Podobnie jak wiele innych serii na moim kanale, arcydzieła komiksu będą pojawiać się nielicznie. W planach oczywiście zapisałem już sobie kilka pozycji, które mam za sobą i mogę uznać za wzór do naśladowania, ale o nich w innym terminie. Dzisiaj weźmiemy się za Znak księżyca, który swoim majestatem przypomina najpiękniejsze bajki z kaset magnetofonowych. Połączenie baśni z realizmem magicznym i brutalną, zawodną rzeczywistością daje koktajl wysokooktanowy.
Znak księżyca to opowieść o Aldei - odosobnionym i zagubionym regionie, gdzie mieszkańcy wierzą w pradawne stworzenia z czeluści wywołane strachem. Ich umysły przepojone są lękiem, dlatego unikają miejsc zakazanych. Pośród rozległego lasu otoczonego zwierzętami, które przemawiają ,,głosem'' i tam, gdzie księżyc oświeca ponurość ostentacyjnego miejsca błąka się rodzeństwo: Artemis z jej młodszym bratem. Artemis, to dziewczynka, która uwielbia obserwować niebo nocą, księżyc jest hipnozą, której nie potrafi się oprzeć i z niej zrezygnować. Po nocach śnią jej się koszmary enigma. Nie potrafi zinterpretować mary, przez co też, będzie to przyczyną jej osobistej tragedii. Zaś brat wypełniony zdradliwymi mitami o potworach będzie musiał przeciwstawić się wyobraźni, która karmi go przerażeniem.
W pierwszych stronach widzimy staruszkę opowiadającą powyższą historię. Dzielne rodzeństwo jest prześladowane przez gang Rufo. Młodzieńca, który wiedzie chuligański tryb życia, by się jak później przekonać - w środku trawi go żółć przez ojca, który zepsuł spokój jego domowi, zaburzając rozwój chłopca. Rufo jest urodzonym przywódcą, jest skory do bijatyk i marzy o zdobyciu Artemisy. Gałązka, znajomy dwójki bohaterów, jest zawsze w pogotowiu, on także zakochał się w cudownej dziewczynie, dlatego pragnie ją uchronić przed brutalem. Wkrótce dzieciaki z okolicy dowiadują się o grze, w której stawką jest przedmiot w kształcie księżyca. Wszelkie przepowiednie o potworach, które porywają dzieci idą na bok - nikt nie chce okazać się mięczakiem, więc spora grupka bierze w tym udział.
Nie zdradzając za wiele, historia podzielona jest na dwie części, co zwiastuje mocnym dramatem w połowie lektury. Najpierw oglądamy dzieciństwo, pełne wspaniałości i zahartowanego ducha, by przejść do dorosłości oczarowanej mnóstwem obaw, tragedii oraz niespełnionych marzeń na granicy marazmu. Pojawiają się coraz intensywniej motywy rodem z Kopciuszka, czy Czerwonego Kapturka (Artemis chodzi w czerwonym płaszczu - jedyny kolor użyty w komiksie poza czarno bielą). Nie ma co ukrywać, to historia mamiąca czarodziejstwem, wątkami z filmów animowanych, splendor tego, co najpiękniejsze w nierealistycznych opowiastkach. Zresztą, nic dziwnego, że las odgrywa ważną rolę w niegłupiej, pozbawionej niezgrabności fabule - Artemis, jak wiemy z mitologii greckiej to bogini łowów i przyrody. Korzysta z uroków natury, ,,łowiąc'' wzrok księżyca, chcąc być jak najbliżej niego.
Bardzo dobrze, że rysownik ze scenarzystą postanowili postawić na czarno białą atmosferę. Barwna czerwień dodaje nadziei na lepsze jutro w świecie, gdzie wszystko wydaje się być zacofane i niezrozumiałe przez prostych ludzi. Dużo dobrego stanowi światłocień, stale obecny, by oświetlić zamglone środowisko. Jest promykiem na tle szaroburych - najczęściej prostokątnych kadr, które swoją mroczną poświatą wprowadzają duszny klimat. Sprowadza fatum na postacie, ale światełko przypomina nam o pięknie krainy Aldei. Niezatraconym cudzie w alkowach podłości, nędzy, kompleksów i słabości. Pierwszy plan wysuwa się niczym ogień zaporowy, przykuwa oko, tło natomiast potrafi być zamazane, ledwo widoczne. Ostre kontury przeplatają się z niezgrabną kreską, depresyjnym obrazem niedetalicznych plansz. Jak mawiają: piękno tkwi w prostocie - całkowita racja.
Przygnębienie zazębia się z rozkoszą. Chwilami miałem ochotę odrzucić historię na bok, ale nie dlatego, że ma ,,zacinki'', lecz po to, żeby odpocząć od stagnacyjnych kadrów. Brak kolorów po dłuższym obcowaniu z tym dziełem jest męczące - w pozytywnym tego znaczeniu słowa. To mądra opowieść, której bym nie polecił dzieciom, raczej nie zrozumiałyby tak rozbudowanej powieści. Przemoc, agresja, konflikt polityczny, czy strata bliskich z makabrycznymi wspomnieniami to nie są tematy dla malutkich. Krwi wprawdzie nie zobaczymy pociągniętej kolorowym pędzlem, ale i ona występuje. O mało co, a mielibyśmy scenę gwałtu. Na szczęście twórca nie obarcza nas najbardziej nieznośnymi scenami, jakie mogą pojawiać się w sztuce. Przygoda zabłąkanej Artemis jest przestrogą przed ślepą wiarą w bezrefleksyjną magię. Historia o przebaczeniu, pogodzeniu się ze smutną przeszłością. Morał nie jest niczym nowym, ale starsze dzieci powinno usatysfakcjonować. Dorośli muszą zadowolić się intertekstualną grą z czytelnikiem.
Pobierz
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz