Nie jest dla mnie niespodzianką, że po obejrzeniu tytułowego filmu wynoszę optymistyczną relację. Spodziewałem się dobrego kina i otrzymałem solidny thriller z ciekawą obsadą oraz wyśmienitymi dialogami. Absolutnie nie jest to dzieło, które zapamiętam na długie lata, ale powiedzieć, że jest dobrym materiałem, to jakby nie mówić nic. W idealny czas wszedł do polskiej dystrybucji kinowej. W marcu jest mniej intrygujących premier niż w lutym - może rozsierdzić konkurentów.
Główną osią fabularną jest motyw dzieciobójcy, który niejaki Dror stanie przed trójką mężczyzn przekonanych o jego winie. Brutalne morderstwo na małej dziewczynce przynosi skazanie na śmierć przez samosąd. Zanim jednak dojdzie do czynów, widzów czeka gra w rytm ,,ale to już było''.
Film wpisuje się w nurt współczesnego kina. Jest zabawa z emocjami odbiorcy, zagadka, którą rozwikłać można analitycznie. Nie brakuje krwawych scen, puszczanie oczka w naszą stronę. Cwanych sztuczek montażowych. Działania (anty)bohaterów nie są ani moralne lub co bądź, do końca przemyślane. Jedynie, co brakuje złym wilkom, to głębszego wniosku po napisach końcowych - ale patrząc na to, jak rozwija się akcja, podejście do tematu, nie mam nic za złe reżyserowi.
Ze wściekłych psów do złych wilków. |
Tarantinowskie przedstawienie jest potraktowane ze smakiem. Żonglowanie schematami, które nabierają sens w bezsensie. Czarny humor i biznes rodzinny idzie w parze. Tragiczny motyw przewodni został podparty gryzącą ironią, śmiejemy się ze scen, na które zazwyczaj reagujemy nietaktem. Nie myślimy o tym, co się stanie z tym biednym człowiekiem przypiętym do nieruchomego obiektu. Próbujemy dociec prawdy, ale nie jest ona wartościowa dla izraelskich scenarzystów. Nastawiają do bezkompromisowej postawy, traktują kontrowersyjny temat z odrobiną kpiny. Przystajecie na ich warunki, albo rezygnujcie z seansu.
Duże złe wilki najlepiej potraktować jak bajkę dla dorosłych, jest zabawna i okrutna na przemian. Realistycznie podchodzi do sekwencji tortur, ale gdy matka dzwoni do syna, psychopata ulega syndromowi nadopiekuńczości. Właściwie trudno stwierdzić, kto w tym zamieszaniu faktycznie jest owcą. Ci którzy ze zbrodnią nie mieli nic wspólnego, okazuje się, że są nie gorsi od samego mordercy. Nie mają oporów i wyrzutów sumienia, by zadawać ból i cierpienie. Sprawne kino, od którego lepiej nie oczekiwać pytań natury ludzkiej. Jest rozrywką, ale czy przyjemność sprawić może oglądanie maltretowanego człowieka? Jak się uprzesz, potraktujesz to jak groteskę i zbędne znęcanie się nad bliźnim. Jeśli nie, to cóż, zostaje ci tylko zainteresować się produkcją, a nuż się uda docenić takie walory, jak zabawa z kinem i jego ograniczone środki z tym związane.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz