąco, by wiedzieć, o co chodzi. Posklejana z wielowątkowej fabuły, o przeróżnych stylach: od klasycznej kreski narysowanej ołówkiem, po grube zarysowania tuszem, aż do mieszaniny kolorystycznej, gdzie niebieska postać spotyka czerwoną sylwetkę. Przyzwyczajony do symetrycznej dbałości ,,Asterios Polyp'' sprawił, że musiałem zrezygnować z komfortu, bo nigdy nie wiadomo, jak autor zachowa się wobec czytelnika: jego kadry błądzą po planszach, układają się, jak schody, pojedyncze miniaturki przeplatają się z energiczną zmianą scenerii lekceważąc poukładany styl życia. Główną postacią dramatu jest niejaki profesor o dźwięcznym imieniu Asterios. Nim wyszedł na świat – zmarł jego brat bliźniak, przez co do dziś, będąc dorosłym, cierpi na dychotomię i nie wie, czy faktycznie powinien się urodzić jako Asterios czy może Ignazio (planowane imię dla drugiego dziecka). Dlatego czasem wyobraża sobie, że jest jednym i drugim, co daje ciekawą perspektywę i wzmacnia poczucie zabawy formą czy treścią. Z racji, że pan Asterios interesuje się modernizmem (wydał choćby książkę na ów temat) – autor skrzy opowieść w niekonwencjonalny sposób upodabniając świat do awangardy, oświecenia czy happeningu.



,,Asterios Polyp'' bardzo szybko uświadamia, że nieustannie zamierza odwoływać się do historii, religii czy filozofii. Na pierwszy plan wysuwa się starożytna kultura Greków, za którą osobiście przepadam. Komiks choruje na tę samą przypadłość, co Asterios. Wszędzie panuje podział i dwuosobowość. Kiedy Polyp przemawia w prostokątnych kadrach, jego kobieta wypowiada się w zaokrąglonych ramkach. Gdy jedna świątynia szczyci się czarno-bielą, to druga odsłania niebieski kształt. Nawet ludzie są przedstawieni za pomocą koncepcji postrzegania. Czasem wyglądają jak chińskie znaczki, innym razem jako układ atomów czy karykatura. Słowa piosenki słyszane od grajków niejednokrotnie służą jako narracja lub zaprzeczenie. Kiedy oswoiłem się z formą, co nie było łatwe, zaczyna się dostrzegać nadmiar bodźców, które mogą drażnić albo schlebiać czytelnikowi. Co dla jednych będzie bełkotem, dla drugich koktajlem znaczeń i pamięci o dychotomii. Ciężko opisać bogactwo wrażeń, ponieważ musiałbym zdradzać przebieg wydarzeń oraz pisać o rzeczach, które nie wszystkich interesują. Jednakże – twórca bardzo odważnie podchodzi do tematu. Ma dowody na poparcie dychotomii czy idealizmu platońskiego. Nie potrzeba znać tych koncepcji, ponieważ scenariusz wyjaśnia przeróżne zagadnienia. Dając nam wgląd w myśli bohatera. Oraz w jaki sposób Asterios Polyp porusza się po świecie i jak go odczytuje. Dosyć pokręcona historia, dla wybranych, bo nie oszukujmy się – forma potrafi szaleć, a filozoficzne gadki niekoniecznie muszą powodować u czytelnika ruch poznawczy. Słuchać o Sokratesie, kiedy się go przerabiało w szkole, po co? Dla fanów starożytnej Grecji – pozycja obowiązkowa, a dla ludzi, którzy nie lubią, gdy pcha się pod nos polityczne czy abstrakcyjne teorie – może okazać się gorzkim rozczarowaniem. Jeszcze inni powiedzą ,,przerost formy nad treścią'', dlatego sami zdecydujcie.  





Tytuł: Czary Zjary 
Rok wydania (świat): 2014
Rok wydania (Polska): 2015
Wydane jako: Album (liczba stron: 360)
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy (Polska)
Gatunek: Komediodramat
Scenariusz: Simon Hanselmann
    Rysunki: Simon Hanselmann
Sugerowane dla dojrzałego czytelnika!


Emocjonalny rollercoaster. Śmiejesz się, aby lada chwila popaść w niesprzyjające przygnębienie. Czytasz i nie dowierzasz, jak nastrój zmienia się z sekundy na sekundę. ,,Czary Zjary'' są wesołe, dołujące, straszne, ociekają gagami i pigułkami na smutek. Ale kiedy przestajesz się śmiać z ludzkich wybryków, wiedz że, że czeka cię droga przez mękę. Strasznie niepocieszający komiks o osobach, które cały czas żyją w pętli, bo jedyne co robią, to palą tanie papierosy, chleją procentowe trunki, ile wlezie, faszerują się narkotykami, toną w bajzlu i ogólnie uciekają od rzeczywistości, która ich dopada. Mamy trójkę ,,bohaterów'': sowę, czarownicę o imieniu Megg oraz kota o podobnej wymowie - Mogg. Mieszkają w wynajmowanym domu, gdzie butelki po alkoholu zalegają w kątach, w pokoju, gdzie na stole znajdują się przyrządy i rzeczy do palenia zielska – telewizja nigdy nie gaśnie stając się częścią zwariowanego świata, gdzie praca nie istnieje, lecz jedynie zabawa. Ale pod przykrywką humoru kryje się głębokie rozczarowanie sobą. Sowa jako jedyna stara się zmienić styl życia przestając się staczać – chcąc odrzucić alkohol oraz pracować na etat, aby jakaś kobieta mogła oznajmić, że jest ,,normalnym'' kolesiem. Sowa ma najgorzej, bo jest obiektem niewyszukanych żartów, a wilkołak Jones, który pojawia się raz na jakiś czas – chętnie przypomina, jak alkohol rozkręca imprezę, a seksualne gierki stają się uciechą dla towarzystwa.



Żarty nie są najwyższej jakości, bo nie stanowią inteligentnego humoru, ale pasują do koncepcji Simon – scenarzysty. Wkraczamy do krainy dymu tytoniowego, gdzie kanapa stanowi stały model życia – nienaruszony i pozbawiony głębi. Śmiać się można z różnych powodów – łapałem się na tym, że bawiła mnie sytuacja, gdy sowa wylądowała na wózku sklepowym, ale za to zniechęcał humor klozetowy, który jakoś nigdy mnie nie rajcował. Sami musicie zdecydować czy odpowiada wam narracja, gdzie mowa o sztucznych fajerwerkach w tyłku czy ,,dowcipy'', gdzie na poduszce pojawia się niewyszukane słownictwo będzie barierą do przejścia. ,,Czary Zjary'' są wulgarne i nie kryją się z tym, jak wygląda codzienne życie, gdy zaczynasz dorastać, jak depresja się pogłębia, gdy zataczamy koło. Śmiejesz się, a jednocześnie cierpisz, bo wiesz, że pod płaszczykiem chichotów kryją się pokłady frustracji i narastająca ochota na zmiany. Proponuję dawkować komiks, ponieważ w dużych ilościach obrzydza i powoduje niechęć do czytania. Duże znaczenie ma kolor, ponieważ im jaśniejszy i bardziej kolorowy – widzimy tę radość wylewającą się z kartek, a im ciemniej czy ponuro – lepiej zapomnijcie o żartach, bo przygniata ciężarem. Niby komiks o wesołych ćpunach, ale jak to ćpuny – muszą zapłacić za chwilę przyjemności kacem zwanym szara rzeczywistość.




Tytuł: Pinokio
Rok wydania (świat): 2008
Rok wydania (Polska): 2011
Wydane jako: Album (liczba stron: 192)
Wydawca: Kultura Gniewu (Polska)
Gatunek: Fantasy
Scenariusz: Winshluss
    Rysunki: Winshluss
Sugerowane dla dojrzałego czytelnika!



Pinokio – ach, ta drewniana kukiełka, która chciała zostać prawdziwym chłopcem. Zapomnijcie o tej wersji, bo czeka nas małe przetasowanie – małe?, raczej monumentalne! Zresztą, kogo ja oszukam, z czym mamy do czynienia - skoro w pierwszych scenach mamy sytuację, gdzie dochodzi do zanieczyszczenia rzeki radioaktywnym odpadem, by chwilę potem widzieć mężczyznę popełniającego samobójstwo, a potem, gdy się na chwilę uspokoi – Geppetto nie tworzy drewniaka, ale maszynę. Pinokio jest bojowym androidem, któremu nie powiększa się nos, kiedy kłamie, on z niego zadaje cierpienie... Geppetto nie jest miłym, poczciwym panem. Tylko chciwym inżynierem, który chce zbić majątek na swoim dziele – bez ponoszenia konsekwencji za to, co uczynił. Akcja pędzi, jak szalona i tylko się zastanawiam, jak z tego wybrnąć, bo pomimo ostrych, drastycznych sekwencji – jest coś, co przyciąga do okrutniejszej wersji Pinokia. Twórca nie odrzuca materiału źródłowego, ale czyni z powieści Carla Collodiego cyniczną baśń dla niegrzecznych chłopców – świętość zamienia w herezję, a wszelkie dobre uczynki blakną w grzechu.



To szokująca historia o wzajemnym wykorzystywaniu się, gdzie biedne dzieci pracują w fabrykach pod nadzorem, rewolucjonistami są klauny, którzy z młodzieży robią hitlerjugend, Titanic według autora nie zatonął, lecz został zaatakowany przez krwiożercze monstrum z głębi, a siedmiu krasnoludków najwidoczniej nie pracujących w kopalni, to fetyszyści-nekrofile. Kraina szczęśliwości okazuje się najbardziej obskurnym, posępnym miejscem, gdzie czają się kruki, a słodycze to padlina dla opornych. Wulgarność przekracza granice, zaś tematy tabu są nagminnie tratowane przez styl autora, choć jak każda opowieść dla dzieci – ma swój morał. Tylko że to morał dla dorosłych i raczej o mało pozytywnym wydźwięku. Rysunki przedziwnie kontrastują z gwałtem na pierwowzorze. Kreskówka miesza się z przemocą i fascynacją zła. Pozorna sielskość skrywa mroczne sekrety i tajemnicze morderstwa. Szydera, cięty dowcip oraz pozorna lekkość doskonale maskuje nieprzyjazny świat, gdzie Pinokio zostaje zaprogramowany jako przyszły morderca, a śpiąca królewna jako zabawka seksualna. Zapnijcie pasy, bo będzie bolało.




Tytuł: Przybysz
Rok wydania (świat): 2007
Rok wydania (Polska): 2009
Wydane jako: Album (liczba stron: 128)
Wydawca: Kultura Gniewu (Polska)
Gatunek: Niemy, Społeczny
Scenariusz: Shaun Tan
    Rysunki: Shaun Tan



Przepięknie wydany twór – coś na kształt dziennika pokładowego (podróżniczego) – komiks, który nie używa słów, a jedynie posługuje się obrazem. Najczystszą formą przekazu. Bez ciągu słownego, bez pisma czy narratora. Nie potrzebuje tekstu, aby zachować sens wypowiedzi, bo fabuła nie jest skomplikowana ani złożona, żeby wymagała podpowiedzi literackich. Dostajemy prostą, ale nie prostacką opowieść o emigracji młodego człowieka, który stara się znaleźć wymarzony dom dla swojej rodziny za oceanem. Bez znajomości języka dostaje się na drugi brzeg, by poznać nową kulturę i ludzi, którzy pomimo zewnętrznych przeciwności, w środku są tacy sami chętnie oferując własne towarzystwo czy usługi. Kadry są rozłożone w czasie, zaplanowane z dbałością o kompozycję i przypominają jednolitą sinusoidę. Dwanaście pojedynczych kadrów na jednej stronie wielokrotnie przeplatają się z jednostronicowym malunkiem, gdzie harmonia i ład stanowi emblemat świata przedstawionego. Nic nie wydaje się samotne ani opuszczone. Australijski rysownik i pisarz: Shaun Tan przedstawia ludzi w szeregach, stojących naprzeciwko siebie lub tuż obok, lotne stworzenia patrzą w tym samym kierunku, a tajemnicze maszyny wypełniają pusty obrazek sprawiając odwieczny ruch, który nigdy nie ustaje. Banalna historia o bezsłownym zrozumieniu wszechświata staje się idealnym polem do tego, aby zachwycać się obrazami i zapomnieć o skrótowej fabule.




A jest się czym zachwycać. Hiperrealistyczna oprawa graficzna niejako wymusza, aby czytelnik, który nie ma nic do czytania – poświęcił czas na obserwację planszy. Komiks do przeglądania, cudownie zadbany o najdrobniejszy detal, który zmienia postrzeganie otoczenia. Radośnie przedstawiający arkadię, do której zmierzają obcokrajowcy czy ludzie, którzy mieli w przeszłości problemy i troski, jakich zaznali wcześniej. W nowym świecie wszystko wydaje się tętnić życiem. Dynamiczne społeczeństwo, które nauczyło się żyć ze sobą – bez barier, bez narzuconego języka urzędowego, bez chaosu bądź tragicznej sytuacji polityczno-społecznej. Wszystko staje się wielkie i ważne stanowiąc o części wspólnoty. Bez górnolotnych słów, bo każda emocja i wydarzenie zostaje przekazana poprzez nerw wzrokowy. Tytuł godny podziwu. Warto dać szansę.  


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz