wtorek, 5 sierpnia 2014

Adept - Kto zwariował?



  Obiecałem opowiadanie, dlatego wstawiam je na swojego bloga. Praca była nieregularna. Pomysł zaświstał w momencie, gdy zajrzałem do porzuconych tekstów z przeszłości. Chciałem napisać coś nowego, oderwanego od pozostałych opowiadań. A potem jak się okazało, powróciłem do znanych mi motywów. Pozostanę w sferze własnych tematów. Lepiej czuć, że tworzy się coś od siebie, a nie z godnie przyjętymi wskazówkami, co ludzie czytają. Na tym polega też pisanie, żeby zachować styl, nie zagubić się w pędzie zmieniających gustów.

(Nie)potrzebny lakoniczny wstęp:

Będąc niezależnym drobnym pisarzem ma się czas na dokładną analizę własnej twórczości. Pisanie stało się się dopuszczalną używką z której ochoczo korzystam i z której nigdy nie ,,wydorośleje''. Bez pisania straciłbym oddech od mniej interesujących zajęć. Gdyby nie bliski kontakt dusz z kobietami, prawdopodobnie  nie miałbym o czym pisać, albo pomijał wątki damsko-męskie. ,,Adept'' powstał według synopsisu. Nie zakładam z góry, jak historia się potoczy i jakie otrzyma zakończenie. Opierałem się na strumieniu podświadomości. Zdałem się na instynkt pisarski. Niczego nie byłem bardziej pewien niż tworzenia historii na ,,oślep''. Uwielbiam to, gdy nie znam epilogu, zanim do niego nie wstąpię. Cały czas wierzę, że najlepsze dzieło z mojej ręki jeszcze jest przede mną. Życzę sobie, abym przedwcześnie się nie wypalił. Przyjmijcie ,,Adepta", jak chorego człowieka majaczącego w rozdartej świadomości i zawiniętego w półśnie.

                                           Adept 

Łzy stopią się w newralgicznym deszczu. Łzy w deszczu - Szepcze kobiecy głos.

Młodzieniec, okiem spogląda w przestrzeń. Niepokojąco rozgląda się w pustce bytowej. Przed sobą widzi drzwi. Gigantyczne, lśniące połyskiem, mające powierzchnię drapacza chmur. Delikatnym kroczkiem zbliża się do otwarcia klamki. Jabłko Adama skoczyło wyżej grdyki. Burzy jego spokój. Zastanawia się nad tym, jak się tam znalazł. Potrząsnął głową, zamykając oczy. Zbliża się do wielgachnych wrót. Ręce drżą, zniecierpliwiony podbiegł,
aby natychmiastowo chwytać chwytać za klamkę. Nie musiał niczego dotykać. Drzwi same otwarły się z piskiem kamienia łupanego.

Wtórnie odchylił powieki. Znalazł się przed budynkiem instytucji, Poradni Zdrowia Psychicznego. Serce zaczęło klaskać w komorze. Roztrzepany i zagubiony pobiegł na przeciw siebie. Po chwili zorientował się, że nie wie dokąd pędzi. Odetchnął. Zaczął myśleć. Zawrócił. Co go skłoniło do takich odwiedzin? Sądził, że wszystko z nim porządku. Postanawia wejść do środka i zapytać się, czy jest umówiony na wizytę. Wchodzi po schodkach. Zaczepia go blondwłosa dziewczyna. 

- A ty dokąd? Już po testach - Odezwała się. 
- Jakich testach?
- No przecież mówiłam, że robię badania na osobowość.
- Ach.... No tak. I jak wyszło?
- Mam stawić się na kolejną wizytę za miesiąc. Wtedy się dowiem, czy nie odstaję od normy. - Nastąpił stop rozmowy, po czym - Gdzie się włóczyłeś? Myślałam, że nie wytrzymałeś oczekiwania. 
- Przechadzałem się - Mówi wątpiącym głosem. Zrobił się blady na twarzy.
- Marnie wyglądasz. Spokojnie, jeszcze nie powariowałam. 
- Stres mnie zżera. 
- Daj spokój. Do wariatkowa mnie nie wyślą. Chcę tylko wiedzieć, czy nie wychodzę poza standard społeczny. - Przytulił się do niej, aby oprzeć na ramionach dla podpórki. Wyczuł, że opada z sił. 
- Marnie wyglądasz. Wygląda na to, że to ja wychodzę z ośrodka z chorowitym człowiekiem. 

Przeszli fragment ścieżki do domu, do czasu, aż Dawid poczuł się odważniej na nogach. Odstąpił od dziewczyny. Utrzymał dystans od Weroniki.

- Weź mnie za ramię. Wiesz, że chce cię mieć jak najbliżej. - Prosiła.
- Nie teraz. Muszę się skupić.
- Nad czym?
- Nad tym, jak się tutaj dostaliśmy.
- Znów bredzisz?
- Nigdy nie zastanawiałaś się, kiedy i jak dokądś zmierzamy?
- Mówisz poważnie? - Ręce powędrowały na biodra. Uniosła brwi. - Idziemy do domu, pamiętasz?
- No tak - Zamilkł. 
- Co się z tobą dzieje? Zachowaniem przypominasz czubka. Szpital tak źle na ciebie wpływa?
- Nie chcę o tym rozmawiać. 
- Znów się oddalasz. Nie pojmuję tego. 
- Widzimy się jutro. Muszę odkryć to, co jest mi przeznaczone. - Pobiegł. Salutując na do widzenia. 

,,O co mu chodzi?'' - Zamyśliła się. Zrobiła smutną minę. Weronika zmęczona wybrykami chłopaka udała się odpocząć w ogródku na posiadłości rodziców. Padła na kępę trawy i rozprawiła o tym, jak należy kochać w piękne, słoneczne dni. Wyobrażała sobie Dawida całującego jej usta. Muskając wargi Weroniki zwilżonymi ustami. Imaginowała o tym, jak Dawid czule ją pieści pod wargami - cmokając po obwodzie obniżacza kąta ust oraz mięśni okrężnych ust. Po czym nawilżyła palec językiem i rozkoszowała się nim dotykając własnych ust. Zaczęła mruczeć. Jak tylko otworzyła oczy - Czar prysł i zawiodła się, że nie ma go przy niej.

Znajdź mnie - Brzmiało echo - Wypieść mnie. - Znów echo kobiecego głosu - Wypieść w deszczu. 

Nie! - Krzyknął Dawid zobaczywszy, gdzie się znajduje. Ciemnia, pustka, niekończąca się ciemność. Wielkie, przeogromne drzwi. Zdublowały się. Teraz są dwa wrota. ,,Które jest te, co poprzednio'' - Zastanawiał się, ale miał ważniejszy problem. Dokąd trafi tym razem? Chciał oddalić się od wyboru. Biegł w przeciwnym kierunku. Pocieszał się myślą, gdyż oddalił tyłek od tytanicznych drzwi. Na krótko. Im szybciej uciekał w nicość, tym prędzej drzwi pojawiały się przed jego obliczem. Przerażony, skulił się nad małością istnienia. Leżał nieruchomo. Wzrok utkwił w martwej przestrzeni. W źrenicach uciekał od ciała pogrążonego w klęsce wyboru. Nie chce dokonywać wyborów. Nie znosi tego. Otumaniony wewnętrznie odczuwa drganie kolan, później całych nóg i głowy. Targa nim jak szatan. Wyje w niemym krzyku, jakby stracił słuch. Nieznana nikomu siła pozwoliła mu wstać i podjąć słuszną decyzję. Przed oczami ujrzał człowieka. Starego, w podartych łachmanach. Nie wiedział, kim jest, skierował się ku drzwiom, zanim zapytał go o inszą drogę. 

-Hej, Dawid! Czemu mnie nie słuchasz? 
- Co? Co mówiłeś. - Przetarł przekrwione oczy.
- Kurwa, stary. Gdzieś ty był?
- Powtórz, bo nie zakodowałem. 
- Mówiłem ci o mojej kobiecie, która chce ze mną zerwać. 
- A czemu się dziwisz? Jesteś z nią dla doświadczeń seksualnych.
- No tak, kompletnie mnie nie słuchałeś. Masz kłopoty, że przestałeś się martwić o mój biznes? - Dawid rozdziawił usta, żeby się mocniej zastanowić.
- Ostatnio nie potrafię się na niczym skupić. Proste czynności stały się skomplikowane. Gubię się między słowami. Czuję się tak, jakby mnie teleportowali. 
- Kto? Kosmici? - Padł śmiech. - Słyszałem o uprowadzaniu ludzi przez obce cywilizacje, ale ty cały czas byłeś przy mnie! Wybaczam ci. Masz może jakiś kłopot. Nadawaj, pomogę, jak tylko będę mógł. 
- Lepiej nie, pomyślisz, że zgłupiałem. 
- Bo co? Wera ci nie daje?
- Czemu wszystko sprowadzasz do seksu? 
- Jak się nie spełnia podświadomych pragnień, to ludzie chorują na różne przypadki. Pada im na głowę. Odpierdala im bez seksu, rozumiesz? Kapiszi? 
- Ty i te twoje teorie. Gdzieś to wyczytał? W Bravo Girl? - Padł śmiech. 
- W Glamour, pajacu. A tak na serio, nigdzie. Mój ojciec wypytywał mnie, czy mam już za sobą pierwszy krok w tej dziedzinie. Kiedy dowiedział się, że tak, pogratulował mi, dlatego jestem otwarty na temat seksu. 
- Dobra. - Machnął ręką. Nie chcę o tym rozmawiać. 
- Nie poznaję cię. Kiedyś chodziliśmy na dupy i nie ukrywałeś się z tym, że chcesz im zrobić minetkę. Zatrzymywałeś je, żeby pogawędzić. Dzisiaj słyszę tylko o Weronice i jej wynaturzonej miłości. 
- A co mam mówić?! Chodzić ulicą, powiadać, że mają ładne lampiony? Jestem na innym etapie życie. 
- Kurwa, ja też. Chodzę z trzydziestoletnią kobietą. Jest ode mnie starsza o siedem lat, ale nie ukrywam, że nasza znajomość polega na wymianie szybkich oddechów. Dogadujemy się, nikt o nikogo nie jest zazdrosny. Jesteśmy ,,parą'' pół roku i jeśli zdradzamy, to uprzednio o tym informujemy. 
- Tak, tak, ale Wera nie podarowałaby mi, gdybym ją zdradzał. 
- Zapomnij, żeby się jej podlizywać. Ona cię wykończy. - Po obfitej rozmowie ukrył ręce we włosach i spuścił wzrok. Rozpruty uczuciowo pragnął usłyszeć głos kobiety, którą kocha do nieprzytomności.

Ocal nas. Ocal w deszczu, kochanie - Nawołanie kobiety dręczy Dawida w uszach.

- Hej, co u ciebie?
- Maluję się, ale zrobię przerwę, jeśli chcesz porozmawiać.
- Nie trzeba. To nic ważnego. Zdzwonimy się później. Pa
- Pa, buziaki. - Cmoknęła potrójnie.

Spocony przez napływające krople na ciele wziął chusteczkę i wytarł się nią starannie. Zastanawiał się, na ile zapamiętał słowa kolegi. Pamięć zwodziła i nie wiedział, czy dane słowo padło lub nie. Rozkojarzony błąkał się po pokoju, starając przypomnieć sobie wczorajszy dzień. Nie wiedział, co wydarzyło się raptem dobę temu. Tracił wyczucie czasu. Szamotał się bezskutecznie. Zasnął po tym, jak opadł na kanapę. Jakby nie patrzeć, uświadomił sobie, że zapadł w sen. Życzył sumieniu pokoju. Pokój nastąpił, ale za przerośniętymi drzwiami. Cztery wrota - jedno wyjście. ,,Dlaczego muszę przez to przechodzić?'' - Monolog wyszedł z czyiś ust. Zrobił wytrzeszcz oczu, wargi lekko opadły, a za drzwiami pojawił się staruch ze zgarbionym karkiem. Zaczął przekomarzać się z jego zdumieniem. 
- Nie wiesz, kim jestem?
- Nie, a powinienem? - Staruszek wyglądał na kogoś, kto nigdy nie zaznał rozmowy. Nie zważał na nieustanne dociekania Dawida. Ignorował go. Przechadzał się po ciemnych zakamarkach. Aż ,,utonął'' pod ciemnościami. Wystawiał głowę i zachowywał się jak stuknięty moron. Śpiewał zakazane piosenki, wydurniał się łażąc do góry nogami po złocistych drzwiach. 

- Jak ty to robisz? Jesteś tu sam? - Zapytał Dawid, ale nie odpowiedział. Omijał odzywki. Po licznych, nieinteresujących go pytaniach postanowił przerwać ciszę. 
- Nadal jesteś sam, czyż nie? 
- Ty jesteś.
- Wcale, że nie. W twoim świecie nikt nie chodzi wbrew grawitacji. 
- Wyjaśnij, dlaczego trafiam do tego miejsca?
- Powinieneś się cieszyć. Nieliczni trafiają do bezkresu świadomości.
- Nazywasz to bezkresem świadomości? Do czego służą drzwi? - Staruszek podrapał się po podbródku. Zrobił jelenią minę i powiedział, że
- Sam musisz się z tym uporać. Na mnie nie zwracaj uwagi. 
- Nie potrafię. Ile czasu zajęło ci tkwienie w tej dziurze?
- Dobrze kombinujesz, a więc domyśliłeś się, że tkwię w bezkresie nie od dziś. - Palcem przejechał po skroni i odrzucił, że jest staruszkiem uwięzionym w ,,dziurze''. Przemienił się w młodzieńca.
- Co? Za młodo? - Ujrzał zszokowaną twarz. Zamienił się w kobietę.
- Jak to zrobiłeś? - Zapytał poruszony.
- Czy to cię interesuje?! Tylko tyle?! Przed sobą masz ciekawsze dobory. 
- Nie pojmuję.
- Za młodyś na wyjście ze schematów, co? Ale od tego jestem ja, żeby cię poprowadzić. 
- Poprowadzić?
- Zgadnij, do czego służą drzwi. - Puściła oczko, odsłaniając wybielone zęby.
- Skąd mam wiedzieć, i co się tutaj dzieje do jasnej anielki?!
- Na tym polega sztuka. Sam musisz odkryć, co kryje się za niepodpisanymi drzwiami. Zaufaj mi, zrozumiesz to. Jestem tego pewna.
- Jak ty naprawdę wyglądasz? 
- Czy to ma znaczenie w tak irracjonalnym świecie? - Przejechała palcem wskazującym pod nosem, a następnie rzuciła następujące słowa. - Widzisz, jestem jakoby facetem, ale miałem narodzić się kobietą i stąd powinieneś wyciągnąć wniosek, że potrafię zmienić postawę i odbiór zewnętrzny płci. 
- Nie wiem o co chodzi, ale zdaje się, że nic nie ma znaczenia w twoim świecie. 
- To jest nasz świat. - Wskazała na drzwi. 
- Dlaczego stąd nie wyjdziesz?
- A dlaczego? Tylko tu potrafię unosić się w powietrzu, nikt mi nie przeszkadza, nie każe wykonywać poleceń. Jestem świadomym bytem i nie potrafię stąd odejść.
- Jesteś dziwna, czy też dziwny. Nie wiem, jak się do ciebie zwracać.
- Nie przejmuj się. Ty też masz coś z kobiety.
- Co takiego?
- Wszystkiego się dowiesz, ale najpierw, wybierz drzwi. 
- Ale które?
- Potraktuj to... - Zamyśliła się zabawnie, dłubiąc w uchu. - Jak nowe doświadczenie, albo jak zabawę. Chyba, że uważasz bezkres świadomości za piekło, co słodziutki? - Uśmiechnęła się szelmowsko. Twarzą przypominała faceta. - Za dużo gadasz, bądź facetem i podejmij cholerny wybór! - Z kobiety zamienił się w dyktatorskiego faszystę. 

Dawid wybudzony z letargu zjawił się przed drzwiami Weroniki. ,,Jak? Co? Nie pamiętam, żebym dokonywał wyboru''. Po czym, po chwili krztusił się wodą w pobliskim bajorku. Kaszlał, chcąc odkrztusić nadmiar wody z płuc. ,,Co? Jak? '' Kaszlał przez niecałą minutę. Skulił się na trawce, próbując dojść do siebie.

Obudź się, bo cię zaleje! - Kobieta w jego głosie stała się demoniczna.

Obudził się zlany potem. Sen przypominał mu o wypadku, gdy był małym dzieckiem, który zostałby utopiony przez nieuwagę opiekunów. Wziął się za głowę, starając uspokoić. Podenerwowany, wziął do ręki telefon komórkowy. Trzy nieodebrane połączenia od dziewczyny. Wybrał numer, przekręcił głowę, otumaniony przez deficyt uwagi, nie wiedział, że dodzwonił się do Weroniki, która domagała się o kontakt. 

- Halo!
- Hej, cześć. 
- Co jest? Czemu mnie ignorujesz?
- Jak, ignoruję?
- Od dwóch dni nie dajesz znaku życia. Mam się bać? Masz kochankę?
- Nie histeryzuj? - Dramatyzowała przez słuchawkę.
- Będę! Co na mnie krzyczysz?!
- Daj mi spokój, jestem wyczerpany. Głowa mi pulsuje.
- Tak, wmawiaj sobie. Okłamujesz mnie bydlaku. A ja tak ci ufałam. - Rozbeczała się. Słyszał jak płakała. Rozłączył się.

,,Chyba pomyliłem drzwi'' - Pomyślał z przekąsem. ,,Zaraz, zaraz, jakie drzwi? Musiałem to sobie ubzdurać. W tak ciężkich czasach trzeba popaść w imaginacje, żeby odstresować i nie ulec chorobie. Co ja bajdurzę? Namieszałem se w bani. Co jest z tym wszystkim? Inni też tak robią?'' - Odetchnął głęboko. Potrząsnął karkiem i zwalił problem na niegroźną wyobraźnię. ,,Przecież to nie jest rzeczywistość. Muszę naprawić relacje i przestać bujać w przestworzach.'' - Monologował przez dobre kilkanaście minut. Poszedł, nie bacząc na okoliczności, do Weroniki, żeby ustatkować gorącą sytuację związkową. Przeszedł się pieszo, rozmyślając o scenariuszu, aby odegrać rolę we własnym teatrze. Bez świadomości nawet nie zauważył, że po raz kolejno używa wyobraźni, której nie znosi przez dziwne wizje na jawie.
Zanim zajrzał do środka rodzinnego domu Weroniki , krążył po osiedlu. Poprawiał włosy w przypływie niepewności. Desperacja zgniotła mu serce, zamierzał zawrócić do własnego mieszkania. Wpatrywał się w pasy ruchu na ulicy, próbując oprzytomnieć, gdyż znów utracił czujność i koncentrację. Gubił zmysły, przygotowany przezeń scenariusz zagubił się w szufladkach umysłu. Ręce odmówiły posłuszeństwa, nie chciały zakomunikować przyjścia na nieproszone spotkanie. Uciekał myślami od dziewczyny. Zaniepokoił się stanem duszności, przeczuwał, że opuszcza go dusza. Nie mógł potwierdzić, czy powędrowała w zaświaty, aby opuścić to nędzne stworzenie. 

Dusza zawędrowała, ale przy ciele kobiecym. Leżał koło Weroniki, nie wiedząc, jak to się stało. Przełknął ślinę i starał zwolnić pracę serca, które buzowało od stanów lękowych przez niepoczytalność ulatującej świadomości. Aby zapomnieć o dręczących objawach zapytał osobę towarzyszącą, czy dobrze się czuje. Dała niewymawiany sygnał i przytuliła się do Dawida, opierając nogę na jego udzie. Zniecierpliwiona oczekiwaniem na pierwszy ruch, zaczęła całować chłopaka w usta, odsłaniając zęby. Jej lewa ręka wędrowała po klatce piersiowej, na której znajdowało się kilka włosków delikatnych w dotyku. Dziabnęła go w ucho z odpowiednią wrażliwością. Miętosiła za płatkami uszu. Zareagował na pieszczoty. Objął jej plecy rękami oraz otaczał opieką twarz - zajmując się weń ukrwionymi tętnicami ukrytymi pod skórą. Smagał końcami palców u rąk jej ramiona. Wnikał w przedramienia, przejeżdżając nakręconymi od adrenaliny uciskami dłoni. ,,Jestem mokra'' - Poinformowała Dawida. Całusy skierował na podbrzusze, by po kryjomu zniżyć się do oceanu podnieconej myszki. Krążył po wzgórzu łonowym. Objęła Dawida nogami zbliżając się do intymnej strefy rozkoszy. Dawid był pewien, co robi, ale ,,przebudził'' się na ciele Weroniki próbując zaspokoić jej naturalne potrzeby. 

- Co jest? Czemu przestałeś?
- Jesteś samolubna. - Wyszedł z łóżka i założył to, w czym przyszedł.
- Hej! Co ty robisz? Rozpalasz kobietę, a potem wyrzucasz ją z łóżka?!
- Nie wyrzuciłem cię z łóżka. - Rzucił wrogie spojrzenie.
- Nie prosiłam cię o wiele. 
- Liczysz się tylko ty! Najpierw posądzasz o zdradę, żeby pogodzić się w łóżku. Zaczynam dostrzegać, że popełniłem błąd. 
- Ty jesteś błędem! - Rzuciła oskarżycielsko, a potem się zawstydziła.
- Co powiedziałaś, że ja?! Aha, a więc uważasz, że tylko ja popełniam błędy?
- Nie! Ja też. - Zakryła pół twarzy rękoma. Nie wiedziała, jak załagodzić napięcie w zaistniałej sytuacji. - Przepraszam cię, Dawidzie, naprawdę nie chciałam. - Z litościwym głosem błagała o wybaczenie. 
- Nie! Z nami koniec! Nigdy nie przejmowałaś się, co ja czuję! Zawsze ja muszę  spełniać twoje zachcianki. Nie zapytałaś, czego ja pragnę! - Gniewał się, ekspresywnie gestykulując.
- Powiedz, a zrobię, co tylko mogę.
- Bierzesz mnie za głupca?! Twoja miłość to szantaż na uczuciach! Gniewasz się, jak tylko wychodzę gdzieś bez ciebie. Nie znosisz mnie, gdy zadaje pytania oferujące intrygujące wnioski. Jestem ciekawy świata, a ty zabierasz mi przestrzeń! - Wściekł się i nie zamierzał dojść do ładu. 
- Dobrze, kochanie. Wściekaj się, ale ja wychodzę. Nie znoszę, gdy się na mnie wydzierasz!
- Głupia cipa! - Orzekł, jak tylko ulotniła się z mieszkania. - Też wychodzę. - Szepnął i wyniósł się z jej domu.

Nie wiedział w którą stronę poszła. Za wszelką cenę chciał się spotkać z nieznajomym ze snów. Przynajmniej tak mu się zdawało. Oczekiwał na zryw, że się z nim zobaczy, ale doby uciekały, a tajemnicze miejsce nie pojawiło się przed oczami. Nie dzwonił, ani nie odbierał telefonów od Weroniki. Nie zniesie tego, jeśli ponownie do niej wróci. Rozstają się, żeby zawrócić i kontynuować związek. ,,Jesteśmy głupcami'' - Powtórzył tak kilka razy. Chyba po to, żeby się upewnić, że w to wierzy. Kłócą się, a jednak kochają. Wykończony zwlekaniem na bezkres świadomości udał się do kolegi, gdzie zastał go ze starszą kobietą. Jego ,,miłość'' jest czarująca, lubi otaczać się młodszymi od niej. Dowartościowuje się tym, że pociągają ją niewprawieni seksualnie młodzi chłopcy. Nie myślał o kobiecych kształtach. Czekał na znak, aby umieścić się w ,,pokoju'' z drzwiami. ,,Wyobraź to sobie, Dawidzie'' - Zaciskał kciuki, aby się powiodło. Nic z tego. Dalej tkwił w pokoju, gdzie panuje światło. Posiedział z godzinkę i usunął się kochankom, aby mogli przejść do igraszek. Wracał okrężną drogą zdradzając zmartwienie na twarzy. Sięgnął do kieszeni, dostał sms-a.

- Jak się masz? Odpowiedz. - Spojrzał wielokrotnie na wypisane słowa. Nie powstrzymywał się, musiał napisać.
- Całkiem nieźle, ale nie jestem w nastroju. - Długo nie zwlekał z odpowiedzią. 

Esemes dotarł, lecz nie doczekał się dalszej wypowiedzi. Rozczarowany, wrócił samotnie do łóżka. Położył się. Uruchomił wyobraźnię. Próbował dostać się do nicości wypełnionej drzwiami, ale to nie to samo, co niegdyś, gdy na własnej skórze doznawał prądu i torsji z przerażenia. ,,A co jeśli, to nie moja wyobraźnia? Ale w takim razie, co? Przecież nie przemieszczam się tunelem międzygwiezdnym. To za absurdalne przypuszczenie''. Zszokowany pomysłami zakurzonego mózgu wyszedł na świeże powietrze, roztrząsając zagadkę bezkresu. ,,Jak ja się tam dostałem? Z naukowego punktu widzenia to hipotetycznie niemożliwe. Nie jestem naukowcem, czemu mówię takie rzeczy?'' Zatroskany niewiedzą zrezygnował z myślenia. Umysł domagał się odpoczynku, choć działał z niewypowiedzianą prędkością. Przypływ energii nastąpił przy otwieraniu klamki przy drzwiach. Wtedy to dostrzegł, że chce przekroczyć próg indywidualnych zdolności w kwestii wyboru. Zaczęło kropić. Nie wszedł do ciepłego kąta. Domknął drzwi i został na zewnątrz. Usiadł na ganku opierając ręce na kolanach. Denerwował się bez powodu. Dostrzegł, że trzęsą mu się stopy, jakby miał wylecieć z orbity. 

Otrzyj łzy! Deszcz w natarciu! Przybądź na spotkanie! - Wrzasnęła kobieta. 

Dawid doznał nieprzyjemnego dzwonienia w uszach o pulsacyjnej sile rozcierającej umysł. Wystarczyło zamknąć oczy, aby znów wylądować w enigmatycznym miejscu, skąd nie ma drogi powrotnej. Tym razem zrobiło się gorąco. Temperatura podskoczyła plus minus do 30 stopni Celsjusza, a przed obliczem młodzieńca objawiła się ponętna dama w wieku rówieśniczym. Półnaga, w skąpym stroju wskazała na monumentalne drzwi, było ich sześć, a sekundę później doszła kolejna para. 

- Dokąd mam zmierzać? Każde drzwi prowadzą mnie do jednej lokacji, prawda?
- Ach, więc zrozumiałeś, na czym to polega. - Stała się diaboliczna, Dawidowi podskoczyło serce. 
- Zmień wygląd, proszę. 
- Ależ dlaczego? Mam być całkowicie naga? - Powiedziała tak beznamiętnie, że bardziej się nie da.
- Mówiłaś, że jesteś facetem.
- Mówiłam, ,,a jakie to ma znaczenie''. Sam przejawiasz kobiece dolegliwości. Z radości przechodzisz w smutek. Ze smutku w troskę. Zaś z troski do fantazji. Kontynuować wywód? - Ciągnęła grę, w której Dawid był bezradny. 
- Chciałbym tylko zapytać, co to za wybór, gdy wszystkie drzwi prowadzą do tego samego? Co, powiedz mi, dlaczego! - Z rozpaczy zaczął krzyczeć.
- Bo nigdy nie dałeś sobie wyboru! - Przed maską Dawida ukazały się następne drzwi, i kolejne, aż z ośmiu zrobiło się dwadzieścia. 
- Przestań! To nic nie zmienia.
- A chcesz coś zmienić?
- Wracam do Weroniki. - Unikał jej pytań.
- I ty żądasz innej drogi, jak śmiesz?! - Ucięła go do pasa. Żył, ale nie mógł się poruszać. Nie zrozumiał, jak do tego doszło. 
- Teraz zostaniesz ze mną na wieki. - Dawid starał się przemieszczać rękami, ale sparaliżowało je, gdy kobieta podeszła i utkała nić z nicości, w której zaplątała młodzieńca. - I jak ci się teraz podoba? Odcięłam cię od podejmowania wyborów. Nie potrafisz rozsądnie decydować. Jesteś facetem, którym steruje się jak program. Powiesz coś, czy przemilczysz sprawę?
- Nie masz prawa mnie więzić.
- Prawa? - Śmiała się w teatralnym tonie. - Dobrze wiesz, że na bezkresie świadomości nie obowiązują prawa. 
- Ach tak?! Jesteś pewna?
- Jestem. Co knujesz? - Wywęszyła podstęp. 
- Ty nie istniejesz. To moja wyobraźnia cię zbudowała. 
- Tak sądzisz? To się uwolnij, skoro to twoja wyobraźnia. - Śmiała się do łez. - Zabawny jesteś. Dostaniesz ode mnie całusa.
- Nie chcę! - Zamknął oczy i powtarzał jej, żeby znikła. 
- Nie zniknę. - Powiedział, gdyż zamieniła się w Dawida. - Ja dokonam za ciebie decyzję.
- Nie! Nie rób tego! - Otworzyła trzecie drzwi od prawej. Zemdlał, nie wiedząc, co było po drugiej stronie. 

Dawid wylądował koło Poradni Zdrowia Psychicznego. Z wewnątrz budynku wychodzi Weronika.

- Co ty tu robisz?
- Sam nie wiem. Chciałem się z tobą zobaczyć.
- Nie piszemy ze sobą. Nie dzwonimy po nocach. Nie umawiamy się na fatalne randki. 
- Wiem, ale czy... - Zamilkł. 
- Tęskniłam. - W jej oczach dostrzegł migający blask osamotnienia. 
- Jak wyniki? Pozytywne?
- Powyżej normy, ale nic mi nie jest. Nie cierpię na to, co ty.
- Mianowicie, na co?
- Na bycie draniem, który pozostawia kobietę, którą w głębi serca kocha, ale nienawidzi za egoizm, zazdrość i miłość zrodzoną ze snów - niemożliwą do zaakceptowania w ograniczonej świadomości.
- Co ty bredzisz?
- Kopiuje ciebie, mój słodki. - Uśmiechnęła się najszerzej, jak potrafiła. Rzucili się sobie na szyję, nie wiedząc, czy restart wizji ich związku ma szansę na przetrwanie. ,,Ale jakie to ma znaczenie?'' - Zapytał siebie Dawid.



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz