Wojna secesyjna dobiegła końca. Kapitan John Boyd udaje się do Kalifornii, gdzie dostaje medal za zasługi. Ale daleki jest od tego, by mianować się bohaterem narodu. Prześladuje go krwawa przeszłość, z którą nie potrafi nawiązać kontaktu, aby ją oswoić i przyjąć ze spokojem, choć czekają na niego nowe obowiązki, gdyż obejmuje główny posterunek znajdujący się w górach Sierra Nevada. Kapitan armii amerykańskiej trafia na poletko dziwaków, osób nadużywających alkoholu i tajemniczego rodzeństwa mające własne wierzenia i odpowiedzi na mrożące krew w żyłach opowieści. Trafił do fortu, gdzie każdy z osobna ma misję do wykonania, aby towarzyszom żyło się bezpiecznie i bez żadnych komplikacji.
Nadchodzi cisza przez burzą. Pojawia się wychudzony człowiek, niejaki Ives, który najwyraźniej przeżył piekło, albowiem po wybudzeniu - z powodu przemarzenia musiał odzyskać ciepło - opowiada straszną historię o tym, jak jego ,,drużyna'' gubi się w górach i skrywa pod dachem jaskini, gdzie dochodzi do makabrycznych wybryków natury. Mieszkańcy fortu postanawiają sprawdzić przykry incydent i uratować pewną kobietę, która jest w wielkim niebezpieczeństwie. John Boyd wyrusza z żołnierzami w podróż, by raz na zawsze pozbyć się plugastwa - ludzi, którzy zatracili człowieczeństwo.
Nie zdradzając wszystkiego - ,,Drapieżcy'' łączą w sobie horror ludzkiej natury, czarny humor i indiańską mitologię. Zaczyna się jak dramat amerykańskiego wojownika, który brał udział w okrutnej wojnie z meksykanami, by ostatecznie zamienić się w fantastykę na temat wilkołaków, odwiecznym głodzie, który zmusza ludzi do ekstremalnych posunięć. Brzmi absurdalnie, ale twórcy poruszyli szereg zagadnień. Pierwsze minuty jawnie wskazują, że bratobójcza walka między ludźmi nie jest czymś, co przysłuży się psychice, dlatego oglądamy wspomnienia naszego bohatera. Nagle pojawia się Ives, co zakłóca porządek. Wywraca fabułę do góry nogami - realia epoki schodzą na drugi plan - przestajemy przejmować się tym, co zrobił dla kraju John, bo lada moment przyjdzie mu się zmierzyć z większym wrogiem. I problemem, z jakim borykają się kraje czwartego świata - wysoka umieralność czy przymieranie głodem.
Z czasem moja uwaga skupiła się na postaciach drugoplanowych, bo Boyd powoli staje się antybohaterem i kimś, kto nie zasługuje na nasz szacunek. Nie jest to horror, gdzie pojawiają się ,,jumpscare'y''. Nie ma skaczącej kamery czy wiecznie krzyczących ludzi w opałach. Produkcja stara się wydobyć strach poprzez cieknącą krew, zbliżenia na ohydne barbarzyństwo, muzykę dającą o sobie znać w kulminacyjnych scenach, w zdjęciach, które prezentują oschły krajobraz oraz ponurą stronę Kalifornii. Odcięci od świata są zdani na siebie, a prawdziwą wojną nie jest bitwa o terytorium, ale o zapasy żywności, a chęć przetrwania jest dla niektórych silniejsza od moralności.
,,Drapieżcy'' raczej należą do klasyki grozy. Niby dużo gore, ale ,,ładnie'' kontrastuje i zlewa się z białą tapetą gór Sierra Newada. Nie ucieka od humoru, wręcz przeciwnie - pozwala odetchnąć od krwawych, nieprzyjemnych scen. W przypadku tego filmu łatwo o spoilery, dlatego unikam głębszej analizy, do której lubię nawoływać. ,,Drapieżcy'' to kolaż motywów: wampiryzmu, wendigo, odchyleń społecznych, metaforyczna historia o uzależnieniu od jedzenia, jakaś niepokojąca przypowieść o ludzkich potworach, gdzie zakłada się pułapki, jak na dzikie zwierzęta. Atmosfera oddaje ducha północy. Jest zimno, niebezpiecznie, a świat wydaje się stać na krawędzi otchłani. Przypomina ,,Tropiciela'' z 1987 r., gdzie norweski dramat nastoletniego chłopca z zemstą w roli głównej zamienia się w szokujący szlak po ludzkiej naturze, gdzie dobro ma prawo wygrać sprytem lub intelektem, bo silniejsi przeważnie okazują się ci, którzy wyrządzają cierpienia bliźnim. Słabi zaś muszą nadrabiać innymi cechami...
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz