Chris Columbus zanim nakręcił Harrego Pottera, wziął na warsztat melodramat w scenografii Sci-Fi. Przed końcem tysiąclecia powstało wiele fascynujących produkcji. Rok 1999 obfitował w gorejące tytuły, jak Dług (wstrząsające studium przemocy i jeden z najgłośniejszych filmów w polskiej kinematografii), Matrix (cyfrowa rewolucja, tłumy w kinach), czy Porachunki (przywrócenie światłości komedii kryminalnej, narodziny reżyserów, którzy bawią się z widzem). A w tym połowie niezauważanie powstaje Człowiek przyszłości, który nie jest tak popularną marką, jak kino Vintenberga: szykujący swój debiut na salony.
Powodem takiego stanu rzeczy jest to, że nigdy nie pojawił się na ekranach kin. Ci, którzy jednak zetknęli się z Andrew, bo tak zwą robota towarzysze domu, mogą cieszyć się z tego, że internet pozwolił im obejrzeć tę wyśmienitą produkcją. Columbus nie ukrywa, że korzysta z trzech podstawowych praw robotyki według etyki powstałej przez Isaaca Asimova. Dlatego ludzie nie obawiają się tego wynalazku w filmie. Wiedzą, że ich głównym napędem ,,życiowym'' jest służenie panu, jednostce ludzkiej. W żadnym razie nie jest to utopia, nie czeka nas zwrot fabularny, w którym roboty będą chcieli przeciwstawić się stwórcy. Zapomnijcie o widowisku w stylu Ja, robot, bo to zupełnie inny rodzaj kina.
Richard Martin idący w zgodzie z przyszłością kupuje żonie ,,pracownika'', by pomagał jej w domowych pracach. Nazywają go Andrew, jest przyjazny, wykonuje każde polecone zlecenie, robi to, bo ma obowiązek być posłusznym. Wkrótce niespodziewanie podczas piaskowych zabaw, pilnujący dzieci Andrew, przez niezręczną dłoń psuje zabawkę Amandzie. Ten w przypływie odkupienia przechodzi przez stertę podręczników, by nauczyć się fachu tworzenia czegoś z niczego. To niezwykłe dokonanie zostaje zauważone przez głowę rodziny, który postanawia uczłowieczyć metalowego przyjaciela. A to automatycznie powoduje, że w robocie powstaje chęć rozwoju. Marzy stać się członkiem rodziny, jest dobrym duchem panienki, która wyrasta na piękną kobietę.
Cały film podzielony jest na pewną fazę zmian, nie tylko ludzi, ale także miasta, jak i samego Andrewa, który polubił styl życia starzejących się organów w tkance. Za wszelką cenę chce się do nich upodobnić (do ludzi), coraz śmielej doszukując się podobnych jemu ,,myślicieli''. Mijają pokolenia, ktoś umiera, ktoś wychodzi za mąż, świat idzie do przodu, pojawiają się kolejni przedstawicieli szerzącej się techniki doskonalącej wygląd i możliwości androidów. Andrew jednak w dalszym ciągu jest unikatem, a jego intelekt ewoluuje. To, co go różni od ludzi, to stan nieśmiertelności. Wie, że nigdy nie umrze, zaś członkowie jego społeczności prędzej czy później gasną na wieki. Jego indywidualność domaga się wolności, miłości i bycia człowiekiem.
Produkcja jest zabawna, na każdym kroku stanowi popis rozbawiania widza w najróżniejszy sposób. Najczęstszą przyczyną tego jest Andrew, w którego wcielił się Robin Williams, który znany jest z komediowego talentu. Przy najdrobniejszym nakładzie sił potrafi wzbudzić łezkę w oku, wzrusza, pociesza i wprawia w dobry nastrój. Jeśli lubicie rodzinne spotkania przy telewizorze, jest to idealny kandydat do wspólnej biesiady. Familijne kino, które wzbudza pozytywne wrażenia. Podobać się może wiele rzeczy: począwszy od drobnych szczególików, jak futurystyczne pojazdy, po zmienną osobowość otoczenia i samego Andrewa. Jedyny mankament to pokolenia, które są do siebie na tyle podobne, że grają ci sami aktorzy. Nie psuje to fascynacji tytułem, ale można było się postarać o maleńkie korekty.
Film polecam z całego serca. Jest piękny i romantyczny, Andrew udowadnia, że pod blaszką tlą się niewypowiedziane zdolności. Potrafi odwzorować uczucia, kocha i zależy mu na bliskich. Do tego cudowna muzyka napędzająca emocje. Ciepła produkcja, o której nie powinniśmy zapominać.
Człowiek przyszłości jest online
Człowiek przyszłości online
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz