skip to main |
skip to sidebar
Disney chyba ma zamiar zamienić wiekowe animacje w kino aktorskie, bo jakby inaczej wyjaśnić wydarzenia filmowe, które zaowocowały w postaci ,,Kopciuszka'' czy ,,Czarownicy''. Nowe pokolenie dzieciaków już nie musi wracać do klasyki, bo dostają ,,odświeżoną'' wersję starych historii, dla których traciłem głowę i prosiłem rodziców, żeby kupili mi je na VHS. ,,Księga dżungli'', tak samo jak ,,Kopciuszek'', nie jest kierowana do ,,starych koni'' - czyli dorosłych. To jest okazja dla rodzica, aby pokazać im, na czym my sami się wychowaliśmy, zanim na dobre Zachód zawitał do Polski, zanim zdobycze technologii osiągnęło impas.
Nie ma co się spodziewać wybitnej gry aktorskiej, rozbudowanego
scenariusza czy efektów specjalnych na poziomie produkcji Jamesa Camerona. W filmie występuje tylko jeden człowiek, tło zostało zainstalowane na green screenie, a zwierzęta nie są prawdziwe, bo wykreowano je za pomocą komputera. Czy jest to wada? Oceńcie sami, z doświadczenia wiem, że CGI ma swoich fanów, jak i przeciwników. Kłótnia o to, kto ma rację - od dawna jest bezzasadna i mało istotna, bo od filmu raczej oczekujemy dobrej historii oraz wartościowych emocji, wizualne aspekty mają dodawać uroku, ale nie przesłaniać fabuły.
Księga dżungli nie idzie w krok w krok z oryginałem, nie kopiuje bezmyślnie, choć trzon opisu jest identyczny. Poznajemy ludzkie szczenię o imieniu Mowgli, który wychował się wśród wilków, niniejszym samica uznaje je za swoje. Jedyna bestia, u której jest niemile widziany, to tygrys Shere Khan - uważa, że człowiek nie powinien przebywać wśród dzikich zwierząt, albowiem gdy podrośnie stanie się zagrożeniem dla dżungli. Miejsce człowieka jest w wiosce, wśród dwunożnych. Shere Khan przewiduje zmianę pogody, która zadecyduje o tym, że Mowgli będzie musiał wyruszyć w podróż i odnaleźć odpowiedź na to, czy faktycznie będzie wrogiem zwierząt.
Mowgli spotyka wszystkie znane postaci, jakie wystąpiły w animacji z '67. Mamy Baloo - niedźwiedzia wiecznie poszukującego miodu. Bagheera - panterę, wiernego przyjaciela małego chłopca. Kaa - podłego węża czy króla Louie, który przeszedł największą transformację wśród pozostałych bohaterów względem pierwowzoru. ,,Księga dżungli'' odcina się od relacji między Shere a Mowgli - ważnego dla animacji czy książki. Bardziej skupia się na mniejszych zwierzątkach oraz Baloo, który powoduje, że opowieść wydłuża się i nie sprawia, że ludzkie szczenię porzuca świat przyrody. Historia skacze od przygody po rezolutną komedię pomyłek i docinek, często powtarzając żarty z dobrym skutkiem.
Byłem zdumiony, gdy ,,Księga dżungli'' zaoferowała rozczulające sceny (jeszcze z tą muzyką mającą wzbudzić lekkie poruszenie). Twórcy delikatnie podchodzą do pożegnań między różnymi istotami. Zawsze są to momenty ważne, skupiają pełną uwagę na ekranie. Przerzedza się między klasyczną baśnią, z morałem oraz szczęśliwym zakończeniem a współczesnością skupioną na mrocznych tonacjach i zabawy z konwencją. Estetycznie nie wypada lepiej względem ,,Życia Pi'', gdzie reżyseria polegała na tym, że nastoletni chłopiec płynie łodzią z wygenerowanym tygrysem w studiu filmowym na zielonym tle. Z całą pewnością jest to zabawa, która przyciąga i nastawia na dobry humor. Nie odcina się od korzeni, jest tym, czym miało być. Kolejną odrestaurowaną opowieścią człowieczego szczenięcia żyjącego pośród gadających zwierząt. Tym, czego chcą dzisiejsze dzieciaki. Starych przygód w nowej oprawie. Jeśli się nie spodoba - warto wrócić do oryginału, no i w przeciwieństwie do produktów Marvela, na których widuje maluchy - ,,Księga dżungli'' jest pełnoprawnym dziełem, skończoną historią.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz