skip to main |
skip to sidebar
Doceniam prace Warrena Ellisa, ale w tym wypadku powinęło mu się pióro.
Rok 1916 nazywano Rokiem Bez Lata.
Akcja dzieje się w Szwajcarii, nad brzegiem Jeziora Genewskiego. Mary Wollstonecraft Godwin zaczęła prace nad powieścią FRANKENSTEIN.
Wróćmy do przeszłości. Przyrodnia siostra Mary, Claire, mija po drodze do celu tajemniczy zamek. Postanawia się do niego udać. Okazuje się, że nawiedziła zamek Frankensteina. Dawny dom Conrada Dippela - teologa, pisarza i alchemika. Zjawa tego zapomnianego przez ludzi miejsca, opowiada Mary o przeszłości i przyszłości o tym rzekomym mistrzu, który znał się nad nitrogliceryną i przeróżnymi eksperymentami, badaniami nad długowiecznością.
Trudno wyjaśnić mi przyczynę, dlaczego tak wdzięczny temat został zaprzepaszczony. Jest przede wszystkim za krótki (49 stron to niewiele i zaważyło na jego niekorzyść), mało intrygujący i niespójny. Ellis próbuje poruszyć ważkie tematy, ale jest nieudolny i niekompetentny w tym, co robi.
Jedyny atut, to kreska kojarząca się z niemieckim ekspresjonizmem. Dobrze zarysowany, a czerń wymieszana z bielą nadaje klimat tej pustej powieści. Nasz rodak dał popis - jako jedyny.
Dla jakiego odbiorcy jest ten komiks? Do kogo kieruje swój scenariusz? Ani to dla miłośników Frankensteina, ani dla osób lubujących się w powieściach grozy. Ci, co oczekują, że Ellis przybliży wam arkany alchemii i sposób na długowieczność, zawiodą się niemiłosiernie. Brakuje jakiegoś punktu zaczepienia, coś, co napędzałoby tą historię. Żaden wątek się nie wyróżnia i jest to podstawowy błąd, dlaczego odłożyłem komiks bez pożegnania.
A tak tylko obserwujemy na ostatniej stronie, jak bohaterka opuszcza gotycki zamek i wraz z nią zamykamy nasz rozdział związany z dziełem, z tym że, w przeciwieństwie do niej, nic emocjonującego nie zapamiętujemy.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz