wtorek, 6 września 2016

Ścieżki - Tułaczka serca



Australijskie kino ma w sobie wielką moc. Na antypodach powstają mocarne filmy, do których mam ogromny szacunek. To teren, na który rzadziej zaglądam: europejska kinematografia wciąż pozostaje dla mnie numerem jeden, ale gdy już mam okazję zajrzeć na odległy kontynent - jestem zachwycony tym, co prezentują. Jakoś ominęła mię premiera ,,Ścieżek'', a produkcja ma zaledwie trzy lata, więc postanowiłem to nadrobić. I chociaż nie spodziewałem się wylewnych uczuć po seansie - jestem w stanie wylać własne emocje na wirtualny papier. Nie przepadam za kinematografią faktu, za filmami opartymi na prawdziwej historii, bo zwyczajnie twórcy wciskają turbo kit - historie na faktach zbyt często przekonały mnie jako widza, że zwyczajnie kłamią i zawstydzająco koloryzują działania naszych bohaterów na ekranie. Ale po kolei, gdyż muszę uporządkować bałagan, który kiełbi się w mej głowie. 

Naszą towarzyszką będzie młoda kobieta o imieniu Robyn Davidson. Z natury nomadyczna, o ekstrawertycznej postawie duchowej dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która ,,gardzi'' miejskim trybem i rutyną życia. Niepokorna, uparta i wyszczekana, to najlepsze słowa, którymi mogę ją określić. Postanawia samotnie wyruszyć z Alice Springs nad Ocean Indyjski. Pobudki? Motywacje? Ukryte - głęboko schowane na dnie serca. Nikt ani razu nie wyjaśnia, dlaczego postanowiła odbyć długą podróż suchym szlakiem, gdzie piach, pustynia, ograniczony krajobraz jest na porządku dziennym. Choć samotna wędrówka, to tylko złudzenie, gdyż co rusz spotyka osoby, na których może polegać. Poza tym na ścieżkach, po których będzie stąpać - zabiera ze sobą ukochanego psa. Zanim jednak przystąpi do przygody życia, o ile można tak to nazwać, musi przejść szereg ,,testów'', albowiem piechota przez ogołocone ziemie nie byłaby rozsądna - stara się pozyskać wielbłądy pomagające przebyć długie odległości. Czeka ją jednak sporo pracy, nim odejdzie w dal...




John Curran, czyli gościu odpowiedzialny za to, aby wszystko funkcjonowało na planie filmowym - zadbał o pełen profesjonalizm. Zdjęcia są egzotyczne, odsłaniają blask australijskiej pustyni, kamera podąża za zwierzętami i aktorami, którzy ,,wchodzą'' w fotooptikon prezentując się jak najbliżej kadru. Ogniskowa obiektywu zagląda daleko wstecz obrazu, aczkolwiek pejzaż za postaciami prezentuje się drugoplanowo. Reżyser postanowił, że w centrum uwagi postawi Robyn, która od pierwszych minut wydaje się osobą stroniącą od ludzkich zwyczajów. Nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca, nie identyfikuje się z potrzebami społeczeństwa, nie wie czym jest dom i poczucie spełnienia. Bardziej celebruje wspólne chwile z labradorem Diggity niż ludźmi, z którymi, chcąc nie chcąc, musiała współpracować. Woli przebywać z jucznymi zwierzętami, niżeli słuchać katarynek. To ciekawa, głęboka postać, ale z kilkoma defektami, z którymi ciężko się utożsamić.

Szkoda, że scenariusz nie poszedł za ciosem okrajając rys psychologiczny Davidson, ponieważ nigdy nie mogłem odkryć, po co ta ofiarna wycieczka, w głąb pustki i wolności, za którą nie kryje się absolutnie nic, co by ją wyróżniło, co by ją wzbogaciło i uszczęśliwiło. To droga do zapomnienia, pozbawiona monologów debata nad własnym jestestwem. Nie wiem dlaczego wybrała koczowniczy styl bycia, czemu ryzykuje, wiedząc że ma dużo do stracenia?, co takiego się stało, że musi wyruszyć w dzicz? Pytania bez odpowiedzi, bo nikt nie raczy szepnąć, co kryje się w sercu dzierlatki. Jej ekstawertyczny charakter ustępuje introwertycznej cząstce, która gdzieniegdzie przemawia tęskniącym głosem za intymnym kontaktem z mężczyzną. Za tym, by odnowić przyjaźń z własnym gatunkiem, i niejako pomagają w tym okoliczni tubylcy, rdzenni mieszkańcy krainy kangurów. Starszyzna i szczep plemienny mający swoje miejsce na dalekim kontynencie od Europy.




,,Wyprawa była łatwa. Nie była bardziej niebezpieczna niż przejście na drugą stronę ulicy albo przejażdżka na plażę, albo jedzenie fistaszków. Nauczyłam się na niej dwóch ważnych rzeczy: że człowiek ma tyle siły, ile sam sobie przyznaje, i że najtrudniejsza część każdego przedsięwzięcia to zrobić pierwszy krok, podjąć pierwszą decyzję''. - słowa Robyn Davidson z książki ,,Na zachód od Alice Springs''

Nie jest to romantyczny mit o szalonej wyprawie, ale zbiór decyzji, do których nie otrzymujemy podpowiedzi, komentarzy ani analizy. Nie wiemy, na ile ów historia pokrywa się z prawdą, a co jest słodkim dopowiedzeniem od autora filmowego. Wciąż błądzimy po upalnych stepach w poszukiwaniu Robyn. Bo kim jest Robyn? Kobietą, która postanowiła działać przeciw normom społecznym? Odkrywczynią? Egoistką? Zmęczoną światem blondynką? Na pewno wielbłądniczką, bo gdyby nie ,,garbusy Beduina'' - nigdy jej stopy nie ruszyłyby ku Oceanowi Indyjskiemu. Robyn jawi się jako postać tragiczna, chociaż nigdy, ani na sekundę, nie przyznaje, że popełniła błąd. ,,Ścieżki'' to niemal ,,chodzony'' dramat kobiety, jej psa i czterech wielbłądów. Nieustanna wędrówka, z przystankami na rozmowę, i rekurencji - powrotów do przeszłości. Flashbacki stają się jedynym dowodem na to, że dzieciństwo, jakie przeżyła - zawyżyło na psychice w dorosłym życiu, może na osobowości bohaterki - tym, czym się stała. Poniekąd zadecydowało o przyszłości Robyn. Ale to wszystkiego nie wyjaśnia.




Film, delikatnie twierdząc, ignoruje poszerzanie horyzontów na temat jej przesłanek. Zamiast tego zwiedzamy Antypody wzdłuż i wszerz. Uczestnicząc w relacji, gdzie nie ma rozczarowania cywilizacją, jak w ,,Walkabout''. Nie ma konfliktu pomiędzy naturą a aglomeracją miejską. Nie ma zachwytów nad pięknem otoczenia, jak choćby w ,,Australii'' (w reżyserii Baza Luhrmanna). Piękno dostrzegamy w zwierzętach, bo gdyby się uprzeć, to one prowadzą bohaterkę do kolejnych etapów w osiągnięciu celu. Do wniosków, z którymi nie trzeba polemizować. Może miłość do labradora stanowi o tym, że Robyn nie jest złą postacią, bo w jakimś sensie zawierzyła pieskowi. Są nieodłączną parą. Uzupełniają się i ciężko sobie wyobrazić, aby mieli się rozstać bez powodu. Niby samotna wędrówka, ale jakby nie do końca - dosyć przecząca sprawa. Za to wzruszeń nie zabraknie - łamie serce, kiedy zaczynasz kibicować tej dwójce.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz