Guy Ritchie wykrzesał z komedii kryminalnej wiele dobrego. Nadał temu gatunkowi należne mu miejsce. Zapewniając widzom godną niepożałowania rozrywkę, która trzyma nas przed ekranem aż po napisy końcowe. A potem oglądamy te napisy, bo w tle leci przewspaniała muzyka, która kojarzy się z dobrym kinem akcji.
Jednak żeby docenić ten film, trzeba rozumieć i akceptować angielski humor, który wyróżnia się na tle Europy i Zachodu. Komizm sytuacyjny w najlepszym wydaniu.
To, co ubarwia prosty początek filmu, są nim bohaterowie. Jest sam Jason Statham (współczesny ulubieniec reżyserów kina z rodu sensacji), który dla niego ,,Porachunki'' i współpraca z Ritchie była przepustką dla dalszej kariery, jako aktora. Właściwie jego aparycja i muskulatura idealnie wpasowuje się w postacie twardego mężczyzny z lat 80'i 90'. Jednak nie o nim jest ten wpis, choć nie ukrywam, dobrze sprawdził się w roli Bekonu.
Tak się bawi Londyn! |
Poznajemy czterech kumpli, wspomniany Bekon, Mydło, ponieważ dba o czystość, nie kręcą go brudne interesy, jest Gruby i Eddy - karciany mistrz - który zadłuża się u Harry'ego ,,Tasaka'', przez co musi uzbierać sumkę 500 000 funtów w ciągu tygodnia inaczej czeka go niemiły los. Od tego momentu wszystko stanie się nieprzewidywalne.
Intryga jest upleciona z kilku perspektyw, gdzie wraz z rozwojem akcji zazębiają się, by pokazać nadzwyczajny zbieg okoliczności, który nie został wyssany bez logicznego spoiwa. Fabuła koncentruje się na każdej płaszczyźnie. Na tytułowych porachunkach. Dużo strzelania, morderstw, chęć zdobycia ogromnej masy pieniędzy, zaglądanie do zaułków, gdzie panuje nielegalny interes. Dialogi odgrywają dużą rolę w tym widowisku. Londyn, jawi się jako miejsce, gdzie ludzie nie mogą spać spokojnie, jeśli posiadają cenne zabytki, mają długi lub kręcą towar, który dla wielu jest źródłem dochodu. Moją ulubioną postacią zostaje czarny koleżka Rory Breaker, gdzie jest tak przerysowaną postacią, że aż śmieszną. Niewinny z pozoru, groźny dla otoczenia. Mający przy tym nietuzinkowe pomysły na spłoszenie gości, którzy nie pozwalają mu oglądać telewizji w barze.
Guy Ritchie także wykorzystuje techniki filmowe, które dodają uroku tej produkcji. Umiejętność zatrzymania lub przyspieszenia akcji. Udowodnił już jako debiutant swoje możliwości. Jeszcze ten wdzięczny narrator z offu, który potrafi nakreślić sytuację i charakter postaci. Bardzo dobry zabieg, wkomponowujący się w całość. Zamieszanie i pogmatwanie relacji między scenami mogą przysporzyć kłopoty, ale są one na tyle sprytnie poprowadzone, że przy odpowiednim nastawieniu i koncentracji nie powodują zagubienia się w tym ,,bałaganie'' podczas seansu. Jest to też jednocześnie wizytówka tego reżysera, który wielokrotnie będzie powracał do tej formy w dalszych dziełach. Chociażby w ,,Przekręcie'', w drugim filmie, który jest jeszcze lepszy i bardziej zabawny, w moim mniemaniu.
Gdy ją ujrzałem w akcji, oniemiałem... |
Pozycja obowiązkowa dla osób, których intryguje ciemna strona Anglii. Uwielbia brytyjskie poczucie humoru (bez wymuszonego śmiechu), wielopiętrowe intrygi i postacie tak głupie i groteskowe, że aż podtrzymujące ten niecodzienny spektakl, w którym nic nie jest na poważnie.
Mógłbym wspomnieć o muzyce, ale jest ona tak wspaniale dobrana, że łatwiej byłoby wrzucić choć jeden kawałek ścieżki dźwiękowej byście odsłuchali i bujali się w rytmie utworu.
The Stone Roses - Fools Gold
Kino z Chrisem: Porachunki
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz