środa, 26 listopada 2014

O trzech filmach bez owijania w bawełnę #3


W tym numerze robię wyjątek i wystawiam oceny szkolne - od 1 do 6. Cykl ,,o trzech filmach bez owijania w bawełnę'' nie ma na celu wystawiać wyczerpującej recenzji, dlatego, żeby przybliżyć Wam w pełni odczucia po seansie, robię za nauczyciela i nagradzam liczbą adekwatną do tego, co zobaczyłem.


Tytuł filmu: Jersey Boys 

Opis fabuły: Historia czwórki młodych chłopców z robotniczej dzielnicy New Jersey, którzy podbili muzyczny świat jako zespół The Four Seasons.

Krótko mówiąc: Od zera do zera.

Dłużej mówiąc: Sprawny film biograficzny, który wiemy, że nie zabłyszczy na tle innych biografii, ale Clint Eastwood nie zapomina, jak się kręci przyzwoite kino. Idealne dla odpoczynku i gdy chcemy posłuchać muzyki rozrywkowej z ubiegłego stulecia, jednocześnie nie zapominając, że oglądamy film. Doza popu i rock&rolla wtapia się w opowieść o sławie, pożądaniu i pogrążeniu w pracę, zapominając o bliskich i rodzinie. Wschody i zachody, blaski i cienie, wzloty i upadki - wszystko po kawałku. Eastwood naśladuje Scorsese - aktorzy mówią do kamery, przedstawiając swoje losy iście groteskowo. Komedia przeradza się w dramat (humor ucieka wraz z sukcesami kapeli). Uśmiech znika z twarzy im bardziej woda sodowa uderza muzykom do głowy. 



A wszystko to pokazane, jakbyśmy mieli do czynienia z gangsterami: zdrady, bójki, sprzeczki, imprezy, panienki. Podziemne interesy i kontakty z ,,mafią''. Ciekawy obraz jak z zera wyjść na zero, ale nie pomijając ich zasług i pobijane rekordy ze sprzedaży płyt - zostajemy przy ekranie na dobre i na złe. Za jedne postaci trzymamy kciuki, innym życzymy szybkiego ,,baj baj''. Aktorsko bez wyczynów, ale z gracją i elegancją. Plus za muzykę, którą chciało się słuchać po napisach końcowych oraz za zachowanie dbałości o realia.

Chris wystawia: 3+ (polecam frontmanom)



Tytuł filmu: Przeznaczenie 

Opis fabuły: Tajna rządowa agencja podróży w czasie, mając na celu zapobieganie przyszłym zbrodniom, wysyła szpiega, by uchwycił przestępcę. 

Krótko mówiąc: Skoki w czasie - bardziej po europejsku, niż po amerykańsku.

Dłużej mówiąc: Ethan Hawke z futerałem w ręku ma możliwość pokonywanie czasoprzestrzeni. Jego wehikuł czasu wykorzystywany jest do czterech dat, aby pozbyć się ,,cykającego bombiarza'' (zabawna nazwa), pomagając równocześnie spotkanemu klientowi w barze, by mógł odmienić swoją przeszłość. Film odnosi się do teorii względności Einsteina, a nawet do multiwersum Hawkinga. Igra z czasem i paradoksami dziadka lub biegacza. Filozofowania tam niewiele, za to więcej kombinatoryki, gdyż autorzy komplikują sprawy na wyrost. Pierwsza część filmu skupia się głównie na niezamężnej matce (osoba opowiada nam o swoich wspomnieniach, jego wyobcowaniu - nie będę zdradzał czemu nazywa się niezamężną matką). Druga część filmu to już czyste Sci-Fi, które miesza w głowie.




Przeznaczenie nie jest produkcją, która powie nam coś więcej o przemieszczaniu się w czasie, ale pragnie wywołać myślenie u odbiorcy - z różnym skutkiem. Więcej jest tu rozmawiania i prób przemodelowania własnego życia, niż bawienia się w efekty specjalne i akcję co rusz. Początek uważam za najlepszy, gdyż trzyma w niepewności i tak naprawdę nie wiemy, co się stanie. Niczego nie jesteśmy pewni. I dlaczego ten ktoś zwierza się barmanowi bardzo osobistą historią z życia. Potem jest już nieco gorzej, bo wszystko zostaje wyjawione, więc tajemnica znika, a my posiłkujemy się skokami w czasie.

Chris wystawia4 - (polecam fizykom)




Tytuł filmu: Zbawienie 

Opis fabuły: Spokojny amerykański osadnik postanawia zemścić się na zabójcy swojej rodziny.

Krótko mówiąc: Niezastąpiony Mads Mikkelsen przeciwstawia się tyranowi, co napawa strachem okolicznych mieszkańców. 

Dłużej mówiąc: To western, który garściami czerpie z popleczników gatunku. Schematyczny, prosty do bólu scenariusz, ale...jaki klimat! Klimat przez duże K. Surowa scenografia komponuje się z brudem, błotem czy krwią rozpuszczoną na ciałach postaci. Mamy tchórzliwego szeryfa, bojaźliwych osadników, twardych morderców z rewolwerem w ręku i dwóch bohaterów sprawiedliwości. Klasyczny i oklepany motyw zemsty dobrze wpisuje się w narrację Dzikiego Zachodu. Dodajmy do tego kilkanaście niezłych ujęć - wzorowanych na Sergio Leone lub bezpośrednio na symetrii obrazu. Czy wyblakłych kostiumów, a otrzymamy dobry film, który sprawia ogromną frajdę z oglądania, zwłaszcza teraz, gdy brakuje produkcji o nieogolonych westmanach. 




Filmowi nie brakuje tempa, choć początek zapowiadał powolnie zwiastujący dramat. Należałoby pogratulować aktorom, którzy spisali się na order - właściwi ludzi na właściwym miejscu. Mads Mikkelsen nie odstaje od charakterystycznych dla jego ról: powściągliwości na twarzy, czy emocji ukrywanych w środku. Milcząca Eva Green jest niezwykła - nie spodziewałem się, że będzie na tyle przekonująca, iż wiem, co by chciała powiedzieć, gdyby nie była niemową. Jest też para scen, która buzuje od nieopisanych emocji, dlatego ma u mnie plusa.

Chris wystawia: 4 + (polecam kowbojom)


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz