piątek, 19 grudnia 2014

10 ulubionych gier Chrisa z 2014 roku



UWAGA! Podczas omawianych tytułów posługuje się językiem gracza (który z reguły ogranicza się do angielskich słów). 

W 2013 r., gdy tworzyłem rankingi - na pierwszy ogień poszły filmy, ale żeby się nie spieszyć, listę najlepszych filmów wyświetlę po świętach (do tego czasu uda mi się obejrzeć wszystko to, co chciałem). Tak jak wspominałem rok temu, jestem coraz bardziej styrany branżą gier komputerowych (konsolowych także). W 2014 ograłem niewiele tytułów - w przeciwieństwie do hucznie przyjętego 2013 roku. Obawiam się, że przestaje mnie to bawić. Ilekroć zaglądam do tabliczki z premierami: widzę dwójki, trójki lub kontynuacje danej marki. Nic świeżego - większość produktów to powtórka z rozrywki. Płacisz drugi raz za to samo.

Nie jestem nawet zły, że wygląda to, jak wygląda. Przyzwyczaiłem się do lenistwa twórców i producentów, którzy nie lubią zaskakiwać konsumenta. Dajemy się nabrać lub wierzymy w to, że coś się zmieni - guzik z pętelką, panie i panowie. Dlatego, żeby przestać puszczać smutne miny (jak to robię przed laptopem), duży plus za ,,indyki'' - niezależne studia prą do przodu, co wychodzi im na dobre. Mają wiele wspaniałych pomysłów, które wcierają w kod programu. Ich kreatywność nie zawsze jest pochwalna, ale przynajmniej mają jakieś intencje twórcze. Ogółem 2014 r. uważam za niewypał. Snajper ze Sniper Elite 3 powinien puścić kulkę w głowę ludziom odpowiedzialnym za impotencję na rynku. Licho było, czekam na nowy rok - zapowiada się ciekawiej. 




10. Bayonetta 2

Data wydania: 20 września
Producent: PlatinumGames
Wydawca: Nintendo
Polska wersja: brak
Gatunek: slasher

Krótko mówiąc: Japończycy w sieczkach się lubują.

Dłużej mówiąc: Od razu ostrzegam, że nie jestem fanem slasherów. Uważam ten gatunek za płytki i prymitywny. Co mnie w takim razie zatrzymało przy Bayonecie? Pierwszej części nie przeszedłem, więc nie wiem, na ile pokrywa się z poprzedniczką. Takim logicznym powodem, dla którego poświęciłem czas tej grze: to pokręcona fabuła i rozbudowany system walki. Starcia są dynamiczne, przejaskrawione i pozbawione delikatności. Są efekciarskie. Cisną się na ustach słowa ,,epickie'', ,,radosne'' ,,młócka'', ,,bajzel'', ,,rozpierducha''. Wszystkie synonimy zlepiają się i włączają w całość. Japoński humor nie każdemu przypadnie do gustu, ale powiem szczerze, że Europejczycy nie powinni mieć trudności z jego przyswojeniem. Żarty lub sytuacje wynikające z komizmu są czytelne, jawne i zrozumiałe dla przeciętnego Kowalskiego. 




W Bayonecie 2 fikcja miesza się z rzeczywistością, więc spodziewajcie się obrazów na miarę jeżdżącego samochodu po budynkach zamieszkanych przez ,,śmiertelników''. Kamera chętnie eksploatuje wdzięki tytułowej bohaterki. Robi najazdy na biust czy pośladki. Można by posądzić autorów o seksualizację czy szowinistyczny pogląd na płeć piękną, ale jest to potraktowane ze smakiem, a erotyka nie wychodzi poza nieprzepuszczalne granice. Robi zbliżenia na miejsca intymne, ale skrzętnie skrywa je przed ciekawskimi np. za pomocą wirującego stroju, który nie pozwala na szczegółowe oglądactwo. Do czynienia mamy z dużym sortem filmów przerywnikowych czy ujęć statycznych, gdzie roi się od dialogów. Naprawdę wiele się dzieje, wiele minut spędzimy na oglądaniu cutscenek. A od szaleńczej, wywrotowej prędkości programu - będziemy mieli okazję zaczerpnąć powietrza - zbierając przedmioty, aby masterować umiejętności Bayonetty.

P.S. Gra powstała z myślą o konsoli Wii U, dlatego dostęp do niej mają nieliczni. Ja sam wypożyczyłem sprzęt od kolegi, bo mnie jest zbędny. 




9. Zaginięcie Ethana Cartera 

Data wydania: 25 września
Producent: The Astronauts
Wydawca: Nordic Games Publishing 
Polska wersja: jest
Gatunek: detektywistyczny

Krótko mówiąc: Wakacje w domu.

Dłużej mówiąc: Jedna z dwóch polskich gier, która zasługuje na wzmiankę. Zaginięcie Ethana Cartera potraktowałem jako eksperyment. Można rzec, że łączy kilka idei, które sprawiają, że jest to udana wycieczka po Dolnym Śląsku, jak i miszmasz weird fiction pisarza o nazwisku Lovecraft z Cthulhu na czele, gdzie wcielamy się w detektywa z umysłem bliźniaczo podobnym do Sherlocka Holmesa (on także zajmował się zagadką Przedwiecznych w grze Sherlock Holmes: Przebudzenie). Fabule daleko do intelektualnego postumentu, ale miło rozgryza się sprawę porwanego chłopca. Malowniczy krajobraz długo pozostaje po wyjściu z gry. Doczekaliśmy się produkcji, gdzie Polskę pokazano z jaśniejszej strony, tę piękniejszą - dziewiczą. Pejzaż gór i lasów sprawdził się wyśmienicie. Niektórzy mogliby ironicznie stwierdzić, że to ,,symulator turysty'', ale byłoby to niesprawiedliwe wobec pracy twórców.




Zaginięcie Ethana Cartera ma irytujące wady: krótkie to i miałkie (lub co najwyżej średnie) w odbiorze - choć sprawdza się dla amatorów grozy. Ja pokochałem ją za śmiałe decyzje w kwestii rozgrywki - program nie prowadzi za rączkę, sprawia ci radosny prezent, że możesz zwiedzać do woli i nikt cię nie pogoni za to, że nic nie robisz. Ofiaruje ci wolność, którą nikt nie może zepsuć. Nie jest to godne wyzwanie dla wprawionych rąk, ale tacy co będą narzekać - najwidoczniej pomylili gatunek, albo nie zrozumieli intencji deweloperów. To bardzo spokojna, odprężająca gra, z wyciszającą muzyką i ładnymi widokami na rzekę. Człowiek rozpływa się nad pięknem obrazu.

Śladami Ethana Cartera




8. Shovel Knight

Data wydania: 26 czerwca 
Producent: Yacht Club Games
Wydawca: Yacht Club Games
Polska wersja: brak
Gatunek: platformówka 

Krótko mówiąc: Tęskno za starymi czasami.

Dłużej mówiąc: Odpalając Shovel Knighta poczułem się, jakbym zaglądał do szafy i wyciągał zakurzonego Pegasa z kartridżami. Jeśli pamiętacie słodkie lata z konsolą NES - koniecznie musicie zajrzeć do rycerza, który posługuje się łopatą. To gra, która co rusz odnawia hołd klasyce na przełomie lat 80. i 90. Są nawiązania do Zeldy, Mega Mana czy Castlevanii. Program tętni pomysłowością. Kryje mnóstwo sekretów, dba o wysoki poziom zagrożenia, i podkręca stopień trudności wraz z kolejną odkrytą planszą. Fabuła jest prosta i pozłacana humorem. Cała przyjemność wynika z tego, że spotykamy ludzi o ,,wypaczonych'' twarzach: a to człowiek z głową konia, a to facet z kapeluszem przypominającym jabłko. Człowiek przebrany za jeża też wygląda śmiesznie. Otoczka wokół bohatera jest zbudowana z absurdów i szalonej wyobraźni twórców. 




Nasz bohater potrafi szuflą podrzucić bombę przeciwnikom, odbija się od łopaty, albo wykopuje nią skarby. Non stop natrafiamy na minibossów (naukowiec zamieniający się w bestię jest moim ulubionym adwersarzem), a pod koniec poziomu - walczymy z bossem, który zawsze się czymś wyróżnia. Możemy ulepszać pancerz, zdobyć dodatkowe umiejętności, jak pieniążek zamieniający wrogów w diamenty! To różnorodne doświadczenie dzieje się zarówno na lądzie, jak i pod wodą (Mario?). Czasem wymaga logicznego myślenia. Jedyne co mi nie pasowało, to bezwstydny respawn (odrodzenie się) przeciwników. I do tego ośmiobitowa muzyka - ach, to jak wehikuł cofający czas, gdy megahit pod nazwą Contra była notorycznie nienawidzona przeze mnie, gdyż nie radziłem sobie z przeszkodami i zawalidrogami. Bawiłem się lepiej w świecie Shovel Knight niż przy Assassins Creed: Rogue, a to znaczy, że z branżą jest coś nie w porządku. 



7. The Wolf Among Us

Data wydania: 11 października 2013 (epizod 1), 8 lipca 2014 (epizod 5, ostatni)
Producent: Telltale Games 
Wydawca: Telltale Games 
Polska wersja: fanowska
Gatunek: przygodowy

Krótko mówiąc: Fabularna miazga.

Dłużej mówiąc: Skompletowanie wszystkich odcinków wymagało cierpliwości. Seria składająca się z pięciu odcinków od Telltale Games zazwyczaj sprawdza się jako test, na to: ile wytrzymamy w oczekiwaniu na dalsze losy naszych ulubionych postaci. Gra luźno oparta jest na komiksie Baśnie (przeczytałem trzy tomy). Kto zna tę pozycję - ma okazję sprawdzić jak Baśniowcy wypadli przy monitorze. Ponownie miałem sposobność cieszyć się takimi personami, jak Bigby Wilk (detektyw, postać pierwszoplanowa), Śnieżka (kieruje Baśniogrodem) czy Piękna i Bestia (duet uwikłany w ,,Miłość ci wszystko wybaczy''). 




Naszym zadaniem jest zbadanie morderstwa w Nowym Jorku. Gracz przemierza lokacje, by odbywać rozmowy, naciskać przyciski w rytmie QTE i podejmować skrajne decyzje. Elementy przygodowe skrócono do minimum. Najwięcej czasu poświęcimy dialogom, interakcji z bohaterami lub drobnym poszukiwaniom, tego i owego. The Wolf Among Us daje wolną rękę, ale na krótko i w kruchy, iluzoryczny sposób. Gry od Telltale coraz bardziej przypominają filmy czy seriale. Więcej oglądamy niż wymachujemy myszką. Kto przyzwyczajony jest do ekstremalnie uproszczonych rozgrywek - temu się spodoba. Miłośnikom studia nie muszę mówić, ile tracą. The Wolf Among Us ma porywającą narrację, twisty fabularne i zwroty o 180 stopni. Raczy odbiorcę cliffhangerami oraz mami manipulacyjnymi faktami, które nie zawsze pokrywają się z prawdą. Plus za komiksową oprawę graficzną. Czekam na sezon drugi. O ile się pojawi.




6. Dark Souls 2


Data wydania: 25 kwietnia 
Producent: From Software 
Wydawca: Bandai Namco Games
Polska wersja: jest
Gatunek: RPG akcji

Krótko mówiącNajtrudniejsze wyzwanie roku.

Dłużej mówiąc: Gry nie przeszedłem, ale naliczyła, że poświęciłem jej 40 godzin. Zaliczyłem 137 zgonów. Radość zamieniająca się we frustrację. Frustracja przemieniająca się w uczucie zwycięstwa. Wściekłość i poczucie, że wytępiłem świat z zarazy. Niesamowicie wymagająca, wymuszająca obieranie taktyki. Strategia to klucz do chwały. Żywy czy martwy - nie zauważyłem różnicy. Tutaj śmierć jest życiem, a życie śmiercią. Kocioł dusz przewinął się podczas rozgrywki. Pogodzenie się ze śmiercią nigdy wcześniej nie było tak łatwe. Kiedy przyzwyczaisz się, że znowu cię zabili - ruszasz na przeciwnika i dokonujesz rewanżu. Niemal każda batalia kończy się wymierzeniem ciosu w psychikę - czasem kończyłem rozgrywkę nad ranem, wycieńczony i spięty od nadmiaru porażek. A walcząc z bossami, to już człowiek zaczyna gadać do siebie...




Co by nie pisać o Dark Souls 2  - tytuł nie dla casuali, nie dla graczy, którzy dopiero zaczynają przygodę z branżą elektroniczną. Cierpisz na ADHD i wolisz samograje? Nie dotykaj! Nawet nie zaczynaj! Dark Souls 2 cię przyciśnie i zniszczy przy pierwszym ważnym wydarzeniu. Wykorzysta twoje słabości, a płacz ci w tym nie pomoże. Nie musisz grać fair, ale pamiętaj - parcie do przodu nie zawsze jest mądrym rozwiązaniem. Czasem lepiej cofnąć, odnajdywać skróty, by ominąć nieprzyjemny etap, czasem lepiej unikać długotrwałych walk, do których trzeba być przygotowanym - fizycznie i mentalnie. Nikt nie powiedział, że potraktują cię ulgowo. Wkraczasz do ich świata - są na swoim terenie, ty jesteś jedynie szkodnikiem.



5. Child of Light 

Data wydania: 30 kwietnia
Producent: Ubisoft Studios 
Wydawca: Ubisoft
Polska wersja: fanowska
Gatunek: klasyczny cRPG

Krótko mówiąc: Świat baśni, który przypomina dzieciństwo?

Dłużej mówiąc: Dwuwymiarowa, akwarelowa grafika to jest to, co zachwyca na pierwszy rzut oka. Potem przyglądając się fabule, dochodzę do wniosku, że jest zwykła i niczym się nie wyróżnia, ale to ulega transformacji. Z biegiem minut zaczynam się uśmiechać - jest wesoło. Humor twórcom dopisał. Gra korzysta z turowego systemu walki na wzór tasiemcowatego Final Fantasy. Poznajemy sympatyczne postacie, które dołączają do drużyny, by wspomóc nas w pojedynkach z potworami. Historia się rozwija, która ma charakter rymowanego poematu. Soundtrack powinien otrzymać jakąś nagrodę, bo fortepianowo-smyczkowe utwory są dla mnie w tym roku na pierwszym miejscu wśród muzyki growej. Dziecię światła to gra, w której sporo się dzieje (aż za dużo), obsypano ją śmiertelną dawką zbieractwa, co w dziecinny sposób ułatwia zabawę - nie sprawia kłopotów podczas starć, nie jest zbyt wymagająca. A zagadki logiczne? Dajcie spokój, prościzna. 




Child of Light jest dynamiczne (zwiedzanie świata Lemurii odbywa się bez znużenia), a walki są na tyle angażujące, że nie odczuwamy monotonii podczas powtarzających się sekwencji (co jest udręką w Final Fantasy). Ponownie mamy przykład krótkiej kampanii, którą przechodzi się bez obciążenia pleców i nadgarstka. Zachwyca natomiast mroczną atmosferą, oprawą audiowizualną czy przemyślaną konstrukcją lokacji. Dla miłośników baśni i gier, które mają być magiczne, dawać przykład, jak łączyć przyjemne z pożytecznym, oraz ma się na czym zawiesić oko. Przygoda nie tylko dla dużych dziewczynek.




4. South Park: Kijek prawdy 

Data wydania: 6 marca
Producent: Obsidian Entertainment
Wydawca: Ubisoft
Polska wersja: jest
Gatunek: klasyczny cRPG

Krótko mówiąc: Największa niespodzianka roku. 

Dłużej mówiąc: Gra bazująca na serialu ma to, co mieć powinna. Wulgarny, prześmiewczy humor. Postaci wyjęte z telewizora. Ful odniesień do programu stworzonego przez Trey Parkera i Matta Stone. Fani serialu będą wniebowzięci i wdzięczni za materiał, którym ich obdarowano. To chyba jedyna gra, w której do znajomych mogę dodać Jezusa. W której mam okazję powybijać nazi-zombie. Grać postacią Żyda i cieszyć się nadmiarem absurdalnej groteski. A co ważne, kpi z tabu i z samych graczy, których uważa za gamoni. Tytuł wyparty z mongolskich dialogów, sprawiający masę radochy, kiedy brakuje nam szczypty fantazji na co dzień. Odwzorowanie kreskówki dla dorosłych nigdy wcześniej nie było tak drobiazgowe i oddane z pietyzmem na mniejszym ekranie. Rewelacja! Poziom warty uwagi. Autorzy mają ode mnie cukierka i darmową kawę. 




Walki podzielone na tury nie są ciężkie w boju. Są efektowne, nie kują w oczy, nie powodują rozżalenia. Bossowie zwykle są oryginalni i szczycą się swym prostactwem. Jedyną poważną wadą wydaje się być założenie - SP: Kijek prawdy jest produktem wycelowanym w wiernych widzów amerykańskiego serialu, odsuwając na bok ludzi, którzy nie mają pojęcia o tej potężnej marce. Kto nie zna tej serii, z pewnością straci ogromną liczbę oczek puszczonych do graczy. I nie każdy, kto nie zna górskiego miasteczka South Park, przypadnie do gustu specyficzny humor, który opiera się na wyszydzaniu wszystkich i wszystkiego, z czym przychodzi nam się zmierzyć w życiu.




3. Obcy: Izolacja

Data wydania: 7 października 
Producent: Creative Assembly
Wydawca: SEGA
Polska wersja: jest
Gatunek: horror

Krótko mówiąc: Powrót obślizgłego Ksenomorfa.

Dłużej mówiąc: Ridley Scott musi być dumny z producenta. Obcy: Izolacja to nie tylko powrót stwora z gigantyczną czaszką. To również powrót do lat 70. Lokacje w grze są żywcem odwzorowane z filmu Obcy: Ósmy pasażer ,,Nostromo''. Komputery nie mają monitorów LCD, a dźwięki wydawane przez maszyny przypominają kakofonię. W końcu doczekałem się grozy, którą posługiwali się filmowcy ze starej szkoły. Nie ma wyskakiwania przeciwników zza winkla (nareszcie!). Jeśli ulegniemy przerażeniu, to w sytuacjach, gdy sami zawinimy. A to przez brak pilnowania czujnika ruchu, który ostrzega nas przed wrogo nastawionym Ksenomorfem lub sztuczną inteligencją. A to przez niewykazanie się sprytem lub brakiem spostrzegawczości. Schowanie się do szafki nie musi oznaczać bezpieczeństwo - potrafi do niej zaglądać. Radzę też unikać nadmiaru wizyt do wentylacji - skubaniec czai się i czeka na odpowiedni moment, by porwać nas w swe ramiona.




Obcy jest prawie nietykalny. Nie zabijesz go z broni palnej, nie uciekniesz przed jego obliczem - kiedy cię zobaczy, możesz czekać na śmierć, i tak jej nie unikniesz, chyba że masz miotacz ognia, który go przegoni. Jest on realnym zagrożeniem. Podczas gry jesteśmy cały czas pod napięciem stresu. Boimy się, nie dlatego, że ktoś biega za nami z siekierą w ręką (chociaż to też traumatyczne przeżycie). Boimy się, bo wiemy, że jesteśmy na straconej pozycji. Jesteśmy dla niego ofiarą - my nie zapolujemy jak Predator. Gra dzieje się pomiędzy wydarzeniami z filmu - po Ósmym pasażerze ,,Nostromo'', ale też przed Decydującym starciem (dlatego wcielamy się w Amandę Ripley). I tak jak film, który przeszedł do historii kina jako jeden z najlepszych horrorów wszech czasów, tak gra pt. Obcy: Izolacja powinna znaleźć się na szczycie gier, które są przeraźliwie nerwicowe (człowiek ogląda się za siebie, bo brzydal lubi zaskakiwać, robiąc niemiłe niespodzianki serduchu). 

P.S. Najśmieszniejsza reakcja, gdy mnie dopadł Obcy? Krzyknąłem ,,Coś ty, k****, zrobił, oszołomie?!''



2. A Bird Story 

Data wydania: 7 listopada
Producent: Freebird Games
Wydawca: Freebird Games
Polska wersja: brak
Gatunek: przygodowy

Krótko mówiąc: Artystyczny wyciskacz łez. 

Dłużej mówiąc: Krótka historyjka o wielgachnym ładunku emocjonalnym. Wzrusza, bawi i dodaje otuchy. Nie wiem, co jest takiego w tych interaktywnych animacjach, ale z każdym uruchomieniem takiej produkcji czuje się poruszony. Tak było z Rain, i tak było z Brothers: A Tale of Two Sons czy Machinarium. Kan Gao po raz wtóry imponuje mi wyczulonym zmysłem estetycznym oraz talentem do kreowania subtelnych relacji między postaciami. Fabuła bez dialogów nie traci nic a nic z wiarygodności. Powiedziałbym, to takie kino nieme w wersji na Peceta. Z drobiazgową muzyką, która trafia do słabych nerwów, co za łatwo poddają się uczuciom. Prześliczna oprawa wizualna to stały element gier indie, więc nie zabrakło jej w A Bird Story.




To opowieść o chłopcu, który ratuje biednego ptaszka przed zgubnym losem. Złamane skrzydło sprawia, że nie może pofrunąć w przestrzeń, do matki. Chłopak zabiera go do domu - oferując opiekę. Historia rozwija się płynnie - od podejrzliwości małego stworzenia, po przyjaźń człowieka z latającą istotą. Zgrabnie opowiedziane, lekko i z nastrojem marzeń sennych, bez wyzyskiwania od gracza jakichkolwiek umiejętności manualnych (to jedyny zarzut, jaki mogę przedstawić twórcy). Ci, co wolą najczęściej poruszać myszką lub korzystać z klawiszy - nie mają tu czego szukać. To program skierowany dla osób, którzy od gier wymagają bardziej wątków fabularnych niż eksploracji czy ubijania osób trzecich. Ja polecam, bo mnie to pobudza do życia.



1. This War of Mine

Data wydania: 14 listopada
Producent: 11 bit studios
Wydawca: 11 bit launchpad
Polska wersja: jest
Gatunek: survival

Krótko mówiąc: Oczarowanie od pierwszego wejrzenia. 

Dłużej mówiąc: Przygnębiające, ale niepozbawione nadziei. Wcielamy się w trzech cywili. Wojna doprowadziła do ekstremalnych warunków. Przygodę rozpoczynamy w zniszczonym, upadłym domku - poszukujemy zapasów. Budujemy łóżko, kuchenkę i piecyk (jeśli przyjdzie nam zmierzyć się z zimą). Nocą zakradamy się do opuszczonych budynków lub do lokacji, gdzie napotkamy bezdomnych, żołnierzy albo zwyczajnych ludzi, którzy walczą o przetrwanie. Nie wszyscy nastawieni są na to, by nieść pomoc, nie zawsze spotkamy handlarzy (ktoś, kto ma broń, broni zapasów i nie zabija, albo broni zapasów i zabija każdego, kto się napatoczy). Dbamy o kompanów, by nie wpadli w depresję (okradanie staruszków źle wpływa na samopoczucie). Biegniemy do szpitala, żeby ofiarować potrzebującym leki, w zamian otrzymując np. papierosy, biegniemy na posterunek, aby wymienić bimber za broń i tak dalej... a wszystko to, pod osłoną nocy.




Mimo pewnych schematów i usterek związanych z ułomnością rozgrywki, This War of Mine okazał się dla mnie tytułem godnym pochwały. Uwierzcie mi, nie chcecie nikogo zabijać. Desperaci, którzy lądowali przy drzwiach mojego zdezelowanego domu - im naciągałem z odsieczą, bo nienawidzę zostawiać ludzi w potrzebie (kwestia sumienia w wirtualnym świecie?). Czułem ulgę, kiedy mogłem przynieść głodnemu kawałek jadła. Czułem wybawienie, gdy uratowałem dziewczynę z rąk gwałciciela. I choć denerwuje mnie brak rozbudowanych dialogów czy skróty myślowe (czyli wszelkie objawy spłycenia tematu), żadna inna gra nie potrafiła wzbudzić we mnie tyle idiomatycznych reakcji. Miałem kontakt ze wzmożoną przestępczością, gdzie szabrownicy co noc zakradali się, by coś skraść. Głodziłem towarzyszy, bo zapasów nigdy za wiele. Za czwartym podejściem udało się wyjść z cało z przerażającej wojny. Nie jest to arcydzieło, ma swoje bolączki, ale co mi tam - uważam, że Polacy stworzyli tytuł z myślą o graczach, którzy wolą powalczyć o człowieczeństwo, niż wikłać się w symbole mordu. Jednogłośnie jestem za tym, że w 2014 roku Polacy stali się narodem, który coraz lepiej pojmuje, czym powinna iskrzyć ,,nowoczesna gra''.

P.S. Liczę, że za rok, na szczycie umieszczę Wiedźmina 3.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz