Rysunek Moebiusa. |
,,Paczka ulubionych komiksów'' to zbiór, seria historii obrazkowych z Argentyny, Iranu, Kanady, Francji, Polski, Portugalii, USA czy Węgier. Z dowolnego państwa na kuli ziemskiej, gdyż komiks ,,dorobił się'' na wielu ciekawych nazwiskach, które będę promował i zachęcał do czyjejś twórczości. Tytuły, które wymienię ukształtowały mój światopogląd na scenę komiksową. Jak przedstawieni autorzy sprawili, że pokochałem opowieści rysunkowe. Pojawią się obrazki dla dzieci, młodzieży czy dorosłych (z naciskiem na opcję trzecią, ponieważ wolę historie skierowane do osób starszych). Seria skierowana do ludzi, którzy chcą poznać komiks – czym jest to medium, i co ofiaruje w zamian. Celuję w różnorodność, dlatego wielogatunkowość to cecha, jakiej ulegnę.
,,Paczka ulubionych komiksów'' wskaże listę tytułów, które ja osobiście cenię – niekoniecznie zgadzając się z tym, co mówią inni, bo nie zawsze lubię to, czym zachwyca się czytelnik i krytyka. Mam nadzieję, że wybór, który dokonałem spodoba się zarówno osobom, które czytają komiksy od małego, jak i osobom, które mają awersję do historyjek graficznych...
Tytuł: Hellblazer: Niebezpieczne nawyki
Rok wydania (świat): 1991
Rok wydania (Polska): 2008
Wydane jako: Album (liczba stron: 160)
Wydawca: Egmont (Polska)
Gatunek: Fantasy, Kryminał, Horror
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: William Simpson
Pierwszą historię o Johnie
Constantine przedstawiłem w poprzednim odcinku ,,ulubionych
komiksów'' ale tamta nie pojawiła się w Polsce (i już raczej nie
pojawi, chyba że w jakimś zbiorze). ,,Niebezpieczne nawyki'' różnią
się od ,,Newcastle''. Pierwsza znacząca zmiana: scenarzysta. Przy
,,Newcastle'' pracował Brytyjczyk: Jamie Delano, przy
,,Niebezpiecznych nawykach'' Irlandczyk: Garth Ennis, który znany
jest z serii o ,,Kaznodziei'' (także w Polsce). Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy
porównamy oba dzieła, to podejście do tematu. U Delano jest
młodym, witalnym chłopakiem gotowym do działania, zaś u Ennisa
dowiadujemy się, że mag, egzorcysta, John Constantine umiera, gdyż
doktor wykrył raka w jego płucach (jako nałogowy palacz mógł to
przewidzieć). Nieuleczalnego raka, dlatego ma do wyboru: albo pobyt
w szpitalu trując się prochami. Albo przedwczesny zgon na własną
prośbę. Constantine nie chce dać za wygraną i postanawia znaleźć
rozwiązanie na przechytrzenie śmierci, której jeszcze nikomu się
nie udało.
Jak na komiks o magu: mało tu
potworów, czortów z piekieł i innego plugastwa pochodzącego od
belzebuba. Wygląda, jak zapis pożegnania z ludźmi, których
kochał, choć, jak na kogoś, kto nie potrafi wyżyć z jedną
kobietą ani zawierać długich przyjaźni – w komiksie Ennisa
wydaje się bardziej ludzki. Zazwyczaj to facet, który ma wszystkich
gdzieś i najlepiej pozbawiłby ludzi dróg oddechowych, gdyby mu
podpadli. Ale wiedząc, że lada dzień może kopnąć w kalendarz –
nie będzie czekał aż trafi do piekła za to, jakim jest
człowiekiem. Próbuje znaleźć osoby, które mogłyby wydostać go
z objęć nadchodzącej śmierci. Odwiedza kolejno swoich znajomych,
robi drobne podsumowania i ogólnie stara się wyjść z
twarzą z tarapatów na własne życzenie. W ,,Niebezpiecznych nawykach'' jest dużo tekstu, kameralnej
narracji, która nigdzie nie spieszy, ale z wyczuciem odlicza ludzi,
których zawiódł bądź pozbawił nadziei czy życia. Smutna
atmosfera przerywana zostaje czarnym humorem i chamskim zachowaniem
Constantine'a, który lubi drwić z ryzyka oraz robić ludzi czy diabła
w bambuko. Nie jest to lekki i przyjemny komiks, aczkolwiek osoby,
które nie znają blondwłosego maga, którego uwielbiam za chore
poczucie humoru oraz nonszalancki styl – będzie ciekawym startem,
gdyż ,,Niebezpieczne nawyki'' uwydatniają wszystkie wady i zalety
tego krętacza. Graficznie się zestarzał, ale buduje to klimat i zachowuje ponury ton historii.
Tytuł: JLA: A League of One
Rok wydania (świat): 2002
Rok wydania (Polska): brak
Wydane jako: Album (liczba stron: 112)
Wydawca: DC Comics (USA)
Gatunek: Przygodowy, Superbohaterski
Scenariusz: Christopher Moeller
Będąc oddanym fanem Wonder Woman nie
mogło zabraknąć tej pozycji na liście, gdyż jest kwintesencją
jej urody i charakteru. I chociaż album wskazuje na Ligę
Sprawiedliwości (JLA), w której skład wchodzą: Aquaman, Batman, Flash,
Green Lantern, Martian Manhunter i Superman – Wonder Woman gra
główną rolę stanowiąc o przebiegu historii. Jest to opowieść o
czasach, gdy smoki zostały zgładzone – pozostał jeden –
najsilniejszy, Drakul Karfang, który uciekłszy od ludzkich
spojrzeń, zasnął na wieki, by przebudzić się w momencie, gdy
Liga Sprawiedliwych stanowi o fundamencie pomyślności na Ziemi.
Broniąc ludzi i wszelkie życie, jakie wydała ziemia. Wieść
niesie, a raczej przepowiednia, że księżniczka Diana oraz jej
przyjaciele z Ligi umrą...
Uważam, że fabuła jest miłym
dodatkiem, który urozmaica przygody ukochanej Diany, Wonder Woman.
Córka Hippolity bierze ciężar misji na siebie. Tylko ona wie o
przepowiedni, dlatego postanawia podjąć ryzyko, jednocześnie nie
sprzeciwiając się decyzji bogom – chcąc uratować przyjaciół
od rychłej klęski zapowiadanej w słowach wyroczni. Wyrusza na
samobójczą misję, wiedząc, że czeka ją zagłada – i w
zasadzie to wiele wyjaśnia, dlaczego uwielbiam tę postać. Jest
ucieleśnieniem wojowniczki gotowej oddać życie, aby świat nie
ucierpiał, a najbliżsi nie zostali straceni. Ale historia ta skupia
się na ważniejszych, dla mnie, elementach. O jej relacjach z Ligą,
o współczuciu nad istotami, które
zeszły na złą drogę, o tym, jak wspaniałą jest kobietą –
oddaną prawdzie, czystości czy poświęceniu. Jak waleczność
idzie w parze z sercem gotowym do wybaczenia. Wiele osób nie zna tej
postaci – nie wiedząc, kim ona jest, jaka jest. Jeśli miałbym
polecać album, od którego warto zacząć – możecie zajrzeć do
omawianego tytułu. Dla mnie stanowi podsumowanie, dlaczego amazonka,
Diana, Wonder Woman jest ikoniczną postacią ze świata DC.
Uwielbiam ją, bo stanowi przykład cnót, odwagi oraz boskiej
istoty, za którą warto podążać. To prawdziwa superbohaterka.
Rysunki olejne w punkt oddają piękno kobiety wyrzeźbionej z gliny.
Tytuł: Lucky Luke: Dyliżans
Rok wydania (świat): 1968
Rok wydania (Polska): 1992
Wydane jako: Album (liczba stron: 48)
Wydawca: Egmont (Polska)
Gatunek: Western
Scenariusz: Rene Goscinny
Nie znam za dobrze przygód
rewolwerowca szybszego od własnego cienia, ale Lucky Luke, to uznana
marka belgijskiego scenarzysty i rysownika Morrisa. Co mogę dodać.
Przejdźmy lepiej do opisu fabuły, bo nic więcej nie przychodzi mi
na myśl. Jest to jeden z tych albumów, do którego da się zaglądać
w ciemno, bo nie jest wymagana wiedza na temat tego, co się działo z Lucky Luckiem na przestrzeni kilkudziesięciu tomów. Jest to
zamknięta opowieść, którą polecam, gdyż jest zabawna,
przewrotna i nadaje się dla każdego odbiorcy – bez względu na
wiek, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. ,,Dyliżans'' to
klasyczny western, gdzie Lucky Luke dostaje zadanie odeskortowanie
złota od Denver, przez Carson City, do San Francisco, gdzie podczas
długiej wyprawy czeka go spotkanie z tuzinem rabusiów, napotykając
się na Indian czy na inne pomniejsze przeszkody, które będą
chciały uniemożliwić dotarcie do celu, ale to nie podróż
decyduje o sile komiksu, lecz jej postaci.
Lucky Luke musi zabrać ze sobą kilku
niesfornych lub dowcipnych pasażerów. Fotografa gotowego zrobić
zdjęcie kosztem własnego zdrowia, pana Diggera, który wyrusza w tę
wyczerpującą podróż, ponieważ chce strzec własną część
złota, co wysyła wraz z pozostałym ładunkiem do San Francisco,
pastor, który zamiast strzelby woli ,,strzelać'' słowem bożym,
osobliwe małżeństwo, gdzie kobieta decyduje za męża oraz
kanciarz i wesolutki woźnica. Także, doborowe towarzystwo, przy
którym śmiałem się co nie lada. Humor jest wyborny i to on
ustanawia próg zadowolenia, iż otrzymujemy dobry komiks rozrywkowy,
gdzie wszystko jest absurdalne – począwszy od samobójczej misji,
bo każdy drobny rzezimieszek chce dorwać się do złota, po udział
zwariowanych kolesi, którzy zamiast uważać na czekające tarapaty
podczas wyprawy - wolą grać w karty i robić zakłady czy ktoś
przeżyje czy nie (!). Sam przejazd z Kolorado do Kalifornii jest
pretekstem, by przedstawić galerię osobistości, która nadaje
charakter opowieści i przyczynia się do wewnętrznych konfliktów,
które jeszcze bardziej podkręcają tempo i ilość gagów na
stronę. Idealna odtrutka na fatalny humor.
Tytuł: Morfołaki - Zebrane
Rok wydania (świat): brak
Rok wydania (Polska): 2007
Wydane jako: Zbiór (liczba stron: 344)
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy (Polska)
Gatunek: Surrealistyczny
Scenariusz: Nikodem Skrodzki
Trzeci polski komiks na liście –
najbardziej ,,odjechany'', pobudzający do rozważań i osiągający
szczyt w tworzeniu obrazów na nieskończonych peryferiach wizji
człowieka. Na początku wydaje się, że oglądamy ,,bazgroły'', bo
rysunki nie zachęcają od pierwszego kontaktu, ale cudownie
współgrają z treścią – jej fantasmagoryczną filozofią,
oddaniem się surrealistycznej powłoce oraz humoru, który czasem
skrywa się za poważnym wydarzeniem, a gdyby zagłębić się niżej
w poruszających historiach – otrzymujemy zastrzyk delikatnej
zabawy polegającej na oferowaniu uśmiechu na twarzy. Mam sporą
frajdę, gdy zaglądam do komiksów, które od razu rzucają na
głęboką wodę i sprawiają, że chcesz poznać zdziwaczały świat,
gdzie panuje magiczna atmosfera, jakby ktoś opowiadał mroczne
historie przy kominku, jak senne fanaberie stają się przyczyną
nieopisanej przyjemności. To doprawdy frapujące zjawisko, gdzie
drobne nowele robią nawzajem aluzje do siebie. Spotykasz jednego
gościa w jednej historii, by ujrzeć go w innej, która dzieje się
w inszej rzeczywistości, jakby na drugim biegunie, ale nie ma się
wrażenia, że są one sobie obce czy odległe – nie, wydają się
być blisko siebie. Każda z nich wydaje się być powiązana i
znajoma.
Odkrywamy dziwne lądy, gdzie drzewa
błyszczą światłem, za horyzontem słońca znajduje się coś na
kształt kanalizacji, a historie opowiedziane przy podusi wydają
się, że wrastają w rzeczywistość, jak mity, które okazały się
prawdą. Mógłbym ,,Morfołaki'' chwalić bez granic, ale ta granica
wystaje. Z racji, że są to pojedyncze nowelki – zdarzają się
opowieści, które wyraźnie odstają od reszty, ale słabsze nie
znaczy, że nieczytelne, bo twórcy nie schodzą poniżej poziomu,
nawet jeśli okazują się ,,takie sobie'', to i tak jest ciekawie i
prowadzą do zaskakujących point, które rozbudowują uniwersum i
stają się częścią nowelek tego unikalnego świata, do którego
dostęp ma każdy, ale nie wszyscy się w nim odnajdą.
Surrealistyczna forma pokryta czernią i bielą nie będzie pasować osobom, które nie lubią takich klimatów, gdzie świat żyje
własnymi zasadami, pragnieniami czy sposobem opowiadania, bo nawet
literacko brzmi poetycko – odrywając się od prostego języka
potocznego, ale wierzcie lub nie, to ma znaczenie, bo odrywa nas od
tego, co znamy zatapiając się w parabolach, gdzie dominują
paranormalne sekrety, które czytelnik ma ochotę odczytać i
poznawać na własną, osobistą modłę. To czysta zabawa z bardzo
nietuzinkową treścią i niebanalnym podejściem do rysowania.
Zachęcam, bo to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, a do tego na
wskroś polskie. Zachód niech żałuje, że nie posiada.
Tytuł: Silver Surfer: Przypowieść
Rok wydania (świat): 1998
Rok wydania (Polska): 1999
Wydane jako: Album (liczba stron: 95)
Wydawca: TM- Semic (Polska)
Gatunek: Superbohaterski
Scenariusz: Stan Lee
Skoro pojawił się trzeci polski komiks w zestawieniu, to dlaczego nie umieścić trzecią historię od Marvela z Tm-Semica? Wiecie, superbohaterowie w latach 90. mieli ogromne szczęście, bo prezentowali się z dobrej strony, w wysokiej jakości – Marvel zaskakiwał pozytywnie czytelnika, a obecnie, ech, jestem kompletnie rozczarowany ich taktyką zdobywania nowych fanów. Odbijam się od tego, co wydają i nie wiem, dlaczego tak się dzieje – kiedyś przeglądałem ranking najlepszych opowieści z ,,Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela'' i trafiłem na ,,Old Man Logan'' (Staruszek Logan), gdzie Logan (alias Wolverine, gdyby ktoś nie wiedział) przemierza postapokaliptyczny świat w celu wyplenienia zła na amerykańskiej ziemi, i wtedy zrozumiałem, że rankingi są bez sensu, bo okazało się, że ta historia zupełnie mnie nie porwała, wręcz potwierdziła moje obawy, co do polityki Marvela, bo robienie z Hawkeye'a przemytnika nielegalnego towaru oraz mordercy, a z Logana rzeźnika polującego na innych superzłoczyńców jest manifestacją zaprzeczenia bycia superbohaterem – potraktowali tę postać, jak kolejnego tetryka, który załatwia wszystko przemocą. Nawet Punisher, którego uwielbiam jako antybohatera – stał się niczym, niewyróżniającym psychopatą – bez jakichkolwiek uczuć, które w sobie skrywał na dnie rozjuszonego serca, gdy za serię odpowiedzialny był Mike Baron czy Dan Abnett. Ale dość jojczenia – przejdźmy do ,,Przypowieści'', bo pomimo słabości Marvela przyczynili się do wielu ekscytujących komiksów.
Silver Surfer jest wyjątkowy. Gdy za opowieść odpowiadają legendy światowego komiksu, jak Stan Lee czy Moebius - powinniście stanąć na baczność i zasalutować, gdyż obaj działają na odbiorcę. ,,Przypowieść'' krąży wokół tematu wycofania się ze społeczeństwa zmierzającego rychło do samozagłady i zdrady ludzkiego gatunku. Otóż Silver Surfer odcina się od świata, bo nie może znieść szaleństwa ziemian, którzy wkrótce poddadzą się woli Galactusa – wszechpotężnej mocy, istoty o boskich atrybutach, który zgniótłby cię swoim palcem u nóg. Przebiegły Galactus sprawia, że ludzie na Ziemi oddają mu hołd – zajmuje miejsce prawdziwego Boga. Sprawia, iż na Ziemi wybucha chaos, bo fałszywy bóg, jak będę go zwał – przyczynia się do serii tragedii. Silver Surfer raz jeszcze odsłania swe prawdziwe oblicze, aby pomóc ludziom, którzy sami sprawili sobie ból i cierpienie. Pomimo niechęci staje w obronie słabszych, by służyć sprawiedliwości.
,,Przypowieść'' jest krótka, zwięzła i absolutnie skończona. Wszystko działa, jak trzeba – mamy zagadnienia filozoficzno-społeczne, dramat niewinnych i skromność bohatera, który nie musiał ratować głupców od naiwnych obietnic, a ludzi od własnej ślepoty, ale broni ich, ponieważ jest istotą czującą, myślącą, a superbohater nie ugnie się przed groźbą upadku. Jeśli nie wiecie, jakich cech boją się łotrzy – powinniście zerknąć do dzieła Lee oraz Moebiusa. To mądra historyjka o zniewoleniu ludzkiego umysłu, ale, co
najważniejsze – przypowieść o niestrudzonej chwale tych, którzy
robią coś niezwykłego, aby ludzkość mogła się rozwijać i
uczyć na własnych błędach. Dlaczego Silver Surfer jest
prawdziwym superbohaterem? Właśnie dlatego, że nie zapomina, iż
pomimo słabości ludzkiej egzystencji – jest gotowy stanąć w ich
imieniu.
P.S. Po ,,Przypowieści'' pojawia się
druga historia z Silver Surferem w roli głównej, gdzie gościnnie
wystąpił Dr. Strange, którą serdecznie polecam, bo jest nie mniej
fascynująca od pierwszej.
2 Komentarz(e):
Cześć. Jestem fanem Marvela. Mam pytanko - czy komiksy z udziałem superbohaterów będą pojawiać się regularnie, co odcinek? Zauważyłem, że więcej uwagi poświęcasz DC, co oznaczałoby, że Marvel cię mało interesuje?
Chciałbym zapytać - jakie są twoje ulubione postacie z Marvela, jeśli masz?
Witam anonima ;)
Superbohaterowie będą się pojawiać, ale z jaką częstotliwością, nie wiem. To zależy od chęci, a nie chcę cały czas wałkować na ich temat, bo to niezdrowe podejście do komiksu. Jest dużo pozycji, które są spoza mainstreamu, i na tym chciałbym się skupić, bo na tym polega inicjatywa ,,ulubionych komiksów'', aby przedstawić różne odcienie XI muzy, jaką jest komiks. A że lubię superbohaterów, no to, czemu nie - oni są częścią medium, i wbrew pozorom - są to ciekawe historie z drugim dnem.
Jestem fanem DC od kilku ładnych lat, ale zaglądam do Marvela, bo jest tam wiele ciekawych rzeczy, które mi pasują.
Moją ulubioną postacią z Marvela jest Daredevil (i nigdy się to nie zmieni): ma ogromne szczęście do scenarzystów, a przygody Matta Murdocka idealnie współgrają z tym, czego szukam w komiksach superbohaterskich, czyli dobrze opowiedzianej historii z kontekstem społecznym. Oraz ma tę ogromną zaletę, że ma charakter iście filmowy - powiedziałbym, że na równi z Batmanem. Uwielbiam też Silver Surfera, ale mam wrażenie, że jego przygoda skończyła się w latach 90. i nikt się tą postacią nie interesuje. Pomijam Punishera, bo to nie jest klasyczny superbohater - nie zasłużył na to miano.
Prześlij komentarz