skip to main |
skip to sidebar
Oglądając ten film nie można ustrzec się przed nawiązaniami do innych dzieł z gatunku S-F. Najeżony jest zapożyczeniami z wielkiej klasyki filmowej w tym gatunku. Drony mają oczy, niemal podobne do Hala z ,,2001: Odysei Kosmicznej'', zresztą wyglądają jak statki z ,,Gwiezdnych Wojen''. Broń dzierżona przez Jacka Harpera (głównego bohatera) jest niemal identyczna jak z gry komputerowej ,,Mass Effect''. Świat niemal opuszczony przez ludzkość jest jakby żywcem wyjęta z ,,Jestem legendą'', a Jack odgrywa tu rolę poszukującego, wcielając się w wybrańca. Przychodzi mi na myśl film braci Wachowskich ,,Matrix''.
Mamy rok 2077. Z powodu wysokiego napromieniowania ludzie musieli przenieść się na księżyc. Na Ziemi pozostali nieliczni. Chociażby Jack (w tej roli Tom Cruise) i Vika (Andrea Riseborough). Razem współpracują, dzielą ,,lokum''. On naprawia drony bojowe walczące z padlinożercami. Ona natomiast nadzoruje działania Jacka, kontaktuje się z bazą w kosmosie i jest rozsądkiem w tej ekipie.
Jack jest bardziej skomplikowaną postacią, zadaje pytania o których Vika nie chce słyszeć. Ma wizje, widzi w niej kobietę i teleskop. Po pewnym czasie, po dość rutynowej kontroli odkrywa coś, co na zawsze sprawia u niego jeszcze szerszy zakres pytań. Więcej nie powiem, bo musiałbym zdradzać wątki fabularne, a tego nie chcę.
Film nie za bardzo ma czym się wyróżnić. Z racji, że non stop korzysta z popkultury i klasyki, staję się wręcz odtwórczy w swoim wykonaniu. Jest przewidywalny, a od drugiej połowy seansu wręcz kipi hollywodzkim zagraniem i cała tajemnica lega w gruzach, a urozmaicenie go pewnym wątkiem, mocno ostatnio w kinie wykorzystywanym, wydał mi się przedłużeniem tego seansu o kolejne minuty, by widz mógł się czym nasycić.
Gra aktorów - nie miałem żadnych oczekiwań. Tom Cruise, podobnie jak jej asystentka spisała się, lecz mam spore zastrzeżenia, co do innej kobiety - i nie z tej bazy kosmicznej - zwyczajnie zagrała mniej efektownie. Morgan Freeman, jak to on, poprawia nastrój widza i miło się go ogląda na ekranie.
Jest to drugi film Kosińskiego i podobnie jak ,,Tron: Dziedzictwo'' wygląda po prostu przepięknie. Efekty wizualne są oazą dla oczu. Widać, że facet od debiutu odnalazł się w tak blockbusterowych wyczynach. Szkoda tylko, że za pięknem zewnętrznym nie idzie w parze z głębią fabularną. Jasne, to wciąż jest lepsze niż ,,Dredd'' (starsza wersja ze Stallone) albo ,,Pamięć absolutna'' (z Colinem Farrelem). I mimo, że Niepamięć nie będzie należeć do twoich 100 ulubionych filmów, to jednak warto obejrzeć, gdy skończyły Wam się pomysły na ciekawy seans z nie tak durnowatym scenariuszem, jak można byłoby sądzić, gdy idzie o skok na kasę. Jednak daleko mu do najlepszych filmów w dekoracjach Sci-Fi.
Kino z Chrisem: Niepamięć
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz