skip to main |
skip to sidebar
Wzorowy przykład rasowego, klaustrofobicznego horroru z domieszką science fiction. Największą robotę odwala Hans R. Giger - majster od scenografii oraz ksenomorfa, którego zaprojektował na potrzeby filmu, aby straszył widzów. Wykreował obcego, którego sama obecność wywołuje drętwienie kolan. Produkcja rozwija się stopniowo. Dzieje się w kosmosie. Fabularnie to klasa B, choć efekty specjalne nie zestarzały się do dziś (nigdy się nie zestarzeją, macie ode mnie gwarancję jakości). Zaś feministyczny prztyczek w nos męskiemu ego działa zaskakująco trafnie i solidnie.
Otóż główna bohaterka, Ellen Ripley unosi wielgachną giwerę, nie dając się stłamsić męskim twardzielom. To ona stawia czoło agresywnemu samcowi (ksenomorfie), który szuka, kogo by tu zapłodnić. ,,Obcy...'' ma zakamuflowane drugie dno, ale się z nim nie obnosi na pokaz. Reżyser zamyka postacie w ciasnych pomieszczeniach, z dala od planety Ziemi, aby wywołać uczucie zagrożenia, aby załoga statku nie mogła wycofać się od powierzonej misji przez firmę.
Dla mnie to dzieło kultowe - koszmar z dzieciństwa, kiedy oglądałem go z ojcem w wieku ośmiu-dziewięciu lat? Wiarygodny straszak, bo obcy to potęga. Ludzie w kontakcie z nim są bezradni. Słabi i bezużyteczni. Mamy ograniczenia, których nie ma obca istota (brak jej sumienia, kalkulacji, winy - maszyna do zabijania). Ale od długich, wąskich korytarzy na pokładzie statku ważne jest to, że nie popisuje się prezentowaniem zagrożenia - antagonista nigdy nie jest ukazany od stóp do głów. Niepokój tworzy detal. Np. zbliżenie na paskudną buzię ksenomorfa ociekającego kwasem czy jego szeroką czaszkę, która wskazuje na wysoki iloraz inteligencji (oj tak, to coś myśli i planuje).
Reżyser dał się uwieść kosmosowi - pokazując go jako wymiar bez kresowości. Pozwala sobie na chwilę humoru, na małe zaskoczenia, nie atakując widza brakiem logiki. Zasłużony klasyk gatunku. Żadne arcydzieło, ale warto znać, bo horrory mają się marnie.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz