sobota, 26 września 2015

Towarzysze zmierzchu - Gdyż życie jest nienasycone, a dziewczyny piękne...*


Oto komiks sygnowany znaczkiem ,,tylko dla dorosłych''. W sumie na jego korzyść, ponieważ podejmuje złożoną tematykę historyczną - odnosząc się do ludowych wierzeń, wnikając w wydarzenia średniowiecznej Europy czy wojny stuletniej. Nie boi się epatować delikatną erotyką - bez natarczywości wyjętej z agresywnej pornografii. Jest osobliwą mozaiką fikcji literackiej z wiedzą historyczną. Robi przystanki gawędziarskie, kiedy autor zwalnia emocje i uruchamia myślenie. Wielu znawców od powieści graficznych uważa ,,Towarzyszy zmierzchu'' za jedno z najważniejszych dzieł młodego medium, jakim jest komiks.

Znajdujemy się w czasach, gdy za bigamię groziło wypaleniem krzyża na czole, za czarodziejstwo wygnanie, za kłamstwo wycinanie języka? No, bynajmniej tak to wygląda tutaj. Jest XIV wiek. Obłędny rycerz mijając wioski, gdzie plądrują wilki - weźmie sobie za towarzyszy młodego pachołka (giermka) o imieniu Anicet oraz rudą Mariotte, która jest wnuczką czarownicy ukrywającą się przed gapiami. Ów rycerz skrywa szpetną twarz, która ma nakreślić jego chory plan, by podążać w stronę żniwiarza śmierci, przynajmniej tak twierdzi, choć jego motywacje są głęboko skrywane i niechętnie wypowiadane. Krajem rządzi pożoga i bogactwo. Najbardziej cierpią biedni, kobiety oraz przeciwnicy biskupa. Polityka wmieszała się w sprawy sacrum. 



Twórca ochoczo korzysta z cieniowania. Wielokrotnie przecina ciemnym paskiem miejsca, gdzie zawieszono oświetlenie. Rezygnuje z tradycyjnego kadrowania, więc kadry mają nieproporcjonalne rozmiary - przechodzą z wąskich ram do panoram. Ciekawym zabiegiem jest podział na: plany totalne, w których unika się napisów w dymkach i na plany pełne, gdzie najczęściej ujrzymy słowa wypowiadane przez postać lub postaci. Jest kolosalna różnica między zbliżeniem a oddaleniem. Im bliżej coś lub ktoś stoi w kadrze - wszystko wygląda ładniej, lepiej, przejrzyściej - kiedy oddalają się podmioty lub przedmioty, to widać wyraźne rozmazania, większość obiektów jest mniej czytelna. Wiele budynków ma dachy o kształcie stożka, ilekroć spojrzałem na kolumnę bądź mały ozdobnik w tle - mogłem dostrzec przeróżne maski, lubieżne kobiety, drobne złocenia, które mówią nam o tym świecie. Od strony wizualnej najbardziej przemówił do mnie śnieg skorelowany z nocą i białym księżycem. Ciężko się nie zachwycać.

Co do natury czytelniczej - brakowało mi stałego tempa podróży. Bohaterowie eskapady często się zatrzymują przez pryzmat kłopotów, jakich nabawią się przez nieostrożność. Zwolnienie historii następuje w trakcie, gdy cała trójka odwiedza opactwo. Występuje mniej dramatu, a rozkwita filozofia oraz opowieści, których snuje się przy kominku. Muszę przyznać, że pierwsza połowa komiksu mnie wciągnęła - druga - zdaje się roztrzęsiona, obleczona wieloma historyjkami, o których już zdążyłem zapomnieć, co mnie smuci. Przyszedł moment, kiedy pojawił się wątek z wilkołakiem i zacząłem na nowo czuć sympatię, ale później ponownie zgubił rytm, potykając się o motywy, które nie przejęły mnie ani na sekundę. Mam wrażenie, że to ,,przespałem'', a nie czytałem. Za to finał nagradza niedogodności ciążące czytelnikowi - otrzymałem potężną kompilację scen zbrodni i kary, gniewu bożego i ludzkiej bezmyślności. Na szczęście - postacie z komiksu nie wywołują myśli ,,jakiś ty nieciekawy, człeku'', a nagość służy tylko jako element dodatni. Jest to uzasadnione fabularnie przez wzgląd wydarzeń - rozpustnych dziewek i gwałcicieli nie brakuje. 




Problemem najprawdopodobniej jest jego archaiczność: słownictwo dopasowane do realiów epoki sprawdza się znakomicie, ale kadry z racji swojej majestatyczności odrywają od tekstu albo, jak przypuszczam, za dużo słów pojawia się w małych ramkach, co dręczy oczy. Ciężko mi się czytało, nie wiedząc czemu. Podzieliłem sobie lekturę na trzy części (licząc po 75 stron). Nadmiar zdarzeń, nadmiar dykteryjek mnie wykończył, co zdarza się raz na kilkanaście komiksów - sam byłem w szoku. Dlatego nie jest to opowieść obrazkowa, którą zaliczę do arcydzieł światowego komiksu (a do takich wliczam m.in. ,,Trylogię Nikopola'' Enki Bilala czy ,,Niebieskie pigułki'' Frederica Peeters). 

Być może bawiłbym się lepiej, gdybym znał okazalej historię Europy, był miłośnikiem wieków średnich albo nie był zaślepiony stroną techniczną. No nie wiem. Posłowie wyjaśnia, dlaczego jest to komiks ważny, wielki i w ogóle obowiązkowy, tyle tylko, że ja mam swoje arcydzieła - a inni własne. Warto poczytać, jeśli lubicie średniowieczne intrygi, okres zabobonów i chochlików, co posługują się mową wierszowaną (moi ulubieńcy, tak nota bene). Wrócę do niego za parę lat, na bank, wyposażony w bogatszą wiedzę. Bo jest to dzieło rewelacyjne, ale ma ,,przerwy'', które służą bardziej wypełnieniu pustych stron, niż pchnięciu scenariusza do przodu. Albo ja się nie znam? Musiałbym chyba pracować w tej branży. Cieszy chłodny klimat - śnieg pojawiający się w połowie komiksu jest dobrym wyborem, wręcz doskonałym. Być może jego przesyt zadecydował o zmęczeniu materiałem. 

* Słowa zaczerpnięte z ,,Towarzyszy zmierzchu''.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz