środa, 13 maja 2015

Mad Max: Na drodze gniewu - Motoryzacyjna gorączka



George Miller wraca w Wielkim Stylu. Ojciec sławnej australijskiej franczyzy kładzie nacisk na to, coby zadowolić tabun fanów, jak i nowe pokolenie, które miało prawo nie zetknąć się z szalonym Maxem. Co prawda Mela Gibsona zastąpił Tom Hardy, ale nie robi to większej różnicy. Obaj są milczący, stanowią źródło męskiej postawy - są punktem zaczepienia w walce o przetrwanie. Mają za sobą przykrą przeszłość, żyją jeszcze w tragiczniejszej teraźniejszości. Połączenie punkowej postapokalipsy ze światem jutra nigdy wcześniej nie była tak (cool)kultowa, dopóki nie pojawił się na drodze twardziel o imieniu Max Rockatansky. Odświeżony Mad Max zadba o to, by się stamtąd nie ruszał.



Terytoria obsiane odpadami po resztkach cywilizacji, zniszczenie fizyczne bohaterów, krew i spaliny z silnika wysokooktanowego wyczuwalne w powietrzu. Kule i paliwo traktowane z czcią oraz pobożnością - oba przedmioty są bogami pustyni: nowej rzeczywistości. Miller znajduje złoty środek i ustanawia akcję pomiędzy wydarzeniami z części pierwszej i drugiej, choć nikt nas o tym nie informuje. Co więcej - wygląda to na restart serii. B-klasowe kino w jego najszczerszym wydaniu. Ciekawy zestaw pirotechniczny z użyciem komputerowych efektów specjalnych (podczas sekwencji burzy). Są wyczyny kaskaderów. Jest czas na fajerwerki, gdy aktorzy pracowali na tle green screenu. Stara szkoła filmowa Millera idzie z duchem czasu, ale jest wierna oryginałowi. Nie idzie na ustępstwa. Reżyser składa hołd własnej pracy. Nie będąc przy tym narcystycznym bucem. 

Fabuła nigdy nie miała miejsca na podium. Stanowiła haczyk, uczepienie, by zaimponować wymyślną mitologią, którą poznajemy w trakcie przygody. Wabikiem jest klimat oraz destrukcyjność zdarzeń. Kiedy pogodzimy się z uproszczoną warstwą narracyjną - dostajemy nieprzeciętny film o intensywnej spirali akcyjnej bez złożonej (a raczej nadmiernej) psychologizacji czy książkowych dialogach walących się u dołu ekranu. Nie okrzyknę to za błąd, bo wszelakie niuanse są zakamuflowane - oszczędnie prowadzona historia nie zdradza wszystkiego, co byśmy chcieli wiedzieć, przynajmniej od razu. Zmusza do pytań i zastanowienia. Wyjaśnia krok po kroczku, jak funkcjonuje społeczeństwo (o ile to ze społeczeństwem ma coś wspólnego). Soczysta, ekstrawagancka, nieokiełznana natura produkcji daje się poznać od pierwszych scen - dziejących się w Cytadeli czy na piachu, na otwartej przestrzeni, wśród dziwacznych upodobań i osobliwości. Nowy Mad Max nie jest sam od brudnej roboty. 




Imperator Furiosa (w tej roli Charlize Theron jako wódz zespołu wojennego) to nowa Ripley z ,,Obcego: ósmego pasażera Nostromo''. Jest twarda, nieustępliwa, zdaje sobie sprawę, że musi zadbać o siebie - nie zawsze licząc na pomoc lepiej uwarunkowanych tężyzną mężczyzn. Jej zadaniem jest uratować towarzyszki od okrutnego dyktatora - Nuxa. To ona przejmuje ekran, gdy zajdzie okazja. I choć dla wielu widzów będzie to ogromna wada, bo Maxa będziemy traktować w kategorii wspólnika - widzieć ją podczas energicznych starć - jest nieprawdopodobnie zadowalająca. Polubiłem kobitkę, bo wprowadza powiew do odrestaurowanej serii. 

Kiedy pojawia się scena pościgu (zaznaczmy, długiego pościgu), jedyne co próbujemy, to uciszyć bicie serce, wtopić wzrok w feerię tryskających wybuchów, radośnie powitać zabawy ogniem, posłuchać sygnały tam-tamów czy akrobatyczne stłuczki na kółkach. Naoglądać się popisowej jazdy na jednośladowcach lub nadążyć za pociskami emocji wymierzonych w naszą stronę. Zapomnijcie o ,,Avengersach'', ,,Johnie Wicku'' lub innych produkcyjniakach. Nowy Max Rockatansky zapewni ci adrenaliny na miesiąc. Po wyjściu z kina nie będziesz wiedział, w co zainwestować dostarczonej mocy, bo aż taki ostry, spektakularny pokaz otrzymujemy, że nie można wysiedzieć. 




Wszystko to doprawione niebanalną charakteryzacją, barwami wojennymi, pomalowanymi twarzami, jak w rytuale. ,,Na drodze gniewu'' w niezwykle dojrzały sposób, jak na gatunek sensacyjny - połączył kult macho z feministyczną filozofią, że kobieta nie jest bezbronna. Filmowiec obu płciom daje szansę się wykazać. Tom Hardy i Charlize Theron potwierdzają niepospolity talent aktorski. Hulaszcza i bezpardonowa atmosfera filmu przypomina ważną lekcję - i z kina akcji uczynisz sztukę. 

O ,,Mad Maxie: Na drodze gniewu'' mógłbym rozpisywać się jak głupi, ale nie widzę powodu, aby wypisywać część historii. Są zwroty akcji, które balansują na pograniczu przegięcia, lecz są w dobrym guście. Szybcy i wściekli nie jeżdżą Ferrari - wsiedli do Big Rigsów oraz Monster Trucków, do machin z czasów globalnej manufaktury upadłej moralności, gdzie szacunek czy zaufanie jest największą wartością, bo taka jest przyszłość w Mad Maxie. Zamiast lśniących włosów czy wybielonych zębów przygotuj się na kurz i kłopoty z uzębieniem postaci. Przy akompaniamencie eksplodującej symfonii. Neurotyczny balet samochodowy - podkreślaliśmy z koleżanką po seansie. ,,Ja chcę jeszcze raz!'' - krzyczałem w myślach, gdy wychodziłem z sali. Niespodziewanie George Miller zaoferował rozrywkę na wysokim poziomie. Niemal bezbłędny. Niemal bez dziur. Czysty denaturat - pali oraz rozgrzewa. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz