wtorek, 4 marca 2014

Milczący partner - Thriller z ulubionej półki


Milczący partner to w zasadzie rasowy thriller, który oparty jest na prostym założeniu. Intryga, romans i podstępni, charakterni bohaterowie. Nie trzeba wiele, aby zadowolić takiego staroszkolnego kinomaniaka, jak ja. Niech tylko scenarzysta przekona mnie, że wie jak bazować na rywalizacji o wielkie pieniądze, zapraszając do gry w podchody. Niech reżyser naprowadzi aktorów w kadry i sprawi, że uwierzę w ich umiejętności, w to, w jaki ze sobą sposób pogrywają.

Pewnego dnia kasjer Miles Cullen staje się sławny z powodu kradzieży gotówki przez złodzieja z bronią. Tym samym staje się poniekąd wspólnikiem bandziora, ponieważ sam kradnie pieniądze z banku, by rozpocząć nowe życie. Psychopatyczny przestępca dowiaduje się o tym, że nie dostarczono mu całej gotówki. Postanawia odzyskać skradzione dolary.

A potem jest już tylko gęściej, twardziej, zaś porachunki załatwiane są po męsku. Kobiety zostaną nieświadomie częścią planu w tym zamieszaniu. Rozpoczyna się wyścig o życie, przyszłość i zachowanie czystej kartoteki. Ten kogo wyroluje najbardziej zwycięsko wyjdzie z opresji. Kto lepiej sobie poradzi w starciu: kasjer, czy przestępca z gnatem?

Aktorsko jest ponad rzemieślniczo. Christopher Plummer i Elliott Gould dobrali swoje role należycie. Pierwszy z nich charakteryzuje się przeszywającym wzrokiem z maniakalną cechą nachodzenia cudzej posiadłości. Drugiego spryt, umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji, opanowanie i trzeźwe myślenie. Damskie postacie są rolami drugoplanowymi, ale radzą sobie nieźle, gdy muszą zagrać to, co przydzielił im reżyser. Nie oszałamiają, ale w starym dobrym stylu dodają pikanterii opowieści. Wątek miłosny jest obowiązkowy!
Ty, koleżko, oddawaj moje trzysta baniek!


Do filmu jakoś specjalnie nie trzeba nakłaniać, gdyż czysto i czytelnie jest dobrym filmem, który trzyma w napięciu, a od sceny rabunku nie zwalnia z narzuconego przez siebie tempa. Przyjemne kino z jedną, naprawdę szokującą i przerażającą sceną (zasłoniłem usta z podziwu!). Podoba mi się to, że Daryl Duke podszedł do widza z lojalnością i wie, jak potrzeba zawojować emocjami. Po takich filmach ma się albo ochotę na więcej lub coś mniej palącego wyobraźnię.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz