piątek, 9 października 2015

Hotel Transylwania 2 - Tradycja i nowoczesność


Trzy lata minęły od części pierwszej - kawał czasu. W hotelu Transylwania królują uśmiechnięte buzie. Oto na świat przychodzi wnuk Draculi. Pół człowiek-pół wampir. Sporo się zmieniło. Ludzie nie mają potworów za potworów (nie zaszkodzi zrobić selfie z Frankensteinem, jeśli jest się jego fanem). Wampir koegzystuje z człowiekiem bez wchodzenia sobie w paradę. Upiory ,,przejęły'' wynalazki ludzkości. Korzystają z internetu, dzwonią z telefonów, tańczą hip-hop, słuchają zagranicznych piosenek oraz puszczają popularne seriale dla dzieci.


,,Hotel Transylwania 2'' zaczyna się sceną małżeństwa - Jonathana i Mavis. Potem przebiegamy przez narodziny malucha oraz jesteśmy świadkami, jak Dracula nie potrafi zdzierżyć, że syn dwojga zakochanych nie ma kłów, nie potrafi zachowywać się jak nocne stworzenia na polowaniu - nie widać wampirycznych skłonności do przelewu krwi. Draco postanawia wraz z paczką znajomych - Frankiem, Murrayem, Griffinem - nauczyć małego, jak być prawdziwym wampirem i jak zostać przeraźliwym potworem. Czy im się to uda, czy nie - wnioski z podróży będą inne niż przypuszczano.

Poziom dowcipów jest szalenie chwiejny i beztroski. Często pomaga sobie odniesieniami do naszej rzeczywistości czy popkultury. Raz nie dowierzasz, że humor stoi na skraju przepaści, by za chwilę puścić szeroki uśmiech. Przegięcie zostaje zatuszowane salwami śmiechu - absurdalne wstawki komiczne działają na jego korzyść (np. szczoteczka z dwoma zakończeniami, by czyścić kły). Nie brakuje paru żenujących, niepotrzebnych scenek wklejanych na siłę, ale generalnie miałem powód do radości. Poziom humoru spada dopiero w finale, kiedy zaczynało brakować pomysłów - nadchodzi taki moment, kiedy wszystko jest przewidywalne, zbyt proste i zachowawcze. Zakończenie wykonano w pośpiechu, serwując mało wiarygodną przemianę dziecka z elementami przemocy, co nie podobało mi się zupełnie. Reklamowany Vlad, czyli ojciec Draculi - pojawia się właśnie wtedy, gdy historia pada ofiarą z braku animuszu.




Jako całość zbudowana jest z pomniejszych scen, które mają zapełnić czas ekranowy. Fabuła skupiona jest wokół dziecka, to on jest w centrum zainteresowania. Fanów części pierwszej powinien spodobać się powrót znanych, rubasznych postaci: mumii, która ma problem z kręgosłupem, wilka o zapędach łapacza piłek (ogólnie latających przedmiotów). Postacie drugoplanowe są najjaśniejszym punktem - córka Draculi, która była ważna w części pierwszej - została zepchnięta do roli nadopiekuńczej matki, choć trudno się jej nie dziwić, gdy naburmuszony Dracula napiera, by wnuk dzielił zainteresowania dziadka. 

Sequel skupia się na problemach wychowawczych, niezgodzie mieszania ludzi z wampirami, która gryzie się z tradycją krwiopijców. Tym razem nauką jest umiejętność radzenia sobie z nowoczesnością, że dzieci niekoniecznie muszą iść w ślady przodków - naśladując ich zwyczaje. Pozwolić młodej parze samej zadecydować o losie dziecka, albo dać wolny wybór małemu człowieczkowi, który stworzony jest z dwóch odmiennych, sprzecznych ras. Czy kontynuacja była potrzebna? Niekoniecznie. Jest mniej poruszający, mniej odważny od pierwowzoru. Względnie polecam, ale nie szukajcie animacyjnego objawienia. Jednorazowy wypad do kina wystarczy.



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz