Rozpoczyna się ekstrawagancko - otóż kierowca samochodu o mało co nie potrącił kobiety wchodzącej na jezdnię. Świadoma prowokacja, bo co się okazuje? Owa kobieta jest z domu wariatów. Poszukiwana przez policję. Przystojniaczek chroni ją przed złapaniem. Nie wydaje jej w ręce władzy. Jak na noir przystało: pojawia się femme fatale, która niszczy życie facetowi.
Gwiazdą historii jest prywatny detektyw, co postanawia zająć się zagadką makabrycznej zbrodni wykonanej na wariatce (szybko ginie nieznajoma i zastanawiamy się dlaczego). Od tej pory zagrożeni są ci, którzy wplątali się w sprawę czegoś większego niż życie? Prywatny detektyw musi mieć się na baczności oraz ochronić znajomych przed stryczkiem - otworzył puszkę pandory, która ma zamiar pochłonąć ludzi z jego otoczenia. Z pozoru jest kolejnym noir z morzem dialogów i mocną intrygą, ale reżyser robi sobie ,,jajca'' z gatunku zmieniając go w horror? poniekąd w dramat szpiegowski?. W jakiś sposób przyczynia się do tego, że nie wiadomo, jak go traktować. Śmiertelnie poważnie? Nadzwyczaj kpiarsko? Zapomnieć, że miał być to kryminał?
W ostatnim akcie szaleje i nie pozostawia wątpliwości, że chce być czymś inszym niż pozostałe noir. Aktorsko radzi sobie średnio - potrafi być komicznie, odrobinę nieporadnie. Zuchwałość głównego bohatera w małych dawkach nie przeszkadza, ale brakuje wyrazistych charakterów drugoplanowych, którzy mogliby powiększyć radochę z trwającego seansu. W każdym razie nie jest źle. Brakuje przynajmniej równowagi między mrocznym a głupawym tonie opowiadania. Ja raczej nie będę pamiętał o nim po latach, ale widzę wyraźnie, kto czerpał inspiracje od Roberta Aldricha (reżysera). ,,Hellraiser'', ,,Zagubiona autostrada'' czy ,,Pulp Fiction'' mają wiele wspólnego z tym niecodziennym czarnym kryminałem - wymieszanym ze strachem Zimnej Wojny (amerykanie musieli mieć hopla na punkcie zagłady).
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz