sobota, 25 lipca 2015

Piątka ulubieńców: Filmy, do których często wracam

Kadr z ,,Prawdziwego romansu'' (Chris widział dwukrotnie).


Okej, to na początek powiem, że wybiorę dzieła z mainstreamu (i pozwolę sobie na jeden film artystyczny). Pominę oczywistości, jak ,,Ojciec Chrzestny'' czy ,,Odyseję kosmiczną'', o których zawsze wypowiadam się z aprobatą. Wybór był spory - często oglądam coś dwa razy (dla powtórki albo sprawdzenia, czy udało mi się go zrozumieć lub dostatecznie pochwalić, dla mnie to bardzo ważne). Mój wybór polegał na tym, że musiałem obejrzeć coś minimum trzy razy (w nawiasie podaję liczby). Naliczyłem kilka takich pozycji, co ułatwiło mi nakreślić listę. 



5. Władca Pierścieni: Drużyna pierścienia (trzy albo cztery razy)

Mówcie, co chcecie, ale z trylogii o pierścieniu preferuję część pierwszą. Znakomita, epizodyczna przygoda z masą humoru i pociesznych postaci. Przepiękne zdjęcia z pedanterią wystrojową (scenografia, kostiumy, rekwizyty - wszystkiego pod dostatkiem). Przerażające chwile, gdy Boromir upada pod ciężarem strzałów z łuku. No i pojedynek Gandalfa z Balrogiem w kopalniach Morii - nie do zapomnienia. Świetna zabawa dla całej rodziny.





4. Wieczór kuglarzy (trzy razy)

Z Ingmarem Bergmanem poznałem się w wieku dorastania - pierwsze zetknięcie graniczyło z bólem i niedowierzaniem, że kino to coś więcej niż wypasione roboty czy przygoda w dżungli. Otworzył mnie na nowe doznania, oczarował, pokazał, że filozofia na ekranie potrafi być interesująca - trzymam się z nim do dziś, choć w świetle prawa nie żyje (odszedł w 2007 roku). Pozostawił za sobą obfitą twórczość, którą nie łatwo nadrobić. W sumie nikomu nie polecam ,,Wieczoru kuglarzy'' jako wstępu do szwedzkiego reżysera - można się ostro spalić przy powitaniu. Ukazuje trud artystów, których tułaczka prowadzi do zastanowienia: ciągnąć to dalej, czy udać się na wieczny spoczynek.





3. Coś (cztery razy)

Dobra, pisałem na blogu o ,,Cosiu'' paręnaście razy, co mogło się przejeść. Nic na to nie poradzę, że przytaczam film Carpentera. Esencja dobrego kina z mroźnym, polarnym klimatem. Brak wiedzy o zagrożeniu zadecydował o jego sukcesie. Strach o to, że nie możemy nikomu zaufać, bo nie wiadomo czy ludzie są sobą czy nie - brzmi okrutnie. To coś jest zaraźliwe, kryje się w człowieku, czeka na dogodny moment, aby zaatakować. Bywa, że mnie zainfekuje - włączam i oglądam.





2. Sprzedawcy (cztery razy)

Nie toleruję komedii, gdzie klnie się na potęgę, ale gdy jest uzasadniony bluzg, w dodatku przemyślanie podany - wybaczam. ,,Sprzedawcy'' to jeden dzień z życia pracowników lokalnego supermarketu i wypożyczalni wideo. Film jest jednym, długim dialogiem. Postacie rozmawiają na okrągło - ale nie są to zwykłe brednie. Młodzi ludzie dyskutują na znane im problemy (o dziewczynach, marnej robocie, seksie, związkach, kultowych filmach). Ogromne brawa należą się za inteligentny humor pod pokrywką brzydkich słów. Znakomicie łączy dowcip z trudami życia codziennego. Lubię dzieła gadane. Chyba jedyna komedia obyczajowa, którą pokochałem za przekleństwa.




1. Wściekłe psy (cztery - może pięć razy)

Debiut Tarantino jest wyjątkowo zabawny, dramatyczny oraz kipi od pomysłów, które zerżnął od kina europejskiego i azjatyckiego. Nie ukrywam, że często do niego wracałem (teraz nieco mniej, bo nadrabiam klasyki z lat 50.). Zaraz za ,,Pulp Fiction'' mój ulubiony film w jego dorobku (,,Bękarty wojny'' czy ,,Django'' nie mają swoistej świeżości oraz mniej mi się podobają). Trzyma w napięciu do ostatniego gwizdka, gdy wyjaśnia się, kto zepsuł robotę napadu na bank.


2 Komentarz(e):

almer pisze...

Oglądałam sprzedawców bo bardzo dużo osób zachwala ten film, jednak mnie jakoś specjalnie nie zachwycił. "Coś" brzmi interesująco i chyba się skusze :)

Chris pisze...

,,Sprzedawcy'' mają nutę nostalgii lat 90., niepoprawny humor (wulgaryzmy potrafią odstraszyć - wiadomo). Jest to na pewno ciekawy film dla młodych ludzi wychowanych w czasach, gdy katowano filmy na VHS (jak to robiłem w dzieciństwie). Zionie takim klimatem przeszłości, która już nie wróci. Ale dialogi, to klasa wyższa, dlatego go cenię.

He. ,,Coś'' było dla mnie wielkim odkryciem we wczesnym wieku, kiedy kino uosabiałem z przeciętną rozrywką (nim poznałem mistrzów kina, co odmienili mój gust filmowy). Bardzo fajny horror, lubię go bardziej niż ,,Lśnienie'' czy te nowsze tytuły spod znaku ,,Paranormal Activity''.

Polecam w zupełności ;)

Prześlij komentarz