czwartek, 7 sierpnia 2014

Plac Zbawiciela - Trudne sprawy


Plac Zbawiciela okazał się filmem, po którym nie mogłem kontynuować wieczornego maratonu. Krzysztof Krauze jako reżyser ponownie udowadnia, że w tworzeniu historii o przemocy jest niekwestionowanym mistrzem w polskiej kinematografii. Film wyssał ze mnie resztki energii i po jego seansie potrzebowałem udać się na spoczynek. Z ciężką ręką przechodzę do pisania.


Sama opowieść jest wzorowana na autentycznych losach małżeństwa z dwójką dzieci, które znajdzie się w finansowych tarapatach, tuż po tym, jak nowe niedokończone mieszkanie zostaje zdeponowane przez bank. Deweloper zbankrutował i dlatego posiadłość przechodzi na cudzy użytek. Bez kupna akt notarialnych nie mają szans na odzyskanie upragnionego domu, w którym mieli budować wspólne szczęście. 

Plac zbawiciela jest jak spirala nieszczęść, która nakręca się przez długi finansowe, uniedogodnienia, strach przed następstwami i plugawej atmosfery oskarżającej się rodziny. Bohaterowie są jak samochody na tytułowym placu. Kręcą się w kółko, nie potrafią znaleźć wyjścia, w przeciwieństwie do pozostałych przejezdnych. Zamykają się w sobie, nie czuli na osobiste tragedie przejawiają objaw agresji, co prowadzi do rozpadu w kontaktach międzyludzkich. Mąż, a zarazem syn, podporządkowany jest matce, co w konsekwencji prowadzi do tego, że nie jest zdolny podejmować ważnych decyzji - radzi sobie w małych sprawach. Żona jest ze wsi, która nigdy nie zaznała pracy zawodowej, dlatego ma kłopoty z dostosowaniem się do sytuacji, gdy będzie musiała opuszczać dom i ukochane dzieci. A ona z kolei podporządkowana jest mężowi, którego wybrała na głowę rodziny. Nie radzi sobie z ekstremalnymi warunkami, kłóci się z teściową, upija się i wydaje za dużo pieniędzy, i tak już zubożonego portfela.




Film jest niesamowicie przemyślany. Reżyser zatrudnił utalentowanych aktorów, którzy spisali się na miarę XIX wiecznej literatury naturalizmu. Ich gra jest szczera, udokumentowana cierpieniem, problemami w świetle prawa. Krauze powinien być autorytetem dla tych, którzy wymyślają takie programy, jak Trudne sprawy czy Dlaczego ja? I oczywiście, śmiejąc się pod nosem, nigdy nie dosięgną poziomu wyemitowanej produkcji w salach multipleksu. Powinni obejrzeć Plac Zbawiciela, żeby zrozumieć, na czym polega aktorstwo, muzyka, warsztat techniczno-realizacyjny. Jak umiejętnie należy korzystać ze środków filmowych. Reżyser izoluje bohaterów przed kamerą. Często wysuwa ich na plan bliski - nie wyostrzając tła (tylko wnętrza mają widoczny drugi plan). Momentami przypomina innego rodaka działającego za granicą - Romana Polańskiego. Osacza ich najprostszymi założeniami. Kreśląc brukowy scenariusz w komentarz autokratywny. 

Plac Zbawiciela to film wyniszczający. Fatalistyczny, przewidywalny, z mocnymi scenami i brzemiennych w skutkach degrengolady społecznej na własne życzenie. To nie jest dzieło, które ma cię wciągnąć. Porusza struny emocjonalne, poraża i wywołuje niepokój. Masz przejąć się ich losami, aczkolwiek żaden z bohaterów nie jest ani dobry, ani zły. Wszyscy popełnili błędy, których powinni się nie tyle, co wstydzić, co pójść po rozum do głowy. Dostali nauczkę od życia, która na zawsze pozostawi blizny i zadrapania. Wstrząsające studium porażki człowieka w miejskiej aglomeracji. 




Film jest bardzo dobry i absolutnie należy do jednych z najlepszych polskich produkcji ostatniej dekady. Nie zestawię go z Pociągiem Jerzego Kawalerowicza i Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Hasa, ale jest kinem, które sprawiło, że nagromadziły się durne paradokumenty w telewizyjnej ramówce. Jest prekursorem nowej myśli - im kameralniej, tym bliżej życia, niestety żaden rzemieślnik nie jest w stanie dorównać potędze Krauzego. Polskie kino nie może umrzeć.

Chris odwiedza: Plac zbawiciela online


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz