wtorek, 11 sierpnia 2015

Lilja 4-ever - Przygnębienie połączone z nadzieją



Oglądam coraz dłuższe filmy: ponad czterogodzinny ,,Molière'' podzielony na dwie części, ponad trzygodzinny melodramat z trójkątem miłosnym na pierwszym planie w ,,Mamie i ladacznicy'', wkrótce czeka mnie dziewięciogodzinna ,,Dola człowiecza'' podzielona na trzy części i dzieła Lava Diaz, które trwają od pięciu do dziewięciu godzin - boję się, że nie dam rady sprostać zadaniu, zasypiając przed ekranem). Dlatego sięgnąłem po krótszą formę, żeby odpocząć od koszmarnie długich metraży. Bo co za dużo, to nie zdrowo. 

Kiedy wyliczyłem, że cztery filmy pochłonęły piętnaście godzin z mojego życia - pomyślałem, czas z tym skończyć i trochę wyhamować. W gruncie rzeczy każdy film wymaga skupienia, nawet dwudziestominutowe etiudy. ,,Lilja 4-ever'' nie jest interesująca, jeśli ktoś gustuje w kinie superbohaterskim (choć podejrzewam, że na ,,Strażnikach'' w wersji reżyserskiej trwającej ponad trzy godziny trzeba było mieć odrobiny zaparcia, żeby nie wywołać u siebie dezorientacji czy rozproszenia). Wiadomo, że przyjemne dzieła łyka się bez problemowo. Siadasz, oglądasz i nie masz poczucia, że testujesz wytrzymałość lub cierpliwość. 



,,Lilja 4-ever'' trwa niecałe dwie godziny, ale truje środowiskiem bez perspektyw. Główną postacią jest tytułowa Lilia - szesnastolatka mieszkająca w zapyziałej wiosce, która marzy o wyjeździe do Ameryki, aby odnaleźć szczęście, którego jej brak. Jej jedynym przyjacielem jest młodszy Volodja - często wyrzucany z domu bez powodu przez ojca. Wynika to z jakiejś nieokreślonej frustracji dorosłego człowieka, ale nigdy nie dowiadujemy się, dlaczego. Może podpowiedzi należy szukać w otoczeniu - marne płace, brak zajęć, brzydota prowincji i dokuczliwy zastój. Młode dziewczyny, żeby zarobić, chodzą do klubu, gdzie sprzedają własne ciała. 

Lilię opuszczają rodzice wyjeżdżający za granicę w poszukiwaniu lepszej pracy czy rozrywki. Ona natomiast musi zostać pod kuratelą zastępczego opiekuna. Nie lubią się, więc nie wiele mają sobie do powiedzenia. Aby zarabiać, Lilia postanawia robić za damę nocy, gdyż jej matka i ojciec nie dają znaku życia (mieli przysyłać listy), jakby chcieli odciąć się od córki. Wkrótce poznaje Andrieja, który zaoferuje wyjazd do Szwecji. Da szansę uciec od biedy, upokorzenia czy stagnacji emocjonalnej. Volodja chce się zabrać z Lilią, bo sam jest na straconej pozycji. 



Produkcja sprytnie łączy dramat baśniowy (motyw anioła) z tragedią nastolatków, gdzie wszystko przyprawia o depresję i paraliż psychiczny. Jako widz nieustannie odczuwałem ból dwójki bohaterów. Zrozpaczonych powolnym wyginięciem ich chęci do życia. Jesteśmy wrzuceni w świat nieletnich prostytutek, niechcianych dzieci, opresji społecznej i namiastki nieba. Kiedy ma być dobrze - historia pręży od ludzkiej głupoty, niezadowolenia czy nieprzyzwoitości. Kiedy jest źle, to na całego. Z racji że doceniam w kinie estetykę - przeszkadzała mi amatorska kamera z wydziwionymi ujęciami (np. poruszający się ekran podczas biegu). Ale nie wpływa to negatywnie na odbiór.

Największą zaletą jest wiara w to, że gdy spotyka cię nieszczęście, los niebawem się do ciebie uśmiechnie. Ważne, że masz kogoś, na kim możesz polegać. Volodja to przyjaciel, ale widać znaki zakochania w Lilii, może dlatego, że jest urokliwa i potrafi sprawić niespodziankę. Kiedy jest radośnie - potrafiłem śmiać się wraz z nimi. Kiedy obraz przekraczał granice dobrego smaku - musiałem grymasić. Daje poczucie, że oglądam coś przytłaczającego, ale jednocześnie wzywającego do walki z okrucieństwem rzeczywistości. Pokłada nadzieję w ludzi, nawet kiedy są fałszywi, co kradną szczęście innym. Nie ma tu wielkoduszności na szeroką skalę, czasy są ciężkie, życie pozbawione przyjemności. Smutek gości gęściej niż uśmiech. Mimo to reżyser wskazuje na postawę, aby się nie poddawać. Przyjąć złość i wypracować kontratak. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz