niedziela, 1 grudnia 2013

Definicja strachu: Lśnienie - Jack powtarza ciągła praca, brak zabawy



Lśnienie, to jeden z najlepszych horrorów jakie powstało, a przynajmniej wiele osób tą tezę uważa za słuszną. Trudno się nie zgodzić, gdyż o tym dziele powstały artykuły, analizy i rozgorzałe dyskusje a pokój 237 jest owiany legendą i pozostaje niezatartym wspomnieniem. Nadszedł dzień, abym i ja podszedł do sprawy w miarę fachowo, na ile jestem w stanie owe zjawisko opisać. Dlaczego Lśnienie stał się filmem obowiązkowym, dla każdego z nas, nie tylko dla tych, co lubią chować się desperacko przed szaleństwem Jacki'ego, głównym bohaterem i postrachem powieści Kinga? Jest ku temu wiele powodów. Z chęcią się z Wami dzielę własnymi spostrzeżeniami i wrażeniami. Zapraszam.


Zanim jednak opowiem o czym jest fabuła tej historii, brałem pod uwagę wszystko, co mogłem na temat się wypowiedzieć. A zaczęło się od książki Stephana Kinga, którego fanem nie jestem, ponieważ zbyt często rozwleka wątki, jego powieści osiągają miary nieprawdopodobnie długie i monumentalne, niemal tasiemcowe wykłady o portrecie społecznym. Jest jak Hitchcock, który w swoim fachu jest po prostu wspaniały, ale ich styl do mnie nie przemawia. Tworzą delikatny, niemal oswojony suspens, by po przeciągającej się linii fabularnej zaskoczyć nas i utrzymać w ryzach do ostatniej chwili, gdy zamykamy książkę lub oglądamy film. Doceniam obu panów, ich dzieła zasłużenie otrzymują szerokie grono adoratorów. Jednak pozostanę przy swojej opinii i nie będę zamierzał opowiadać więcej, dlaczego King nie należy do moich ulubionych pisarzy. 

Przeczytałem jednakże jego książkę, jednak jeśli ktoś nie lubi powolnej narracji i spokojnej, nienachalnej atmosfery grozy, może sobie ze Lśnieniem nie poradzić. Rozkręca się gdzieś w okolicy połowy książki. Zanim dochodzi do potwornych scen poznajemy bohaterów ich przeszłość i to, do czego są zdolni.

Lśnienie, to historia o rodzinie, która postanawia zamieszkać w hotelu Panorama, wysoko w górach, gdzie panuje atmosfera okresem zwanym zima. Dlaczego tam się udają?, ponieważ Jack jest pisarzem i potrzebuje całkowitej ciszy, by stworzyć kolejny bestseller, stara się zapomnieć o nękającej go przeszłości. Ma problemy ze sobą, a ten hotel stać się ma dla niego powrotem do normalności i niewyczerpanej weny pisarskiej. 

Wszystko rozpoczyna się bardzo spokojnie, do czasu. Danny, jego syn, to niespełna sześciolatek, który posiada nadnaturalne zdolności. Potrafi przewidzieć sceny niebezpieczne dla młodego umysłu, potrafi ,,wejść'' do czyjejś głowy i dowiedzieć się o czym myśli i jakie ma zamiary. Co więcej, rozmawia z Tonym, niewidzialnym przyjacielem, który jest dla niego drogowskazem i pewnego rodzaju duchem. Danny to nad wyraz bystry dzieciak jak na swój wiek, potrafi wyczuć czyjąś obecność, a czasem nawet widzi zmarłych lokatorów, ponieważ w Panoramie popełniono zbrodnię, o której oczywiście poinformowano Jacka, gdy wykupywał ją na okres kilku miesięcy (dokładnie trzech).





Lśnienie jednak nie byłoby tak sławne, gdyby nie film Stanley Kubricka o tym samym tytule wydanym w 1980. Kubrick szukając ciekawy materiał na film, przeglądał książki tego sławnego współcześnie gatunku. Od pierwszych stron zauroczył go King, na co sam autor był zdziwiony, ponieważ ta powieść nie szokuje od początku. Tak czy owak, pisarz zgodził się na filmową ekranizację. Po jej ,,opublikowaniu'' w kinach jednak żałował tego, że dostarczył materiał w niepowołane ręce. Był oburzony tym, że amerykański reżyser bardzo wybiórczo potraktował jego dzieło. King jednak musiał czegoś nie zrozumieć. Kubrick był osobą wybitną, jego filmy należały do kategorii z tych, które wywołują kontrowersje i wielokrotnie były wycofywane z kina, ocenzurowane lub nagminnie oskarżane, ponieważ zawierały treść, które były nie na rękę dystrybutorom i opinii publicznej. Nic też zaskakującego w tym, że Kubrick postanowił zrobić z książki osobny film, na własny użytek. Nigdy nie należał do tych reżyserów, którzy starają się odwzorować (w pełnym tego znaczeniu słowa) cudze dokonania. W filmie Mechaniczna pomarańcza, całkowicie pominął ostatni rozdział książki Nakręcana pomarańcza, co sprawiło, że wydźwięk utworu pozostał oryginalny. Lolita, sam rysopis psychologiczny młodej dziewczyny zupełnie nijak ma się do tej z lektury Nabokova i wygląda na starszą (ze względu na nacisk obyczajowy), ale właśnie na tym polegała siła Kubricka. Zawsze starał się coś dodać od siebie, przemielić światową literaturę na coś, co sprawi, że odkryjemy je na nowo z innej perspektywy. Jest takim reinterpretatorem pisarzy. Jednak to ekranizacja Lśnienia spowodowała, że całkowicie niewiele wspólnego miały ze sobą książka a film.

Postać żony Jacka, Wendy, zupełnie nie przypomina tej z kartek powieści. U Kinga jest szczupłą, zgrabną i śliczną blondynką, natomiast reżyser zatrudnił Shelley Duvall, która w filmie wygląda okropnie, jest czarnowłosą, chudą i białą jak ściana kobietą. Jej charakter jest całkowicie przeciwny. Kubrick celowo sprawił byśmy od początku seansu znienawidzili irytującą Wendy. Podczas oglądania mamy kibicować Jackiemu, by dorwał ją i zabił.




Mimo, że Kubrick należy do czołówki moich ulubionych reżyserów, to jednak Lśnienie okazuje się rozczarowaniem, gdy zaczniemy analizować zarys psychologiczny postaci Jacka. Od tej strony jest źle zrealizowany. W tej roli Jack Nicholson od pierwszych scen wygląda, jak ktoś obłąkany i szyderczo podśmiechuje się na wieść o tym, że w Panoramie doszło do mordu. Jego euforyczne doznania podczas osiedlenia się w hotelu zwiastują kłopoty. To naprawdę największa bolączka adaptacji książki. Wiele wątków zostaje nie do końca wyjaśniona, chyba, że przeczytaliście książkę, więc można sobie dopowiedzieć bez problemu. Całe to szaleństwo Jacka jest zbyt nagłe i niezrozumiałe. Danny przestaje mieć znaczenie i pozostaje pozbawiony paranormalnych zdolności. 

O ile książka jest szeroko rozpisana na temat nawrotu choroby Jacka - alkoholizmu - którego strzeże się jak może, choć cały czas chodzi mu po głowie ,,Boziu, ale bym sobie wypił'' i jest głównym motorem nieszczęścia do którego zostaje wciągnięty przez osoby trzecie. Tak film pobieżnie traktuje spektrum dawnego nawyku i jest tylko pretekstem do wybuchu obłędu antagonisty. Kubrick w takim przypadku musiał zrezygnować z tego, że będzie morał i próba rozgrzeszenia Jacka z jego nieuleczalnej choroby. Tak oto King jest wyżej notowany, ponieważ stara się go pokazać z tej ludzkiej strony. Jack stara się być dobrym mężem, przykładnym ojcem i pragnie zapanować nad własnym popędem do zasięgnięcia po butelkę. U reżysera tego nie doświadczymy, ale nawet jeśli porusza tylko i wyłącznie kwestię szaleństwa wciąż stoimy za Jackiem Nicholsonem, bo cała reszta rodziny nie dorównuje mu charyzmą, ani większymi umiejętnościami. Staje się bezkarny w porównaniu z dziełem Kinga.

Pytanie pozostaje. W jaki sposób Lśnienie przeraża widza? Kubrick ma na to sposoby - choć King, oburzony zbeszczeszczeniem jego powieści, stwierdził, że reżyser Odysei Kosmicznej nie rozumie na czym polega istota horroru. Otóż Kubrick straszy za dnia! Tym razem mamy do czynienia z horrorem znakomicie oświetlonym, nie starano się zakryć choć odrobiny cieniem pomieszczeń. To światło udowadnia, że nie potrzeba ciemnych zakamarków, by przyszły po nas demony, a w zasadzie duchy. Teraz już nic się nie ukryje. Zło przebywa na wolności w jasnych barwach. Kubrick zignorował fakt, że musi być mroczno i ponuro. Noc nadchodzi dopiero w ostatecznej konfrontacji, tak jakby ciemność owładnęła Jacka od stóp do głów, a wcześniej miał w sobie choć odrobinę blasku w sercu. Tytułowe lśnienie to symbol toporu (a scena z jego użyciem przeszła do historii kina), a nie historia o chłopcu o umiejętnościach jasnowidza. Kubrick nie idzie na kompromis z dziełem Kinga. Dodaje i usuwa wątki, które w jego mniemaniu mają przerazić. Ogromny plus za labirynt, jest jakby zastępcą żywopłotu, o który dbał i przycinał Jack w powieści (reżyser usunął sceny poruszających się przystrzyżonych zielonych zwierząt ze względu na niemoc techniczną). Finał państwa Torrance jest zależny od intencji twórców. Różnią się ze sobą zakończenia, choć fatalistyczny los Jacka jest taki sam.

A co z pomieszczeniem pod numerem 237 (w książce jest oznakowany liczbą 217)? Powstał dokument mający na celu odsłonić przed widzem ukryte znaczenia, jakie zawarto w filmie Pokój 237 - spisek i teoria. Scena z udziałem w tym pomieszczeniu przeszła do historii kina ze względu na jej tajemnicę, której po odkryciu jesteśmy zaskoczeni. W dzieciństwie każdy z nas bałby się tam zaglądać. I tutaj mamy także różnicę między powieścią a indywidualną ekranizacją (w książce Danny zagląda do drzwi z numerem 217, zaś w filmie to Jack odwiedza tą lokację). Nie wspominając już o tym, że są różnice w przedstawieniu owego zdarzenia związanego z tym pomieszczeniem.

Jack Torrance zyskał 25 miejsce na liście największych czarnych charakterów kina wszech czasów w 2003 roku przez American Film Institute. To, co sprawiło wrażenie przed premierą był trailer. Wręcz hollywodzko poprowadzony, ale to na marginesie wspominając.




Po niezadowoleniu, przyszedł okres buntu. King postanowił, aby zrealizować ekranizację zgodnie z duchem pierwowzoru. I tak oto w 1997 powstał miniserial, składający się z trzech odcinków wiernie odzwierciedlający historię państwa Torrance. Jednakże w wielu aspektach jest zwyczajnie słabszy od filmu Kubricka. King jest miernym reżyserem i po debiucie dał sobie spokój z kamerą, i zaczął przekazywać własne prace bardziej doświadczonym rzemieślnikom (miał też sposobność bycia scenarzystą, aktorem) w przeciwieństwie do Clive Barkera (drugiego najbardziej popularnego mistrza horrorów?), który swoje ,,wynaturzenia'' fantastycznie nakładał w kadry.

 Poziom aktorski mini cyklu kuleje - widać, że to taka telewizyjna produkcja. Jack w roli Stevena Webera nie ma zupełnie nic z szaleństwa, a Danny to taki chłopczyk wyglądający niewinnie i gra na odczepnego (w przeciwieństwie u Kubricka). Jedynie Wendy stara się być podenerwowaną matką przez dramatyczne okoliczności jakie zachodzą w jej rodzinie i w tej kreacji jest całkiem niezła. Wszystko została pieczołowicie pokazane, jak w książce i nic nie zostało dodane w imieniu inwencji twórczej. Kropka w kropkę naśladuje Kinga najmocniej jak się da. 

Nie można odmówić mu klimatu, całkowicie odmienny od tego, co ogląda u się u Stanleya. Jest ciemniej, bardziej szaro. Oświetlenie działa na innych zasadach. Nie licząc ujęć na świeżym powietrzu. Biel, aż w oczy kole. Muzyka nawet zapada w ucho, ale soundtrack Krzysztofa Pendereckiego i Węgrów Beli Bartoka i Gyorgi Ligeti z wersji 1980 roku jednak lepiej się spisuje. To ich utwory powodują zagrożenie, adrenalinę i szybsze skoki serca. Ścieżka muzyczna zawsze stanowiła atut filmów Kubricka

Niestety długość seansu przekracza dopuszczalną normę (trwa ponad cztery godziny). To też pokazuje, dlaczego Kubrick odpuścił sobie wierną ekranizację. Reżyser musiał zmieścić się w racjonalnej dla widza długości materiału. Oczywiście mógłby pozwolić sobie na trzy godzinny film, ale zakładam, że tempo akcji siadłoby w kluczowych momentach.

Czy mistrz musi być jeden? Nie sądzę. Obaj panowie: Kubrick i King dokonali czegoś przełomowego. Obu uważam za mistrzów, ponieważ stworzyli bardzo interesujący i kompletny horror. Każdy z nich bazował na własnych pobudkach i uważam, że King powinien się pogodzić z tym, że inni mają odmienną wizję, czym jest horror i na jakich regułach powinien działać. Toteż zachęcam do zajrzenia obydwu wersji. Ci, którzy lekturą mają za sobą, a nie interesuje ich miniserial, niech koniecznie obejrzą Lśnienie w wersji Kubricka i sami zdecydujcie, która historia Wam bardziej pasuje. Zagorzałym wielbicielom Lśnienia polecić mogę jedynie miniserial, bo w innym przypadku będą myśleć, że pomylili seans.

Lśnienie w wersji Kubricka

Lśnienie w wersji Micka Garrisa na podstawie powieści Kinga

Książkę Lśnienie można kupić, chociażby tu


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz