wtorek, 9 września 2014

Relacja z San Francisco



Seria Driver jest jedną z ulubionych marek Chrisa. Nieodłącznie od czasów pierwszego PSX-a zagrywałem się tonąc w niej na wiele wspaniałych wieczorów. Po nieudanej części trzeciej ze względu na ,,nieludzkie'' sterowanie, brzydotę otoczenia i pogrom frustracji wynikającej z kulejącej mechaniki rozgrywki dostaliśmy cudowny Parallel Lines z ciekawą fabułą i jeszcze ciekawszymi zadaniami do wykonania. W części piątej sprzed trzech lat ponownie wcielamy się w Johna Tannera. Kilka miesięcy po wydarzeniach z Driv3ra, okazuje się, że przeżyliśmy strzelaninę w Stambule w Turcji. Po wypadku Tanner zapadł w śpiączkę. Pora odwdzięczyć się kryminalistom. 

Wracamy do akcji, żeby pokazać przestępcom, kto jest wybitniejszym kierowcom. San Francisco pokochałem od pierwszych minut. Zostałem na długo. Na bardzo długo. Nie zamierzam stąd odjechać. Do więzienia trafia Jericho - groźny boss, mający szerokie plecy, któremu na nowo trzeba utrzeć nosa i postawić za kratki, gdyż udało mu się zbiec. Podczas łapania zbira ulegamy wypadkowi drogowemu i od teraz stajemy się duchem miasta. Dostajemy moc przemieszczania się w każdą dostępną ludzką skórę na mapie. W dobrowolnym momencie kariery policjanta mogę unosić się nad miastem i zmieniać położenie geograficzne. Jeżdżę Dodge Challengerem, a gdy strzegę prawa - wybieram wóz policyjny. 




Wystarczy kliknąć shift, aby wędrować po okolicy i ,,niewytłumaczalnie'' wkraść się do cudzej błyskotki na czterech kółkach. Jednośladowców nie uświadczymy, jak w Watch Dogs. Nie ma motorów - pociągów nie słychać. Gra sprawia radochę małymi błahostkami. Kierować pojazdem możemy na kilka sposobów - korzystając z widoku kokpitu, zza maski samochodu, czy neutralnie - oglądając karoserię. Zmiany w perspektywie są odczuwalne. 

Z rozpoczęcia przygody wynika multidostępność. San Francisco w miarę rozwoju wydarzeń albo zdobywania osiągnięć poszerza dostęp do terytorium. To nie sandbox, w którym zwiedzasz hrabstwo w stanie Kalifornii - przynajmniej z początku, potem śmigasz bez nieprzewidzianych kłopotów. I to jeden ze zgrzytów, który mi się nie podobał, ponieważ ograniczenia potrafią pojawiać się w trakcie misji pobocznych, tzw. wyczynów, a tam dzieją się przełomowe spotkania ze ,,śmiercią''. Jazda pod prąd z prędkością 150 km/h, czy uzyskanie ponad 30-metrowego skoku z rampy lub z budynku, to czyste wariactwo, na które można sobie pozwolić, bo w rzeczywistości mielibyśmy przechlapane. O ile przeżylibyśmy tak nieskomplikowane wariacje szybko napędzających się maszyn. 




Różnorodność związana ze zdobywaniem punktów, tzw. wpływów, za które kupisz garaż, auta lub inne ,,pierdoły'' są piorunująco warte uczynków niezgodnych z kodeksem prawa, za które w Polsce grozi utrata punktów karnych, grzywna i zakaz prowadzenia samochodu przez X lat. Pościgi, niszczenie do oporu miejscowych obiektów, wyścigi na otwartej przestrzeni, driftowanie po asfalcie albo przyczepianie własnego auta do lawety powyżej setki na liczniki - są miłą odskocznią od misji głównych zaznaczonych złotą obręczą. Brawurowe stłuczki na życzenie telewizji są w gruncie zabawne. Twórcy udostępnili graczom możność reżyserowania tego, co wyprawiamy za kółkiem. 

Kiedy uznamy uliczne wyścigi za mało ekscytujące - ścigasz się z czasem uderzając o tablice, żeby uzyskiwać punkty i sprostać zadaniu polegającemu na dojechaniu do mety przed upływem wskazówek na zegarze. Marzyliście o zderzeniach czołowych z taksówką? Ależ proszę bardzo - wykonaj manewr w 30 sekund uderzając pięciokrotnie w taryfę. Zawsze chcieliście wiedzieć, jakie to uczucie, gdy wyprzedza się pozostałych uczestników ruchu na autostradzie, jeden za drugim? San Francisco to miasto idealne dla świrów, bo stróże prawa nic ci nie zrobią, gdyż - paradoksalnie - sami pracujemy w mundurze.




Wracając do motywu powszedniego. Gra podzielona jest na kilka rozdziałów. Oferując takie smaczki, jak taranowanie uciekinierów, śledzenie podejrzanych, bądź przyspieszenie pulsu u osób siedzących obok kierowcy. Niektóre zadania są na tyle absurdalne, że gdybyśmy nie wykorzystali daru przemieszczając się z tira na osobówkę (dla przykładu), nie zdołalibyśmy przejść całej kampanii. Program wymaga od nas kombinowania i szukania pomysłów na jak najszybsze powstrzymanie piratów drogowych lub w trakcie oczekiwania na posiłki powstrzymując nadjeżdżających samobójców uderzających w furgonetkę. Fabuła jest na tyle frapująca, że jesteśmy zainteresowani śledztwem w sprawie Charlesa Jericho, który knuje misterny plan. 

Czasem samo przemieszczanie się do cudzego Chevroleta lub Nissana wiąże się z zabawną historią. Ktoś prosi nas, żebyśmy przyspieszyli, bo arcybiskup lubi szybką jazdę. Albo wprosiłem się do kolegi, który tylko czekał na to, żeby wdepnąć nogę do gazu. I na tym nie koniec atrakcji. Pierwsze, co zachwyca po odpaleniu długo instalującego się programu, to przerywniki filmowe zadbane w najdrobniejszym mikroszczególe. Stosując ujęcia na wzór kina Michaela Manna (Gorączka, Zakładnik). Ujęcia filmowe, które są znakiem rozpoznawczym franczyzy. Ogląda się je, jak najlepsze historie o mocarnych mistrzach kierownicy. Szybkie, zwinne cięcia. Podzielenie kamery na dwa oddzielne obrazy. Drugą charakterystyczną cechą jest fantastycznie dobrana ścieżka dźwiękowa. Takie utwory, jak Devil In Me (20-22s), Good Man (Heavy Trash) czy How You Like Me Now? słucha się nie tylko w trakcie jazdy w stacjach radiowych, ale i po wyłączeniu gry. 




W San Francisco nie uświadczycie ulewy, śniegu, paskudnej pogody z szarawych dni. Słońce jest stałym elementem przejażdżki po zatoczonych ulicach, co z lekka gryzie się z rzeczywistością - latem mają zimę, a wiosną zalatuje mgłą! W San Francisco nie zapada noc?! Nie podoba mi się to, że przechodnie zawsze, ale to zawsze, nie są przez nas potrąceni, nawet gdy prujemy z diabelskim szaleństwem w oczach przekraczając dopuszczalną prędkość na wąskich drogach. Na szczęście odwiedzimy most Golden Gate, więzienie Alcatraz, Chinatown albo strome wzgórza po których przeskakujesz nad dachem innych pojazdów (powiedzmy, dzieją się różne cuda). Miasto posiada łącznie 209 mil kwadratowych. Złożone z trzech części, które odkrywamy po tym, jak rozwiązujemy wątek główny. 

Model jazdy nie wiele ma wspólnego z realizmem, ale zręcznościowy system kręcenia dwuśladowcem sprawia, że nie czujemy się jak amatorzy, którzy dopiero co uczą się na prawko. Przykra sprawą jest optymalizacja, ponieważ podczas uczestniczenia w zbiorowych akcjach gra potrafi się zawiesić albo zwolnić i obniżyć klatki na sekundę, ale wynika to pewnie z tego, że mój komputer należy usprawnić, bo dawno go nie upgradowałem  - od kilku ładnych lat. 




Nie zdradzając niuansów i kilkanaście anegdot związanych z pędem po chińskiej dzielnicy - muszę przyznać, że bawiłem się przednio. Co prawda, wyjść z samochodu nie możemy, jak to było w poprzednich pozycjach pod nazwą Driver, ale nie przeszkadza to w końcowym werdykcie. Chcecie realistycznych uderzeń w bandę? Wracajcie do TOCA rade Driver. Chcecie ultra wypasionej grafiki? Idźcie do Rockstar i uruchomcie GTA V. Driver wciąż pozostaje serią, którą wielbię bez opamiętania, i podobnie jak z GRIDEM, chciałbym, żeby rosła w siłę. Ciekaw jestem, co pokażą w szóstce, ale na razie pozostaje w San Francisco. Jeżdżę jak nienormalny, demoluje przystanki autobusowe, przejeżdżam nad przyczepami i czuję się, jak uczestnik Maclarenu. 

P.S. Gra ukazała się w CD-Action - magazynie o grach, który kupuje regularnie, co miesiąc. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz